004. SAMOOBRONA
– Hau! Hau!
Adelina mocniej zacisnęła dłoń na kredzie. Billy dokuczał Ani już od mniej więcej godziny, a ona nadal nie wiedziała, dlaczego przyjaciółka w żaden sposób nie zareagowała. Po ich spotkaniu w lesie, które przerwał Gilbert, Billy już nawet nie próbował z nią zadzierać, więc wykorzystywał ten czas na gnębienie Ani.
Po długiej rozmowie Ania powiedziała jej, jak bardzo jej przykro przez to, że jej nie posłuchała i opowiedziała wszystkim o Prissy. Choć to nie ją powinna przepraszać, to Adelina mimo wszystko była jej wdzięczna. Teraz mogły już wrócić do nawiązywania przyjaźni.
Zależało jej na Ani, choć poznały się zaledwie parę dni wcześniej, i nie chciała patrzeć na jej smutek. To smuciło również ją. Jej plecy były wyprostowane, a głowa odwracała się w stronę Billy'ego za każdym razem, gdy coś mówił. Jeżeli Ania nic z tym nie zrobi, to Adelina wkroczy do akcji.
– Brzydka sierota.
Rudowłosa gwałtownie wstała z krzesła i wściekła na niego popatrzyła. Wszystkich przestraszył ten nagły hałas, dlatego odwrócili się z oceniającymi spojrzeniami, lecz Adelina jedynie uśmiechnęła się z dumą.
– Zamknij się, Billy! – wrzasnęła dziewczyna.
Cała klasa sapnęła i cicho zaczęła wyśmiewać jej reakcję. Wtedy pan Phillips odwrócił się do Ani.
– Shirley! – krzyknął, odkładając kredę na biurko. – Chodź tutaj! W tej chwili!
Ania popatrzyła spanikowana na Adelinę, zanim podeszła do nauczyciela. Brunetka czuła ogarniającą ją wściekłość — w końcu ta sytuacja nie była sprawiedliwa!
– Co za okropne zachowanie! Czy to tego uczyli cię w sierocińcu?
Adelina wstała, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
– Co to ma do rzeczy?! Dlaczego nie zapyta pan Billy'ego Andrewsa, czy u niego w domu uczyli znęcać się nad innymi?!
– Donchaster, nie wtrącaj się! To nie twoja sprawa.
– To moja sprawa, dokuczał mojej przyjaciółce przez godzinę, a pan nawet nie zwrócił mu uwagi. Ale kiedy postanowiła się bronić, upokarza ją pan przy całej klasie? Proszę mi powiedzieć, czy to jest sprawiedliwe. Ludzie powtarzają, że w tej szkole traktuje się wszystkich równo, a jednak widzę coś dokładnie przeciwnego.
Każda osoba zebrana w pomieszczeniu ponownie zamilkła, wbijając wzrok w pierwszą uczennicę, która postanowiła postawić się panu Phillipsowi.
– To żadna wymówka. Usiądź, panno Donchaster, i nie odzywaj się, dopóki nie cię nie wywołam.
To zdanie przywołało wiele wspomnień, przez co do jej oczu napłynęły łzy, lecz nie zamierała płakać w miejscu publicznym, nigdy tego nie robiła i nigdy nie zamierzała. Popatrzyła na swoją jedyną przyjaciółkę, która posyłała jej spojrzenie błagające, by niczego nie pogarszała. Adelina odwróciła wzrok, napotykając Gilberta Blythe'a. Ponownie usiadła, pozwalając panu Phillipsowi dalej obrażać Anię przez jej niepoprawne zachowanie, ale nie mogła przestać myśleć o tym, jak w Londynie ciągle powtarzano jej, by się nie odzywała. Odgłosy rozmów w klasie stały się jedynie echem.
Jeszcze słowo, a dopilnuję, byś już nigdy nie mogła się odezwać.
Pojedyncza łza popłynęła po jej policzku, dlatego szybko ją starła, zanim ktoś zdążył ją zauważyć. Ponownie popatrzyła przed siebie, gdzie na tablicy widniał napis „Anna Shirley jest złośnicą". Adelina przygryzła dolną wargę, próbując opanować się na tyle, by nie pogarszać sytuacji Ani, jednak ona najwidoczniej miała inne plany.
Ania, która wydawała się być w transie, zrobiła krok naprzód, potem kolejny, i kolejny. Niedługo później wyszła z klasy, a następnie z budynku.
– Aniu! – Brunetka się podniosła i już miała biec za swoją strapioną przyjaciółką, lecz nie pozwoliła jej na to dłoń chwytająca jej nadgarstek. Jej spojrzenie padło na Gilberta, który delikatnie pokręcił głową. Popatrzyła na niego błagająco, a on mimo to jej nie puścił.
Z westchnieniem popatrzyła na otwarte drzwi, którymi rudowłosa przed chwilą wyszła. Tak bardzo chciała za nią pobiec, ale wiedziała, że Gilbert miał rację. Kiwnęła głową, na co chłopak puścił jej rękę i wrócił na swoje miejsce. Adelina powoli wróciła na swoje miejsce obok Ruby, która szybko się od niej odsunęła.
Przesiedziała tam całą lekcję, po raz kolejny czując się bezsilna wobec wszystkiego, co się działo.
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
Myśl o wyjściu ze szkoły aż do teraz nigdy nie wydawała jej tak pożądana. Włożyła swój płaszcz i szal szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej, i wyszła z budynku jako pierwsza. Rozważała odwiedzenie Zielonego Wzgórza przed powrotem do domu, jednak postanowiła tego nie robić. Ania najpewniej była smutna i potrzebowała pobyć ze swoją rodziną. Dlatego postanowiła trzymać się pierwotnego planu — wrócić do domu i leżeć w łóżku, dopóki Samanta nie wróci z kliniki, a wtedy zapytać ją o radę.
Nie pożegnała się z nikim, oprócz Diany, która była jedyną odzywającą się do niej dziewczyną. Pozostałe zaczęły ją ignorować po rozmowie o zaklepywaniu. Nie zamierzała przepraszać za to, że wyraziła swoją opinię, więc jeżeli chciały się na nią złościć, to była ich sprawa.
– Adelina! – Dziewczyna ujrzała Gilberta biegnącego w jej stronę. Zatrzymała się, pozwalając mu do niej dołączyć. – Hej.
– Um, hej. – Lekko się uśmiechnęła.
– Skoro mieszkamy obok siebie, to może będziemy razem wracać ze szkoły. I tak idziemy w tę samą stronę – wytłumaczył, nerwowo pocierając swój kark.
– Dobrze, czemu nie?
Po tych słowach wznowiła swój spacer, tym razem mając towarzystwo. Oboje milczeli, nie wiedząc, co powinni powiedzieć. Gilbert chciał ją lepiej poznać, ale wydawała się bardzo zamkniętą osobą i nie chciał na nią naciskać.
– Jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to po prostu to zrób.
– Po prostu... Przepraszam.
– Za co przepraszasz? – Odwróciła głowę w jego stronę, a jej włosy podskoczyły przez ten nagły ruch.
– Za to, co wydarzyło się w szkole.
– To nie twoja wina, Gilbercie, tylko pana Phillipsa i Billy'ego – zaoponowała, stając w miejscu i odwracając się w jego stronę. On zrobił to samo.
– Wiem, ale...
– Więc za co przepraszasz? – przerwała mu. – Nie przepraszaj bez powodu, Gilbert. Oszczędź przeprosiny na chwilę, która będzie tego wymagała.
– Nie podobało mi się to, jak się do ciebie zwracał, to tyle. W końcu miałaś rację, nie zasługiwałaś na to, żeby cię uciszał.
Adelina popatrzyła na niego zszokowana, lekko się rumieniąc. Odwróciła wzrok, a na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech.
– To nic, jestem do tego przyzwyczajona.
Ponownie zaczęła iść, dlatego Gilbert podążył za nią, chcąc drążyć temat, lecz postanawiając tego nie robić. Jeżeli będzie chciała z nim o tym porozmawiać, zrobi to w odpowiednim dla siebie momencie.
– Jak ci się podoba w Avonlea? – zagaił.
– Na pewno jest inaczej, niż sobie wyobrażałam – przyznała, przekładając książki do swojej drugiej ręki. Gilbert to zauważył i postanowił jej pomóc. – Mogę nieść swoje książki.
– Nie powiedziałem, że nie możesz. – Uśmiechnął się pod nosem.
– Dobra, pozwolę ci je nieść ten jeden raz, bo jestem zmęczona.
Chłopak się zaśmiał, a ona uniosła kąciki ust.
– Tylko dzisiaj, następnym razem ty będziesz je nieść.
Adelina parsknęła cichym śmiechem, delikatnie kręcąc głową.
– Wracając do pytania, jest inaczej. W mieście było o wiele tłoczniej. Londyn nie jest na liście moich ulubionych miejsc, więc to chyba zmiana na lepsze – wytłumaczyła, z każdym krokiem rozrzucając nogami liście na boki.
– Dlaczego nie podobało ci się w Londynie? Wszyscy, którzy tam byli, twierdzą, że jest tam pięknie.
– Nie powiedziałam, że nie jest tam pięknie. To ja byłam problemem, nie pasowałam tam. Ludzie są... Dość skomplikowani. Londyn wiąże się też ze złymi wspomnieniami, a one znacząco wpłynęły na moją opinię.
– Rozumiem. – Popatrzył na Adelinę, która wpatrywała się w ziemię. – A twoja rodzina?
– Co z nią?
Wiedziała, że kiedyś zostanie zadane jej pytanie związane z bliskimi, ale nie wiedziała, czy była na nie gotowa.
– Podoba im się tutaj? – ciągnął chłopak, nieświadomy tego, jak niekomfortowo czuła się jego przyjaciółka.
– Mojej siostrze bardzo, chociaż tęskni za Londynem, ale nigdy się do tego nie przyzna. Zakochała się w Avonlea, kiedy tylko wysiadłyśmy z pociągu. – Uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego dnia w tym miasteczku i tego, jak bardzo Sam była podekscytowana.
– Samanta wydaje się cudowna.
Brunetka przytaknęła z szerokim uśmiechem.
– Jest. To najmilsza i najbardziej troskliwa osoba, jaką znam. Mam tylko ją. – Jej uśmiech stał się pełen smutku. Gilbert spostrzegł, że nie wspomniała o swoich rodzicach, ale nie zdążył o nich zapytać. – A twoja rodzina? Jakieś wkurzające rodzeństwo?
– Nie, tylko ja i mój tata. Nie mam rodzeństwa, a mama zmarła podczas porodu, więc...
– Och. Przepraszam, że spytałam.
On jedynie wzruszył ramionami.
– To nic, już się przyzwyczaiłem. – Nie przykładał do tego dużej wagi. – A twoi rodzice? Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie musimy.
– To dość skomplikowana historia. Powiedzmy, że nie są obecni w moim życiu – ucięła i popatrzyła na dom, który nagle pojawił się przed nimi. – Tutaj mieszkam.
Oboje się zatrzymali, stojąc naprzeciwko siebie i nie chcąc kończyć ich rozmowy, choć żadne z nich by tego nie przyznało.
– Dziękuję, że mnie odprowadziłeś – odezwała się z uśmiechem.
– Nie ma sprawy – odparł. – Jeżeli chcesz, mogę przychodzić po ciebie codziennie rano i będziemy razem do szkoły? Oczywiście, jeśli nie chcesz, to nie będę naciskał. Po prostu pomyślałem, że może...
– Bardzo chętnie – przerwała jego słowotok, a na jej policzki wkradł się rumieniec.
– Naprawdę?
– Naprawdę.
Uśmiechnęli się od siebie, a następnie Gilbert odwrócił wzrok i postanowił udać się do swojego domu.
– W takim razie do zobaczenia jutro.
– Do zobaczenia jutro.
Adelina odwróciła się i weszła do ciepłego domu.
– Wracałaś z Gilbertem Blythem, co?
Dziewczyna krzyknęła, gdy usłyszała niespodziewany głos. Samanta stała obok okna z uśmiechem czającym się na twarzy.
– Przestraszyłaś mnie! – Ułożyła dłoń na swojej piersi, aby uspokoić szybkie bicie jej serca. – Nie powinnaś być w klinice?
– Nie zmieniaj tematu, młoda damo!
– Nie zmieniam! My tylko razem wracaliśmy! Jesteśmy tylko przyjaciółmi!
Uśmiech Samanty stawał się coraz szerszy.
– Tak, pewnie. – Prychnęła, po czym udała się do kuchni, a siostra podążyła tuż za nią.
– To prawda. Nie zachowuj się jak te wariatki ze szkoły.
– Jakie wariatki? – dopytała zaciekawiona Sam, rozpalając ogień, by móc ugotować kolację.
– Grupa dziewczyn ze szkoły. Ponoć Gilbert podoba się jednej z nich od trzech lat i nie pozwalają mi z nim rozmawiać, bo ona go zaklepała – wyjaśniła i przewróciła oczami.
– Jak można zaklepać człowieka?
– Dokładnie.
Młodsza Donchaster z westchnięciem usiadła przy stole i obserwowała ruchy swojej siostry.
– Powiem tylko tyle, że nie bez powodu trwa to już trzy lata.
Adelina głośno zaśmiała się z tego komentarza.
– Jesteś okrutna. Biedna Ruby.
– Taka prawda. – Sam wzruszyła ramionami. Odwróciła się, opierając dłonie o blat i patrząc na swoją siostrę. – Słuchaj, jestem starsza, więc mam trochę więcej doświadczenia. Jeżeli minęły trzy lata, a ten chłopak nic z tym nie zrobił, to oznacza, że nic z tego nie będzie. Lepiej, jeśli o nim zapomni.
Kobieta położyła warzywa na blacie i zaczęła je kroić.
– Może próbował, a ona tego nie zauważyła? – zasugerowała Adelina, próbując znaleźć jakiś pozytyw tej sytuacji.
– Uwierz mi, jeżeli jakiś chłopak będzie z tobą flirtował, zauważysz to. Są oni w tym dość oczywiści, bo brakuje im pewnej cechy zwanej delikatnością.
– Tak? Więc mnie oświeć! Co mógłby zrobić chłopak?
Adelina skrzyżowała ramiona na piersi.
– Przykładowo mógłby zacząć od odprowadzenia cię do domu.
Parsknęła śmiechem na tę odpowiedź.
– Błagam cię, to nic nie znaczy. Po prostu był uprzejmy.
Sam po raz kolejny się odwróciła i popatrzyła na swoją młodszą siostrę, pokazując na nią palcem wskazującym.
– Przypomnij sobie moje słowa, kiedy ten chłopak zacznie z tobą flirtować, a na pewno to zrobi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro