Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8


Po ponownym przyjściu do domu i zobaczeniu, że w lodówce znajdowały się tylko parówki i sos tabasco, postanowiłem udać się na zakupy, ponieważ mdliło mnie już na widok tych mięsnych, miękkich kijów. Jednak jedzenie ich przez cały tydzień nie było zbyt dobrym pomysłem.

Wracałem do mieszkania obładowany torbami, wypełnionymi gotowymi danami, które wystarczyło podgrzać, wszystkimi dodatkami, bez których nie wyobrażałem sobie tych dań i kilkoma słoikami kawy. Akurat większość kawy zamierzałem ukryć przed Willamem w obawie, że pewnego dnia się obudzę i nie będę miał czego się napić. Odruchowo wrzuciłem do koszyka kilka opakowań Oreo, jakby Małpka nadal ze mną mieszkała i zorientowałem się, co zrobiłem dopiero wtedy, gdy pakowałem zakupy do reklamówek.

Pierwszy raz postanowiłem pojechać windą i miałem niezwykle miłą okazję do poznania swoich sąsiadów, a tak dokładniej do poznania starszej sąsiadki, która nie posiadała zbyt miłego wyrazu twarzy, gdy przejeżdżała wzrokiem po całej mojej osobie, mrużąc przy tym oczy i mamrocząc coś pod nosem o szatanie. Otworzyłem szerzej oczy, poprawiając w dłoniach reklamówki i nie rozumiejąc, o co chodziło tej kobiecinie.

Na jej pulchnej twarzy ukazał się grymas, przez co pojawiło się jeszcze więcej zmarszczek. Czerwona szminka i niebieskie cienie do powiek, czy jakkolwiek się to nazywało, sprawiało, że wyglądała, jak podróbka klauna, co od razu skojarzyło mi się z jedną z książek od Kinga.

-Kto to widział - mruknęła łypiąc na mnie kątem oka. - Żeby tak chłopak z chłopakiem. Nie do pomyślenia!

Wsiadła do windy, która właśnie podjechała, a ja stałem z otwartymi ustami i zastanawiałem się, czy lepiej nie byłoby jednak pójść schodami. Pełen zaskoczenia patrzyłem na kobietę, która wyzywała mnie od szatanów, a później stwierdziła, że byłem gejem.

Z westchnieniem wsiadłem do windy i uśmiechnąłem się do kobiety udając, że nie słyszałem jej komentarzy, ani nie czułem znaczącego spojrzenia. Zastanawiałem się, co też Will zrobił, że już w pierwszy dzień posądzili nas o takie rzeczy.

-Będziesz smażył się w piekle - stwierdziła i szturchnęła mnie, kiedy wciskała przycisk z numerem mojego piętra. Moja wiara w to, że będę miał normalnych sąsiadów właśnie spadała z ostatniego piętra Empire States Bulding z prędkością równą prędkości światła.

-Nie rozumiem, o co pani chodzi i dlaczego tak bardzo interesuje panią moje życie seksualne - burknąłem spokojnie i oparłem się o ścianę windy, gdy ta wjeżdżała na kolejne piętro.

-Nie mów do mnie, ty pomiocie szatana! - krzyknęła, chwytając swoją torebkę w dłoń i unosząc ją, jakby właśnie chciała mnie nią uderzyć. Zacisnąłem wargi, żeby w tym momencie się nie roześmiać, ponieważ wyglądała, jakby chciała mnie zamordować, ewentualnie wezwać egzorcystę.

Jej wyblakłe oczy paliły się wściekłością, gdy odsuwała się jak najdalej ode mnie, nadal groźne trzymając torebkę uniesioną, jakbym w jakikolwiek sposób mógł ją zaatakować. Moje ramiona drżały, gdy powstrzymywałem się od wybuchu śmiechu, przez co reklamówki z zakupami ocierały się o siebie i wytwarzały szelest.

-Jakiego szatana, miła pani? - spytałem uśmiechając się, przez co traciła swoją pewność siebie i zaczęła patrzeć na mnie wątpliwie. - Ja swojego współlokatora kijem nie dotknąłbym, a co dopiero penisem.

-Mnie nie oszukasz, ty.... Ty - splunęła i ponownie zmrużyła oczy, a później ruszyła w moim kierunku i już miała zamachnąć się torebką, kiedy winda otworzyła się i znaleźliśmy się na naszym piętrze. - Mówię ci, chłopcze, opamiętaj się!

Wybiegła z windy szybciej niż Bolt biegał na sto metrów, zostawiając mnie samego i zdezorientowanego. Pokręciłem głową nadal nie wierząc w to, co właśnie się wydarzyło i że starsza kobieta prawie uderzyła mnie swoją torebką. Miałem tylko nadzieję, że nie miała tam kamieni, wizyta na ostrym dyżurze raczej nie wchodziła w skład mojego planu na tę noc.

Otrząsłszy się z pierwszego szoku, jaki przeżyłem, wysiadłem z windy i przeszedłem korytarz, na szczęście kobieta już zniknęła w swoim domu, ewentualnie odleciała gdzieś na miotle. Postawiłem zakupy przy ścianie i zacząłem przeszukiwać kieszenie, jak zwykle nie mogąc odnaleźć kluczy. Naprawdę nie wiedziałem, jakim cudem zawsze udawało im się schować, ale unikały mnie jak ognia. Może też sądziły, że byłem dziełem szatana.

Prychnąłem i zaśmiałem się, przypominając powagę, a jednocześnie wściekłość w oczach tamtej kobiety. W końcu po kilku minutach odnalazłem zgubę i wsadzając kluczyk do zamka, przekręciłem go, a popychając drzwi, mogłem wejść do środka.

W mieszkaniu było cicho, pokój Willa był otwarty, a kiedy przeszedłem do kuchni, zauważyłem okruchy na blacie mebli. Wzniosłem oczy ku górze i zacząłem rozpakowywać zakupy, zabierając do siebie Oreo i kawę, a później posprzątałem w kuchni, nie chcąc następnego poranka spędzać w takim brudzie. Później poszedłem wziąć prysznic, a gdy następnie rozwaliłem się na kanapie z talerzem tostów z dżemem, szynką i sosem czosnkowym, usłyszałem dzwonek telefonu.

-Cześć, Et - usłyszałem znajomy, jednak lekko bełkotliwy głos, po czym osoba zaczęła chichotać. Oblizałem usta wyobrażając sobie pijaną Norę, co doprowadziło do tego, że zabolały mnie stopy. Aż za dobrze pamiętałem, jak postanowiła mi je zmiażdżyć swoimi obcasami.

-Jesteś pijana? - spytałem głupio i zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, gdzie była w tym momencie.

-Może troszeczkę - odparła, a po chwili jęknęła i zaklęła. - Te buty mnie wykończą, mówię ci, Ethan. Nigdy nie zakładaj szpilek, nigdy.

Pewnie uśmiechała się w tym momencie, zawsze gdy się upijała, stawała się małym przylepem, który wszystkich kochał i widział świat w jasnych barwach. Zaniepokoiło mnie to, że dzwoniła do mnie i nie wiedziałem, gdzie właśnie była, ani z kim. Jeżeli byłaby z Maxem, wątpiłem, żeby był zadowolony z fakt, iż ze mną rozmawiała.

-Gdzie jesteś, Małpko? - zadałem kolejne pytanie, na które odpowiedziała mi westchnięciem i chwilą ciszy. - Mów do mnie, Noro, czuję się samotny.

Usłyszałem jej śmiech, gdy wypowiedziałem to zdanie i nieświadomie uśmiechnąłem się. Poruszyłem się nieznacznie, siadając wygodniej i w ciszy czekałem, aż mi odpowie. Jednak ona, gdy przestała się śmiać, milczała, jakby w ogóle zapomniała o moim pytaniu. Chciałem już je powtórzyć, naprawdę niepokoiłem się, gdzie mogła być, ale wtedy odezwała się.

-Weźmiesz poduszkę i zaczniesz z nią mnie obgadywać, jak podczas oglądania seriali? - spytała, a później westchnęła, jakby nie chciała, żebym odpowiedział na to pytanie. - W klubie. Wyszłam się przewietrzyć.

-Właśnie to robię, Małpko - odpowiedziałem i sięgnąłem po jaśka, przy tym ściskałem go w dłoni. - Dlaczego wyszłaś sama?

Nie wiedziałem, czy na to pytanie bardziej czekałem, niż na poprzednie, jednak nie chciałem, żeby była tam sama. Nie mogłem po nią przyjechać i zawieźć bezpiecznie do domu, dlatego chciałem być pewien, że miała osobę, która zrobiłaby to.

-Bo chciałam z tobą porozmawiać - powiedziała cicho i pociągnęła nosem. Coś ścisnęło mnie w środku i na moment odebrało mi mowę. - Nie mam komu miażdżyć stóp, wiesz? Mike mówi, że jeszcze chce gdzieś pochodzić, a Max...

Zaczęła, ale nie skończyła. Westchnęła ciężko, a ja czułem się bezsilnie, ponieważ była tam sama i najwyraźniej bliska płaczu, a ja nie mogłem nic zrobić, oprócz rozmawiania z nią przez telefon. Wziąłem głęboki oddech, nie chcąc zdradzić po swoim głosie, że byłem zdenerwowany. Jeszcze pomyślałaby, że to była jej wina, co było całkowitą bzdurą, jednak ona zapewne tak odebrałaby to.

-A więc, o czym chcesz porozmawiać? - zaciekawiłem się. - Jak bardzo mnie uwielbiasz? Wiesz, że na problemy najlepsze jest jedzenie, prawda? Więc jeśli umierasz z uwielbienia do mnie, to po prostu coś zjedz.

Musiałem bardzo się postarać, by brzmieć beztrosko i radośnie, jednak przyzwyczaiłem się już do tego i wiedziałem, że na pewno tak brzmiałem. Dodatkowo nie mogłem zapomnieć, że najwyraźniej Małpka była pijana i pewnie nie wyłapywała aż tak wszystkich rzeczy.

-Będę przez ciebie gruba - mruknęła. - Zobaczysz, przyjedziesz w następny weekend, a ja będę miała plus dziesięć kilogramów.

Skrzywiłem się, ponieważ to z jaką pewnością powiedziała, że przyjadę, spowodowało, że pomyślałem o swoim planie, by pojawiać się tam jak najrzadziej. Pomasowałem dłonią kark i przymknąłem na moment oczy.

-I tak będziesz wyglądać ślicznie - stwierdziłem mając nadzieję, że nie będzie tego pamiętać.

-Ogrodzenia są do kitu - wyznała nagle. A ja zamrugałem gwałtownie, chcąc się upewnić, że nie pominąłem jakiejś części naszej rozmowy, bo to jak gwałtownie zmieniła temat, lekko mnie zdezorientowało. - Czy ty masz w swoim nowym domu ogrodzenie?

-Nie - zaprzeczyłem i przejechałem dłonią po twarzy, zastanawiając się, dlaczego o jedenastej w nocy rozmawiałem z nią o ogrodzeniach.

-Niby dają ci poczucie bezpieczeństwa, a tak naprawdę stwarzają tylko większe zagrożenie - ciągnęła, a ja ponownie zacząłem się niepokoić. Wyprostowałem się i słuchałem w milczeniu, pozwalając jej, żeby powiedziała wszystko, na co miała ochotę. - Ludzie myślą, o ogrodzenie, dobra dzielnica, wszyscy są tutaj porządni. A tak naprawdę ogrodzenia to iluzja, pozwalają ludziom się oszukiwać, są wymówką na ich obojętność wobec innych.

-Małpko, wszystko w porządku? - Teraz pochyliłem się do przodu, a po chwili wstałem, nie mogąc wytrzymać bezczynnego siedzenia.

-Po prostu nie lubię ogrodzeń. - Mogłem się założyć, że właśnie wzruszyła ramionami, jakby chciała, żeby stało się to mniej ważne. - A muszę przez nie codziennie przechodzić. Tylko tyle.

Nastała cisza, w której słyszałem tylko nasze oddechy. Jedyne czego teraz pragnąłem, to wsiąść w samochód i pojechać do niej. Jednak nadal stałem w jednym miejscu, z telefonem przyciśniętym do ucha, czekając aż coś powie, cokolwiek.

-Tęsknię za tobą, Et. - Jej wyznanie wywołało u mnie ból. Wstrzymałem oddech, chcąc przeczekać aż zelżeje, lecz on nie znikał, a nasilał się. Zacisnąłem wolną dłoń w pięść i ponownie zamknąłem oczy.

-Ja za tobą też, Małpko. - Nie mogła nawet domyślać się, jak bardzo odczuwałem tęsknotę.

-Nie chcę kończyć tej rozmowy.

-To jej nie kończ - powiedziałem nie zastanawiając się ani chwilę. Ponownie zacząłem masować sobie kark, chociaż to nie pomagało. - Mamy czas, Małpko, jeżeli tylko nie jest ci zimno i jesteś w bezpiecznym miejscu, możemy rozmawiać cały czas.

-Taksówka zaraz przyjedzie - wyjaśniła. - I jest mi trochę zimno, ale to nic. Wiesz, że w styczniu wychodzi kolejny sezon Sherlocka?

-Nie, Noro - zaprzeczyłem twardo, chociaż pewne było to, że jeżeli tylko będzie chciała, będą z nią oglądał ten serial i wysłuchiwał jej zachwytów na temat brytyjskiego akcentu. - Nie zmusisz mnie do oglądania tego.

-A chcesz się założyć? - zaproponowała, a ja słyszałem, jak podjeżdżał samochód. - Zaczekaj chwilkę, tylko wsiądę i powiem taksówkarzowi adres.

Poczekałem chwilę, a później zaczęliśmy przerwaną rozmowę, ponownie na zupełnie inny temat. Po jakimś czasie, kiedy Nora była już w domu, ale nadal rozmawialiśmy, poszedłem do pokoju i położyłem się na łóżku, co chwilę mrugając gwałtownie powiekami, by nie zasnąć.

Zastanawiałem się, gdzie był Max, kiedy tak długo ze mną rozmawiała, ale dziewczyna ani razu o nim nie wspomniała, a przez resztę rozmowy była radosna, więc nie chciałem tego psuć. Przymykając oczy i wsłuchując się w jej głos, mogłem się oszukiwać, że była gdzieś niedaleko.

-Powinnam iść spać - stwierdziła w pewnym momencie i usłyszałem, jak ziewnęła. Może wydawało mi się, ale w jej głosie na moment pojawił się smutek. - Uważaj na starsze babcie w windzie, a najlepiej to unikaj je, jak tylko możesz.

-Jasne, Małpko - obiecałem. - Śpij dobrze.

-A ty nie mów zbyt dużo przez sen - zaśmiała się, a po chwili spoważniała. - Dobranoc, Ethan.

Zachłysnęła się powietrzem, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamilkła. Czekałem jeszcze chwilę, ale w końcu sama się rozłączyła, a ja poczułem swego rodzaju pustkę. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, orientując się, że rozmawialiśmy dwie godziny. Odłożyłem komórkę na bok i zakopałem się w pościeli, tłumiąc pragnienie zadzwonienia do niej ponownie.

~~~~

Macie mały prezent ode mnie ;)

Życzę dobrej nocy :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro