Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9


Alice dzwoniła do mnie nad ranem, jednak telefon mi się rozładował. Dowiedziałem się o tym dopiero, kiedy podłączyłem go do ładowarki. Próbowałem do niej oddzwonić, lecz skrupulatnie ignorowała mnie i nie odpisywała również na wiadomości. Zaciskałem palce na telefonie, kiedy serce obijało mi się o żebra i czułem nieprzyjemny dreszcz na plecach.

Pewnie próbowała mi tym powiedzieć, że miałem spadać, jednak niepokój jaki mnie ogarniał zawsze w tych momentach, tym razem też się pojawił, a wspomnienie sprzed lat odtwarzało się w umyśle, ponownie nie pozwalając mi się uspokoić. Dlatego siedziałem na podłodze, plecami wsparty o łóżko i co jakiś czas wybierałem jej numer. Za każdym razem odzywała się poczta głosowa. Wysłałem jej ostatnią wiadomość, a później rzuciłem telefon na łóżko i wyszedłem z pokoju postanawiając, że za niedługo zadzwonię do dziadków. Pocieszałem się myślą, że gdyby coś się stało, oni już poinformowaliby mnie.

Potarłem dłonią kark i pociągnąłem za klamkę, a później opuściłem pomieszczenie, tym samym znajdując się w salonie. Drzwi Willa był zamknięte, co oznaczało, że wrócił już do domu, jednak zaskoczyło mnie, gdy usłyszałem wydobywające się z kuchni dźwięki. Wątpiłem, żeby po imprezie był wstanie tak wcześnie wstać. Ta pora była zbyt wczesna dla mnie, a co dopiero dla skacowanego Williama.

Zaciekawiony przeszedłem do pomieszczenia i stanąłem w wejściu, przyglądając się, dobrze mi już znanej, dziewczynie, która zachowywała się, jakby była u siebie w domu i bez skrępowania robiła sobie kawę. Ubrana tylko w koszulkę Willa, którą była na nią za dużo, wyciągała właśnie z szafki słoik z czarnym proszkiem.

Zmarszczyłem brwi i oparłem się o ścianę bokiem, zastanawiając się, kiedy zauważy moją obecność. Nie myślałem nad tym, jak się tutaj znalazła, odpowiedź była zbyt oczywista, jednak sądziłem, że laski Willa będą zmywały się wcześniej.

-Nie chciałeś przyjść na kawę, kawa przyszła do ciebie - powiedziała nagle, odwracając się w moją stronę w dwoma kubkami parującego napoju.

Przełknąłem ślinę starając się patrzeć jej twarz, ponieważ jej sutki odznaczały się na materiale białej koszulki. Przechyliła na bok głowę i i zagryzła wargę, jednak w sposób jaki to robiła, prędzej odrzucał niż pociągał.

-Trochę naginasz prawdę, Jane - stwierdziłem, na co szybko przerwała mi.

-Juliet - poprawiła mnie z irytacją w głosie, a unosząc dumnie podbródek wyminęła mnie i zatrzymała się w salonie, rozglądając dookoła.

Obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni i wzruszyłem ramionami, pokazując, że nie miało to najmniejszego znaczenia. Ziewnąłem zakrywając usta dłonią i ponownie uniosłem ramiona, naprawdę mało się tym interesując.

-Na kawę przychodziłem, nie skorzystałem tylko z twojego numeru - dokończyłem zdanie, które mi przerwała. Mrugnąłem do niej, co było bardziej ironicznym gestem niż przyjacielskim, a później dodałem. - Will raczej nie ucieszy się z kawy i tego, że go obudziłaś, Jane.

Wywróciła oczami, zapewne chciała pokazać mi środkowy palec, ale przez trzymane naczynia, nie mogła tego uczynić. Popatrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, a później odrzuciła włosy do tyłu, obróciła się na pięcie i zbyt mocno kręcąc biodrami, ruszyła w kierunku pokoju Williama. Uniosłem ręce, wymachując nimi i szczerze się śmiejąc, ponieważ zachowanie tej dziewczyny było odrobinę dziecinne. Dodatkowo zbyt długo znałem Willa, by wiedzieć, że nie spodoba mu się fakt, iż szatynka nadal przebywała w naszym domu, a dodatkowo obudziła go.

Nucąc pod nosem kawałek Jacksona wszedłem do kuchni i nastawiłem wodę w czajniku, a później otworzyłem lodówkę ciesząc się, jak głupi na widok jajek. Wyciągnąłem pudełko, masło i cebulę. Z pudełka wziąłem pięć sztuk jajek, a resztę schowałem z powrotem do lodówki. Nie przestając cicho śpiewać, przeszukiwałem szafki, a gdy odnalazłem patelnię, ustawiłem ją na płycie i zaczekałem, aż się zagrzeje.

W ciągu niecałych dwudziestu minut, nim moje śniadanie się zrobiło, byłem świadkiem dość zabawnej sceny. Wściekła Juliet wyszła, a raczej wybiegła, z pokoju Willa, w drodze do wyjścia ubierając się. Nie wiedziałem, jakim cudem jej się to udawało, ale zapinała swoją sukienkę, a przy okazji próbowała ubrać pończochy, jedną prawie gubiąc po drodze. W pewnym momencie zerknęła w moją stronę i posłała mi nieprzyjazne spojrzenie. Wskazałem głową leżącą na podłodze pończochę, a dziewczyna uniosła brwi i niepewnie oglądając się, zauważyła swoją zgubę. Przez jej twarz przeszedł grymas, gdy usłyszała gromki śmiech Williama. Wracając się po rzecz, mało nie zabiła bruneta wzrokiem, a później wznowiła swój bieg do drzwi, nawet nie ubierając szpilek, wyszła z mieszkania, zakańczając wszystko efektownym trzaśnięciem drzwiami.

William nadal śmiał się, jak debil, gdy wyłączałem palnik i przekładałem jajecznice na talerz. Wylałem na nią jedną czwartą ketchupu, a później posłodziłem kawę, do tego momentu nie zwracając uwagi na chłopaka.

-Zachowałeś się jak kutas - stwierdziłem wchodząc do salonu i zajmując miejsce na kanapie, przy okazji poszukując pilota.

-Zachowałbyś się tak samo na moim miejscu - burknął i rozwalił się na fotelu, a odchylając głowę przymknął oczy. - Nic jej nie obiecywałem, oprócz jednorazowej akcji, to nie moja wina, że była taka tępa.

Zerknąłem na niego kątem oka, wbijając widelec w żółto - czerwoną masę, a później jej część wsadzając sobie do ust. William był gościem, który czasami nie załapywał aluzji, którą dawałem mu, milcząc, dlatego widząc, że nic nie zrozumiał, przełknąłem jedzenie i westchnąłem.

-Ośmieszyłeś ją - wyjaśniłem, a ten wzruszył ramionami prychając. - A później zacząłeś rżeć, jak debil, bo zgubiła coś po drodze, pewnie po tym, jak wyzwałeś ją od nieogarniętych dziwek. Na jej miejscu kopnąłbym cię w jaja. Pewnie gdyby nie to, że się z nią pieprzyłeś i je widziała, wątpiłaby, czy w ogóle je masz.

-Daj mi spokój, Et. - Spojrzał na mnie zirytowany, zaciskając usta w cienką linię. - Czuję się, jakby gadał ze swoim starym, wyluzuj trochę, to tylko zwykła laska. A jak ci jej szkoda, to za nią pobiegnij, tylko ostrzegam, słaba jest w obciąganiu.

Zignorowałem jego propozycję, jak i samego chłopaka, skupiając się na porannych wiadomościach, w których informowali o jakimś wypadku z udziałem kilku samochodów. William zauważając, że nie miałem ochoty dalej prowadzić z nim tę rozmowę, prychnął i przeczesując palcami swoje czarne włosy, podniósł się z miejsca, a później odszedł gdzieś. Najprawdopodobniej w kierunku łazienki, bo stamtąd kilka minut później dobiegał szum wody.

Pokręciłem głową, wbijając kolejny raz widelec w jedzenie, a drugą ręką sięgając po kubek, by wziąć łyk kawy. Nie interesowało mnie to, ile lasek Will przyprowadzi w ciągu tygodnia, ale nie miałem ochoty patrzeć, jak traktuje je, jakby były zwykłymi szmatami, co wprost uwielbiał robić.

Skończywszy śniadanie, wróciłem do pokoju i od razu sięgnąłem po telefon, jednak nie zobaczyłem żadnego, nowego powiadomienia. Wybrałem numer Alice, a kiedy znowu usłyszałem pocztę głosową, rozłączyłem się i wziąłem głęboki oddech.

Przymknąłem na moment oczy, a później niechętnie wybrałem numer do babci, która to odebrała już po drugim sygnale. Uspokoiła mnie, mówiąc, że Alice wróciła godzinę temu. Jednak nie szczędziła mi szczegółów i dokładnie opowiedziała, jak dziewczyna wyglądała, gdy wróciła. Opowiedziała mi też wszystko, co moja siostra robiła w ciągu ostatniego tygodnia albo raczej, czego babcia domyślała się, co mogła robić, ponieważ Alice częściej nie było w domu niż tam się pojawiała.

-Nie wiem, Ethan, nie wiem - powiedziała w pewnym momencie z bezsilnością. - Jesteśmy coraz starsi i coraz trudniej nam utrzymać ją w domu. A ona zamiast zmieniać się na lepsze...

Przyłożyłem czoło do ściany i westchnąłem ciężko, mając mętlik w głowie. Skupiałem się na swoim oddechu i zamknąłem oczy, próbując to wszystko sobie poukładać.

-Chcecie, żebym zabrał ją do siebie? - spytałem równie bezsilnie jak kobieta, doskonale wiedząc, że był to najgorszy pomysł, jaki moglibyśmy wybrać, ale czy miałem inny wybór?

-Ethan, nawet nie denerwuj starej babci! - powiedziała twardo, kategorycznie odmawiając. - Prędzej spakowałabym ją i wysłała twojemu ojcowi, bo to jego wina, że tak na wszystko jej pozwalał! A ty masz się teraz uczyć i skupić na sobie, nie przyjmuję żadnego sprzeciwu, Ethanie. Ta dziewczyna już za wiele zepsuła nam nerwów, ale zobaczysz, dziadek się w końcu zdenerwuje i ona zacznie chodzić, jak w zegarku.

Oblizałem wargi, ponownie biorąc głęboki oddech. Obróciłem się i oparłem plecami o ścianę, jednocześnie masując sobie kark dłonią. Wpatrywałem się w zdjęcie oprawione w ramkę i znajdujące się na komodzie i zastanawiałem się, czy nie sprzeciwić się babci.

-Tym milczeniem nic u mnie nie wskórasz, wnuku - zaśmiała się i westchnęła głęboko, a później usłyszałem, jak zastukała palcami o stół. - Zostaje u nas, a ja już dobrze wiem, że również nie chcesz, by do ciebie przyjeżdżała. Zbyt wiele razy słyszałam jej wrzaski, gdy rozmawiała z tobą.

-To moja siostra - przypomniałem spokojnie i wzruszyłem ramionami. - Powinienem się nią zajmować.

-Nie. - zaprzeczyła. Ponownie westchnęła. - Ona nie jest już dzieckiem, chociaż zachowuje się jak dziecko. Ty masz swoje życie i zacznij z niego korzystać. Jedno ci powiem, czego nie powinnam, ale to zrobię, bo jestem stara i w moim wieku już mi wolno takich rzeczy.

-Tak? - spytałem unosząc brwi i zastanowiłem się, co też staruszka chciała mi przekazać.

-Kimkolwiek jest dziewczyna, którą tak często obraża - zaczęła, a ja przełknąłem ślinę, wiedząc, że mówiła o Małpce. - Robi dobrze, w jej życiu musiał pojawić się w końcu ktoś, kto pokazał Alice, że nie należy jej się wszystko. Będę teraz złośliwa, ale po tylu latach spędzonych z tym szatanem mi wolno, nie obraziłabym się, gdybyś zabrał tę dziewczynę i przyjechalibyście do nas!

Nie odpowiedziałem jej, ponieważ poczułem pustkę w głowie. Nie chciałem mówić jej, że dziewczyna, o której mówiła, nie była moja, a jej chłopak za nic w świecie nie wypuściłby jej gdzieś ze mną.

Nie zamierzałem również wykorzystywać Małpki do czegokolwiek, ponieważ zbyt wiele się wycierpiała. Nie chciałem, żeby musiała oglądać Alice i żeby musiała chociaż o niej myśleć.

Zmieniłem temat, pytając o pogodę na Florydzie, a później tłumacząc się ważną sprawą, zakończyłem rozmowę i z ulgą odrzuciłem telefon na łóżko. Poczułem ulgę, że Alice nic nie wywinęła, jednak to, co powiedziała mi babcia, głębiło się w mojej głowie, a ja chcąc się tego pozbyć, chwyciłem za torbę i poszedłem do miejsca, które pozwalało mi nie myśleć, przynajmniej na razie, ponieważ byłem pewien, że za jakiś czas będę musiał znaleźć nowe miejsce.

~~~~~

Jak minęła Wam majówka, kto jeszcze ma wolne? Są wśród nas maturzyści? Jeśli tak, jak poszedł Wam polski? ^.^

Ściskam mocno :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro