Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Opony roweru zapiszczały, gdy gwałtownie zahamowałem, a moje ciało poleciało do przodu i prawie przeleciałem przez kierownicę. Westchnąłem z ulgą i zeskoczyłem z roweru, a później podprowadziłem go pod dom Maxa i ustawiłem tuż obok trawnika, żeby ciocia Emily znowu nie narzekała.

Upewniłem się, że pojazd stał stabilnie i podbiegłem do drzwi, nawet nie przejmując się pukaniem, pociągnąłem za klamkę i otworzyłem je. Jeżeli istniała jakaś zasada, o której dorośli nam nie mówili, a i tak ją znaliśmy to taka, że nie musieliśmy pukać do siebie nawzajem. Było to duże ułatwienie, ponieważ nie musiałem stać przed wejściem, będąc tym samym zniecierpliwionym. Cioci Emily nigdy nie śpieszyło się do otworzenia drzwi, a tym bardziej wujkowi Jamesowi.

Będąc już w środku, szybko zsunąłem buty ze stóp, a biorąc kilka głębszych oddechów, do moich nozdrzy dotarł zapach szarlotki, przez co od razu moje myśli skierowały się w stronę kuchni, gdzie zapewne znajdowało się ciasto. Zaburczało mi w brzuchu i przyłożyłem do niego pięść, grożąc, że jeśli nie przestanie, to inaczej się z nim policzę. Jednak zamiast wbiec na górę, postanowiłem przejść do salonu wierząc, że może siedziała tam ciocia Emily i widząc mnie, postanowi poczęstować szarlotką.

Uśmiechnięty wszedłem do salonu, ale zobaczyłem tylko wujka Jamesa, który siedząc nad jakimiś papierami jednocześnie oglądał wiadomości polityczne i chyba zaklął, gdy dziennikarz coś powiedział. Zdenerwowany pomasował sobie skroń dwoma palcami, a później rozpiął guziki koszuli przy mankietach i zaciągnął rękawy do łokci. Zerknąłem w stronę kuchni i oblizałem się, ponieważ tutaj zapach był jeszcze silniejszy.

– Dzień dobry – zawołałem, dopiero wtedy mężczyzna zwrócił na mnie uwagę. Lekko się zmarszczył, a później uśmiechnął szeroko i skinął głową.

– Cześć, chłopaku! -– przywitał się i przeczesał palcami swoje ciemne włosy.  Co cię do nas sprowadza? Nie za późno trochę?

Zerknął na zegar, jakby chciał się upewnić, która była godzina. Przełknąłem ślinę, zatrzymując się gwałtownie. Wzruszyłem ramionami, dając tym samym niewerbalny znak, że nie miałam ważnego powodu. Wujek skinął głową i uśmiechnął się, unosząc tylko jeden kącik ust.

– Max jest w ogrodzie.  Wskazał ręką w stronę drzwi prowadzących na taras, a później jeszcze raz spojrzał na zegarek znajdujący się na jego lewym nadgarstku.  Nie siedźcie tylko długo, bo mi Emily głowie urwie.

Westchnął, a ja się zaśmiałem. Odwróciłem się na pięcie, by wrócić po swoje buty, ostatni raz obrzucając tęsknym spojrzeniem kuchnię. Pochyliłem głowę wypuszczając powietrze z ust i wsuwając dłonie w kieszenie spodni.

– Jak wrócicie, możecie zjeść ciasto  pozwolił, czytając mi w myślach.  Tylko ani słowa ciotce, bo mnie z domu wyrzuci. Mówię ci, Ethan, nigdy się nie żeń. Kobiety to czyste zło.

Słyszałem, jak zaśmiał się ze swoich słów, zawtórowałem mu, w myślach już pochłaniając kawałek pysznej szarlotki. Biegiem zabrałem swoje buty, a później jeszcze szybciej wybiegłem na zewnątrz, gdzie chłodne powietrze owiało moją skórę. Ponownie wsadziłem dłonie do kieszeni i przemaszerowałem obok huśtawki w stronę Maxa, który jak zwykle ćwiczył rzuty do kosza. W wakacje był na obozie i kiedy wrócił, ćwiczył jeszcze intensywniej, podobno jakiś chłopak zalazł mu za skórę i mój przyjaciel postanowił mu pokazać, kto był lepszy.

Max już teraz był dobry i miał predyspozycję, by zostać wielkim koszykarzem. Moja mama zawsze powtarzała, że Max będzie wygrywał walki na parkiecie, a ja na sali. Nie rozumiałem, co fajnego mogło być w wygrywaniu czegokolwiek na sali. Granie w koszykówkę wydawało mi się o wiele lepsze.

– Co tam? – spytał chłopak, bezbłędnie wrzucając piłkę do kosza. Kilkukrotnie zawirowała, a później przeleciała przez siatkę i spadła na beton, gdzie odbiła się trzy razy, nim Max ją zabrał.  Alice nie daje ci żyć?

Z westchnieniem opadłem na zieloną trawę, niedaleko miejsca gdzie graniczyła z boiskiem. Była już trochę wilgotna i mama pewnie będzie miała pretensje, że pobrudziłem sobie ciuchy. Wierzyłem jednak, że jeśli jej powiem, iż to przez problemy z dziewczyną, wybaczy mi. Zawsze w takich momentach wybaczała i przeczesując moje włosy śmiała się. Pozwalałem jej jednak na to tylko wtedy, gdy byliśmy sami, jeszcze tego by brakowało, żeby chłopaki zobaczyli, jak mama mnie dotyka.

– Przyprowadziła nowa koleżankę do domu  mruknąłem, wyrywając źdźbło trawy, a rozcierając je w palcach spowodowałem, że skóra zrobiła się odrobinę zielona. Uniosłem wzrok i spojrzałem na chłopaka, który trzymając piłkę pod pachą, przyglądał mi się uważnie ciemnymi oczami, unosząc przy tym lewą brew.  Przez najbliższy czas gramy u ciebie, okay?

– Spoko.  Wzruszył ramionami i odłożył piłkę, a później przeszedł kawałek i położył się tuż obok mnie, przy okazji przybijając ze mną żółwika.  Dwie dziewczyny w twoim domu to za dużo, co dopiero gdy jest ich więcej.

Obaj pokręciliśmy głową, wyobrażając sobie natłok kobiet w moim domu, zgodnie stwierdzając, że była to okrutna wizja i żaden z nas nie chciałby tego przeżywać.

– Dziewczyny są dziwne  stwierdziłem, krzywiąc się na myśl o tej dziwacznej dziewczynie.  I dlaczego wszyscy mamy za nimi biegać, he? One są w ogóle ludźmi?

Max nie odpowiedział na moje pytanie tylko wpatrywał się w ciemniejące niebo. Zamilkliśmy obaj, nie potrzebując więcej rozmowy, nie to co dziewczyny, które potrafiły mówić godzinami. Zawsze zastanawiałem się, jakim cudem nie bolały je przez to usta. Przecież to musiała być istna tortura dla głosu!

Max był moi przyjacielem, ponieważ często nie odpowiadał na pytania, przez co zmuszał mnie do myślenia. Nie lubiłem tego, ale lubiłem Maxa, więc nie przeszkadzało mi to. Ja zawsze musiałem na wszystko odpowiedzieć, ponieważ aż mnie skręcało w środku, gdy odpowiedź nie została wygłoszona.

Po prostu byliśmy przyjaciółmi i wiedziałem, że mogliśmy na sobie polegać, jakbyśmy naprawdę byli rodzeństwem. Nawet przy tak głupiej sprawie, jak moja siostra i jej irytująca, nowa koleżanka, przez którą musieliśmy zmieniać miejsce naszych spotkań. Nawet wtedy i przede wszystkim wtedy, gdy mieliśmy dość naszego mało skomplikowanego świata, kiedy ja dostałem F z testu, a Maxowi nie poszedł mecz. Tylko wtedy, gdy nasze problemy nie były skomplikowane, chociaż wtedy oszukiwałem się, że nawet z tymi największymi damy radę. W końcu byliśmy braćmi, byliśmy rodziną, a rodziny się nie zostawia.

Mimo, że podróż trwała ledwo ponad trzy godziny, czułem się po niej wykończony, a w myślach przez cały czas miałem Mapłkę, która przyjechała tylko po to, żeby się ze mną pożegnać. Dopiero w trakcie podróży przypominałem sobie, że nie odpowiedziała, co skłoniło ich do wcześniejszego powrotu do miasta.

Westchnąłem, zatrzaskując drzwi samochodu i dopijając kawę, którą kupiłem na jednej ze stacji benzynowych, a która smakowała jak mocz, z obrzydzeniem wyrzuciłem pusty kubek do kosza i skierowałem się w stronę wejścia do budynku. Jednego z czterech znajdujących się na tej ulicy, rozmieszczonych w chaotyczny sposób, jakby architekt chciał, jak najbardziej utrudnić ludziom życie.

Prawdę powiedziawszy, ja również nie odpowiedziałem jej, dlaczego zamierzałem wyjechać bez pożegnania, ale myśl, że coś złego wydarzyło się w domu dziadków Maxa, nie dawała mi spokoju, cały czas dręcząc mój umysł. Max nie był tym samym człowiekiem co kiedyś i nawet ja przestawałem wierzyć w to, że mógł się zmienić. Jeśli do powrotu Małpki dało się z nim wytrzymać, tak teraz przestał przestrzegać jakichkolwiek granic. O ile mogłem znieść, gdy dopieprzał się do mnie, na co miał absolutne prawo, to niesamowicie wkurzało mnie, gdy traktował Małpkę, jak dziwkę, która puszczała się na prawo i lewo.

Gwałtownie wcisnąłem przycisk przywoływania windy i rozejrzałem się po pustym holu, z żadnej strony nie dochodziły jakiekolwiek dźwięki i zastanawiałem się, czy mieszkańcy byli aż tak cicho, czy ściany były tak idealne. Kiedy winda podjechała i gdy miałem już do niej wejść, zacisnąłem powieki i wsunąłem dłoń do kieszeni, by wyciągnął telefon i wybrać numer Nory, jednak powstrzymałem się. Zaciskając zęby, odłożyłem komórkę na poprzednie miejsce, obracając się na pięcie, zacząłem wchodzić po schodach, z myślą, że zrobiłoby to lepiej mojemu tłuszczowi na brzuchu, który nie istniał, a z którego zawsze żartowała sobie Małpka.

Zakląłem i zacząłem wbiegać szybciej, byleby tylko uciec od myśli o niej, co było wręcz niemożliwe do wykonania. W głowie słyszałem jej śmiech, jakby była tuż obok, jakbyśmy znowu siedzieli na kanapie oglądając po raz dziesiąty jeden odcinek Sherlocka.

Westchnąłem zrezygnowany, od dwóch miesięcy nie mieszkaliśmy razem, a ja nadal przychodząc do domu byłem pewien, że zastanę ją w nim. Rano, zaspany, wyciągałem drugi kubek na kawę, a przy obiedzie nakładałem drugą porcję. Mówiłem do niej, a ona nie odpowiadała, rozglądałem się wtedy i nie widziałem, żeby siedziała na krześle barowym, opierając policzek na zaciśniętej dłoni i patrząc na mnie spod wachlarza rzęs. Jej nogi nie zwisały z krzesła i nie schodziła z niego, a gdyby to zrobiła, były to raczej skok niż normalne zejście. Nie robiła tego, ponieważ nie było jej tam.

Oglądając telewizor, wstawałem, żeby wyciągnąć koc z szuflady, ponieważ Małpka miała zawsze zimne ręce i zazwyczaj było jej zimno, nawet wtedy, gdy była ubrana w wielkie bluzy, a na stopach miała grube, zwykle różowe, skarpetki. Szedłem robić te durne krakersy, a gdy wracałem, orientowałem się, że jej tam nie było.

W nocy wydawało mi się, że słyszałem jej krzyk, a gdy wpadałem, jeszcze zaspany, do jej pokoju, on już prawie nią nie pachniał, był pusty. Łóżko zaścielone, biurko puste oprócz tej cholernej ramki z naszym zdjęciem, a w szafie nie znajdowały się już jej rzeczy. Jak zwykle, tylko mi się wydawało.

W łazience nie leżały poukładane jej kosmetyki, a ja znowu zacząłem mieszać kolorowe pranie z ciemnymi. W szufladach nie było już maści na siniaki, a w apteczce nie brakowało bandaży.

Tamten dom stał się bez niej pusty, a każda spędzona w nim chwila była brutalna. Nora wdarła się do mojego życia, układając je na swój sposób, przyzwyczajając mnie do ładu, który dzięki niej zapanował, w tamten dom włożyła całą siebie, jakby odnalazła swoje miejsce, a przez to nigdy nie miała z tamtego domu zniknąć, bo chociaż już tam nie mieszkała, jej obecność aż za nadto była wyczuwalna.

W końcu znalazłem się na szóstym piętrze i przeszedłem przez cały, długi korytarz, aż stanąłem przed ciemnobrązowymi drzwiami, na których był zawieszony numer dwadzieścia siedem. Westchnąłem po raz kolejny i wsunąłem dłonie do kieszeni, by odszukać klucze, które jak zwykle ukrywały się przede mną. Jęknąłem obijając czołem o drzwi, bo nawet durne poszukiwanie kluczy kojarzyło mi się z nią. Wszystko kojarzyło mi się z nią.  

~~~~~~

Dobrze radziłem sobie sam.

Nie brakowało mi wiele.

Ale ukradłaś mój łapacz powietrza

I nie wiem, czy chcę go z powrotem. – Twenty One Pilots

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro