21
– Ale nie zamierzałeś przyjechać! – Niespodziewanie uderzyła mnie w pierś, wylewając całą swoją wściekłość.
Zrobiłem jeden krok do tyłu, a chwytając delikatnie ją za nadgarstki, zmusiłem, aby na mnie spojrzała. Ciemne oczy nie chciały na mnie patrzeć, gdy ich właścicielka uparcie wpatrywała się w ziemię.
– Miałaś być u dziadków Maxa – przypomniałem cicho, unosząc jej podbródek do góry. – Sama mówiłaś, że cię nie będzie...
Deszcz coraz mocniej zacinał, włosy Nory były całkowicie przemoczone. Jeszcze kilka minut a nie pozostanie na nas ani jedna sucha nitka, lecz żadne nie zamierzało się ruszyć. Powinienem zareagować jakkolwiek, odsunąć na później rozmowę, aż w końcu znajdziemy się w ciepłym wnętrzu mieszkania.
– W tamtym tygodniu nie przyjechałeś – wypomniała mi, a w jej głosie słyszałem wyrzut z powodu kłamstwa, którym ją obdarzyłem. – Unikasz mnie, Eth.
Westchnąłem ciężko, nie chcąc jej ponownie okłamać. Pochyliłem głowę, stykając swoje czoło z jej, a krople deszcze spływały mi z twarzy, rozmazując widok. Czułem na ustach świeży smak wody.
– Przepraszam. – Tylko tyle byłem wstanie powiedzieć.
Nora cała drżała, pewnie z zimna. Nadal trzymałem ją za dłonie, lecz nie próbowała się uwolnić. Zimno stawało się nie do wytrzymania. objąłem dziewczynę i musnąłem wargami czubek jej głowy, stanowczo pozwalając sobie na zbyt wiele.
– Chodź, Krasnalu – mruknąłem. – Może podzielę się z tobą kawą i porozmawiamy na spokojnie.
Skinęła głową, jeszcze przez moment przytrzymywałem jej dłonie, jak zawsze były zimne tak dzisiaj, w tę ulewę miałem wrażenie, że dotykałem sopli lodu. Jeszcze tego by brakowało, aby Małpka się rozchorowała.
Z duszą na ramieniu poprowadziłem dziewczynę do wejścia, a ta znajdując się w środku, uważnie wszystkiemu się przyglądała. Szedłem dwa kroki za nią, pozwalając na to, aby oswoiła się z nowym miejscem. Wyglądała, jakby zupełnie zapomniała o mojej obecności, lecz wiedziałem już, że potrzebowała chwili, aby nie czuć stresu.
Zatrzymała się dopiero przy windzie i posłała mi niewerbalne pytanie. Skinąłem na windę, przypominając sobie, że blondynka nie wiedziała, na którym piętrze mieszkałem.
– Zawsze będziesz mnie witał taką niepewnością w stosunku do kawy? – spytała, gdy wcisnąłem guzik piętra.
Woda skapywała na podłogę, a ja odczuwałem przyjemną ulgę, gdy ciepłe powietrze ogrzewało wychłodzoną skórę, lecz przez to jeszcze bardziej mokre ciuchy przyklejały mi się do ciała.
Oparłem się dłonią o ścianę, tuż nad głową Nory. Spojrzała na mnie z delikatną konsternacją, gdy próbowała ukryć delikatny uśmiech. Odgarnęła mokre włosy z twarzy, przy okazji ochlapując mnie nimi.
– Kiedyś ci jej po prostu nie dam – zaprzeczyłem, powstrzymując się od dotknięcia jej.
– Sama sobie wezmę. – Wywróciła oczami, zerknęła na mój tors. Westchnąłem, doskonale wiedząc, że chciała wcisnąć swoje palce między moje żebra. W tym aspekcie była całkowitym brutalem.
Winda zatrzymała się z cichym dźwiękiem, a gdy jej drzwi się rozchyliły, zakląłem pod nosem. Jak nic brakowało tutaj tylko sąsiadki.
Zmierzyła nas wzrokiem, przytrzymując torebkę. Zazgrzytała zębami i już widziałem, jak zamierzała się odezwać.
– Radzę zabrać parasolkę – zaśmiała się Nora, wskazując na swoje włosy. – Może być pani pewna, że zanosi się na całkowitą ulewę.
Przełknąłem ślinę, obserwując z boku całą sytuację. Próbowałem niewerbalnie ostrzec Norę, że kobieta, z którą rozmawiała, to te okropne babsko, o którym jej opowiadałem, lecz ta unikała jakiegokolwiek kontaktu ze mną. Wpatrzona w staruszkę, wyszła z windy i przystanęła przy sąsiadce, jakby zamierzała właśnie urządzić sobie z nią pogawędkę.
– Dziecko nie takie rzeczy mnie spotykały! – Machnęła ręką, w której trzymała torebkę, a ja odsunąłem się. Już raz nią oberwałem. – Zwykły deszczyk krzywdy nie robi, zwłaszcza takim starym ludziom jak ja.
– Ależ gdzie pani jest stara! – zaprzeczyła blondynka, troskliwie dotykając ramienia kobiety. Pochyliła się w jej kierunku i powiedziała dużo ciszej: – Kobiety się nie starzeją...
– Cwana z ciebie pannica – zaświergotała staruszka, a ja ledwo nie puściłem pawia. Nora zgromiła mnie wzrokiem, słysząc, jak się krztusiłem. – Ale, żeby z tym szatanem się zadawać... Kochaniutka....
– Z szatanem?! – Nora pisnęła szeptem, na co ja wytrzeszczyłem oczy. Oparłem się o ścianę i przetarłem czoło, czekając, aż to przedstawienie dobiegnie końca. – W sensie, że z Ethanem?
Staruszka zerknęła na mnie wrogo i skinęła głową. Brakowało tylko, aby splunęła. Dopełniłoby to jej obraz całkowicie.
– Teraz jeszcze nas podsłuchuje, za grosz kultury nie ma, ten pomiot szatana – żachnęła się, a Nora wybuchła cichym śmiechem.
– Ale ja nic pani nie zrobiłem! – Odezwałem się, wyciągając ręce w geście bezradności.
Nora patrząc wprost w moje oczy, pochyliła się do staruszki i wyszeptała jej coś do ucha. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc w ogóle jej zachowania. Odchrząknąłem, lecz zignorowała moje próby pośpieszenia i dalej mówiła szeptem do kobiety.
Pani Allen podążyła wzrokiem za Norą i pierwszy raz jej oczy nie biły wrogością. Rozchmurzyła się i wyprostowała, jakby ktoś ściągnął z jej barków wielki ciężar. Cmoknęła, poprawiając torebkę na przedramieniu.
– Skoro tak mówisz. – Skinęła głową, wydawała się nieprzekonana słowami Małpki.
– Może mi pani wierzyć – zapewniła ją, nie odrywając ode mnie wzroku. Jej oczy błyszczały od rozbawienia, gdy cała twarz spowita była powagą.
– No dobrze – głośne westchnięcie rozniosło się po korytarzu. – Ale teraz przepuść mnie dziecinko, muszę iść po jedzenie dla mojego Boo Boo... Jeśli będziesz miała ochotę, możesz później wpaść ze swoim kolegą na szarlotkę...
Nora skinęła głową, wcisnęła przycisk przywoływania windy i nie podeszła do mnie, dopóki staruszka nie zniknęła za rozsuwanymi drzwiami. Oniemiały przyglądałem się dziewczynie, nie do końca rozumiejąc, co właśnie się wydarzyło i jak Nora tak szybko zorientowała się, kim była kobieta.
– Skąd wiedziałaś? – Wskazałem dłonią windę, a ta posłała mi najpiękniejszy uśmiech w jej wykonaniu.
Odrzuciła włosy do tyłu i mijając mnie, poklepała moje ramię.
– Wyglądałeś, jakbyś zobaczył ducha – wyznała konspiracyjnie. – Nawet na mnie w styczniu tak nie patrzyłeś.
Zatrzymała się dwa kroki za mną, tym razem to ja się zaśmiałem z bezradności Małpki.
– Ktoś tu chyba zapomniał, że nie jest na swoim terenie – nabiłem się z niej i poprowadziłem do swoich drzwi.
Oparła się o ścianę, zakładając dłonie na piersi. Uniosła dumnie podbródek do góry, zacząłem przeszukiwać kieszenie, a wulgaryzmy zaczęły cisnąć mi się na usta. Czy ja kiedykolwiek przestanę mieć z nimi problem?
Jej chichot dotarł do moich uszu, gdy stanęła przede mną, zerkając jakby litościwie spod wachlarza ciemnych rzęs. Wyglądała cudnie, zerkając tak na mnie z dołu, pozbawiona całkowicie makijażu, ze swoimi prawdziwymi tęczówkami.
– Jak ty żyjesz beze mnie, Eth – westchnęła, stanowczo odsuwając moje dłonie.
Otworzyłem szerzej oczy, widząc, jak zaczęła wpychać swoje drobne palce do moich kieszeni. Zaschło mi w gardle, gdy poczułem jej dotyk na swoich nogach, oddzielony jedynie cienkim materiałem kieszeni.
– Nora... – wychrypiałem.
– Cicho – syknęła, wpychając mi klucze do dłoni.
– Czy ty właśnie włożyłaś mi ręce do kieszeni? – spytałem ochryple, od razu po tym odchrząkując.
Nawet nie próbowałem udawać oburzenia, zawsze byliśmy z Małpką blisko, lecz nie do tego stopnia. A ona po prostu podeszła i wsadziła mi ręce do kieszeni, większy efekt wywołałoby jedynie to, gdyby wsadziła mi rękę w bokserki i wyrwała mi jaja, jako swoje trofeum.
Zagryzła dolną wargę, a jej policzki zaróżowiały.
– Jest mi zimno, chcę kawy, a ty byś szukał ich przez kolejne dwie godziny – wywinęła się, ganiąc mnie z bojowniczym błyskiem w oku.
Ta kobieta doprowadzała mnie do szaleństwa. Jak mogłem nie oszaleć, gdy jedyne o czym teraz mogłem myśleć to to, aby popchnąć ją na ścianę i zetrzeć ten figlarny uśmiech z ust swoimi wargami?
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa – mruknąłem, gdy przechodziła przez drzwi.
Uniosłem głowę, aby upewnić się, że tego nie usłyszała, lecz ona właśnie ściągała z siebie przemoczoną kurtkę i rozglądała się po salonie.
– Ty mnie też, więc jesteśmy kwita – odparła, gdy już byłem pewien, że nie usłyszała.
Zakląłem, zrzucając z siebie bluzę i wieszając ją tuż przy wejściu.
– Doprowadzam cię do szaleństwa? – pociągnąłem rozbawiony, obserwując jak chłonęła wzrokiem te małe mieszkanie.
Wzruszyła ramionami, pozostawiając mnie bez odpowiedzi. Skupiła całą swoją uwagę na mokrych ciuchach, a ja zrozumiałem, że usilnie starała się mnie ignorować. Przyjechała tutaj, lecz próbowała udawać, że wcale mnie tu nie było.
– Gdybym wiedziała, że nie masz ani jednego kwiatka, zgarnęłabym jakiegoś kaktusa po drodze. – Zrobiła kilka kroków w głąb mieszkania, a jej skarpetki zostawiały mokre ślady na podłodze, lecz nie potrafiłem się o to na nią gniewać.
– Tylko ja ci mogę je dawać, w drugą stronę to nie działa.
– A co, jeśli się nie zgodzę?
Ułożyła dłonie na biodrach i odważnie spojrzała mi w oczy. Gdy nie odpychała mojej obecności, w jej tęczówkach płonęły wesołe iskry. Droczyła się ze mną i cholernie to uwielbiałem.
– Dostaniesz, marudo, tego klapsa – wymamrotałem, muskając jej lędźwie.
Zadrżała, wyglądała na oszołomioną. Przeszedłem obok, kierując się do kuchni, chociaż mogłem najpierw ogarnąć nam jakieś suche ciuchy. Słyszałem, że ruszyła za mną. Niby od niechcenia na nią spojrzałem, a ona znów pogrążyła się w swoich myślach. Oddychała ciężko, bawiąc się palcami, co sugerowało, że folia bąbelkowa nie zdała egzaminu.
Wyciągnąłem kubki i wypełniłem czajnik wodą.
– Pokłóciłam się z Maxem.
Nie skomentowałem tego, chociaż była dla mnie to oczywista informacja. W innym przypadku nie stałaby tuż obok mnie, a siedziała przy Boutragerze. Złość rozpalała jednak moje wnętrze, bo nadal się kłócili, mimo iż wyjechałem. A to podobno moja obecność wywoływała sprzeczki między nimi.
– Pokłóciłam się z nim o ciebie, Eth – dodała, a ja odstawiłem czajnik z trzaskiem.
Zwinąłem dłonie w pięści i opadłem nimi na blat. Patrzyłem na Norę ponad swoim ramieniem. Wyglądała, jak dziecko, które zostało wyciągnięte na dywanik i musiałaby się tłumaczyć ze swojego zachowania.
Wkurwiłem się jeszcze bardziej, domyślając, że pewnie tak musiała się czuć przy Maxie, który zawsze wymagał od niej wyjaśnień.
– Dam ci suche ciuchy, przeziębisz się, jak będziesz dalej tak stała.
Z warknięciem odepchnąłem się od mebli, Nora uniosła głowę, patrząc na mnie bez zrozumienia. Rozchyliła usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz nie mogłem teraz z nią o tym rozmawiać. Potrzebowała przyjaciela, a ja jedynie co mogłem teraz zaoferować to zazdrość. Nie chciała tego, a przede wszystkim ja tego nie chciałem. Wystarczającą dużą ilość zazdrości serwował jej Max.
– Chodź, Krasnalu – powiedziałem cicho, chwytając ją za dłoń, którą ochoczo mi ofiarowała.
Przeszliśmy do mojej sypialni, a ja nie potrafiłem się powstrzymać od zerknięcia na łóżko. Musiałem powstrzymywać swoje popierdolone myśli, ale pragnąłem tej kobiety ponad wszystko.
Czułem się jak skurwiel, ten trzeci, który przychodzi i rozpierdala komuś szczęśliwy związek, bo nie potrafi się powstrzymać. Byłem jak kula u nogi, więc niedziwne było, że Max chciał tę kulę po prostu odciąć.
– Dlaczego? – spytałem, szperając w komodzie.
Nora tuż za moimi plecami przechadzała się po pokoju. Wymamrotała coś pod nosem, lecz nie dosłyszałem.
– Chciałby mnie mieć tylko dla siebie – stwierdziła, stając obok mnie i zerkając w szufladę. – Zamknąć w złotej klatce...
Umilkła, a jej spojrzenie stało się niewyraźnie. Zagryzła usta i postukała palcami w komodę. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się słabo, próbując nadać temu wszystkiemu lżejszy ton.
– Boi się o ciebie – powiedziałem wbrew sobie, wyciągając najmniejsze dresy jakie miałem i wręczając je dziewczynie. – Ja też się o ciebie boję.
Skinęła głową, jakby naprawdę przyjmowała moje słowa.
– Ale ty nie jesteś dla mnie zagrożeniem. – Przytuliła do siebie moje ciuchy, ignorując fakt, że przez to je moczyła.
Nie byłem, bo nie odwzajemniała moich uczuć. Nie dostrzegała tego, jak za nią szalałem, a ja utrzymywałem ten stan, cały czas oszukując i ją, i siebie, że to co czułem, to przyjaźń.
Gdyby znała moje myśli, może przyznałaby rację Maxowi i sama odcięłaby się ode mnie. Zrozumiałaby, że ją zawiodłem i nie ustrzegłem się przed miłością.
Uśmiechnąłem się do niej, bo tego potrzebowała i musnąłem jej policzek, a ona instynktownie się w niego wtuliła, co jeszcze bardziej mnie zniszczyło.
Pozostawiłem ją, aby się przebrała, a później usiedliśmy w salonie. Ona cała przykryta kocem, grzejąc się o kubek z kawą, a ja wpatrzony w nią, pragnąc zachować w pamięci każdy drobiazg jej ciała.
– On chciałby, abym zerwała z tobą całkowicie kontakt – powróciła do tematu, a jej dłonie drżały.
– To, dlaczego tego nie zrobisz, Małpko?
– Dlaczego zadajesz tak głupie pytanie? – odpowiedziała pytaniem, ściskając mocno kubek.
Westchnąłem, chowając na moment twarz w dłoniach. Upiłem duży łyk kawy, wszystkimi zmysłami starając się skupić na napoju. W mojej głowie musiała istnieć jedynie kawa, abym nie palnął czegoś idiotycznego.
– Pokłóciłaś się przed wyjazdem o mnie – powtórzyłem. – I przyjechałaś tutaj, Małpko. Dlaczego? Wiesz, że tym nie przechylisz swojej szali.
– Nie chcę nic przechylać – zaprzeczyła gwałtownie. Odebrałem jej kubek i ustawiłem na stoliku, bo tylko chwili brakowałby, aby oblała się gorącym napojem. Poprawiła się na miejscu, odsunęła włosy do tyłu. – Chciałam cię zobaczyć, bo za tobą tęskniłam... Próbowałam przekonać Maxa, abyśmy pojechali jutro. Dzięki temu moglibyśmy się zobaczyć, a jego dziadkowie i tak będą świętować dopiero jutrzejszym wieczorem...
– Nora... – zacząłem, lecz umilkłem, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Wkurzył się, gdy powiedziałam mu to, co powiedziałam tobie – dodała, a ja próbowałem sobie przypomnieć, o czym rozmawialiśmy w ostatnim czasie. Zerknęła na mnie, orientując się, że gubiłem się w tematach. – Stwierdził, że wyolbrzymiam... Trochę to zabawne patrząc na to, co on robi...
Pokręciła głową, a jej oczy zaszkliły się. Ściskało mnie w środku, oddychałem ciężej, nie potrafiąc ukrywać swoich emocji. Od tylu lat radziłem sobie za maską rozbawionego typa, którym się niczym nie przejmował, lecz teraz było tego dla mnie za dużo. Nie potrafiłem jej powiedzieć, że będzie dobrze i zaraz coś wymyślimy. Nie potrafiłem obrócić tego wszystkiego w żart i zaproponować jej pójścia na jedzenie.
Mogłem ją poprosić, aby wróciła do domu. Byłoby to mądre posunięcie, nie przychodziłaby już więcej do mnie z problemem, ja zamknąłbym ten rozdział, a Max świętowałby zwycięstwo, bo zniknąłbym z ich życia.
Rozchyliłem usta, aby się odezwać, lecz Nora była szybsza.
– Wiem, że stał się taki przeze mnie. Nie ma w tym twojej winy – szepnęła, przykładając policzek do oparcia kanapy. Posłałem jej pełne wątpliwości spojrzenie. – Pogubił się w strachu o mnie, stracił to, na czym mu zależało. Ty też straciłeś, Ethan. Całą rodzinę...
Poruszyłem się nerwowo, gdy napięły mi się mięśnie. Chciałem jej zaprzeczyć, lecz nie pozwoliła mi na to.
– Nigdy sobie nie wybaczę, że było to przeze mnie – wychrypiała, przymykając oczy. – Ja sprowadziłam na was to całe gówno i gdy teraz wróciłam, to gówno również wróciło. Wiesz, sądziłam, że to przez moje zniknięcie.
Nawet nie próbowałem wspomnieć o tym, że Alice mnie odwiedziła. Załamałaby się, gdyby usłyszała to, co ja musiałem usłyszeć.
– Myliłam się. – Ugryzła koniuszek języka, jeżdżąc dłonią po materiale koca. – Bardzo się myliłam, zniszczyłam to wszystko już wtedy, gdy pojawiłam się w waszym życiu po raz pierwszy.
Przed oczami miałem tamten dzień, jej ciemne oczy, które uważnie mnie obserwowały. Jej wystraszoną twarz i czarne jak noc włosy. To, jakim kontrastem była dla Alice i jak dziwnie się czułem od pierwszego naszego spotkania.
Teraz patrzyłem w te same oczy, tyle że dojrzalsze, które widziały dużo więcej cierpienia, które same nią były pochłonięte. Wyglądała, jakby topiła się w bólu i cierpieniu.
Kiedyś przyznałbym jej rację, lecz wtedy byłem głupcem, głuchy na wszystko, co działo się dookoła mnie.
– To nie twoja wina – zaakcentowałem stanowczo, przysuwając się do dziewczyny. Z determinacją wpatrując się w jej twarz, nie pozwalając, aby odwróciła wzrok. Otuliłem dłońmi jej twarz, palcem ścierając łzę z jej policzka. – Nie chcę więcej słyszeć, że się o to obwiniasz, jasne? Nigdy więcej, Nora.
Przez moment nie odpowiadała, a później nieznacznie skinęła głową. Czekałem, aż każe mi się odsunąć lub zrobi jakikolwiek gest, który da mi znać, że powinienem oddać jej przestrzeń. Nie zrobiła tego, siedziała, pozwalając na mój dotyk.
– A co, jeśli... – zaczęła, przymykając oczy. – Co, jeśli to poczucie obowiązku, wyrzuty sumienia... Może tamtego dnia nie umarła tylko Naomi...
Otworzyła oczy, a ja się odsunąłem, domyślając się, o czym myślała. W głowie odtwarzał mi się moment, gdy Max nazywał ją jej starym imieniem, którego nie akceptowała. Jęknęła, gdy się odsunąłem. Pokręciłem głową, gotowy na dawkę bólu, jaki miała mi zaraz dać. Odliczałem sekundy, gdy będzie mówić o miłości do Maxa, a mnie to będzie niszczyć wewnętrznie. Za każdym razem, gdy nazywała nas przyjaciółmi, naprawdę chciałem, aby tylko to nas łączyło. Czysta przyjaźń.
Miałem ochotę wstać, zwiększyć dystans między nami. Uciec od niej, od myśli o niej, lecz w tak małym mieszkaniu nie było ucieczki. Nie potrafiłem od niej uciec w naszym domu, a co dopiero w tym mieszkaniu. Pochłaniała mnie, zawładnęła mną, będąc całkowicie tego nieświadoma.
– Może Max jest ze mną tylko dlatego, że to właśnie czuje. Nadal może kochać Naomi, nie rozumiejąc, że jej już nie ma. A ja nie chcę być tak zamknięta na świat jak ona. Ja nie chcę się już bać własnego cienia, bać tego co robię, aby komukolwiek nie podpaść i uważać, aby zawsze być poprawną i idealną – mamrotała, a ja gubiłem się w jej wypowiedzi. Serce tłukło mnie w pierś, gdy próbowałem zrozumieć, co chciała mi przekazać. – Może w Maxie też coś umarło, a ja kochałam właśnie to, czego w nim już nie ma. I nigdy już nie będzie.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
Przyglądałem jej się, nie chcąc źle odebrać jej słów. Nie chcąc robić sobie zbędnej nadziei.
– Że czasem bardzo łatwo pomylić uczucia z przywiązaniem, że bardzo łatwo pogubić się w swoich uczuciach, gdy ma się tak spapraną głowę, jak mam ja – zaśmiała się, jakby wypowiedziała najlepszy żart. – A ja nie wiem, czy to co czuje do mnie Max jest prawdziwe. A jeszcze bardziej już nie wiem, czy to co ja czuję, tak naprawdę istnieje.
Sięgnęła po kawę i wyglądała, jakby zakończyła ten temat, choć jej oczy się szkliły, dłoń jej drżała, wytwarzała wokół siebie aurę pewności.
– Nora?
Oboje obróciliśmy się, gdy w pomieszczeniu pojawił się zaspany Will. Posłał mi pytające spojrzenie, lecz go zlekceważyłem.
– Hej, William. – Posłała mu serdeczny uśmiech i upiła kawy. – Dobrze cię widzieć.
Górna warga jej zadrżała, nie przepadała za Williamem przez to, jak się do niej przystawiał. Wybaczyła mu i pewnie próbowała zapomnieć, lecz ludzie tacy jak Małpka już zawsze pozostawiali czujni przy osobach, które im podpadły.
– Skoro już wpadłaś do nas, może się wybierzesz na imprezę? – zaproponował, przechodząc w kierunku łazienki. – Niedaleko jest świetny klub, już zdążyłem się za kumplować z barmanem.
– Chyba zrezygnuję – odrzuciła propozycję, bawiąc się palcami. – Ostatnio przesadziłam z Lisą i do tej pory mam wstręt.
– Luz – zakończył tę małą pogawędkę, zatrzaskując za sobą drzwi.
Nora z powrotem patrzyła na mnie, a ja przetwarzałem to, co powiedziała. Jeśli nie były to słowa rzucone na wiatr, pod wpływem wściekłości...
– Nie myśl tyle – zwróciła mi uwagę, głaskając po policzku. Ledwo powstrzymałem mruknięcie, gdy jej delikatne palce dotykały mojej twarzy. – Gdzie twój wieczny uśmiech, Eth?
Splotłem swoje palce z jej i zacząłem masować wnętrze jej dłoni.
– Chyba przestało padać – stwierdziłem, zmieniając temat. – Chodź, pójdziemy na spacer.
Gwałtownie się podniosłem, pociągając ją za sobą. Nora zaplątana w koc, nie nadążyła za moimi ruchami i wpadła na moją klatkę piersiową. W ostatnim momencie przytrzymałem dziewczynę, aby nie wywaliła się na stolik.
– Jeśli obiecasz mi Oreo... – zażądała, wbijając mi palce między żebra.
– Dam ci wszystko, o czym zamarzysz, Łobuzie – mruknąłem jej do ucha, na co wciągnęła powietrze ze świstem. Jej uścisk na moim ramieniu wzmocnił się, a ja zapragnąłem pocałować ją w szyję. Ledwo powstrzymałem się, aby chociaż delikatnie nie musnąć ustami jej skóry.
– Uważaj, bo potrafię mieć bogatą wyobraźnię – odparła figlarnie i poklepała mnie po ramieniu, nie spoglądając mi w oczy.
Zaśmiałem się głośno, myśląc o jej niewinności i jednoczesnej naiwności.
Gdy ubierała na siebie moją uniwersytecką bluzę, nie ukrywałem rozbawienia. W za dużych dresach i bluzie wyglądała, jakby wpadła do szafy, a ta sama narzuciła na nią losowe ciuchy.
Ale uśmiechała się, szczerze i promiennie, gdy zaplatała włosy w warkocz i poprawiała sobie kaptur. Nuciła piosenkę Gorillaz, zawiązując sznurówki i wyglądała na szczerze zadowoloną, gdy udało jej się sięgnąć po klucze przede mną.
Nie mogłem się na nią napatrzeć, chłonąłem jej radosny widok, za nic w świecie nie chcąc, aby kiedykolwiek ta radość znowu ją opuściła. Chciałem zrobić wszystko, aby już zawsze była szczęśliwa.
Ale oczywiście spierdoliłem. Zawsze spierdala się takie szczęście.
~~~~~
29.12.2021
Rozdział chwilę przed zakończeniem roku. Jak minął Wam ostatni miesiąc tego roku? Jak święta? Odpoczęliście?
Mam nadzieję, że podoba Wam się rozdział.
Ściskam.
Nuhbe
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro