Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Diabeł tkwi w szczegółach

Przeszłość, Lancaster Wielka Brytania

W niedzielną noc, po dniu, który głównie posłużył uczniom za czas na naukę i odpoczynek, Scarlett oraz Kaira wymknęły się z akademika.

– Kuźwa, ale nas słychać – syknęła brunetka, gdy przemykały przez korytarz, a ich lakierki stukały o posadzkę.

– Włamanie amatorek – zachichotała Scar, nie czując żadnego stresu czy uderzenia adrenaliny. – Trzeba było ubrać baletki, ale wtedy na pewno byśmy się przeziębiły.

– Trudno się z tym nie zgodzić – wymruczała Kaira, wyciągając z wielkiej bluzy rozkładany parasol. Owszem, na zewnątrz lało jak z cebra. Normalnie nikt nie wyszedłby w taką pogodę do archiwum i właśnie dlatego dziewczyny postanowiły wykorzystać tę okazję.

Chciały przemknąć wzdłuż murów szkoły tak, aby pozostać pod niewielkim dachem, który mógł ochronić je przed deszczem. Na ich drodze stanęła brama i niestety w tym momencie musiały się pogodzić z faktem, iż obie zmokną, próbując przez nią przejść, nie mając kluczy. Przebiegły przez trawnik i znowu znalazły się pod niewielkim zadaszeniem budynku archiwalnego. Przeszły wzdłuż ścian, lecz widząc strażnika z latarką w dłoni, postanowiły znaleźć inną drogę.

Trafiły na kratę w murze, którą udało im się przesunąć na tyle, by prześlizgnąć się pod murem na teren archiwum. Ruszyły w stronę ogromnych drzwi. Tutaj czekała na nie kolejna przeszkoda.

– Powiedz mi, że zwinęłaś z portierni klucze – powiedziała błagalnie brunetka, której wargi powoli zmieniały kolor na fiolet.

– Nie. Masz jakieś wsuwki? – Spytała Scar. Kaira w milczeniu wyplątał coś ze swoich włosów i podała koleżance.

– Stań na straży, kiedy będę otwierać drzwi.

Brunetka odwróciła się do niej plecami, przeczesując wzrokiem teren posesji. W tym czasie Scarlett rzuciła proste zaklęcie. Drzwi zadrżały, po czym zamek otworzył się sam. Kaira niczego nie zauważyła. Obie szybko wślizgnęły się do suchego wnętrza.

– Brawo! Jesteś jakimś weteranem w kwestii włamaniowo-złodziejskiej? Chyba wpadłam w złe towarzystwo – pokręciła głową dziewczyna, z uznaniem patrząc na blondynkę.

– Głupoty gadasz. Tobie nigdy nie zdarzyło się otworzyć kłódki albo cudzej szafki? Nie wierzę, że nie – mruknęła Scar, popychając szklane drzwi prowadzące do archiwum.

Kaira przekrzywiła głowę, uśmiechając się pod nosem. Faktycznie zdarzyło jej się otwierać kilka nie swoich kłódek, ale skąd Scarlett mogła to wiedzieć? Przecież to nie tak, że każdy nastolatek bawił się we włamywacza.

Raptownie otoczył je zapach starego pergaminu, atramentu i tuszu oraz kurzu, który zalegał na szafkach, w których składowano dokumenty uczniowskie. Dziewczyny zaczęły przemykać między tym labiryntem, szukając szuflady przeznaczonej dla ich rocznika.

– Znalazłam! – wyszeptała Kaira i złapała latarkę w zęby, aby móc otworzyć szafkę. Pięć sekund później spod ziemi tuż obok niej wyrosła Scar, co nieco przestraszyło dziewczynę. Drgnęła, upuszczając latarkę. Strumień światła padł na drzwi, a huk rozszedł się echem po pustym budynku.

Obie dziewczyny zassały powietrze i skuliły się nieco. Scarlett szybko sięgnęła po latarkę i ją wyłączyła, rzucając Kairze ostre spojrzenie.

Obie przeczekały chwilę w milczeniu, po czym ponownie wróciły do przeglądania dokumentów. Kaira porwała z szafki teczkę z nazwiskiem Sedric Beauchamp, natomiast Scar korzystając z jej rozkojarzenia przejrzała pozostałe cztery. Dlaczego cztery? Bo czuła, iż Ossian również był jednostką, którą warto sprawdzić, zwłaszcza że zaczął kręcić się wokół Kairy i Czwórki z Lancaster. Musiała być czujna. Nie mogła przegapić ani jednego śladu.

– Ktoś tu jest?

Dziewczyny spojrzały po sobie, drętwiejąc.

Gdyby była sama, mogłaby użyć magii. Spojrzała na Kairę i przeklęła w myślach. Musiały się stąd zwijać i to szybko. Przypadły do podłogi, kierując się w stronę wyjścia. Ktoś zaświecił światło w holu. Brunetka, czołgając się po ziemi, uderzyła butem w szafkę. Po budynku rozległ się kolejny huk.

Były spalone.

Drzwi do archiwum otworzyły się.

– Wiem, że tu jesteś. Lepiej pokaż się po dobroci. – Rozległ się głos strażnika.

Dziewczyny spojrzały po sobie, wiedząc, że jeśli mężczyzna wykona jeszcze dwa kroki to i tak je zobaczy. Odłożyły teczki pod stertę innych kartek i powoli podniosły się z klęczek.

– Przepraszamy. – Kaira uniosła dłonie do góry, niczym złapany przestępca i skrzywiła się, gdy strumień światła padł na jej twarz. – Nie chcemy żadnych kłopotów.

– Boże przenajświętszy, co wy tu robicie o tej porze, dziewczęta? Jesteście studentkami?

– Przepraszamy. – Powtórzyła jak zacięta płyta. – Chciałam dowiedzieć się czegoś o swoim chłopaku i poprosiłam koleżankę o pomoc.

Strażnik westchnął teatralnie i przeczesał swoją siwiznę.

– Jeśli chciałaś się czegoś o nim dowiedzieć, trzeba było najpierw z nim porozmawiać. Co to za pomysł zakradać się do archiwum? I to jeszcze w taką pogodę... Zdajecie sobie sprawę, że kara was nie ominie?

– Tak, jesteśmy gotowe ponieść konsekwencje – przytaknęła Scarlett, spuszczając głowę z teatralną, smutną minką.

– Dobra, dobra, a teraz wynocha!

Dziewczyny ruszyły ku wyjściu. Scarlett niepostrzeżenie wsunęła pod koszulkę dwa urywki papieru, które udało jej się wyciągnąć z teczek. To polowanie mogła uznać za udane.

Ro miał tej nocy bardzo męczące sny, które co chwilę znikały, a on wracał do rzeczywistości, budząc się zlany potem. Koło czwartej w poniedziałkowy poranek zadzwonił do niego Sedric. Czarnowłosy przeciągnął się, rozluźniając swoje mięśnie, po czym odebrał telefon.

– Już wiem, co miałeś na myśli. – Rozległ się po drugiej stronie zdyszany głos. – Nigdy czegoś takiego nie czułem.

– Ktoś ostro nadużywa mocy i musimy się dowiedzieć kto – postanowił Harwood. – Powinniśmy mieć Iana na oku.

– Przyjąłem. Pogadamy z chłopakami dziś w szkole.

– Dobra – zgodził się opanowanym głosem Ro i zerwał połączenie.

Do szóstej nie zmrużył już oka. Rano szybko ubrał się w mundurek, przygotował śniadanie i wsiadł do swojego czerwonego pick-upa.

Gdy już zaparkował pod szkołą, w drzwiach, oparty o framugę czekał na niego blady i wciąż ziewający Sedric.

– Wyglądasz gorzej niż po naszych leśnych imprezach – zauważył spokojnie Ro.

Mimo iż był dość lakoniczny w swoich wypowiedziach oraz stosunkowo spokojny, Sedric doskonale wiedział, że za tymi słowami kryje się troska o przyjaciela.

– Czuję się jak gówno, serio. Nie wiem, jak wytrwam do końca treningu.

Czarnowłosy poklepał go pokrzepiająco po ramieniu i oboje ruszyli na pierwszy wykład. Jak zwykle usiedli na środku, tuż naprzeciw wykładowcy, który powoli rozpakowywał z teczki materiały na dzisiejsze zajęcia. Nagle poprawił okulary, zmarszczył nos i podrapał się po brodzie, jak to miał w zwyczaju, kiedy coś mu się przypomniało.

– Panie Harwood, dyrektor prosił Pana do swojego gabinetu – zakaszlał nauczyciel, nie obdarzając chłopaka nawet przelotnym spojrzeniem.

Sedric zerknął na przyjaciela, lecz Ro nie przejął się tym i jak zwykle ze spokojną miną wyszedł z sali.

Miał nadzieję, że to nic poważnego. Może jako przewodniczący ominął jakieś zebranie i dyrektor chciał mu zlecić coś do zrobienia? Westchnął cicho pod nosem i wzruszył ramionami. W jego głowie nie było w tym momencie nic ważniejszego niż rozwiązanie sytuacji z nadużywaniem magii przez jednego z członków rodów. Rozmowa z dyrektorem to była pestka.

Wszedł do gabinetu i wpatrzył się w wielką flagę zawieszoną za plecami rektora. Pomieszczenie było urządzone staroświecko. Wszędzie znajdowały się jakieś tkaniny, małe rośliny doniczkowe i sporo drewnianych mebli, na których nie zalegał ani jeden okruszek kurzu.

– Ruaridh. – Surowy, głęboki i szorstki głos dyrektora rozbrzmiał w gabinecie. Nie ważne, o czym mówił, zawsze brzmiało to, jak rozkaz generała.

– Panie dyrektorze.

– Nasza uczelnia nie życzy sobie takiego rozgłosu – zagrzmiał mężczyzna, rzucając gazetę tuż pod nos Harwooda. Chłopak zerknął na nią z zaciekawieniem, odkrywając, iż miał już do czynienia z tym nieprzyjemnym nagłówkiem oraz okropnym zdjęciem zmarłej uczennicy.

– Nic mi nie wiadomo o tej sytuacji – odparł zgodnie z prawdą, tłumiąc w sobie chęć zgrzytnięcia zębami.

– A o sobotniej bójce w barze?

Ruaridh się zawahał.

– Dyrektorze to...

– Był z wami Ossian Walsh?

To pytanie zbiło go z tropu, mimo to przytaknął, wytrzymując surowe spojrzenie siwego mężczyzny.

– Pan Walsh ma doskonałe wyniki, ponadto jego rodzina była dla nas niezwykle hojna. Chciałbym, żeby dobrze się tu czuł. Czy to jasne?

– Oczywiście. – A więc o to chodzi, pomyślał Rory. Pieniądze. Mógł się domyślić.

– Rozumiem, że się zaprzyjaźniliście. Weź go pod swoje skrzydła.

– Tak jest, proszę Pana.

Chłopak wstał cicho z krzesła i zaczął kierować się ku drzwiom.

– Ruaridh. – Głos starca zatrzymał go w pół kroku.

– Tak?

– Tylko bez żadnych bójek.

– Oczywiście – odpowiedział niczym żołnierz i zaciskając pięści, opuścił gabinet dyrektora.

Musiał sobie poważnie porozmawiać z Ianem i Evanem. Nie miał zamiaru dostawać za nich po głowie, poza tym i tak musiał zapanować nad ich szalejącymi hormonami. Jeśli miało się okazać, że to jeden z nich doprowadził do tej sytuacji w lesie, musiał podjąć odpowiednie kroki.

Rory wrócił na wykład, odpowiadając na pytania Sedrica w bardzo lakoniczny sposób. Jego przyjaciel nie przejął się tym zbytnio, bo wiedział, że ufają sobie nawzajem i prędzej czy później Ro opowie mu o wszystkim.

Po zakończeniu zajęć większość uczniów wróciła do akademika. Jedynie Czwórka z Lancaster i kilkanaście innych facetów skierowała się do szatni, aby przygotować się do treningu. Wszyscy błyskawicznie przebrali się w swoje stroje sportowe i pognali na boisko.

– Ruszać się dziewczynki! No, dalej! Góra, dół. Ładne mają być te pompeczki – krzyczał trener, przechodząc się między nimi. Jego spostrzegawczym oczom nie umykały żadne błędy w postawie, czy też opóźniający grupę uczeń.

– Musimy skupić się na treningu i grze. Zbliżają się zawody – powiedział przed treningiem. Nigdy nie należał to tych, którzy wygłaszają przydługie wywody. Mówił jasno i na temat, i na pewno był mężczyzną, który dotrzymywał słowa. Więc gdy powiedział, że dokręci śrubę na treningach, właśnie tak było.

Uczniowie nie mieli chwili wytchnienia, ale bez słów wykonywali kolejne powierzone im zadania.

Po wyczerpującym treningu, gdy pod każdym uczestnikiem uzbierała się kałuża potu, a ubrania były mokre jak po burzy, nastał czas na rozciąganie i obniżanie tętna.

Trener jak zwykle rzucił kilka słów o ich ciężkiej pracy i uznaniu, po czym poszedł do kantorka rozpisać plan na zbliżający się mecz.

Jak zwykle wśród członków zespołu liczył się tylko jeden temat, który pozwalał oderwać ich myśli od szkoły czy też treningów.

– Ian, przyznaj szczerze, ile razy wślizgnąłeś się do szatni dziewczyn?

– Myślisz, że trudno byłoby tam zainstalować kamerę?

– Wkradasz się czasem na te ich babskie wieczory?

– A może kiedyś byłeś w szatni uniwersytetu na Morecambe?

– Przecież to szkoła dla facetów!

– Przecież mógłby podsłuchać, jaką taktykę mają na mecze w tym sezonie. Myślałeś, że chodzi mi o coś innego?

Ro przysłuchiwał się w spokoju rozmowom kolegów, powoli rozciągając napięte mięśnie. Sedric skrzyżował z nim swoje spojrzenie i z rozbawieniem pokręcił głową. Obaj byli już zbyt dojrzali, żeby udzielać się w takich rozmowach. Nie interesowało ich podglądanie nic niepodejrzewających dziewczyn.

– Hej, jak tam samopoczucie? – podbiegł do nich Ossian i klepnął Sedrica przyjacielsko w plecy. – Niezły wycisk, co? Z takim trenerem trudno będzie przegrać zbliżające się rozgrywki.

– Z takim teamem będzie trudno przegrać – poprawił go zielonooki i przeczesał pasma opadające mu na czoło. Chyba musiał się zdecydować na pewną inwestycję – albo we fryzjera, albo w gumki do włosów.

– Słyszałem, że jesteście jednymi z najlepszych w ataku – przyznał Walsh, kucając przed Rorym.

– I mamy jednego z najszybszych biegaczy – mruknął Sedric, spoglądając znacząco na swojego czarnowłosego przyjaciela. Mężczyzna prychnął. Nie lubił bowiem chwalić się zbytnio swoimi talentami.

– Mówisz?

– Brał kiedyś udział w zawodach i powygrywał kilka medali – kontynuował najwyższy chłopak.

– To, co powiesz na rozruszanie kości? Może urządzimy sobie wyścig? – spytał Ossian, unosząc brwi ku górze.

– Jeszcze wam mało? – spytał z niedowierzaniem zbliżający się Evan. Przyjaciele spojrzeli na niego z dziwnymi minami, gdyż eyeliner rozmazał mu się od potu, a jasne końcówki włosów odpijały od siebie promienie słońca, przypominając nieco cierniową koronę.

– Nie wszyscy grzeszą twoją kondycją – zaśmiał się Sedric, dając mu kuksańca w ramię. Chłopak jęknął i opadł z głośnym plaskiem na ziemię. – Dawaj Ro, nie daj się prosić.

– Niech wam będzie. – Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy, kiedy wysoki chłopak poczochrał go po głowie. Czarnowłosy odtrącił jego rękę, chcąc odpłacić mu tym samym. Sedric zaśmiał się gardłowo i odskoczył w tył, mówiąc:

– Będę sędzią.

Ossian Walsh i Harwood przygotowali się do startu, ponownie rozgrzewając stawy skokowe.

– Ostrzegam, nie jestem z tych, co dają fory.

– Żadnych nie będę potrzebował – odparł pewny siebie Ossian, zerkając na swojego skupionego przeciwnika. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, myśląc „co tak poważnie?".

Sedric stanął z boku, mając obu konkurentów na oku i zdjął swoją koszulkę, prezentując tym samym swoje młode, wysportowane ciało.

– Na mój znak ruszycie. Trasa kończy się tutaj. Macie wykonać jedno kółko. Gotowi?

Ro obniżył się na nogach, napinając swoje mięśnie, Ossian zaś położył palce wzdłuż linii startowej.

– Start!

Biała koszulka uniosła się w górę wraz z ruchem ręki sędziego, gdy oboje ruszyli z pełną prędkością do przodu.

Chciałoby się wręcz powiedzieć, że się za nimi kurzyło. Szli łeb w łeb, starając się utrzymać równomierne oddechy i tę samą szybkość. Nowy wyrwał do przodu, na co Ro zareagował znacznym przyspieszeniem. Czuł, jak krew szumi mu w uszach, a znajomy powiew muska jego przedramiona oraz twarz.

Ossian zaśmiał się w głos, dając upust adrenalinie. W odpowiedzi czarnowłosy uśmiechnął się pod nosem, zmuszając nogi do szybkiej pracy. Pot spływający z czoła Walsha oderwał się od jego twarzy pod wpływem pędu.

Obojgu zostało do pokonania tyle samo metrów. Biegnąc ze sobą łeb w łeb, spojrzeli na siebie, a w ich oczach błyszczały rozbawione iskry.

Pruli dalej, przecinając powietrze i ścigając się do samego końca.

Ro ponownie spojrzał na rywala, powoli go wyprzedzając. Najwyraźniej oboje powoli tracili już siłę. Spora jej część w końcu posłużyła im na wcześniejszym treningu.

Chłopak zauważył coś dziwnego. Przez chwilę pomyślał, że to może słońce płata mu figle.

Oczy Ossiana lśniły, ale już nie radością i chęcią wygranej, a żółtawym blaskiem, zaś białka zasnuł czarny atrament.

Zaskoczony Ro poczuł, jak jakaś siła unieruchamia jego nogę.

Potknął się.

Z impetem przekoziołkował parę metrów, ostro ryjąc o ziemię i mocno uderzając się w głowę.

Przed oczami zatańczyły mu mroczki, a ciało nagle stało się ociężałe i nieprzyjemnie lepiące od potu.

Do jego uszu doszedł zaskoczony krzyk przyjaciela, gdy powoli opuszczała go przytomność.

Ostatnią rzeczą, jaką ujrzał, była twarz Walsha, który pochylił się nad nim z triumfującym uśmiechem, zanim pochłonęła go ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro