Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Obietnica || NaLu One Shot

Ile dni już minęło, odkąd wpadłam w tę rutynę?

Tydzień...? Miesiąc...? Rok...?

Przestałam liczyć sekundy.

Nie odliczam czasu, bo po co? Przecież nawet jeśli doliczę do upragnionej liczby, nic się nie stanie.

Moje życie nie ma sensu.

Jestem po prostu kolejną twarzą, którą mija się idąc chodnikiem.

Nawet pies na taką nie szczeknie.

On zawsze tłumaczył mi, że jestem częścią układanki.

Pewnie tak... Zapasowym puzzlem.

Ręce mi się zatrzęsły. Stanęłam na chwilę, aby później znów wystukiwać nierówny rytm na bruku.

Dzisiaj są Jego urodziny.

Co powinnam mu dać?

Uśmiech?

Rozejrzałam się. 

Wszyscy są szczęśliwi, więc na co komu kolejna uśmiechnięta osoba?

Poczułam coś na policzku. Następnie słona ciecz wpłynęła mi do ust. Łzy jedna za drugą spływały po mojej twarzy. Spadały na ziemię zostawiając mokre plamy.

Wszyscy są szczęśliwi, a ja nie mogę. Dlaczego, choć nie wiem jak bardzo bym się starała, nie potrafię się uśmiechnąć?

Trzęsąc się stawiałam stopę za stopą. Patrzyłam wytrwale na chodnik. Wypatrywałam wszystkich nierówności. Weszłam na ulicę. Usłyszałam pisk opon, i głośny klakson, ale nie zwróciłam na to uwagi.

-Patrz jak łazisz, dziewucho!

Nadal nie podnosiłam głowy. Po prostu szłam przed siebie.  Nawet nie wiedziałam dokąd. 

Szum liści, śpiew ptaków... Podniosłam głowę. Byłam w parku.

Pod jednym z drzew jakaś para leżała na kocu. Całowali się.

Od razu spuściłam wzrok.

Postanowiłam dalej brnąć przed siebie. Mijałam drewniane, rzeźbione ławki oraz wysokie czarne latarnie. Wokół wirowały płatki wiśni. W końcu była wiosna. 

Kiedyś zapewne zachwycałabym się pięknem kwitnących wiśni, ale teraz? Po prostu obojętnie je mijałam.

Nagle zerwał się chłodniejszy wiatr. Zadrżałam. Nie wzięłam ze sobą szalika, kurtki, czy nawet cieplejszych butów. Nie obchodziło mnie, czy się przeziębię. 

Jemu by się to nie spodobało.

Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie jak biegnie do mnie  z grubym brązowym płaszczem, drąc się wniebogłosy, żebym go założyła. Ludzie się wtedy dziwnie na nas patrzyli, za co mu się w domu oberwało. On zawsze o mnie dbał, pilnował, żeby było mi najlepiej, nawet jeśli znaczyło to, że musi oddać mi szalik.

Szalik.

To byłby idealny prezent.

Przyśpieszyłam. Zauważyłam niewielką różową kamieniczkę. Po chwili wspinałam się po kamiennych stopniach domu. 

Jemu nigdy nie przeszkadzało, że musi mieszkać w różowym domu. 

Małym, srebrnym kluczem otworzyłam mieszkanie. W zabłoconych butach stanęłam w niedługim korytarzu, brudząc dębową podłogę. Otworzyłam dużą, czarną szafę i wyciągnęłam trochę zakurzony szalik w kratę. Wyglądał, jakby był zszywany z białych smoczych łusek. 

Obwiązałam go sobie wokół szyi. Następnie kucnęłam, aby z najniższej półki wyciągnąć sporych rozmiarów foliową reklamówkę. Sprawdziłam jej zawartość po czym wyszłam nie zamykając drzwi. Ponownie przymknęłam oczy. Widziałam jak mój chłopak krzyczy na mnie i dokładnie instruuje jak powinno się to robić. Jak ja się odwracam i udaję obrażoną, a on przeprasza i mnie przytula. Jak tłumaczy, że póki będę przy nim nikt nas nie okradnie, nie skaleczy. Nikt nas nie zabije.

Jak najszybciej opuściłam dom. Zerknęłam na niego ostatni raz i odbiegłam. Nie chciałam, żeby wracały do mnie wspomnienia.

Reklamówka ciążyła mi okropnie, ale ja wiedziałam, że muszę dojść do celu. W końcu było już niedaleko.

Zaczęłam wpasowywać się w tłum. Coraz więcej ludzi w okolicy chodziło smutnych. Coraz więcej samotnych osób z zamyślonym wyrazem twarzy. Coraz więcej łez spływało po moich policzkach.

Gdy wchodziłam na teren placówki brama zaskrzypiała przeraźliwie.

Przechodziłam ciemnymi, wąskimi alejkami. Świerki delikatnie kołysały się nade mną w rytm podmuchów wiatru.

Tu było tak spokojnie. Na prawdę miłe miejsce.

Gdy w końcu dotarłam do celu, chciałam tam zostać.

-Hej, Natsu. Wszystkiego najlepszego - usiadłam na ławce. - Sporo się zmieniło odkąd tu zamieszkałeś. Popatrz, przefarbowałam włosy na czarno. Chociaż wydaje mi się, że wolałbyś, gdyby nadal były jasne... Czuję się samotna, gdy ciebie nie ma, a ty?

Nie usłyszałam odpowiedzi. Jak zwykle. Sięgnęłam ręką do wnętrza torby i wyjęłam bogato zdobione szklane naczynie.

- Ten jest ładniejszy niż ostatni, prawda?

Znowu żadnej odpowiedzi.

-Pamiętasz? Obiecałeś - powiedziałam. - Obiecałeś, że zawsze będziesz przy mnie... - patrzyłam przed siebie. - Skłamałeś. Przecież wiesz, że nienawidzę gdy kłamiesz. Przywiązałam się do ciebie.

Już nawet ich nie powstrzymywałam. Łzy spływały po mojej twarzy, pokazując mi jak jestem słaba. Spróbowałam wstać. Cała się trzęsłam. Spojrzałam na grób. Złotymi literami było napisane Natsu Dragneel.

-Przepraszam, Natsu - wyszeptałam z gulą w gardle.

Ręce strasznie mi się trzęsły.

Znicz wyślizgnął mi się z dłoni i roztrzaskał o ziemię.

Zupełnie jak moje ciało, kilka godzin później.

~~~~~~~~~~~~~~~~

670 słów

Oddaję w wasze ręce takie oto krótkie opowiadanie.

Nie wiem co tu dodać, żeby nie psuć nastroju, ale mam wrażenie, że mi się udał.

Do zobaczenia 

Dorita

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro