Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2

– Proszę, przestań śpiewać!

Gregor, jakby chciał zrobić na złość Kraftowi podgłosnił regulator na fula. Razem z Hayböckiem zaczęli śpiewać kolejne wersy ,,Despacito". Mimo iż nie znali połowy tekstu piosenki, świetnie się bawili. Najgłośniej krzyczeli Despacito, czyli jedyne słowo, jakie Stefan rozumiał z tej piosenki. Reszta zlewała mu się z całością i nie był w stanie cokolwiek innego wyśpiewać.

Spojrzał na siedzącą po jego lewej stronie Diane. Przyjaciółka Gregora oparta o siedzenie auta nadal spała. Kraft znał ją dopiero od dwóch godzin, ale wydała mu się sympatyczna. Wciągała się do każdego tematu, jaki któryś z nich rozpoczął. Nie jest "typową" dziewczyną interesującą się jedynie modą
i wyglądem. Znała się na sporcie
i w każdej kwestii miała swoje zdanie. Imponowała w tym Austriakowi. Stefan w tej chwili oddałby wszystko, żeby
z kimś porozmawiać. Udawać, że nie słyszy dobrze bawiącą się dwójkę
z przodu i zająć się rozmową z dziewczyną. Nie chciał jej jednak budzić. Podczas snu wyglądała dla niego słodko
i niewinnie i nie chciał psuć sobie takiego widoku.

Samochód nagle zahamował i wszyscy gwałtownie polecieli do przodu. Kraft delikatnie uderzył czołem w fotel Michiego. Gdyby nie pas wyhamowujący jego ruch, mogłoby się skończyć to gorzej.

– Co jest? Dotarliśmy już na miejsce? – Diana otworzyła szeroko oczy
i rozglądnęła się na około.

Nadal siedziała w aucie. Obok niej Stefan. Za kierownicą Gregor, a na siedzeniu pasażera po jego prawej stronie Michael. Ten drugi wyżej wspomniany odwrócił się do niej
i uśmiechnął.

– Wyspała się księżniczka?

– Spadaj – dziewczyna zabrała spod głowy małą poduszke i rzuciła nią
w blondyna. Trafiła go.

– Ej, to bolało! – roześmiał się i oddał jej.

– Jeszcze nie dotarliśmy – wtrącił się do rozmowy Gregor. – Zostało nam jeszcze
5 godzin.

– O boże... – westchnął ciężko Kraft. – Jest strasznie gorąco, klimatyzacja ci nie działa, więc jak tyle mamy wytrwać?

– Będziemy robić postoje – odparł Schlieri i skręcił w lewą strone.

W samochodzie ponownie zapadła cisza. Gregor skupił się na prowadzeniu auta. Hayböck z nudów zaczął przeglądać Instagrama. Stefan oparł się o siedzenie
i przyglądał się krajobrazowi za szybą. Mijali z zawrotną prędkością domy, galerie, pola uprawne. Kiedy wjechali na most Austriak wpatrywał się w taflę rzeki, od której odbijały się promienie słoneczne. 

Uśmiechnął się do siebie i założył na uszy słuchawki. Podłączył je do swojego telefonu. Wybrał piosenkę i zamknął oczy. Wyobrażał sobie ich pobyt na kempingu. Gdy był młodszy, może
w wieku 13/14 lat pojechał na 3 dni
z klasą na coś takiego. Nie za specjalnie przypadło mu do gustu. Namiot miał sam. Nikt inny nie chciał z nim go zajmować. Koledzy go unikali, ponieważ był od nich niższy i słabszy. Inaczej mówiąc, uważali go za mięczaka. Dokuczali, robili kawały i później się
z niego naśmiewali. Stefan był dzielny
i myślał, aby w przyszłości im udowodnić, że nie mieli racji.

Obóz z przyjaciółmi ma mu dodać pewności siebie i zacieśnić więzi. Szczególnie z Michaelem. Od jakiegoś czasu poczuł, że chłopak się od niego oddala. Mniej rozmawiają. Ma coraz więcej tajemnic przed nim. Wychodzi coraz częściej. Stefana to martwi. To nie ten sam Michi co wcześniej. Zabawny, rozgadany. Zwierzający mu się z każdego problemu. Ten Michael się zagubił. Kraft chce mu pomóc. Sprowadzić go ponownie na dobrą ścieżke, z której drogi zboczył.

***

Widząc tabliczke, oznaczającą przekroczenie granicy, Andreas uśmiechnął się do siebie. Kiedy Anze zaproponował mu wspólny obóz na polu kempingowym, Wellinger uznał ten pomysł za idiotyczny. Nie miał ochoty wybierać się na niego sam. Przyszedł do niego jednak Stephan i zapytał, czy też dostał wiadomość od Laniška. Po krótkiej rozmowie przyjaciel przekonał go, że warto jechać.

Andiemu przyszło na myśl, że mógłby zabrać ze sobą swoją przyjaciółkę Patrycję. Dawno się nie spotkali, więc
z drugiej strony ten obóz spadł mu z nieba. Leyhe nie miał nic przeciwko.
O dziesiątej spotkali się i wspólnie jego autem pojechali na miejsce obozu.
W samochodzie panowała wesoła atmosfera. Patrycja siedziała z tyłu
i opowiadała im ciekawostki z show biznesu, sportu itp. Nie nudziło ich to. Wręcz słuchali jej z zaciekawieniem. Pati według Andiego miała to coś w głosie, że gdy zaczynała mówić, on mógłby jej słuchać godzinami i nie znudziłby się.

Gorzej ze Stephanem, który do rozgadanych nie należał. Z natury chłopak był cichy i nieśmiały.
W większym gronie zachowywał się tak, aby go nie zauważono. Jednak w mniejszym rozkręcał się. Przy Andreasie i Patrycji żartował, więcej mówił. Śmiał się. Wellinger lubił oby dwie jego osobowości. Stephan był zmienny jak wiatr. Raz był cichy, innym razem rozgadany. I tak na przemian. Leyhe wiedział, że dużo osób go nie potrafi zrozumieć. Skoczkowie na skoczni witają go uśmiechami, słowem się nie odzywając. Albo go unikają, albo są zajęci czymś innym. Dzięki temu Steph nie jest zbyt popularny wśród nich i ma więcej spokoju i czasu dla siebie.

– Możemy się zatrzymać przy tej stacji? – niespodziewanie zapytała Pati i odpięła pas. – Ty Andi mógłbyś zatankować, a ja skoczę do łazienki.

– Nie spakowałaś nart... – mruknął cicho Stephan, jednak jego komentarz usłyszał Wellinger i uśmiechnął się pod nosem.

– Jasne, nie ma sprawy – blondyn zatrzymał się i wysiadł z auta. – Jak to dobrze rozprostować w końcu nogi!

– Mówiłem, że możemy się zmienić – obok niego stanął Stephan i odebrał mu kluczyki. - Zostało nam jeszcze
1,5 godziny. W tym czasie to ja poprowadze.

Andreas rozłożył ręce w geście poddania. Nie miał nic przeciwko pomysłowi przyjaciela i z chęcią zamienił się z nim miejscem. Rozglądnął się na boki
i dostrzegł dobrze mu znane auto, należące do Gregora. Pomachał do niego z nadzieję, że może ich zauważy. On jednak pojechał dalej nie zatrzymując się.

– To jechał Gregor, prawda? – zapytał Leyhe, odgryzając kawałek rogala.

– Tak.

– Cholera!

Nagle usłyszeli za sobą męski głos. Andreas instyktownie  odwrócił się
i zobaczył zdenerwowanego Bicknera. Amerykanin stał przy swoim samochodzie, spod którego maski unosił się dym. Mruczał coś pod nosem
i skierował się w stronę stacji.

– Hej Kevin! – zawołał do niego Wellinger i podbiegł łapiąc go za ramie.

– Cześć – uśmiechnął się sztucznie Kevin. Nie miał siły wykrztusić z siebie teraz nawet grama entuzjazmu.

– Coś się stało?

– Silnik mi się chyba przegrzał – wskazał ręką na swoje auto. – Już nim nigdzie nie dojade.

– Jeśli mogę zapytać, to gdzie jedziesz?

– Nie pamiętam nazwy tej miejscowości. Gdzieś niedaleko za granicą Niemiec. Na pole kempingowe. Zaprosił mnie tam Lanišek.

– Mogę cię podwieźć – roześmiał się Andi. – Jedziemy dokładnie w to samo miejsce.

– Naprawdę? – na twarzy Kevina zagościł lekki uśmiech. – To znaczy, mógłbym
z wami wsiąść?

– Jeśli Stephan i Szulc nie mają nic przeciwko, to tak.

– Ktoś mówił o mnie?

Obok nich pojawiła się rozpromieniona blondynka. Bickner nigdy nie widział jej w towarzystwie Andiego. Może to siostra, albo przyjaciółka? Obdarzyła go szerokim uśmiechem i podała mu ręke. Na jednym z palców ujrzał srebrny pieścionek. Zmarszczył brwi. Czyżby Andreas się jej oświadczył i nie powiedział o tym nikomu? Jednak, czy pierścionek zaręczynowy nosiłaby na środkowym palcu? Z drugiej strony, każdy kraj może mieć inny obyczaj. Jedyną osobe, którą mógł o to zapytać był Stephan, najbliższy przyjaciel Wellingera. Prawdopodobnie on będzie coś o tym wiedzieć.

– Ubrudziłam sobie może ręke czy co? – Niemka obejrzała swoją dłoń
i uśmiechnęła się triumfalnie. – Wiem
o czym myślisz. Pierścionku. Dostałam go od taty na dwunaste urodziny. Nie jest to żaden pierścionek zaręczonowy, ale może kiedyś go na takiego zamienie – puściła oczko do Wellingera. – Poza tym Patrycja jestem.

–Kevin –;odparł zażenowany cały tą sytuacją skoczek.

– Wsiadasz z nami, jeśli dobrze słyszałam? Bo jeśli tak, to ja nie mam nic przeciwko.

– Ja też – powiedział jak dotąd milczący Leyhe.

– To poczekajcie chwile. Zabiore bagaże
i przyjde do was.

– A auto? –zdziwił się Andreas. – Zostawisz je tutaj?

– A mam inne wyjście? – wzruszył ramionami Bickner. – Postoi te kilkanaście dni i tyle. Jak coś, to odholują i sprawa z głowy.

– W takim razie czekamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro