Rozdział 2
Rio zdjął mnie z czubka drzewa na ziemie. Trzymał mnie w swoich, dużym ramionach.
Gdy tylko stanęłam na równe nogi, odetchnęłam z ulgą.
-Dziękuję. - Odparłam, móc odłożyć mój plecak i namiot na ziemię.
-Co to takiego? - Spytał chłopak ze słuchawkami.
-Namiot. Miałam spać razem z koleżankami na biwaku, ale coś się pokomplikowało i znalazłam się tutaj.
-A co z nimi? - Zapytał niebieskowłosy.
-Człowiek cień je zabił. - Odparłam jak gdyby nigdy nic. W sumie nie wiedziałam jak, ale przestałam się tym tak bardzo przejmować. Wiem, jestem zła.
-To już mi się zaczyna podobać. - Chłopak w kurtce zrobił się bardziej zaintrygowany.
-Człowiek cień? Na prawdę? - Dopytał się niebieskowłosy.
-Miał posturę człowieka, ale w pewnej chwili zauważyłam jakby się unosił nad ziemią.
-Jak to? - Zapytał brązowowłosy, wskazując na ducha, który pojawił się przy nim.
Wyglądał jak jakiś samuraj. Duży, białe włosy i miał przy sobie miecz.
-Tak. Jak duch. Przypominał ducha. Tak w ogóle, to zawsze fascynowały mnie opowieści o zaświatach. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wierzyłam w duchy. Był taki czas, że czasami, kiedy już chciałam iść spać, pojawiał się u mnie duch mojej zmarłej sąsiadki, która kiedyś, zawsze dawała mi jakieś słodycze za życia. Mama brała mnie za wariatkę, ale nie wysyłała mnie na leczenia, ponieważ myślała, że wyrosnę z tych głupot. - Chłopaki popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.
-Też jesteś szamanką? - Zapytali jednocześnie.
-Kim przepraszam? Jaką szamanką?
Kiedy chciałam podrapać się po głowie, zauważyłam jakąś dziwną maszynę na mojej ręce. Jakby ipod, ale z plaskitowymi, białymi liśćmi. Na ekranie widniała liczba 100 500.
-Skoro nie jesteś szamanką, to dlaczego masz na sobie dzwonek wyroczni? - Spytał kurtkowy.
-Z tak dużą ilością forioku...- Wtrącił ciemnoskóry.
-Co to jest?
Już chciałam znów popatrzeć na maszynę, kiedy to popatrzyłam na swój strój. Miałam na sobie grube, czarne rajstopy, ciemne, krótkie spodenki, białą, dość przewiewną bluzeczkę z dużym dekoltem i szaro-białą bluzę z futerkiem we wewnątrz kaptura. Buty zaś były szare z białymi sznurówkami i na lekkiej koturnie.
-To nie moje ubrania...- Powiedziałam dość zestresowana. - Nie wiem co to są za magiczne sztuczki, ale nie podoba mi się to.
-Witamy w świecie szamanów moja droga. Tu wszystko jest magiczne i czasem przerażające.- Odezwał się Rio, chcąc mnie pewnie pocieszyć. Tak, dobrze zapamiętałam jego imię.
-To jest Yoh (ze słuchawkami), Lenny (w kurtce), Trey (w niebieskich włosach) oraz Jocko (w ciemnych loczkach). A ty jesteś?
-Ja jestem ... - Kiedy powiedziałam swoje imię, nie usłyszałam własnego głosu. Tak jakbym go straciła.
-Jak? - Zapytał Lenny.
- ... - Znowu...
-Nie wiesz jak się nazywasz? - Wtrącił się Jocko. - To trochę dziwne, nie wiedzieć jak się nazywać.
-Ja wiem jak się nazywam, ale nie mogę tego powiedzieć na głos. Jakby coś mnie przed tym powstrzymywało.
-Rzeczywiście. Coś z tobą jest ewidentnej nie tak. - Trey miał nadzieje, że tym tekstem kogoś rozbawi, ale nie wyszło po jego myśli.
Po chwili poczułam chłodny powiew. Postanowiłam włożyć sobie dłonie do kieszeni bluzy. Co się okazało, w środku kieszeni, znalazłam swój portfel. Kiedy go otworzyłam, znalazłam tam swoje dokumenty. Jednak tam miałam inaczej na imię i... wszystko było inaczej.
-Narumi Tanaka, pseudonim „Naraka", 18 lat, metr 75, urodzona 17 maja 1997 i pochodzisz z Tokio. - Preczytał Joco, zapisując to potem do jakiegoś zeszyciku. Po sekundzie, podniusł głowę do góry i popatrzył mi na twarz.
-Zaraz, zaraz, chwila... „Naraka"?...Pamiętam Cię! - Wykrzynkął.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Byłaś wtedy 6 lat temu na tej złotej paradzie. Zatrzymałaś wtedy tego złodzieja, który okradł jubilera...
-Jocko? Dobrze się czujesz? Zaczynasz bredzić bzdety. - Odezwał się Trey.
-Tak! Ja też to pamiętam. - Wtrącił Rio, drapiąc się po głowie. - Potem, jak go złapałaś, pomachałaś swoim parasolem i stworzyłaś takie małe tornado i uwięziłaś tam tego faceta.
-Narumi! Ty wiesz co to oznacza? - Zapytał Yoh.
-Chyba tak. Trzeba ich zabrać do lekarza na leczenie psychiatryczne. - Powiedziałam z niepokojem w głosie.
-Nie. To oznacza, że jesteś Super Szamańską Bohaterką!
Po chwili, Joco wyciągnął z portfela, jeszcze jakąś zapisaną karteczkę.
-Karta Szamana: Twoim duchem stróżem jest książę, syn Boga Susanoo, Ōkuninushi, twoją bronią jest parasolka, którą pewnie masz w plecaku...
-Nie mam tam żadnej parasolki.
Dla pewności, otworzyłam plecak, by się upewnić. Co się jednak okazało... miałam tam parasolkę. Była ona piękna. Miała wszystkie odcienie niebieskiego, jej rączka była zdobiona japońskimi napisami, a czubek był bardzo ostry i miał kolor biały.
-Łoł... - To była moja jedyna odpowiedź. Joco po chwili, wrócił do czytania.
-..., twoją umiejętnością jest władanie wiatrem oraz wodą, a liczba twojej mocy (forioku) wynosi 100 500. Widocznie coś stało się z twoją świadomością i o tym wszystkim po prostu zapomniałaś. - Dokończył ciemnowłosy.
Przez jakiś czas, Joco i Rio, opowiadali nam o tym, co kiedyś robiłam. Wyszło na to, że byłam rzeczywiście jakąś bohaterką kraju, przez jakiś czas, do puki „podobno" nie zniknęłam w tajemniczych okolicznościach.
Cała reszta nie wiedziała co na to odpowiedzieć, tylko słuchała z zaciekawieniem. Razem ze mną.
Widocznie nic o mnie nie wiedzieli tak samo dobrze jak Joco i Rio, który co jakiś czas dopowiadał to i owo.
W pewnej chwili, pierwszym, który się odezwał, był Lenny.
-No dobra. Było nam bardzo miło ciebie poznać Narumi, ale...my już powinniśmy się zbierać, więc... powodzenia, papa i sayonara!
Lenny, gdy skończył, odwrócił się i już chciał sobie iść. Chłopaki poszli za nim, by go powstrzymać. Ja stałam w jednym miejscu, chcąc wszystko sobie dobrze przypomnieć i również przetrawić. Słysząc co takiego kiedyś robiłam, że byłam taką osobą, sama nie mogłam się nadziwić. Co takiego się stało, że zapomniałam o tym miejscu? O tym wszystkim?
W pewnej chwili, kiedy tylko otworzyłam piękny parasol, by zobaczyć jak wygląda w środku, pojawił się duch. Ōkuninushi.
-Uszanowanie Moja Szamanko. W czym mógłbym Ci służyć? - Zapytał elegancko.
-Na początku, to chciałabym się dowiedzieć wszystkiego o tym co się stało.
-W sensie? Za bardzo nie rozumiem o co chodzi. - Zapytał.
-Wasza wysokość. Mógłby mi książę opowiedzieć całą moją historię, o której musiałam zapomnieć? Podobno byłam jakąś zbawicielką narodu Japońskiego, czy coś w tym rodzaju.
-Ależ oczywiście. Z wielką przyjemnością Moja Narumi.
Po około 15 minutach, dowiedziałam się o mojej zapomnianej przeszłości. O tym, że kiedyś mieszkałam w Tokio, miałam przyjaciół, moim marzeniem zawsze było to, że chciałam sobie kupić motor. Dzięki mojemu parasolowi i pomocy Ōku, ponieważ tak go kiedyś nazywałam, japońskie miasta mogły czuć się bezpiecznie. Podobno po śmierci mojego ojca, jego siostra zaczynała mnie źle traktować, ponieważ uważała, że to ja przyczyniłam się do jego śmierci. Matka pracowała bardzo długi czas za granicą i bardzo żadło bywała w domu, razem z mym 8 letnim bratem. Ciotka zabrała mnie kiedyś do lekarza, kiedy byłam chora. Doszło do tego, że podali mi „przez przypadek" coś dzięki czemu o wszystkim zapomniałam. Ciotka wysłała mnie bardzo daleko, a wychowywała mnie pewna, bardzo dobra rodzina zastępcza na drugim końcu kraju. Nie było mnie w Tokio przez 5 lat. Doszło do sytuacji, że tego dnia, kiedy pierwszy raz zobaczyłam człowieka cienia, pierwszy raz po tylu latach, spotkałam mojego ducha Ōku, który próbował mnie zaprowadzić do domu.
-To dlatego zamordowałeś wszystkie te dziewczyny?
-Po pierwsze to tak. Wiedziałem jak bardzo Ci dokuczały. Po drugie zaś... Ta okularnica, nie będzie już pamiętała o tamtych dziewczynach na amen.
- Koralia żyje? - Zapytałam z zaciekawieniem.
- Tak. Nie stresuj się. - Odprał z zadowoleniem. - I jak? Podoba Ci się to co opowiedziałem?
-Trochę tak i trochę nie, ale jestem Ci bardzo za to wdzięczna Ōku.
-Cała przyjemność po mojej stronie Narumi. - Uśmiechnął się do mnie i zaczął spoglądać na chłopaków, którzy nadal rozmawiali.
Skrót rozmowy chłopaków:
„-Nie możemy tak jej zostawić samej! (Joco)
-Przecież o niczym nie pamięta. Nie poradzi sobie z tym wszystkim. (Rio)
-Jej duch stróż jej pomoże. Będzie nam jeszcze za to wdzięczna. (Lenny)
-Ale ty jesteś Lenny! Będzie wdzięczna jak jej pomożemy. (Yoh)
-Fajnie mieć taką kompankę w podróży. (Rio)
-Przecież dobrze wiemy jak mogłoby się to skończyć Rio. Ona i Ty w tym namiocie. (Lenny)
-Nie bądź taki. (Yoh)
-Nie zgadzam się! (Lenny)
-Dobrze. A poza tym, jest 4 na 1. Idzie z nami. (Trey)
-Dokładnie. Lenny się dostosuje. (Joco)
-A poza tym, jeszcze ją polubisz. (Rio)
-Hmmm! (Lenny)"
Chłopaki w pewnej chwili, wrócili do dziewczyny, chcąc powiedzieć jej coś miłego.
-Mamy dobre nowiny. - Odezwał się jako pierwszy Yoh.
Popatrzyłam na niego z zaciekawieniem.
-A mianowicie? - Dopytałam.
-Pomożemy Ci przypomnieć sobie jak walczy prawdziwy szaman. - Yoh ewidentne się w to wszystko wkręcił.
-Lenny też się zgodził, prawda? - Odezwał się zadowolony Trey, odwracając twarz w stronę przyjaciela.
-Tak...z wielką radością. - Odpowiedział ironicznie i bardzo sceptycznie.
-Super. Bardzo się cieszę. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro