Rozdział 9
-To nie! - Nick wyrwał Lai kawałek korzenia, który chciała wrzucić do swojego pierwszego leku. - Od tego można dostać wysypki na całym ciele.
Dziewczyna była przekonana, że godzinę wcześniej chłopak mówił jej właśnie o tym składniku, stała więc teraz przy stole roboczym i przyglądała się wszystkim tym butelkom i pudełeczkom pełnym różnych ziół. Po chwili skierowała swój wzrok na miseczkę kremu na stłuczenia.
-To już wszystko - oznajmiła zastanawiając się, dlaczego Nick wcześniej nie wyprowadził jej z błędu.
-Tak - chłopak uśmiechnął się. Stał trochę z boku i uważnie obserwował, by dziewczyna dobrze wykonała swoje zadanie. - Możesz teraz zejść i posmarować tym Sophii kolano.
Młoda pacjentka czekała w izbie przyjęć z nogą ułożoną wygodnie na fotelu. Pracowała w fabryce i podobno spadła ze schodów, czego skutkiem było mocno stłuczone kolano. Przynajmniej tak zdiagnozowała Laia. Nick powiedział jej później, że być może jest to skręcenie, ale to wyjdzie dopiero za parę godzin. Dlatego więc, kazał jej przygotować maść uśmierzającą ból.
Dziewczyna delikatnie nałożyła krem na kolano Sophii, która krzywiła się przy każdym dotyku.
-Dobrze - podjęła Laia - powinnaś zostać do jutra w lecznicy - zerknęła na Nicka, który kiwnął głową - żeby upewnić się, że to nic poważniejszego. Poza tym, nie będziesz musiała się męczyć przychodząc tutaj.
-Dziękuje - Sophie spojrzała na nią. Jej umiejętnością była rozmowa ze zwierzętami, a drobna, elficka uroda dodawała jej delikatności.
Nick pomógł wstać dziewczynie i biorąc ją na ręce, zaniósł do najbliższej izolatki. Laia w tym czasie zapakowała resztę maści do pudełka i włożyła ją do szafki. Oparła się rękami o blat i westchnęła cicho. To był jej trzeci dzień jako medyka, a już czuła się wykończona. Wprawdzie Nick był bardzo miły a gdy przychodziły osoby z poważniejszymi problemami to ona obserwowała jego, a nie na odwrót.
Nagle drzwi otwarły się gwałtownie. Laia odwróciła się powoli przekonana, że to Nick. Jednak opierając się o klamkę stał ktoś inny. Była to cała zakrwawiona, szczupła blondynka. Dziewczyna doskoczyła do niej w dwóch krokach i zdołała uchronić przed upadkiem. Czując narastający strach Laia zaprowadziła dziewczynę na stół do badań.
Dziewczyna oddychała ciężko i z trudem utrzymywała przytomność. Na brzuchu miała ziejącą czerwienią ranę, jej włosy poklejone były od krwi.
-Nick! - Wrzasnęła Laia i najdelikatniej jak umiała zaczęła rozpinać koszulę pacjentki.
Ręce trzęsły się jej z przerażenia i widoku tak ogromnej ilości krwi.
W tym momencie do izby wpadł Nick i w ciągu sekundy zorientował się o co chodzi. Podbiegł do leżącej dziewczyny i pomógł Lai ściągnąć koszulę.
-To Rachel - powiedział szeptem - jednak z łowczyń.
Lai zmroziło krew. Nie potrafiła sobie przypomnieć powodu, dla którego chciała być łowcą. W dodatku głos medyka zdradzał napięcie, a to oznaczało, że sprawa jest poważna.
-Co się stało Rachel? - Zapytał kojącym głosem nie przerywając swojej pracy. Zręcznymi ruchami odkażał ranę.
-Nie wiem - wyspała dziewczyna - jakieś zwierze - krzyknęła, kiedy Nick przyłożył do jej rany namoczony alkoholem materiał.
-Muszę szyć - spojrzał na Laię i rzucił krótko - trzymaj ją.
Dziewczyna włożyła jej zwiniętą szmatkę do ust i podłożyła jej pod nos koziołka lekarskiego, roślinę znieczulającą.
-Rachel, posłuchaj mnie - Nick spojrzała na wykrzywioną z bólu twarz dziewczyny - będzie boleć, ale tylko przez chwilę. Laia będzie cię trzymać. Jak chcesz, możesz liczyć do trzydziestu.
Dziewczyna kiwnęła lekko głową i zamknęła oczy. W następnej sekundzie rozległ się zduszony przez szmatkę krzyk. Laia wytężyła wszystkie mięśnie, by trzymać Rachel w miejscu. Z przerażeniem i fascynacją przyglądała się jak zręczne palce medyka z niewiarygodną prędkością zszywają ranę.
Nagle ciało pod dziewczyną zwiotczało.
-Straciła przytomność - wyjaśnił Nick. - To nawet lepiej.
Po chwili chłopak związał nić i spojrzał na swoją pracę.
-Ma dwadzieścia osiem szwów - powiedział jakby do siebie. - Obmyj ją - polecił.
Laia posłusznie namoczyła szmatkę i delikatnie wytarła brzuch dziewczyny, ścierając z nie krew. Nick w tym czasie przyglądał się głowie łowczyni. Okazało się, że ma płytkie rozcięcia na skroni, które jednak krwawią obficie.
-Czy ona z tego wyjdzie? - Zapytała Laia po dłuższej chwili drżącym głosem.
-Nie wiem - odparł chłopak - straciła dużo krwi. - Pokręcił głową - nigdy wcześniej nic takiego się nie wydarzyło.
Spojrzał na swoją pomocnicę.
-Powinnaś usiąść - oznajmił - jesteś blada.
Laia protestowała słabo, ale Nick był nieugięty.
-Nie mam czasu zajmować się tobą, jeśli zemdlejesz. Krwawienie ustało, Muszę zrobić dla niej teraz stertę maści i leków i pilnować by nie zatraciła czynności życiowych. Przydasz się jak trochę ochłoniesz. Wiem, jakie ciężki jest taki widok po raz pierwszy - dodał łagodniej.
-Widziałeś już coś takiego? - Zapytała cicho siadając niezgrabnie na krześle pod ścianą.
-Nie - przyznał nie przestając się pochylać nad Rachel - ale pamiętam swoje pierwsze złamanie otwarte. Teraz nie mam czasu na słabości. Muszę pilnować jej życia. Kiedy poczujesz się już lepiej, zrób obchód po izolatkach i zrób co trzeba. Potem idź po resztę. To może być bezsenna noc.
Laia kiwnęła głową i oparła głowę o ścianę próbując odgonić obrazy zakrwawionej Rachel.
Podziwiała spokój i opanowanie chłopaka, mimo, że jasno dał do zrozumienia, że tak poważnych obrażeń nigdy wcześniej tutaj nie mięli. W ostatnim momencie powstrzymała się by zapytać, czy ktoś kiedyś umarł w obozie. To nie była sprawa na ten moment.
Nick biegał od stołu do biurka podając Rachel coraz to nowe leki i maści. Co chwila sprawdzała też świeżo zaszytą ranę.
Laia wzięła jeszcze kilka głębokich wdechów i wyszła sprowadzić resztę medyków.
...
Późnym wieczorem Della zorientowała się, że w domku obok nadal jest ciemno. Właściwie odkąd wróciła, nie widziała swojej sąsiadki.
Poczuła w żołądku ukłucie niepokoju. Z jakiegoś powodu wiedziała, że Laia nie przesiaduje teraz z jakimś chłopakiem.
Po chwili wahania narzuciła kurtkę i wybiegła z domku. Nie wiedząc dokąd iść udała się na polankę. Ku jej zdziwieniu panował tam całkiem spory ruch. Podeszła bliżej.
Przy ognisku siedziała Mara i kilku łowców z medykami.
Niepokój przerodził się w strach. Coś musiało się stać. Nagle zauważyła Fionę, która podbiegła do niej.
-Co się stało? - Della zmierzyła ją wzrokiem.
-Rachel - wysapała dziewczyna - coś ją zaatakowało. Od kilku godzin leży w leczniczy. Nick pozszywał ją jak mógł, ale wygląda na to, że przeklęty stwór miał w sobie jad.
Della stała przez chwilę bez ruchu. Nie, to nie mogło się stać. Nie Rachel, ona była jedną z najbardziej utalentowanych łowców. Poczuła rozchodzący się chłód po jej ciele.
-Wiemy jak wyglądało to zwierze?
-Nie - Fiona pokręciła głową - Rachel jest nieprzytomna. Próbujemy właśnie ustalić co wiemy, ale nie mamy żadnych wiadomości.
Della nie słuchała jej już. Puściła się biegiem do lecznicy. Musiała zobaczyć rany dziewczyny. Jeśli wszystko będzie się zgadzać, to obóz ma nowy problem.
Wpadła jak burza do poczekalni i zauważyła Laię i kilku medyków rozłożonych na kanapach.
-Gdzie Rachel? - Zapytała bez wstępów.
-Na izbie, ale...
Dziewczyna nie pozwoliła dokończyć, pchnęła drewniane drzwi i mijając dwie dziewczyny mieszające zawzięcie jakieś maści skierowała się wprost do stołu.
Ignorując wszelkie protestu delikatnie odsłoniła materiał przykrywający dziewczynę.
Z sykiem wciągnęła powietrze. Nawet przez szwy dokładnie widziała rozstaw pazurów zwierzęcia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro