Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.


  Na ulicy Pokątnej był tłum ludzi, nie przepadał za takimi miejscami, miał wrażenie, że każdy na niego patrzy i go ocenia. Gdy weszli do księgarni jego ojciec i matka zajęli się Charlusem, a jemu kazali poszukać książek samodzielnie.

Akurat tym nie czuł się urażony, nie chciał mieć nad sobą oceniających spojrzeń rodziców. Wiedział, że nawet nie będą przeglądać rzeczy, które wybierze. Skierował się po kilka książek, których jego brat nie posiadał, w tym transmutacje i eliksiry. Wzdrygnął się, gdy dotknął jednej z książek, bo ta od nadmiaru mocy poparzyła mu dłoń. Przez chwilę wpatrywał się w książkę, sapnął, gdy dostrzegł tytuł napisany małym druczkiem, książka była o czarnej magii i zaklęciach niewybaczalnych. Wycofał się szybko, nie chciał, aby ktoś zauważył go wpatrującego się w księgę. Zapamiętał jednak aby tu kiedyś wrócić, może z Mortem. Szedł z książkami i niefortunnie na kogoś wpadł. Prawie się przewrócił, ale na szczęście czarna laska uniemożliwiła mu to. Podniósł do góry wzrok i spojrzał w zaciekawione stalowe oczy Pana Malfoy'a.

- Wszystko w porządku - Zapytał pomagając mu wstać na równe nogi.

- Tak, dziękuje - Odparł i posłał mężczyźnie nieśmiały uśmiech.

- W takim razie życzę udanych zakupów - Harry patrzył jak arystokrata odchodzi. 

Znał rodzinę Malfoyów, rodzice ostrzegali go przed nimi, jednak oni nie byli tacy źli. Gdy pierwszy raz ich spotkał pani Malfoy nie mogła się nadziwić jego urodą i cały czas go komplementowała, natomiast Draco starszy o rok chłopak bardzo go polubił. Nigdy nie powiedział o tym spotkaniu rodzicom, wiedział, że to byłoby bezmyślne. Co jakiś czas wysyłał sowę do chłopaka, który go o to poprosił. Za każdym razem wydawał się zmartwiony o małego Pottera. Nie rozumiał czemu jego rodzina nienawidziła wszystkich czysto-krwistych rodów. Wrócił do rodziców, którzy jak zwykle udawali, że go nie widzą. Gdy wyszli z księgarni poszli kupić szaty do Charlusa i mundurek dla ich obydwu. Mimo iż jego brat szedł na drugi rok to i tak James twierdził, że chłopak musi się jakoś pokazać, bo jest sławny. Pod wieczór, gdy zwiedzili już wszystkie sklepy dostał pieniądze i został odesłany po różdżkę do Olivander'a. Wszedł do sklepu lekko zaniepokojony, wystraszył się, gdy mężczyzna wyszedł nagle za zaplecza, ale udało mu się to ukryć.

- Witam, pewnie po różdżkę - Zapytał i bez skrępowania wpatrywał się w niego.

- Tak - Odpowiedział krótko i podszedł do lady.

- Jak się nazywasz chłopcze?

- Harry Potter - Odparł i patrzył jak oczy staruszka rozszerzają się z szoku, a jednocześnie przerażenia.

- To niesamowite i przerażające, że brat Wybrańca, który ma ocalić czarodziejski świat... Dostał się w łaski śmierci - Powiedział przekrzywiając głowę w bok.

- Śmierci? Nie ważne, możemy już zacząć? Rodzice na mnie czekają.

Mężczyzna pokiwał głową i zniknął na zapleczu, po kilku minutach wrócił trzymając białe pudełko.

- On chce, abyś ją posiadał, w takim razie jest twoja - Wyszeptał i podał mu pudełko, które Harry natychmiast otworzył. Wyjął z niego beżowy długi patyk, który był zdobiony różnymi wzorami.

- Ile płacę?

- Nic, jestem zaszczycony, aby oddać osobiście ten przedmiot w twoje ręce. Miło było poznać, panie Potter - Staruszek znowu zniknął na zapleczu więc Harry postanowił po prostu odejść. Szybko znalazł rodziców i brata, którzy czekali w lodziarni, wrócili razem do domu. 

Oczywiście został od razu odesłany do pokoju. Wbiegł po schodach, a gdy otworzył drzwi wpadł w ciepłe i silne ramiona. Drzwi same się zamknęły, a on pozwolił się podnieść ze ziemi. Spojrzał lekko zdziwiony w czarne oczy, które uważnie obserwowały twarz chłopca.

- Mam nadzieje, że podoba ci się mój prezent - Powiedział po chwili ciszy.

- Dziękuję - Potter przytulił mężczyznę, który z lekkim chichotem opadł na łóżko razem z chłopakiem w jego ramionach - Jest piękna.

- Ja ją stworzyłem - Wyjaśnił krótko - Będzie cię chronić na moje życzenie i nigdy cię nie zdradzi ani nie opuści.

Chłopak jedynie się uśmiechnął i zamknął oczy zmęczony.

**************

Spakował swój kufer dzień wcześniej, więc gdy wstał rano w dzień rozpoczęcia szkoły, musiał jedynie się ubrać. Zeszedł na dół, zjadł śniadanie i pomógł mamie posprzątać. Gdy miał z powrotem iść do pokoju został popchnięty na ścianę.

- Nie tak szybko - Spojrzał na Charlusa, który ze zmrużonymi oczami mu się przyglądał - Nie chcę cię widzieć w pociągu, nie tylko ja, Ron i Hermiona też nie chcą.

- Dobrze - Odparł szybko i pobiegł do swojego pokoju - przez całą drogę towarzyszył mu ten paskudnych śmiech, którego tak nie znosił, że przysiągł sobie, że kiedyś jego brat pożałuje...

Westchnął i spojrzał na kufer, a potem się skrzywił, musiał go znieść na dół. Gdy do niego podszedł i miał go spróbować podnieść blada ręka mu przeszkodziła. Mortem jak zwykle pojawił się znikąd i jednym machnięciem ręki sprawił, aby kufer znalazł się na dole. Harry uśmiechnął się do niego i cicho podziękował. Wyszedł z pokoju rozglądając się na boki, nie chciał trafić na brata.

************

Dotarli na peron, Harry od razu zniknął w pociągu. Chciał poszukać miejsca, zanim wszystkie przedziały zostaną zajęte, znalazł prawie od razu pusty przedział. Wszedł do niego i z lekkim zdziwieniem oddał kufer mężczyźnie, który pojawił się koło niego.

- Powodzenia, malutki - Został otoczony ramionami, przez chwilę nic się nie działo, dopiero potem zdał sobie sprawę, że Mortem pocałował go w policzek, zrobił się czerwony, ale posłał mu mały uśmiech. Gdy mężczyzna zniknął usiadł z uśmiechem i się przeciągnął. Czekała go długa podróż.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro