Obserwatorka #5
Pewnie leżałabym teraz na podłodze, ale nie. Wisiałam, bo moje ręce były skrępowanie i przywiązane do rury.
Całe moje ciało było posiniaczone, a kiedy traciłam przytomność, mężczyźni zadawali kolejne ciosy. Na razie użyli ostrych narzędzi do rozcięcia mojej koszulki i nogawek spodni. Miałam na sobie jedynie resztki bluzki i spodni...Do tego było mi zimno i czułam się coraz gorzej.
Jedyną moją nadzieją był Orihara. Na rodzica nie było co liczyć. On nie zna litości.
Oprawcy szydzili ze mnie i celowo wyłączyli ogrzewanie. Moje ręce i nogi były już sine tak jak wargi. Nie wiedziałam już ile tu jestem ani która jest godzina.
- Całkiem nieźle się trzymasz - parsknął mężczyzna z ciemnym irokezem i przetarł pięść. - jeszcze będziesz gadać. - dodał i z wielką satysfakcją przycisnął butem moją twarz do ściany.
- I tak nic wam nie powiem - prychnęłam i splunęłam krwią.
- To się jeszcze okaże - odpowiedział czyszcząc buta.
- Aż tak przyjemnie bije się bezbronne dziewczyny ? - zapytałam przymrużając powieki i unosząc brwi.
- Ty ? Bezbronna ? Nie rozśmieszaj mnie. Choć byłaś związana, wybiłaś Takeshiemu jedynki stopami ! - naburmuszył się i wskazał na kolegę przyciskającego torebkę z lodem do twarzy. - może powinienem Ci się odpłacić ?
- Oko za oko, ząb za ząb ? - zadrwiłam.
- Dokładnie - oznajmił i zbliżył swoją dłoń do mojej twarzy. Wykorzystałam okazję i ugryzłam go z całej siły. Zawył z bólu.
- Ohyda ! Gdzieś ty te łapy pchał ? - wystawiłam język. - ale patrz jaki masz ładny wzorek. - uśmiechnęłam się.
- Nie pogrywaj sobie ze mną ! - krzyknął trzymając się na dłoń, z której zaczęła lecieć krew. - mów wszystko co wiesz o informatorze albo upuszczę Ci trochę krwi !
- Zapomnij śmieciu. Nic Ci nie powiem - zaczęłam się głośno śmiać.
Oprawca wziął ostry nóż i wbił go w moje prawe kolano.
Ból był nie do zniesienia, a krew zabarwiała w szybkim tempie podłogę na czerwono. Z moich oczu ponownie wypłynęły łzy.
- HA HA HA ! I co ?! - zarechotał i wbił narzędzie nieco głębiej. Zasyczałam z bólu.
- Ugh...N-nic ci nie powiem - uśmiechnęłam się krzywo.
- Spokojnie. Prędzej czy później nie wytrzymasz i powiesz...albo zdechniesz - oświadczył i przejechał palcami po swoich włosach. - dobra chłopaki, idziemy coś przekąsić. A ty, poczekaj tu sobie na nas. Przyniosę cytrynę i sól, żeby ,,oczyścić" Twoje rany. - dokończył i po chwili wszyscy opuścili pomieszczenie.
- Nareszcie... - szepnęłam i oparłam głowę o zimną ścianę. - zapomniałeś o mnie czy jak ? - robiłam sobie pewnie fałszywą nadzieję, że ktoś mi pomorze. Musiałam jakoś sama się stąd wyrwać, tylko... nie miałam już siły. Ledwo oddychałam i straciłam sporo krwi, która była nawet na podłodze i ścianach.
Starałam się jak mogłam wyswobodzić ręce, ale na próżno. Jednie poobcierałam nadgarstki.
Zimny dreszcz przeszył moje ciało, które odmawiało już posłuszeństwa.
- Nie. Nie poddam się ! - syknęłam i zaczęłam się szarpać. Zignorowałam przerażający ból i nadal próbowałam się uwolnić. Podciągnęłam się nieco i zaczęłam gryźć sznur oplatający moje nadgarstki. - CHOLERA ! - krzyknęłam.
Po kilku minutach uwolniłam ręce i od razu złapałam nóż leżący na podłodze. Przecięłam kolejny sznur i mogłam już ruszać nogami.
Z wielkim trudem podniosłam się z podłogi i zacisnęłam obolałą dłoń na rękojeści. Z mojego kolana lała się krew, więc zabrałam kawałek materiału z podłogi i owinęłam nim ranę.
- Dobra, ty idź, a my przyjdziemy później - usłyszałam odgłosy za drzwiami.
Kiedy wszedł od razu wbiłam mu nóż w udo i zasłoniłam usta. Następnie związałam i wyszłam na korytarz.
- Gdzie Ty się wybierasz !? - jeden z mężczyzn krzyknął za mną. Ignorując ból zaczęłam biec przed siebie. Niestety szybko mnie dogonił i znów zawlókł do tego okropnego pokoju. Jego kolega zajmował się tym zranionym przeze mnie. Zaczęłam go okładać pięściami, ale błyskawicznie opadłam z sił. Rzucił mną o ścianę i podszedł.
- Mów $#&!%, co wiesz !! - wydarł się na mnie i zacisnął ręce na mojej szyi. Starałam się go odepchnąć, ale nie miałam szans.
- Sorry, ale nie sprzedam Izayi choćbyś dalej mnie torturował ! - wydusiłam i znów wymusiłam uśmiech.
Chciałabym się o tego uwolnić, ale....
- GADAJ ! - zacisnął ręce znacznie mocniej.
- Iza...ya - uroniłam jedną, małą łzę.
Niespodziewanie drzwi zostały otworzone silnym kopnięciem. Myślałam, że to ojciec, ale myliłam się.
- Witam - w progu stał dobrze mi znany brunet z przenikliwym spojrzeniem.
Uśmiechnęłam się jedynie, a następnie mężczyzna mnie puścił i mogłam już złapać oddech.
- Kim jesteś i czego tu chcesz ? - burknął i wskazał palcem na Oriharę.
- Ja ? Kimś mądrzejszym od ciebie i przyszedłem po Natsuś - zaśmiał się i zaczął powoli zbliżać.
- Ja bym na Twoim miejscu nie był taki pewny siebie. W końcu jest trzech na... - mina mu zrzedła.
- O co chodzi ? - brunet położył dłoń na brodzie i przyglądał się napastnikom z pogardą.
- To wina tej...tej - wskazał za mnie. - jest zakneblowana, a wybija zęby, kopie i gryzie ! - wrzasnął.
- Nie szczepiłem jej, więc się bój - zaczął śmiesznie ruszać palcami i mówił dramatycznie.
Pewnie bym zaprotestowała lub zaśmiała się, ale nie mogłam nawet drgnąć.
- Dobra. Rzygać mi się chce jak na was patrze - spoważniał i wyciągnął z kieszeni nożyk. - teraz się pobawię. - przymrużył oczy i skierował ostrze na mężczyznę z irokezem.
Ten zawahał się, ale po chwili przyjął pozycję gotowości do walki.
Izaya ruszył i bez problemu poradził sobie z napastnikiem. Nie sądziłam, że jest w tym aż tak dobry. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłosy walki. Orihara załatwił pozostałych i podszedł do mnie.
Poczułam na sobie miękkie futerko i podniosłam powieki.
- T-to Ty potrafisz płakać ?- zaśmiałam się, a z moich ust wypłynęła ciepła krew.
- Zgłupiałaś ? Jak Cię nie było to musiałem sam gotować i kroiłem cebulę - zaśmiał się i przetarł oczy.
- Gdzie się szlajałeś ? - wydukałam spokojnie.
- Bawiłem się z Shizusiem w gnębiciela i mściciela, ale zadzwonił mój telefon i usłyszałem coś nieciekawego - wytłumaczył i ostrożnie zaczął mnie podnosić z brudnej oraz zimnej podłogi.
- Nic im o Tobie nie powiedziałam... - odparłam cicho.
- Wiem. Byłaś dzielna - domyśliłam się, że na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Tak. Dla ciebie - powiedziałam i wtuliłam się w niego.
- Co przez to rozumiesz ? - zapytał zaintrygowany.
- Nic takiego... - uśmiechnęłam się i rozkoszowałam ciepłem futerka.
Powoli otworzyłam oczy i szybko rozpoznałam pomieszczenie. Było to dobrze mi znane biuro informatora z Ikebukuro.
- Ugh... - zasyczałam z bólu.
Nadal byłam owinięta cieplutkim futerkiem, ale moje rany były opatrzone i miałam na sobie inną koszulę.
- Zajął się Tobą pewien lekarz, którego znam - dopiero teraz dostrzegłam siedzącego naprzeciw mnie Oriharę. Zapewne przyniósł mnie tu. - nie było jakiś poważniejszych obrażeń, ale na kolanie zostanie Ci blizna. Ewentualnie jakiaś jedna, dwa drobne na ręce, ale poza tym, to w większości stłuczenia. - wyrecytował przeglądając jakieś papiery.
- Ile...już tak leżę ? - zapytałam starając się namierzyć wzrokiem zegarek.
- Odpłynęłaś niedługo po opuszczeniu tamtego miejsca, a było to... - przerwał na moment. - wczoraj po dwudziestej, a teraz mamy jedenastą rano. - dokończył jak gdyby nigdy nic i kontynuował czytanie.
Zastanowiłam się przez chwilę i zapytałam.
- Jak poradziłeś sobie z moim ojcem ?
- Hmm...? Postraszyłem go trochę, a w zamian za Ciebie sprzedałem trochę informacji. Nie bardzo mu pomogą, raczej bardziej mi - zachichotał.
- Mogłam się tego spodziewać - pomyślałam. - ech...i co Ty teraz nieszczęsny poczniesz ? - westchnęłam i zaakcentowałam przedostatni wyraz.
- Hmmm...? - przechylił nieznacznie głowę.
- Kto Ci będzie gotował, kiedy ja nie mogę ? - zaśmiałam się cicho i zerknęłam w stronę mężczyzny.
- No...to jest problem, ale gorsze jest to, że... - zaczął ze skwaszoną miną.
- ... teraz musisz gotować mnie - dokończyłam zadowolona.
Obawiałam się, że kuchnia tego nie przetrwa, a brunet zrobi sobie krzywdę, ale jak na razie nic na to nie wskazywało. Aktualnie Orihara zajmuje się swoimi sprawami, a ja ,,odpoczywam". Chciałabym gdzieś wyjść, gdziekolwiek, ale moje rany na to nie pozwalają.
Co gorsza myśli zaprzątała mi jeszcze jedna rzecz...
- Kiedy wyzdrowieję...będę musiała odejść - odbiło się w mojej głowie.
Wcześniej miał mi pomóc znaleźć informacje o ojcu - zrobił to. W prawdzie, to jeszcze nie koniec, ale również kwestia czasu, kiedy Orihara wykorzysta swoją wiedzę, by ich pogrążyć. Taki był również mój cel...ale teraz ?
- Chciałabym z nim zostać - szepnęłam sama do siebie i mimowolnie zaczęłam płakać.
Wkrótce do biura wrócił Izaya.
- Proszę ! Smacznego życzę - wycedził z uśmieszkiem.
- Yyy... - zerknęłam na talerz. Były na nim dwie kanapki z serem białym i pomidorem, kilka tabletek i onigiri* oraz herbata.
- Później skoczę do sklepu i kupię Ci dango** jeśli chcesz - uśmiechnął się i usiadł za swoim biurkiem.
{*Onigiri - popularna potrawa w Japonii. Onigiri jest zrobione z ryżu uformowanego w trójkątny lub owalny kształt, czasami zawinięte w nori.
**Dango -vtradycyjne japońskie kluski robione z mochiko czyli mąki ryżowej, zbliżone do mochi. Zazwyczaj podaje się po trzy-cztery sztuki nabite na szpadkę. }
Postanowiłam nie wybrzydzać. Sam fakt, że bez protestów coś mi przygotował był wielkim sukcesem.
Z wielkim wysiłkiem podniosłam się do pozycji siedzącej i po zażyciu leków zaczęłam jeść.
- Ale on nie umie gotować - podsumowałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
Przemogłam się i zjadłam niemal wszystko.
Po obiedzie...a może śniadaniu, zaczęłam się okropnie nudzić. Orihara zajmował się swoimi sprawami, a ja musiałam się tu kisić jak ogórek w słoiku.
- Izaya znajdź mi coś do roboty - burknęłam w końcu.
- Przecież powinnaś odpoczywać, Natsuś - podparł brodę dłonią i posłał mi szydercy uśmieszek.
- Doskonale wiesz, że nie wytrzymam takiej bezczynności - prychnęłam i odwróciłam głowę udając złość.
- Zastanowię się - powiedział po chwili i wrócił do sprawdzania wiadomości na stronie Dollarów.
- Nie drażnij się ze mną ! Wiem, że... - przerwałam. - nie chcę być bezużyteczna. - dokończyłam i spuściłam głowę.
- Chcesz wzbudzić moją litość ? - zapytał ironicznie. Westchnęłam tylko i opadłam na kanapę.
- Już nieważne... - oznajmiłam cicho i ukryłam twarz w futerku.
- No już dobrze - wstał z uniesionymi w geście poddania się rękami. - ale wiedz, że mogę dać Ci jedynie papierkową robotę.
Lepsze to niż nic. Z wieklą, jak nigdy, ochotą zabrałam się do pracy. Posegregowałam co trzeba, przeanalizowałam, napisałam streszczenia i...
- Nie wierzę...
- W Mikołaja ? - zaśmiał się Orihara.
- Co Ty... - powstrzymałam się od komentarza i kontynuowałam. - wspólnicy mojego ojca zostali złapani, a on sam stracił towar i może niedługo stać się celem policji ! - na mojej twarzy zagościła radość. - dałeś mi to celowo ? - zapytałam nie odrywając wzroku od kartki.
- Kto wie... - powiedział zagadkowo.
- Dziękuję, Izaya - powiedziałam i odwróciłam głowę w jego stronę, by posłać mu promienny uśmiech. - bardzo Ci dziękuję...
Minęły niemal dwa tygodnie, a kuchnia Orihary nieco się poprawiła. Czasami nawet udzielałam mu wskazówek.
Dziś, jak zwykle co trzeci dzień, miał iść po przekąskę dla mnie. Dango jednak się nie doczekałam, bo zasnęłam.
W moim śnie znajdowałam się w moim rodzinnym domu. Spojrzałam na lustro. Odbiła się w nim mała i szczuplutka dziewczynka o błyszczących oczach i wesołym uśmiechu. Z tyłu za nią stałam ja - obecna. Znacznie wyższa, z dłuższymi włosami, ale bez uśmiechu i z przenikliwym wzrokiem.
- Zmieniłam się przez te lata...
Znowu poczułam jak to jest być dzieckiem. Zaczęłam przechadzać się po dużym domu. Aż zdziwiło mnie jak wiele zapamiętałam.
Niebawem znalazłam też domowników. Z dziadkami wymieniłam tylko kilka zdań. Babcia podała mi moje ulubione danie z dzieciństwa i przez moment wydawało mi się, że znów czuję ten cudowny zapach.
- Zjedz do końca - babcia odezwała się nagle. Jej twarz jakby przysłaniała mgła.
- A-ale ja już nie mogę - odpowiedziałam.
- Masz to zjeść, a nie marnować ! - krzyknęła i dosłownie wyrwała mi resztę jedzenia.
Miałam ochotę płakać. W końcu to byłam dawna ja. Wstałam i poszłam w kierunku swojego pokoju.
- O ! Natsuki - usłyszałam ciepły głos mamy. - przed chwilą Cię wołałam i prosiłam, żebyś przyniosła miotłę, gdzie ona jest ? - zerknęła na mnie gniewnie.
Różniła się od kobiety, którą niedawno spotkałam. Była nieco pulchniejsza, miała króciutkie włosy i na jej twarzy odbijało się zmęczenie.
- Pytałam się o coś - warknęła.
- Ale ja nie słyszałam, żebyś mnie wołała - odparłam.
- Jak to nie ?! - krzyknęła. - jak zwykle w ogóle nie słuchasz !
Zbierało mi się na płacz, ale pognałam po tą nieszczęsną miotłę i podałam ją rodzicielce. Powiedziała coś pod nosem, ale nic z tego nie zrozumiałam.
- Witaj Natsuki, tatuś przyjechał ! - usłyszałam za plecami znajomy i pełen miłości głos.
- Tata ! - odwróciłam się i zaczęłam biec w jego stronę, ale nagle oprzytomniałam i zatrzymałam się gwałtownie.
- Co się stało kochana ? - zapytał ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Racja...wtedy nie wiedziałam jeszcze jaki jest naprawdę i był dla mnie ważny.
Sen zamieniał się powoli w koszmar, a ja nie mogłam się obudzić. Wszystko było takie prawdziwe... Zaczęłam uciekać, ale gdziekolwiek bym nie była - i tak mnie odnajdywano.
- Natsuś, tutaj - do moich uszu dotarł pewien głos.. Podążyłam za nim i zobaczyłam na swojej drodze wysokiego bruneta ze znajomą twarzą.
- Pomóż mi - zaczęłam płakać.
- Spokojnie Natsuś - założył na mnie za dużą kurtkę z futerkiem. - ja Cię obronię... - te słowa odbiły się w moim umyśle...
- IZAYA TY PEDOFILU !! - zerwałam się i znów siedziałam na kanapie w biurze Orihary. Niestety zapiekło mnie też kilka ran.
- Co ?! O czym ty, do cholery śnisz ?! - brunet o mały włos nie spadł z fotela.
Zrobiłam się cała czerwona i naciągnęłam na głowę kaptur.
- O-o niczym ! To Ty mi się pojawiasz nagle...i mówisz mi jakieś podejrzane rzeczy - wybełkotałam trzęsąc się z nerwów.
- Mogę wiedzieć o czym Ty dokładnie śniłaś ? - podszedł i zdjął mi kaptur z głowy, a następnie zmierzył surowym wzrokiem.
Wiedziałam, że wyczuje kłamstwo...
- Byłam mała i płakałam, a nagle pojawiłeś się Ty i... - przerwałam.
- I co ? - dopytywał się nie odrywając ode mnie wzroku.
- Powiedziałeś, że mnie obronisz... - dokończyłam i zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
- No to ciekawe miewasz sny - zaśmiał się i zaczął powoli odchodzić.
- Czekaj ! - złapałam go za rękę bez zastanowienia.
Właściwie to po co ja to zrobiłam ? Nie miała pojęcia co powiedzieć i zaczęłam się jąkać.
- O co chodzi, Natsuś ? - zapytał nadal się uśmiechając.
- N-no bo...ja... - starałam się coś powiedzieć, ale miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. - ... chodzi o to, że ja...
- Wyduś to w końcu - odwrócił głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Moją twarz ponownie pokrył soczysty rumieniec.
- Ja... - zacisnęłam dłoń. - ...czy będę musiała odejść, kiedy to wszystko się skończy ? - oznajmiłam jednym tchem i szybko spuściłam wzrok.
- A chcesz ? - odparł kucając.
- Nie ! - krzyknęłam, ale opanowałam się, gdy nasze twarze znalazły się na równej wysokości i dostrzegłam szeroko otwarte oczy bruneta.
Czyżby nie spodziewał się tak żywej odpowiedzi ?
- Tak bardzo chcesz ze mną zostać ? - jego naturalna mina błyskawicznie powróciła i zaczął się niebezpiecznie przybliżać.
W końcu nie mogłam się już bardziej cofnąć, bo przeszkodziło mi oparcie kanapy. Do tego teraz to on trzymał moją, do tej pory wolną rękę.
- Może chcesz mi coś jeszcze powiedzieć ? - ciągnął, a uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
Co on chciał zrobić ? Nasze usta już niemal się stykały. Dzieliły je centymetry, milimetry i...
- Liczyłaś na coś więcej ? - odsunął się nagle i wybuchł głośnym śmiechem.
Siedziałam cała czerwona i zdezorientowana gapiąc się na niego.
- Jakie zabawne - niby otarł łezkę z oka i zaczął odchodzić.
Byłam zła, nie - wściekła. Zignorowałam rany i wstałam z kanapy. Szybkim krokiem dogoniłam mężczyznę i szarpnęłam go, by się odwrócił.
- Myślisz, że to śmieszne ?! - warknęłam. - nie traktuj mnie jak jakiejś zabawki ! Znosiłam wszystko ! Zjadłam przygotowane przez Ciebie jedzenie, chodź mi nie smakowało, bo cieszyłam się, że je dla mnie zrobiłeś ! - wygarnęłam mu. - tutaj poczułam się jak w domu, ale teraz widzę, że Ty chyba...mnie tu nie chcesz... - dokończyłam już spokojnym, ale pełnym żalu głosem.
Mimo wszystko, wiedziałam, że go kocham. Dlatego tak bardzo mnie to zabolało. Poczułam jak łzy gromadzą mi się pod powiekami i ledwo je powstrzymywałam przygryzając wargę.
- Ech...co ja z Tobą mam... - westchnął. Zdziwiła mnie taka reakcja, ale co miałam niby zrobić ?
Jednak zanim się zorientowałam poczułam coś ciepłego na policzku. Zrobiłam się czerwona po same uszy, bo otarło do mnie, że to...
- I-Izaya ? C-co Ty robisz ? - wydukałam.
- Chciałaś całusa, nie ? - odpowiedział obojętnie, ale czy to...
- Czy Ty się zarumieniłeś ? - zapytałam z uśmieszkiem.
- Co ? W życiu ! - burknął i szybko się odwrócił. Zaśmiałam się i zerknęłam na niego jeszcze raz.
- Nie podobało Ci się ? - powiedziałam zadziornie.
- Zrobiłaś się wyszczekana, Natsuś - zgrabnie ominął odpowiedź.
- Chcę Cię na własność - pomyślałam i położyłam palec na dolnej wardze.
C.D.N.
Śmiem kwestionować mój sposób pisania... Nie chcę pisać czegoś, co aż w oczy boli. A mam dziś (bardziej niż zwykle) wrażenie, że piszę pierdoły i nic z tego nie wynika. Osoba, która czyta nudzi się i dosłownie zmusza się do kontynuowania wnikania w żałosny tekst nic nie wnoszący do jej życia.
Aktualnie piszę opowiadanie z Kandą, bo mój humor odpowiada perfekcyjnie odzwierciedlając co trzeba...
Ech... Mam czwarty dzień z rzędu koszmary, a wszystkie opowiadania z ogromna ilością gwiazdek i wyświetleń z moimi ulubionymi bohaterami mnie nie ciekawią. Może i mam wypaczony gust, ale nie znoszę , kiedy miłość - za przeproszeniem - pojawia się z dupy. Dochodzi jeszcze charakter postaci przy fanfic. Jest on już określony. Dlatego:
Po pierwsze: Piszę tylko o postaciach z oglądanych anime.
Po drugie: Czytam np. wikie, by odświeżyć pamięć/znaleźć istotne, potrzebne informacje.
Po trzecie: Nie piszę na siłę, bo to wychodzi ,,cuś" jak z odbytu kota z hemoroidami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro