Rozdział 1.
Jak zawsze po obiedzie siadał z książką na łóżku. Nie miał nic innego do roboty, nie chciał narażać się bratu lub ojcu. Wiedział, że niedługo jego matka sprawdzi, czy wszystko z nim w porządku - zawsze tak było. Rutyna powtarzała się przez pięć dni w tygodniu, najgorsze były soboty i niedziele. Zawsze wtedy jego brat lub jego przyjaciele zaczepiali go.
Nie rozumiał, co im takiego zrobił? Przecież to Charlus był wybrańcem, nie on. Może zazdrościł, kiedy arystokraci komplementowali jego urodę? Harry nie rozumiał i wątpił szczerze w to, że kiedykolwiek uda mu się zrozumieć nienawiść, jaką został obdarzony przez brata. Potrząsnął głową odganiając przygnębiające myśli i powrócił do czytania książki, opowiadała ona o zaklęciach niewerbalnych, bardzo go to zainteresowało. Mimo iż jeszcze nie dostał listu z Hogwartu wiedział bardzo dużo o magii czy też o otaczającej go kulturze. Nie dziękował za to rodzicom, bo oni nic nie zrobili w sprawie jego edukacji. Był do tego przyzwyczajony, zawsze na ostatnim miejscu, nie dostawał prezentów i nigdy nie obchodzono jego urodzin.
Przebrnął przez rozdział książki i mimo iż bardzo mało z niej rozumiał, cieszył się z możliwości uczenia się nowych rzeczy. Wstał z łóżka i odstawił książkę na swoje miejsce w jego małej biblioteczce. Miał dużo miejsca, przez to, iż jego pokój znajdował się na strychu. Nigdy nikt tu nie zaglądał, więc rodzice stwierdzili, że to najlepsze miejsce, aby umieścić małego Harry'ego.
- Nie martw się tak, wszystko będzie dobrze - Usłyszał szept koło siebie, nie musiał otwierać oczu, wiedział kto to. Odwrócił się i wpadł w ciepłe ramiona mężczyzny.
- Kiedy - Zapytał drżącym głosem pozwalając się podnieść z ziemi.
- Niedługo, jak pojedziesz do Hogwartu i z niego wrócisz. Już nigdy nie będziesz musiał przekraczać progu tego domu - Zapewnił chłopca mężczyzna, siadając na łóżku i kładąc sobie go na kolanach. Harry posłał mu tylko mały uśmiech i położył głowę na jego ramieniu.
*******************
- Mam mój list z Hogwartu - Wyszeptał patrząc w czarne puste oczy - Jednak jestem czarodziejem!
- Oczywiście, że jesteś i nigdy nie powinieneś w to zwątpić - Zapewnił go mężczyzna. Harry patrzył w puste miejsce, gdzie przed chwilą się on znajdował - bardzo często tak znikał. On był jedyną osobą, która się nim przejmowała. Nie wiedział, dlaczego, ale było to przyjemne uczucie, że płakał mniej i nie czuł się tak przygnębiony. Większość czasu spędzał właśnie z nim, w pokoju czytając lub słuchając nieprawdopodobnych historii. Mortem, tak odpowiedział mu nieznajomy, gdy spytał, jak ma na imię, zawsze uważał, że Charlus starszy brat Harry'ego jest zabawką, która sterują inni. Chłopiec nie miał pojęcia co to oznacza, a gdy zapytał się o jego znaczenie Mortem odmówił wytłumaczenia. Wierzył w słowa mężczyzny, ufał mu. Nie wiedział, dlaczego, ale Mortem wzbudzał w nim zaufanie.
W samym środku jego głowy tworzył się niepokojące myśli, ale zazwyczaj udawało mu się je stłumić, myślami typu "Niedługo to się skończy". Nie wolno mu było płakać przy rodzicach i bracie, bo zostałby ukarany, a tego nie chciał. Nie wolno mu było też wymagać od rodziców wszystkiego, na co miałby ochotę, jadł to co było, bawił się zepsutymi zabawkami i czytał stare baśnie i legendy. Nie rozumiał czemu to tak bolało? Odrzucenie i nienawiść, która towarzyszyła mu przez całe życie.
Do któregoś roku życia uważał, że nie miał prawa czuć się tak źle z powodu rodziców. Uważał wręcz, że na przyjemności nie zasługuje. Jednak wszystko zmieniło się, gdy pojawił się Mortem wtedy zaczął dostrzegać różnice między byciem nikim a złym traktowaniem czy też zaniedbaniem.
Mężczyzna wytłumaczył mu tę różnicę i mimo tego, że Harry nie chciał wierzyć w jego słowa zawsze to powtarzał. W końcu osiągnęło to zamierzony skutek i mały Potter zaczął zastanawiać się nad jego relacjami z rodziną. Westchnął cicho i otworzył oczy, rozglądnął się po pokoju, wszystko było na swoim miejscu.
Łóżko, na którym siedział było przystawione do ściany pod oknem. Na prawo od niego była komoda z ubraniami i kufer do szkoły, który dostał od Syriusza. Jego ojciec chrzestny, kiedyś przyjaźnił się z jego tatą, jednak gdy dowiedział się jak traktuje Harry'ego i Lily przestał. Czasami składał mu wizyty i przynosił różne książki czy też małe podarunki. Ale od jakiegoś czasu ojciec nie wpuszczał go do domu, co bardzo zasmuciło Harry'ego. Wiedział jednak, że nie uda mu się namówić rodzica do zaproszenia Blacka do domu. Na lewo od łóżka była mała biblioteczka i wejście do łazienki.
Podskoczył, gdy usłyszał delikatne płukanie do drzwi. Odchrząknął i zaprosił do środka, jak się później okazało jego matkę. Kobieta o długich rudych włosach przyglądała mu się z troską jednak jedynie co zrobiła to przekazała mu wieści o wyjściu na ulice Pokątną, jutro o dziesiątej rano. Potem wyszła rzucając mu ciche dobranoc. Nie mając nic lepszego do roboty, przebrał się i poszedł spać. Wiedział, że wstanie wcześniej więc nie kłopotał się z kąpielą.
*********************
Wstał z łóżka, wykąpał się i ubrał. Wyszedł na podwórze, żeby sprawdzić, jaka jest temperatura, na szczęście zapowiadał się słoneczny dzień. Pobiegł z powrotem do salonu o mało co nie przewracając się o leżące na ziemi zabawki.
- Dobrze, że już jesteś - Odwrócił się w stronę ojca, który wbijał w niego ciekawskie spojrzenie - Chodź Harry, musimy ruszać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro