Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

trzydzieści siedem

- Hej, kto nasikał za naszym namiotem? Jedzie szczynami cały czas! - Świruska drze się na całe gardło, jakby jej odbiło, za to widzę minę Parówy. Chyba już wiem, kto to uczynił. Czyżby zemsta? Na twarzy chłopaka widnieje dzika satysfakcja, ale milczy jak zaklęty. Oby chociaż nie zaczął pogwizdywać  z zadowolenia. Ja też nie mam zamiaru się wyrywać z informacjami, niech sobie sama szuka. 

- Parówa, przeginasz, chłopie. - Gargulec parska z rozbawieniem, zgarniając resztki naszego prania. 

Ciekawa jestem, czy Świr się domyśli. Jeżeli tak, nie chciałabym być na jego miejscu.

- Chcesz jeszcze zejść nad jezioro? 

Kręcę głową. Nie chcę. 

- Jak masz ochotę, to idź, nie patrz na mnie, ja się jeszcze prześpię. Wszystko mi boli. - Nadal jestem jak połamana po nocnych wygibasach. Chociaż lubię sport, nigdy nie przepadałam za bieganiem, a bieganie po ciemku ze spakowanym plecakiem stanowczo przekracza moją skalę nielubienia. 

- Weź kocyk, poleżymy sobie na polanie, jest  cienia trochę, tylko nasze pranie powieszę. - Znika bezszelestnie z pełną miską pod pachą, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko udać się po koc. Cholerny Damka, znowu leży w łóżku Majki i gapi się na mnie bez słowa. Zaczynam tracić cierpliwość, ale póki co, zagryzam zęby i zgarniam koc ze swojej pryczy. Zastanawiam się, co z nim, u diabła, jest nie tak. 

Ledwie się kładę, przypominam sobie, że dałam Gargulcowi do powieszenia swoją bieliznę razem z innymi rzeczami. Ale obciach, mam tylko nadzieję, że żadne pływające żyjątko nie wygryzło w gaciach dziury, bo będzie mi jeszcze bardziej głupio. Nie zwróciłam na to uwagi, kiedy je prałam, a teraz za późno się martwić. 

- O, tu jesteś. - Majka uśmiecha się szeroko, co ostatnio zdarza się coraz częściej. Piękny ma ten uśmiech, taki rozjaśniający ją całą, jakby w oczach zaczynał się pożar, który stopniowo obejmuje całą jej postać. Nawet włosy robią się bardziej płomienne. Kocham ją taką właśnie, beztroską, szczęśliwą. Serce mi się ściska na myśl, jak bardzo ją zaniedbałam przez ten rok. Rzuca się na posłanie obok mnie, wtulając głowę w moje ramię. 

- Co tam, Chytrusku Lisku? 

- Maść ci przyniosłam, masz, smaruj się. - Wyciąga w moją stronę otwarty pojemnik, więc posłusznie nabieram śliskiego paskudztwa i wcieram dokładnie w bolące miejsca. Czyli w całe nogi i nawet skórę na plecach i brzuchu. Prawie natychmiast robi mi się lodowato tam, gdzie wklepałam mazidło, aż na całym ciele pojawia mi się gęsia skórka. 

- Co to za cholerstwo? Z zimna aż mnie telepie. - Spoglądam na nią z wyrzutem, bo nie lubię zimna prawie tak, jak biegania.

- Mówiłam ci, przeciwbólowa i przeciwzapalna. Jak masz mięśnie nadwerężone, musisz je chłodzącą maścią leczyć. Tak mówi tata, sorry. Lecę dalej, idziemy z Frankiem grać w piłkę. Możecie się dołączyć, jak dasz radę się zwlec. 

- Chyba sobie poleżę, poczekam, aż starość nadejdzie. - Zamykam oczy i staram się ignorować lodowate igiełki wbijające się w skórę, ale nie jest to łatwe. Mam nadzieję tylko, że to chłodzące działanie nie będzie trwało długo, bo oszaleję.

- Czemu się tak wiercisz cały czas? - Rozbawiony głos Arka dociera do mnie z odległości paru kroków; znów nie usłyszałam, kiedy podszedł. 

- Przez Lisa. Nasmarowała mnie maścią dla świń, teraz mi strasznie zimno. 

- Posuń się trochę w lewo, zaraz cię uratuję. - Zawija mnie w koc, aż wyglądam jak naleśnik, a sam kładzie się na trawie obok i obejmuje mnie ramionami. Nie wiem, czy to kocyk, czy wspomnienie naszego poranka sprawia, że robi mi się znacząco cieplej i w końcu przestaję szczękać zębami.

- Majka naprawdę ma na imię Majka, czy tylko tak na nią mówicie?

- Naprawdę. Ja na nią mówię jeszcze Lisek albo Ruduś. 

- Chyba się polubili bardzo z Potterkiem. On o niczym innym nie mówi, tylko Majka to, Majka tamto.

- Yhym, chyba tak. - Mamroczę leniwie, rozkoszując się wracającym ciepełkiem. - Czemu mówią na ciebie Gargulec? 

 - Czytałaś Wiedźmina? 

- Jasne, że czytałam.

- Kiedyś, dawno temu, jeszcze byliśmy szczylami małymi, odgrywaliśmy cały czas taką scenę, jak Geralt walczy z gargulcem. No i ja byłem zwykle tym gargulcem do zabicia, a Anka był Geraltem, bo miał podobne włosy. 

- I tak ci zostało? 

- Zostało, sam się przyzwyczaiłem. I tak lepiej, niż Anka. On ma ksywkę po pierwszej dziewczynie, w której się zakochał. Rozstali się po jakimś miesiącu, a wszyscy dalej mówią na niego Anka.

- Żartujesz? Ale przerąbane. A jakby nazywała się Gienia, albo, no nie wiem, Pelagia? - Buzia sama mi się śmieje. Anka wcześniej miał długie włosy, często wiązał je w kucyk, wyobrażam sobie zdziwienie niektórych, kiedy się okazywało, że Anka z długimi włosami to facet.

Z tyłu za nami słychać jakąś kotłowaninę, Arek odwraca się sprawdzić, a ja, zawinięta ścisło w kocu, próbuję usiąść, tyle że bez powodzenia. Opadam z powrotem na trawę, wodząc oczami za miotającą się w pobliżu pannicą.

- Zuzka! Co ty wyrabiasz? - Zszokowany głos Naczelnej zatrzymuje Zuzę w miejscu, ale tylko na chwilę. Dziewczyna wygląda, jakby coś ją goniło, bo ogania się rękami i kopie nogami w powietrzu, po czym pędzi bez słowa w stronę ścieżki prowadzącej nad jezioro. Arek rzuca się za nią, na jego twarzy maluje się wyraz zrozumienia i przestrach. Udaje mi się uwolnić z koca i lecę za nimi, jak zresztą z pięć innych osób. 

Młoda wynurza się na chwilę z wody akurat w momencie, kiedy staję na brzegu, po czym z powrotem chowa się pod wodę z głową. Gargulec robi dokładnie to samo, tylko krzyczy w międzyczasie, żebyśmy stali nieruchomo. 

Zaczynam rozumieć, co się dzieje, bo teraz wyraźnie już widzę kilka sporych kształtów poruszających się gwałtownie nad ich głowami. Jeżeli się nie mylę, to właśnie atakują ich szerszenie. Nie mam pojęcia, co robić. Dzięki Bogu, obok nas nic nie lata, mówię więc cicho do Daniela, który stoi przy mnie, żeby biegł do Naczelnej powiedzieć, że szerszenie atakują i żeby rozpuścili po dwie tabletki wapna od uczuleń w trzech albo czterech kubkach. I niech weźmie na dół watę i butelkę octu, chyba że Majka ma coś po ugryzieniu w swoich zapasach.

- Odsuńcie się! - Parówa rozpycha nas na boki, biegnąc w dół jak taran. W dłoni ściska coś, co na pierwszy rzut oka wygląda jak wielki lakier do włosów. Pędzi z tym prosto do wody. Akurat Arek wystawia na chwilę głowę. - Zanurz się! - Krzyczy Parówa, pryskając swoim lakierem prosto na małe, latające stadko. Sama nie wierzę w to, co widzę, ale owady po prostu spadają nagle do wody, w miejscu, a on pryska na drugie kółko, latające nad miejscem, gdzie chowa się Zuza.

- Wychodźcie! Już po nich. - Parówa szturcha Arka pod wodą, obok pojawia się młoda, ledwie łapiąc powietrze. Oczy ma przerażone i zaczyna się oganiać, macha rękoma do momentu, gdy w końcu dostrzega innych, stojących nieruchomo.

- Nic wam nie jest? - Marta i Daniel biegną z góry z pełnymi kubkami. - Pogryzły was? 

- Jeden mnie ugryzł. W rękę. - Głos dziewczyny drży, jakby miała się rozpłakać. Dłoń jest opuchnięta, ale sądząc po czasie, jaki spędziła w wodzie, raczej nie ma uczulenia.

- Wyłaźcie, trzeba was obejrzeć. Macie wapno, na wszelki wypadek. Ty lepiej wypij to całe i połowę z drugiego kubka. 

Oglądam Gargulca dokładnie, ale chyba nic go nie użarło. Nie czuje zresztą sam, żeby coś go piekło. Majka smaruje jakimś cudeńkiem opuchliznę Zuzki, chyba tylko ten jeden ją dopadł, po czym zwraca się do naszego cichego bohatera: 

- Czym ty je załatwiłeś, Parówa? 

Chłopak uśmiecha się z dumą, pokazując pojemnik. To jakiś muchozol, na którym narysowane są osy i jakieś inne robale. Dobre to jest, potem spiszę sobie nazwę, przyda się na pewno. Zuzka patrzy w niego jak w obrazek. Mnie za to nurtuje inne pytanie. 

- Zuzka. Skąd te szerszenie się wzięły? Tyle tu jesteśmy, żaden jeszcze nikogo nie gonił.

Dziewczyna zakręca na palcu zdrowej ręki mokry brzeg T-shirtu, jakby się zawstydziła.

- Bo ja... widziałam, że te osy tam wlatują, i chciałam zobaczyć, czy jak zatkam wejście, to wyjdą jakąś inną stroną. Zatkałam dwie takie dziurki, a nagle zleciały się skądś, i zaczęły na mnie się rzucać, to uciekłam.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro