Rozdział 5
Przy śniadaniu do stołu Lai dosiadło się jeszcze kilkoro nastolatków. Wszyscy zasypywali ją gradem pytań i opowieści, jednak dziewczyna słuchała ich tylko w połowie. Bardziej pochłaniały ją własne obserwacje. Zauważyła, że prawie wszyscy siedzą większymi grupkami, tylko ta Della jadła śniadanie w samotności. Czyżby nie miała tutaj zbyt wielu przyjaciół? Laia przypomniała sobie jak poprzedniego dnia kiedy została złapana, obozowicze na początku upewnili się, czy dziewczynie nic nie jest, a dopiero potem zajęli się nią. W takim razie może jest sama z własnej woli? Potem pomyślała o jej chłodnych i pogardliwych oczach, które zauważyła wieczorem przez okno.
Jedno było pewne, Della była jeszcze bardziej inna od jej towarzyszy, a Laia zamierzała poznać ją bliżej. Być może, wystarczy jej trochę ciepła, i jej lodowaty wzrok złagodnieje nieco, a twarz nabierze kolorów.
Jednak gdy Della podniosła głowę a ich spojrzenia się spotkały Laia poczuła jakby ktoś właśnie trafił ją sopelkiem lodu. Prędko odwróciła wzrok.
Nagle dotarł do niej, że reszta jej towarzyszy wpatruje się w nią wyczekująco.
-Przepraszam, nie usłyszałam - wybąkała dziewczyna próbując otrząsnąć się z nieprzyjemnego wrażenia jakie wzbudzała w niej Della.
-Pytałam, czy zjadłaś już śniadanie - usłyszała nieco ironiczny głos tuż nad uchem i podskoczyła wystraszona. Przekręciła głowę i przekonała się, że nad nią sterczy zniecierpliwiona Mara. - Jeśli myślisz, że mam cały dzień na to by zdecydować gdzie cię przydzielić, to się mylisz.
-Przepraszam, tak jestem już gotowa - odparła Laia i wstała z ławki. W rzeczywistości nie była ani trochę gotowa, nie chciała w żaden sposób łączyć się z tym obozem, a już tym bardziej pracować w nim.
Z żalem odprowadziła wzrokiem prawie nietkniętą porcję jajecznicy, ale posłusznie kroczyła u boku Mary.
-Zdążyłam się już zorientować, że kucharki raczej z ciebie nie będzie - powiedziała zaskakująco przyjaznym i wesołym tonem.
-Cóż, dla waszego dobra, lepiej tego nie rób - odparła dziewczyna.
-Ogrodnicy?
-Macie tu jakiś ogród - Laia uniosła brwi.
-Nie, ale ktoś musi uprawiać nasze pole - pokręciła z rezygnacją głową - na razie mamy tylko trzech ogrodników, więc jeśli chciałabyś dołączyć do ich drużyny, to przyjmą cię chętnie.
Laia z całych sił próbowała sobie wyobrazić siebie w spodniach na szelkach jak grabi ziemię, ale gdy tylko taki obraz stanął jej przed oczami, skrzywiła się.
-To nie dla mnie.
-Cóż, nauczycielem ani uczniem też nie będziesz - westchnęła Mara.
-Dlaczego?
-Uczniowie to tylko piętnasto i szesnastolatki a nauczyciele to najstarsi, czyli dwudziesto jedno latki. Tych jest tylko czterech. Reszta pracuje. A ty mi wyglądasz na osiemnaście lat, więc nie nadajesz się ani tam ani tam.
Laia zanotowała w myśli tę ważną informację. Prawdopodobnie ma osiemnaście lat, albo coś koło tego.
Polana okazała się całkiem spora, tyle, że kilka mniejszych części odgrodzone było roślinami. Nagle Mara wskazała ręką grupkę ludzi krzątających się przy kuchni.
-To sprzątacze - powiedziała. - Jeśli nie podejmiemy żadnej decyzji, tak właśnie będziesz spędzać swój czas.
-To nie będzie konieczne - odparła prędko dziewczyna. Nie miała najmniejszej ochoty zasłynąć w obozie jako sprzątaczka.
Szły dalej, a Laia rozglądała się ciekawie dookoła. Prawie wszyscy zdawali się czymś zajęci, biegali po polanie, jak naprawdę zapracowani dorośli.
Ku zdumieniu dziewczyny, Mara skręciła w boczną ścieżkę prowadzącą do lasu. Po kilku minutach miała zapytać przywódczynię dlaczego tam idą, gdy jej oczom ukazała się drewniana chatka. Była jednak zupełnie inna niż reszta domków. Przede wszystkim miała inne rozmiary i kształt.
-To fabryka - powiedziała Mara krzyżując ręce na piersiach. - Czujesz w sobie ducha wynalazcy? - Zerknęła na Laię.
-Eeee, nie jestem pewna - bąknęła dziewczyna. - Co dokładnie robią w tej fabryce.
-Może wejdźmy do środka.
Kiedy obie przeszły przez proste drzwi a oczom Lai ukazał się długi korytarz z kilkoma otwartymi pokojami.
-Tu - Mara wskazała pierwsze pomieszczenie, w którym przy stołach siedziało czworo nastolatków i zgrabnie poruszało palcami w tonach materiału - jest szwalnia. Jeśli sama nie potrafisz szyć, mogą ci pomóc, ale głównie pracują nad innymi rzeczami, które są potrzebne w obozie. A uwierz, jest ich całkiem sporo.
Jedyny chłopak w drużynie podniósł wzrok i uśmiechnął się, kiedy ich mijały. Laia zarumieniła się i czym prędzej pospieszyła za swoją przewodniczką.
-Tutaj wytwarzamy różne potrzebne przyrządy, a tu jest strefa wynalazków - Mara po koleji wskazywała mijane pokoje, a Laia starając się jednocześnie nadążyć, zerkała do pomieszczeń i przyglądała się pracy nastolatków.
-Wynalazków? - spojrzała na nią pytająco.
-Mamy tylko trzech takich świrów, ale tak - wzruszyła ramionami - od czasu do czasu, tworzą jakieś nowe urządzenie, albo wytwarzają jakiś sprzęt, który pamiętają z poprzedniego życia.
Laia zauważyła, że na wzmiankę o poprzednim życiu, głos Mary, stał się obojętny, zupełnie pozbawiony emocji. Uznała, że to raczej nie jest żadna nadzwyczajna reakcja więc zajrzała ostrożnie do pokoju. Dwóch chłopaków i jedna dziewczyna pochylali się nad jakimś drewnianym pudełkiem i zawzięcie nad czymś dyskutowali. Nawet nie zauważyli ich obecności.
-Lepiej zostawmy ich w spokoju - powiedziała Mara i ruszyła w stronę wyjścia - robią się bardzo drażliwi jak się im przerywa w pracy.
Kiedy wyszły na zewnątrz, przewodniczka spojrzała wyczekująco na Laię, która domyśliwszy się treści niewypowiedzianego pytania, pokręciła głową.
-To nie dla mnie.
-W takim razie, zostało jeszcze tylko jedno miejsce - odparła i nie mówiąc nic więcej skierowała się z powrotem na polanę.
Ku zdumieniu Lai ponownie minęły polanę, ale tym razem Mara weszła na ścieżkę prowadzącą do domków. Na rozwidleniu skierowała się na drugą z dróżek, tą której Laia jeszcze nie znała.
Zatrzymała się przy nieco większej od reszty chatek, stojącej na uboczu.
-To szpital - powiedziała Mara i nie czekając na żadną reakcję weszła po schodkach.
Zaskoczona Laia jeszcze przez chwilę przyglądała się dużym, przeszklonym oknom, po czym pognała za przewodniczką.
Rozkład pomieszczeń był podobny jak w fabryce, tyle, że centralną część budynku zajmowała poczekalnia z dużą ilością twardych krzeseł.
-Tu są izolatki - Mara wskazał na rząd zamkniętych drzwi - tam leżą ci, których naprawdę złapała jakaś choroba. Tam na końcu jest sala operacyjna.
Laia poczuła jak przeszywa ją zimny dreszcz. Sala operacyjna? Nie była pewna, czy dałaby się pokroić na stole jakiemuś niedoświadczonemu nastolatkowi. Poza tym, po co tu operacje? Miała ochotę zapytać o to Marę, ale ta już szła dalej.
-Nie będziemy tam wchodzić i niepotrzebnie zatruwać naszymi zarazkami - mówiła dalej.
Nagle przystanęła i rozejrzała się. Budynek wydawał się pusty, dlatego Laia uznała, że nie ma tu zbyt wielu lekarzy.
-Szukasz czegoś? - Odważyła się zapytać.
-Nie czegoś tylko kogoś - odparła - jakiegokolwiek medyka.
-Ilu ich jest?
-Nie pamiętam. Może sześciu, albo siedmiu.
-Aż tylu jest potrzebnych? - Zdziwiła się Laia, a Mara spojrzała na nią z pobłażaniem i pokręciła głową.
Nagle usłyszały tupot. Laia wystraszona spojrzała w stronę, z której dochodził dźwięk. Z zaskoczeniem stwierdziła, że są tam schody. Nie zauważyła ich wcześniej, a wielkość budynku również o tym nie świadczyła. Uznała, że na górze mogą znajdować się góra dwa niewielkie pokoje.
Przed nimi stanął wysoki, szczupły chłopak z ciemnymi włosami. Wyglądał na równie zaskoczonego jak Laia.
-O, Nick - odezwała się Mara - właśnie się zastanawiałam czy ktokolwiek tu jest.
-Jesteśmy na górze - odparł i spojrzał wyczekująco na Marę. Nie był ubrany jak lekarz, nie miał żadnego fartucha ani nic z tych rzeczy. Miał na sobie wytarte dżinsy i ciemną bluzkę.
-Szukamy dla Lai odpowiedniego zajęcia - powiedziała dziewczyna.
-Rozumiem - Nick uśmiechnął się i zwrócił swoje nieśmiałe spojrzenie na Laię. - Oprowadzić was.
-Nie - przerwała Mara. - Najpierw Laia musi podjąć podjąć decyzję czy widzi się w roli pielęgniarki. Daj nam chwilę - poprosiła Nicka, który skinął głową i zniknął w jednej z izolatek.
-No? - Mara spojrzała wyczekująco na dziewczynę, która rozpaczliwie szukała odpowiedzi. Owszem, jak dotąd czuła, że tutaj, czuła by się najlepiej, jednak to nie było dokładnie to, jak chciałaby spędzać tutaj czas. Nagle uświadomiła sobie, że w żadnym z miejsc, nie widziała Delli, a nie chciało jej się wierzyć by była, jak to Mara ujęła darmozjadem.
-Gdzie pracuje Della? - Spytała zadowolona, że ma jeszcze chwilę do namysłu. - Nigdzie jej nie wiedziałam.
-Della jest łowcą - odparła niechętnie Mara. - O nie! Żeby być łowcą trzeba udowodnić, że się na to nadajesz więc nawet nie będę cię do nich prowadzić - dodała widząc zaciekawioną minę dziewczyny.
-Czym w ogóle zajmują się łowcy?
-Polują - odparła krótko Mara. - Podjęłaś już decyzję, czy mam cię zaprowadzić do sprzątaczek? - Zapytała szybko, ucinając jednocześnie temat łowców.
-Zostanę tutaj - powiedział Laia wiedząc, że puki co nie uda jej się namówić Mary na odwiedzenie kwatery łowców. Przynajmniej nie w tym momencie.
-Świetnie - przewodniczka przyglądała jej się przez chwilę spod przymrużonych. - Nick, którego spotkałaś, przewodniczy wszystkim medykom, masz się go słuchać - kiedy Laia kiwnęła głową na znak, że rozumie, wskazała ręką na krzesła w poczekalni - zaczekaj aż wyjdzie i powiedz mu, że jesteś tutaj przydzielona.
To powiedziawszy uśmiechnęła się przelotnie na pożegnanie i wyszła.
Laia rozejrzała się po wnętrzu swojego nowego miejsca pracy i stwierdziła, że chyba nie będzie tak źle. O ile nie będzie musiała przeprowadzać operacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro