025. TRADYCJE
– Nie mogę uwierzyć, że idziemy na bal – powiedziała Ania z zachwytem, przeglądając szafę Adeliny i analizując każdą wiszącą tam sukienkę. – Na pewno nie założysz żadnej z nich?
Brunetka lekko potrząsnęła głową, siadając na wygodnym materacu swojego łóżka.
– Moja sukienka została już wybrana. Ethan powinien niedługo ją przynieść.
– Ethan to twój przyjaciel, prawda? Ten, który wczoraj był w szkole? – dopytał zaciekawiony Cole.
Adelina skinęła głową z figlarnym uśmiechem.
– Co sądzicie? – zapytała Diana, wchodząc do pokoju w długiej, błękitnej sukni.
Trójka przyjaciół obserwowała, jak dziewczyna okręca się wokół własnej osi z wielkimi uśmiechami. Sukienka była piękna. Opinała ją w odpowiednich miejscach, a następnie luźno opadała aż do ziemi. Wyglądała w niej jak księżniczka, a ze wszystkich strojów, jakie tego dnia przymierzyła, ta zdecydowanie była jej ulubioną.
– Idealna – potwierdziła Adelina, z czym pozostała dwójka się zgodziła.
– Jakiego koloru będziesz miała sukienkę, Dela?
Donchaster wzruszyła delikatnie ramionami, po czym wstała ze swojego miejsca i podeszła do Ani, aby pomóc jej wybrać strój.
– Nie wiem, zwykle nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia. Fryderyk się tym zajmuje.
Pozostali odwrócili się do niej ze zdezorientowanymi grymasami, nie rozumiejąc, dlaczego nie mogła sama wybrać swojej sukni.
– Co masz na myśli?
– No cóż... Bal Bożonarodzeniowy jest tradycją w mojej rodzinie od chwili moich narodzin. Fryderyk zaczął organizować go jako przyjęcie urodzinowe, a ponieważ to ja jestem solenizantką, moja sukienka musi się wyróżniać – wyjaśniła, wprawiając przyjaciół w jeszcze większe zakłopotanie, jednak ona nadal przesuwała wieszaki w poszukiwaniu idealnej kreacji dla Ani.
– Poczekaj chwilę, twoje urodziny są w Boże Narodzenie? – upewniła się Diana z szeroko otwartymi oczami, a w jej głosie słychać było zaskoczenie.
Adelina jedynie wzruszyła ramionami. Nigdy zbytnio nie przepadała za świętowaniem swoich urodzin. Nienawidziła być w centrum uwagi, a właśnie to wiązało się z tym balem. Fryderyk uważał, że na eleganckich przyjęciach pojawiają się wysoko postawieni ludzie, więc wykorzystywał okazję, by prezentowała się jak najlepiej i mógł przedstawić ją każdemu kandydatowi płci męskiej, którego uważał za godnego poślubienia kogoś z rodu Donchasterów. Nienawidziła tego balu, bo tak naprawdę wcale nie był na cześć jej urodzin. Co roku miała wrażenie, że wujek wystawia ją na sprzedaż.
Jedyną dobrą rzeczą, jaka wyniknęła z tych balów, był fakt, że na jednym z nich poznała Ethana. Fryderyk tak bardzo chciał przedstawić ją Irwinowi, ale Adelinie wystarczył jeden taniec, by wiedzieć, iż nigdy nie spojrzy na nią w ten sposób. Potem spędzili razem cały wieczór, śmiali się i tańczyli. To było pierwsze i jedyne przyjęcie, na którym faktycznie dobrze się bawiła. Od tego czasu zostali najlepszymi przyjaciółmi.
– Och, to brzmi tak ekscytująco i czarująco. – Westchnęła Ania z rozmarzoną miną. – Bal zorganizowany na twoją cześć brzmi niezwykle romantycznie.
– Wcale nie, to tortura – poprawiła ją, wyciągając z szafy zieloną sukienkę i uśmiechając się do siebie zadowolona. Wtedy rozległ się dzwonek, a Adelina odwróciła głowę w stronę drzwi swojego pokoju. – Przymierz ją.
Podała suknię przyjaciółce, która delikatnie ją chwyciła, po czym zbiegła na dół. Kątem oka przejrzała się w lustrze, by sprawdzić, czy dobrze się prezentuje. Następnie otworzyła drzwi z wysoko uniesionymi kącikami ust, spodziewając się, że ujrzy szelmowski uśmieszek Ethana, jednak ujrzała osobę, której widok wcale jej nie ucieszył.
– Cześć – przywitał się Gilbert z delikatnym uśmiechem. Adelina natomiast próbowała zapanować nad chęcią zatrzaśnięcia mu drzwi przed nosem.
– Czy mogę ci w czymś pomóc, Gilbercie? – zapytała chłodno, krzyżując ramiona na piersi i patrząc na niego z uniesioną brwią.
– Właściwie to przyszedłem, bo...
– Ach, co za spotkanie! – Spojrzenie Adeliny przeniosło się na osobę, która nagle pojawiła się za jego plecami. Ethan z wdziękiem wyminął Gilberta, delikatnie szturchając go w ramię. – Witaj, cukiereczku, przyniosłem ci sukienkę.
Mówiąc to, z uniesionym kącikiem ust ucałował delikatnie jej skroń. Adelina zmarszczyła brwi przez ten dziwny gest, ponieważ Ethan nigdy nie okazywał uczuć w taki sposób.
– Dziękuję, E – odparła z wdzięcznym uśmiechem.
Gilbert odchrząknął, zwracając ich uwagę na siebie. Adelina nerwowo przestąpiła z jednej nogi na drugą.
– Racja. Gilbercie, to jest Ethan. Ethanie, to jest... Gilbert.
Ethan zmierzył go wzrokiem z poważną miną, podczas gdy Gilbert podał mu rękę ze zdezorientowaną miną.
– Miło cię poznać – przywitał się, lecz Ethan jedynie wbił wzrok w jego dłoń, nie mając zamiaru jej uścisnąć. – A może nie...
Dłoń Blythe'a ponownie opadła wzdłuż jego ciała, a Adelina w tym czasie posłała przyjacielowi spojrzenie pełne niedowierzania. Nie rozumiała, dlaczego zachowywał się w taki sposób. Ethan zawsze traktował ludzi z szacunkiem, nawet jeśli nie żywił do nich sympatii. Naprawdę nie miała pojęcia, jaki mógł mieć powód do takiego zachowania.
– Wiele o tobie słyszałem – odezwał się Ethan, unosząc brwi i krzyżując ramiona na piersi.
Spojrzenie Gilberta na sekundę powędrowało ku Adelinie, której serce nieznacznie przyspieszyło przez ten zwykły gest. Chłopak z kręconymi włosami podrapał się po karku.
– Mam nadzieję, że słyszałeś same dobre rzeczy. – Po tych słowach z jego gardła wydobył się nerwowy śmiech.
– Nie bardzo – stwierdził Ethan ze znużeniem, a Gilbert szeroko otworzył oczy przez tak dziwne zachowanie chłopaka, którego nawet nie znał.
– No dobrze – przerwała im Adelina, karcąc Ethana spojrzeniem. Zrobiła krok w tył, wewnątrz swojego domu, chwytając krawędź drzwi. – Dziękuję, że przyniosłeś moją sukienkę. Przyjdę do ciebie i porozmawiamy o tym, o czym chciałeś. Cześć.
Zamknęła gwałtownie drzwi, odwróciła się i oparła o drewnianą powierzchnię, biorąc głęboki oddech i kręcąc głową z niedowierzaniem. Gdy ponownie uniosła wzrok, zauważyła Anię, Cole'a i Dianę siedzących na schodach z rozbawionymi minami.
– To właśnie nazywam tragicznym romansem.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
– Nie mówiłeś mi, że zimą jest tu tak zimno – poskarżył się drżący Bash, ciasno owinięty kocem.
Gilbert zaśmiał się głośno, mieszając w garnku gulasz, który przygotował dla nich obu.
– Mówiłem, ale stwierdziłeś, że przesadzam, pamiętasz? – Odwrócił głowę, by spojrzeć na niego z uniesioną brwią.
Sebastian jęknął zirytowany, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do wieszaka, aby chwycić kolejny sweter.
– W ogóle jak tam poszło ci z twoją dziewczyną? – zapytał z figlarnym uśmieszkiem, ponownie pojawiając się w kuchni.
– Już mówiłem, że to nie jest moja dziewczyna – poprawił przyjaciela, a on posłał mu porozumiewawcze spojrzenie. Gilbert przewrócił oczami, ponownie skupiając się na jedzeniu, jednak jego myśli były skupione na dziwnym spotkaniu na progu domu Adeliny. – Nie zdążyłem zapytać jej o ten bal. Pojawił się jakiś chłopak, który dał jej sukienkę...
– Poczekaj – przerwał mu Bash. Usiadł przy stole, podpierając głowę na dłoni. – Czy to był jej chłopak?
Gdy myślał o Adelinie z innym facetem, przeszyła go nuta zazdrości. Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze, bo nie potrafił wyobrazić sobie Adeliny z kimś innym niż on. Czas spędzony w podróży pomógł mu uświadomić sobie, jak ważna dla niego była. Nie była jakąś „nagrodą pocieszenia", była kimś znacznie więcej. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego i nienawidził siebie za to, że przez swoje tchórzostwo zniszczył między nimi wszystko.
– Nie wiem, Bash, nie pytałem o to. Nie mam do tego prawa po tym, jak okropnie ją potraktowałem. – Lekko pokręcił głową. W końcu, nawet jeśli nie mógł znieść tej myśli, mogła robić, co tylko chciała. Nie był już częścią jej życia.
– No cóż, właśnie widzę. Jestem w stu procentach po jej stronie, wiesz o tym, ale możesz się poddać.
Nagle ktoś zapukał do tylnych drzwi, przez co obaj popatrzyli w ich stronę. Gilbert zerknął na Sebastiana, na którego twarzy pojawił się psotny uśmieszek, kiedy poderwał się w stronę wejścia. Słyszał, jak sfrustrowany Gilbert wykrzykuje jego imię, jednak zignorował te wołania, w zamian otwierając szeroko drzwi, za którymi czekała na niego brunetka.
Adelina podniosła głowę, spodziewając się ujrzeć oczy Gilberta, lecz w zamian zobaczyła kogoś nieznajomego. Ciemnoskóry mężczyzna uśmiechnął się do niej żartobliwie, opierając się o framugę i krzyżując ramiona na piersi. Dela zmarszczyła lekko brwi, patrząc na niego ze zdezorientowaniem.
– Um... Dzień dobry – przywitała się z nerwowym uśmiechem i zaczęła bawić się palcami, co stało się jej nawykiem, odkąd poznała Gilberta.
– Witaj. Ty zapewne jesteś tą sławną Adeliną – domyślił się, unosząc kącik ust, a zmieszanie Adeliny przybrało na sile.
Odchrząknęła cicho, zakładając, że to Gilbert powiedział o niej temu mężczyźnie. Nie mogła przestać się zastanawiać, co dokładnie to było, ponieważ miała wrażenie, że ona sama nieustannie z kimś o nim rozmawiała — z Anią, z Sam, z Ethanem, ze wszystkimi. Niemniej jednak miło było wiedzieć, że wywarła na nim jakieś wrażenie i nie była dla niego jedynie zabawką.
– Nie nazwałabym się tak, ale to prawda, tak mam na imię – przyznała, wyciągając do niego rękę, którą uścisnął.
– Jestem Bash.
– Bardzo miło mi...
– Hej. – Gilbert przerwał tej dwójce, przez co odwrócili się w jego stronę. Obserwował, jak uśmiech Adeliny nieznacznie przygasa na jego widok, lecz Bash wciąż miał na twarzy figlarny uśmieszek. – Przepraszam, że musiałaś czekać.
– Nie martw się, Bash dotrzymał mi towarzystwa. – Wzruszyła ramionami.
Gilbert przytaknął, a Sebastian mocno poklepał go po ramieniu w ramach ostrzeżenia.
– Zostawię was samych, dzieciaki.
Następnie pomachał do Adeliny i zniknął wewnątrz domu.
Adelina i Gilbert wpatrywali się w siebie w milczeniu, nie wiedząc, co powinni powiedzieć ani zrobić. To nigdy wcześniej im się nie przydarzyło. Nawet gdy nie byli pewni swoich uczuć, nigdy nie czuli się niezręcznie w swoim towarzystwie. To była jedna z rzeczy, które Adelina kochała najbardziej w spędzaniu czasu z nim — mogła być sobą i mówić, co tylko chciała, bez żadnego napięcia czy niezręczności. A teraz to zupełnie zniknęło. Byli sobie tak bliscy jak dwójka nieznajomych.
– Może wejdziesz? – zaproponował, przerywając ciszę między nimi, na co brunetka lekko pokręciła głową.
– Właściwie to nie...
– Jest bardzo zimno. Nie chciałbym, żebyś zachorowała.
Dziewczyna westchnęła głośno i weszła do przytulnego domu Gilberta.
Rozejrzała się po znajomym otoczeniu. Minął rok, odkąd ostatni raz była w tym pomieszczeniu, a wciąż miała wrażenie, jakby było to wczoraj. Jej wzrok zatrzymał się na blacie kuchennym, dokładnie w tym samym miejscu, w którym się całowali, i przeszył ją głęboki ból na myśl o tym, jak wszystko się zmieniło. Ostatnim razem byli tak szczęśliwi, ale potem...
Przeniosła spojrzenie z powrotem na Gilberta i już po krótkiej chwili zdała sobie sprawę, że on wewnętrznie przeżywał dokładnie to samo.
– Więc... – Zwróciła jego uwagę. – Mówiłeś, że chcesz ze mną porozmawiać.
– Ach, tak. Myślałem, że nie przyjdziesz – przyznał, drapiąc się nerwowo po karku.
– W przeciwieństwie do innych, ja zawsze dotrzymuję słowa – wypaliła chłodno, zanim zdążyła się powstrzymać.
Widziała, jak mina Gilberta momentalnie się zmienia, a w oczach pojawia się poczucie winy. Odwrócił wzrok, nie ośmielając się na nią patrzeć, i wzdychając głośno, pomasował delikatnie skronie.
– Przepraszam, Addie, ja naprawdę...
– Nieważne. Nie przyszłam tutaj znowu o tym rozmawiać. – Ucięła temat, nie mając siły przechodzić przez to ponownie. Chciała o nim zapomnieć, a jednak życie nieustannie popychało ją w jego stronę. – Co chciałeś mi powiedzieć?
– No dobrze, um... – Podszedł do kuchennego stołu, aby chwycić kopertę, którą natychmiast rozpoznała. – To przyszło kilka dni temu. Z pewnością zaszła jakaś pomyłka.
Próbował podać jej list, jednak ona z pokręceniem głowy mu go oddała.
– Nie... Mój wujek organizuje bal i zaprosił wszystkich w miasteczku – wyjaśniła, a Gilbert zmarszczył brwi na wzmiankę o jej krewnym, o którym nie miał pojęcia. – Więc nie, to nie jest błąd.
Delikatnie skinął głową.
– Nigdy nie wspominałaś o swoim wujku.
– Nie jesteśmy ze sobą zbyt blisko. Przyjechał tutaj, kiedy... Kiedy cię nie było – przyznała cicho, zanim ruszyła w stronę drzwi. – Skoro o to chodziło... Powinnam już iść.
Otworzyła drzwi, gotowa w końcu udać się do swojego domu i zrelaksować podczas gorącej kąpieli. Niemniej jednak zatrzymał ją jego głos.
– Addie? – odezwał się cicho, a ona przeniosła na niego wzrok. – Przepraszam, że złamałem obietnicę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro