Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

025. TRADYCJE



                – Nie mogę uwierzyć, że idziemy na bal – powiedziała Ania z zachwytem, przeglądając szafę Adeliny i analizując każdą wiszącą tam sukienkę. – Na pewno nie założysz żadnej z nich?

Brunetka lekko potrząsnęła głową, siadając na wygodnym materacu swojego łóżka.

– Moja sukienka została już wybrana. Ethan powinien niedługo ją przynieść.

– Ethan to twój przyjaciel, prawda? Ten, który wczoraj był w szkole? – dopytał zaciekawiony Cole.

Adelina skinęła głową z figlarnym uśmiechem.

– Co sądzicie? – zapytała Diana, wchodząc do pokoju w długiej, błękitnej sukni.

Trójka przyjaciół obserwowała, jak dziewczyna okręca się wokół własnej osi z wielkimi uśmiechami. Sukienka była piękna. Opinała ją w odpowiednich miejscach, a następnie luźno opadała aż do ziemi. Wyglądała w niej jak księżniczka, a ze wszystkich strojów, jakie tego dnia przymierzyła, ta zdecydowanie była jej ulubioną.

– Idealna – potwierdziła Adelina, z czym pozostała dwójka się zgodziła.

– Jakiego koloru będziesz miała sukienkę, Dela?

Donchaster wzruszyła delikatnie ramionami, po czym wstała ze swojego miejsca i podeszła do Ani, aby pomóc jej wybrać strój.

– Nie wiem, zwykle nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia. Fryderyk się tym zajmuje.

Pozostali odwrócili się do niej ze zdezorientowanymi grymasami, nie rozumiejąc, dlaczego nie mogła sama wybrać swojej sukni.

– Co masz na myśli?

– No cóż... Bal Bożonarodzeniowy jest tradycją w mojej rodzinie od chwili moich narodzin. Fryderyk zaczął organizować go jako przyjęcie urodzinowe, a ponieważ to ja jestem solenizantką, moja sukienka musi się wyróżniać – wyjaśniła, wprawiając przyjaciół w jeszcze większe zakłopotanie, jednak ona nadal przesuwała wieszaki w poszukiwaniu idealnej kreacji dla Ani.

– Poczekaj chwilę, twoje urodziny są w Boże Narodzenie? – upewniła się Diana z szeroko otwartymi oczami, a w jej głosie słychać było zaskoczenie.

Adelina jedynie wzruszyła ramionami. Nigdy zbytnio nie przepadała za świętowaniem swoich urodzin. Nienawidziła być w centrum uwagi, a właśnie to wiązało się z tym balem. Fryderyk uważał, że na eleganckich przyjęciach pojawiają się wysoko postawieni ludzie, więc wykorzystywał okazję, by prezentowała się jak najlepiej i mógł przedstawić ją każdemu kandydatowi płci męskiej, którego uważał za godnego poślubienia kogoś z rodu Donchasterów. Nienawidziła tego balu, bo tak naprawdę wcale nie był na cześć jej urodzin. Co roku miała wrażenie, że wujek wystawia ją na sprzedaż.

Jedyną dobrą rzeczą, jaka wyniknęła z tych balów, był fakt, że na jednym z nich poznała Ethana. Fryderyk tak bardzo chciał przedstawić ją Irwinowi, ale Adelinie wystarczył jeden taniec, by wiedzieć, iż nigdy nie spojrzy na nią w ten sposób. Potem spędzili razem cały wieczór, śmiali się i tańczyli. To było pierwsze i jedyne przyjęcie, na którym faktycznie dobrze się bawiła. Od tego czasu zostali najlepszymi przyjaciółmi.

– Och, to brzmi tak ekscytująco i czarująco. – Westchnęła Ania z rozmarzoną miną. – Bal zorganizowany na twoją cześć brzmi niezwykle romantycznie.

– Wcale nie, to tortura – poprawiła ją, wyciągając z szafy zieloną sukienkę i uśmiechając się do siebie zadowolona. Wtedy rozległ się dzwonek, a Adelina odwróciła głowę w stronę drzwi swojego pokoju. – Przymierz ją.

Podała suknię przyjaciółce, która delikatnie ją chwyciła, po czym zbiegła na dół. Kątem oka przejrzała się w lustrze, by sprawdzić, czy dobrze się prezentuje. Następnie otworzyła drzwi z wysoko uniesionymi kącikami ust, spodziewając się, że ujrzy szelmowski uśmieszek Ethana, jednak ujrzała osobę, której widok wcale jej nie ucieszył.

– Cześć – przywitał się Gilbert z delikatnym uśmiechem. Adelina natomiast próbowała zapanować nad chęcią zatrzaśnięcia mu drzwi przed nosem.

– Czy mogę ci w czymś pomóc, Gilbercie? – zapytała chłodno, krzyżując ramiona na piersi i patrząc na niego z uniesioną brwią.

– Właściwie to przyszedłem, bo...

– Ach, co za spotkanie! – Spojrzenie Adeliny przeniosło się na osobę, która nagle pojawiła się za jego plecami. Ethan z wdziękiem wyminął Gilberta, delikatnie szturchając go w ramię. – Witaj, cukiereczku, przyniosłem ci sukienkę.

Mówiąc to, z uniesionym kącikiem ust ucałował delikatnie jej skroń. Adelina zmarszczyła brwi przez ten dziwny gest, ponieważ Ethan nigdy nie okazywał uczuć w taki sposób.

– Dziękuję, E – odparła z wdzięcznym uśmiechem.

Gilbert odchrząknął, zwracając ich uwagę na siebie. Adelina nerwowo przestąpiła z jednej nogi na drugą.

– Racja. Gilbercie, to jest Ethan. Ethanie, to jest... Gilbert.

Ethan zmierzył go wzrokiem z poważną miną, podczas gdy Gilbert podał mu rękę ze zdezorientowaną miną.

– Miło cię poznać – przywitał się, lecz Ethan jedynie wbił wzrok w jego dłoń, nie mając zamiaru jej uścisnąć. – A może nie...

Dłoń Blythe'a ponownie opadła wzdłuż jego ciała, a Adelina w tym czasie posłała przyjacielowi spojrzenie pełne niedowierzania. Nie rozumiała, dlaczego zachowywał się w taki sposób. Ethan zawsze traktował ludzi z szacunkiem, nawet jeśli nie żywił do nich sympatii. Naprawdę nie miała pojęcia, jaki mógł mieć powód do takiego zachowania.

– Wiele o tobie słyszałem – odezwał się Ethan, unosząc brwi i krzyżując ramiona na piersi.

Spojrzenie Gilberta na sekundę powędrowało ku Adelinie, której serce nieznacznie przyspieszyło przez ten zwykły gest. Chłopak z kręconymi włosami podrapał się po karku.

– Mam nadzieję, że słyszałeś same dobre rzeczy. – Po tych słowach z jego gardła wydobył się nerwowy śmiech.

– Nie bardzo – stwierdził Ethan ze znużeniem, a Gilbert szeroko otworzył oczy przez tak dziwne zachowanie chłopaka, którego nawet nie znał.

– No dobrze – przerwała im Adelina, karcąc Ethana spojrzeniem. Zrobiła krok w tył, wewnątrz swojego domu, chwytając krawędź drzwi. – Dziękuję, że przyniosłeś moją sukienkę. Przyjdę do ciebie i porozmawiamy o tym, o czym chciałeś. Cześć.

Zamknęła gwałtownie drzwi, odwróciła się i oparła o drewnianą powierzchnię, biorąc głęboki oddech i kręcąc głową z niedowierzaniem. Gdy ponownie uniosła wzrok, zauważyła Anię, Cole'a i Dianę siedzących na schodach z rozbawionymi minami.

– To właśnie nazywam tragicznym romansem.



─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───



                – Nie mówiłeś mi, że zimą jest tu tak zimno – poskarżył się drżący Bash, ciasno owinięty kocem.

Gilbert zaśmiał się głośno, mieszając w garnku gulasz, który przygotował dla nich obu.

– Mówiłem, ale stwierdziłeś, że przesadzam, pamiętasz? – Odwrócił głowę, by spojrzeć na niego z uniesioną brwią.

Sebastian jęknął zirytowany, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do wieszaka, aby chwycić kolejny sweter.

– W ogóle jak tam poszło ci z twoją dziewczyną? – zapytał z figlarnym uśmieszkiem, ponownie pojawiając się w kuchni.

– Już mówiłem, że to nie jest moja dziewczyna – poprawił przyjaciela, a on posłał mu porozumiewawcze spojrzenie. Gilbert przewrócił oczami, ponownie skupiając się na jedzeniu, jednak jego myśli były skupione na dziwnym spotkaniu na progu domu Adeliny. – Nie zdążyłem zapytać jej o ten bal. Pojawił się jakiś chłopak, który dał jej sukienkę...

– Poczekaj – przerwał mu Bash. Usiadł przy stole, podpierając głowę na dłoni. – Czy to był jej chłopak?

Gdy myślał o Adelinie z innym facetem, przeszyła go nuta zazdrości. Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze, bo nie potrafił wyobrazić sobie Adeliny z kimś innym niż on. Czas spędzony w podróży pomógł mu uświadomić sobie, jak ważna dla niego była. Nie była jakąś „nagrodą pocieszenia", była kimś znacznie więcej. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego i nienawidził siebie za to, że przez swoje tchórzostwo zniszczył między nimi wszystko.

– Nie wiem, Bash, nie pytałem o to. Nie mam do tego prawa po tym, jak okropnie ją potraktowałem. – Lekko pokręcił głową. W końcu, nawet jeśli nie mógł znieść tej myśli, mogła robić, co tylko chciała. Nie był już częścią jej życia.

– No cóż, właśnie widzę. Jestem w stu procentach po jej stronie, wiesz o tym, ale możesz się poddać.

Nagle ktoś zapukał do tylnych drzwi, przez co obaj popatrzyli w ich stronę. Gilbert zerknął na Sebastiana, na którego twarzy pojawił się psotny uśmieszek, kiedy poderwał się w stronę wejścia. Słyszał, jak sfrustrowany Gilbert wykrzykuje jego imię, jednak zignorował te wołania, w zamian otwierając szeroko drzwi, za którymi czekała na niego brunetka.

Adelina podniosła głowę, spodziewając się ujrzeć oczy Gilberta, lecz w zamian zobaczyła kogoś nieznajomego. Ciemnoskóry mężczyzna uśmiechnął się do niej żartobliwie, opierając się o framugę i krzyżując ramiona na piersi. Dela zmarszczyła lekko brwi, patrząc na niego ze zdezorientowaniem.

– Um... Dzień dobry – przywitała się z nerwowym uśmiechem i zaczęła bawić się palcami, co stało się jej nawykiem, odkąd poznała Gilberta.

– Witaj. Ty zapewne jesteś tą sławną Adeliną – domyślił się, unosząc kącik ust, a zmieszanie Adeliny przybrało na sile.

Odchrząknęła cicho, zakładając, że to Gilbert powiedział o niej temu mężczyźnie. Nie mogła przestać się zastanawiać, co dokładnie to było, ponieważ miała wrażenie, że ona sama nieustannie z kimś o nim rozmawiała — z Anią, z Sam, z Ethanem, ze wszystkimi. Niemniej jednak miło było wiedzieć, że wywarła na nim jakieś wrażenie i nie była dla niego jedynie zabawką.

– Nie nazwałabym się tak, ale to prawda, tak mam na imię – przyznała, wyciągając do niego rękę, którą uścisnął.

– Jestem Bash.

– Bardzo miło mi...

– Hej. – Gilbert przerwał tej dwójce, przez co odwrócili się w jego stronę. Obserwował, jak uśmiech Adeliny nieznacznie przygasa na jego widok, lecz Bash wciąż miał na twarzy figlarny uśmieszek. – Przepraszam, że musiałaś czekać.

– Nie martw się, Bash dotrzymał mi towarzystwa. – Wzruszyła ramionami.

Gilbert przytaknął, a Sebastian mocno poklepał go po ramieniu w ramach ostrzeżenia.

– Zostawię was samych, dzieciaki.

Następnie pomachał do Adeliny i zniknął wewnątrz domu.

Adelina i Gilbert wpatrywali się w siebie w milczeniu, nie wiedząc, co powinni powiedzieć ani zrobić. To nigdy wcześniej im się nie przydarzyło. Nawet gdy nie byli pewni swoich uczuć, nigdy nie czuli się niezręcznie w swoim towarzystwie. To była jedna z rzeczy, które Adelina kochała najbardziej w spędzaniu czasu z nim — mogła być sobą i mówić, co tylko chciała, bez żadnego napięcia czy niezręczności. A teraz to zupełnie zniknęło. Byli sobie tak bliscy jak dwójka nieznajomych.

– Może wejdziesz? – zaproponował, przerywając ciszę między nimi, na co brunetka lekko pokręciła głową.

– Właściwie to nie...

– Jest bardzo zimno. Nie chciałbym, żebyś zachorowała.

Dziewczyna westchnęła głośno i weszła do przytulnego domu Gilberta.

Rozejrzała się po znajomym otoczeniu. Minął rok, odkąd ostatni raz była w tym pomieszczeniu, a wciąż miała wrażenie, jakby było to wczoraj. Jej wzrok zatrzymał się na blacie kuchennym, dokładnie w tym samym miejscu, w którym się całowali, i przeszył ją głęboki ból na myśl o tym, jak wszystko się zmieniło. Ostatnim razem byli tak szczęśliwi, ale potem...

Przeniosła spojrzenie z powrotem na Gilberta i już po krótkiej chwili zdała sobie sprawę, że on wewnętrznie przeżywał dokładnie to samo.

– Więc... – Zwróciła jego uwagę. – Mówiłeś, że chcesz ze mną porozmawiać.

– Ach, tak. Myślałem, że nie przyjdziesz – przyznał, drapiąc się nerwowo po karku.

– W przeciwieństwie do innych, ja zawsze dotrzymuję słowa – wypaliła chłodno, zanim zdążyła się powstrzymać.

Widziała, jak mina Gilberta momentalnie się zmienia, a w oczach pojawia się poczucie winy. Odwrócił wzrok, nie ośmielając się na nią patrzeć, i wzdychając głośno, pomasował delikatnie skronie.

– Przepraszam, Addie, ja naprawdę...

– Nieważne. Nie przyszłam tutaj znowu o tym rozmawiać. – Ucięła temat, nie mając siły przechodzić przez to ponownie. Chciała o nim zapomnieć, a jednak życie nieustannie popychało ją w jego stronę. – Co chciałeś mi powiedzieć?

– No dobrze, um... – Podszedł do kuchennego stołu, aby chwycić kopertę, którą natychmiast rozpoznała. – To przyszło kilka dni temu. Z pewnością zaszła jakaś pomyłka.

Próbował podać jej list, jednak ona z pokręceniem głowy mu go oddała.

– Nie... Mój wujek organizuje bal i zaprosił wszystkich w miasteczku – wyjaśniła, a Gilbert zmarszczył brwi na wzmiankę o jej krewnym, o którym nie miał pojęcia. – Więc nie, to nie jest błąd.

Delikatnie skinął głową.

– Nigdy nie wspominałaś o swoim wujku.

– Nie jesteśmy ze sobą zbyt blisko. Przyjechał tutaj, kiedy... Kiedy cię nie było – przyznała cicho, zanim ruszyła w stronę drzwi. – Skoro o to chodziło... Powinnam już iść.

Otworzyła drzwi, gotowa w końcu udać się do swojego domu i zrelaksować podczas gorącej kąpieli. Niemniej jednak zatrzymał ją jego głos.

– Addie? – odezwał się cicho, a ona przeniosła na niego wzrok. – Przepraszam, że złamałem obietnicę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro