Rozdział 11
Po nieprzespanej nocy, Laia ruszyła wolnym krokiem w kierunku swojego domku. Rachel przetrwała noc i była to również jej zasługa. A przynajmniej tak jej się wydawało. Przez kilka godzin z rzędu mieszała przeróżne maści i biegiem przynosiła je do izby.
Zatrzasnęła drzwi i rzuciła się na swoje łóżko ze stosem puchatych poduszek. Nie miała nawet siły zdjąć butów. Zamknęła oczy czekając na sen, który jednak nie chciał nadejść. Obróciła się na plecy i podłożyła pod głowę coś miękkiego. Nagle poczuła coś jakby swąd spalenizny. Tknięta przeczuciem poderwała się z łóżka. Okazało się, że jednak z różowych poduszek, którą włożyła pod głowę podpaliła się. Płomienie powoli trawiły puch.
Laia wpatrywała się w tą scenę i z niedowierzaniem spojrzała na swoje dłonie. Nawet nie poczuła kiedy to zrobiła. Mało tego, leżała na poduszce, która się paliła. I nic nie czuła.
W końcu jej umysł wrócił na właściwe tory i rzuciła by zdusić ogień nim ten pochłonie całą jej sypialnię. Złapała zwęglony materiał i wrzuciła to metalowego kosza stojącego w kuchni, nakryła go pokrywką by odciąć tlen i po chwili ogień zniknął. Została tylko czarna poduszka.
Laia westchnęła i poczłapała z powrotem do łóżka. Tym razem zasnęła niemal od razu.
...
Della zerwała się z łóżka wczesnym rankiem i narzucając na siebie swoją ulubioną kurtkę pobiegła na polanę. Dziś była jej zmiana jako łowcy. Chciała wyjść jak najszybciej, by mieć móc pójść dalej niż zazwyczaj.
Przy ognisku siedziało tylko kilka osób. Della rozpoznała Marę, Nicka i Julie. Julie! Całkiem o niej zapomniała.
Dziewczyna wzięła swoją porcję owsianki i zajęła miejsce obok Nicka.
-Jak Rachel? - Zapytała.
-Chyba opanowaliśmy sytuację - odparł chłopak wolno - ale nadal jest nieprzytomna. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić kiedy się obudzi.
Della skinęła głową. Wiedziała, że medycy zrobili wszystko co mogli. Teraz pozostawało mieć nadzieję, że organizm Rachel dojdzie do siebie.
-Najważniejsze, że żyje - skwitowała Mara.
-Ale co teraz? - Odezwała się Julie - chyba trzeba zakazać wstępu do lasu, prawda?
Dalla skierowała na nią swój wzrok. Była to wysoka, smukła dziewczyna z jasnymi włosami sięgającymi niemal do pasa. Nie było jeszcze widać ciąży.
-Oprócz łowców i tak nikt tam nie wchodzi - odparła.
-Ale Julie ma rację - Mara siedziała zapatrzona w ogień - łowcy też nie mogą tam teraz chodzić.
-Co? - Della gwałtownie wstała - nie możesz tego zakazać. Nie damy rady. Skąd będziemy mieć mięso?
-Co mi po mięsie, jeśli ze wszystkimi łowcami stanie się to samo co z Rachel? Niepotrzebnie wstawałaś tak wcześnie.
-I myślisz, że w ten sposób wszystkich uchronisz? Jeśli to coś teraz jest w lesie a my nic z tym nie zrobimy, prędzej czy później zniknie bariera las - obóz!
-To co proponujesz? - Mara zwróciła na nią gniewne spojrzenie.
-To chyba proste - odparła Della - trzeba walczyć.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę.
-Na razie nie ma takiej potrzeby. Jeśli znów zaatakuje, będziemy się martwić.
-Nie możesz tak mówić! - Della nie wierzyła własnym uszom - teraz każdy będzie się bał, że to on będzie kolejną ofiarą! Bo, że kolejna ofiara będzie nie ma wątpliwości.
-Nie - Mara wstała - od dzisiaj nikt nie może wchodzić do lasu - posłała Delli ostre spojrzenie - ty też nie - to powiedziawszy odeszła szybkim krokiem od ogniska.
Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza. Della nadal oniemiała wpatrywała się w ślad za przywódczynią, a Julie chodziła nerwowo tam i z powrotem.
-Muszę wracać - wymamrotała w końcu i również odeszła.
Przy ognisku została więc tylko Della i Nick z parującym kubkiem w ręku.
-Może tak będzie lepiej - powiedział słabo chłopak.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie.
-Nie Nick. Nie będzie - zniżyła głos do szeptu mimo, że nikogo nie było w pobliżu. - Ja to widziałam. To był największy stwór jaki kiedykolwiek żył w tym lesie do tego miał ostre, stalowe kły. Przeżyłam tylko dlatego, że go dotknęłam - położyła nacisk na ostatnie słowo i osiągnęła zamierzony efekt. Nick otworzył szerzej oczy.
-Chcesz powiedzieć, że go zabiłaś? To jakim cudem on zaatakował Rachel?
-No właśnie. Zazwyczaj było tylko po jednym z takich stworów.
-Jest możliwość, że jednak przeżył?
-Nie - Della patrzyła na niego spokojnie - zamroziłam go.
-Wiem - skinął głową - ale może ma jakieś zdolności, że potrafi się sam ogrzewać.
-Nie sądzę. Musiałby mieć wnętrze z żelastwa.
Nick posłał je znaczące spojrzenie, ale nic nie powiedział. Westchnął ciężko i przetarł oczy dłońmi.
-Podejrzewam, że nie przekonam cię, żebyś nie szła do lasu?
Della pokręciła głową.
-W takim razie może chociaż weźmiesz mnie albo kogokolwiek ze sobą. Nie idź sama. I uważaj na siebie.
-Poradzę sobie - czuła się dziwnie po słowach Nicka. Jakby się o nią troszczył - nie mogę iść teraz, bo Mara się zorientuje. Muszę trochę poczekać.
Chłopak skinął głową i posłał Delli spojrzenie od którego dziewczyna miała ochotę zapaść się pod ziemię. Bolało ją, że tak raniła chłopaka. Ale nie miała innego wyboru jeśli chciała go chronić.
-Muszę wracać do Rachel - powiedział i po chwili Della została sama przy ognisku.
Dziewczyna posiedziała jeszcze chwilę myśląc nad ty co będzie dzisiaj robić, po czym wylała resztki kawy i ruszyła w kierunku domków.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro