16
Mike zagwizdał, by sekundę później skrzywić się z bólu. Zdusiłem parsknięcie i powstrzymałem się od rzucenia jakiegoś komentarza, bo prawdę powiedziawszy, nawet nie miałem ochoty na jakiś większy terroryzm względem rudzielca. Chyba, że zamierzał mi się bardzo naprzykrzać.
Wyminąłem go w chwili, kiedy wyciągał paczkę papierosów z kieszeni. Poczęstował się jednym, a ja już czułem, jak samochód przejdzie mi zapachem tytoniu.
Czułem coraz większą ilość kropli potu i zakląłem w duchu. Nie dojadę do Durham, a już będę marzył o zimnym prysznicu. Przez moment wysłałem prośbę do wszechświata, żeby Will niczego nie odwalił.
– Niech pomyślę... – zaczął, udając, że jego skacowany umysł potrafił nad czymś się zastanawiać. Poruszyłem się nerwowo, w dłoni ściskając kluczyk od samochodu. Jeżeli pijany Mike był upierdliwy, ten na kacu był jeszcze gorszy.
– Nie myśl – przerwałem mu szybko, nie zamierzając się tłumaczyć ze swojej decyzji.
– Wyjeżdżasz z samego rana. – Nie dał się uciszyć, krążył po podjeździe, co chwilę zaciągając się papierosem. – Nie żegnasz się z nią i pewnie nie szybko cię zobaczy, co? W co ty grasz, Eth?
Wbił we mnie swoje spojrzenie spod daszka czapki. Wyglądał, jakby miał się zaraz zrzygać, a i tak zamierzał mi truć. Wzniosłem oczy ku górze.
– O co ci chodzi? – spytałem, opierając się plecami o samochód i zacząłem obracać kluczyk na palcu. – Podjąłem decyzję. W końcu.
– Zachowujesz się jak chuj, nic nie mówiąc jej – powiedział, jakbym sam o tym nie wiedział. Zaciągnął się ostatni raz i cisnął niedopałkiem przed siebie. – Miałbyś chociaż na tyle godności, by powiedzieć jej, że nie chcesz jej znać.
Zacisnąłem zęby.
– Może ja chcę, żeby uważała mnie za chuja – odpowiedziałem sucho, otwierając drzwi samochodu.
Gorące powietrze uderzyło mnie w twarz, już czułem to piekło jazdy, nim klimatyzacja ochłodzi wnętrze pojazdu. Nie siadając, odpaliłem silnik i włączyłem chłodzenie.
– A to jak tak, to luz. To już się nie odzywam – parsknął z sarkazmem.
– Pakujesz swoją grubą dupę, czy zamierzasz korzystać z pięknej pogody? – pogoniłem go, chcąc jak najszybciej odjechać spod domu.
– Nie wiem, czy przy twoim zadzie, będzie tam dla mnie jeszcze miejsce – odszczeknął, jednak obchodząc samochód i siadając na miejscu pasażera.
– Będziesz zapierdalał pieszo – warknąłem, na co ten uniósł ręce w geście poddania się.
Wziąłem głęboki oddech i w końcu wsiadłem do samochodu. Mike skulił się na fotelu, naciągając czapkę tak nisko, jak był wstanie i otwierając daszek przeciwsłoneczny. Skłamałbym, gdyby powiedział, że widok jego cierpienia nie poprawia mi odrobinę humoru.
Kiedy wjechałem na główną drogę, sięgnąłem do radia i pogłośniłem, co skutkowało głośnym jękiem protestu. Mike poruszył się gwałtownie, otworzył oczy i rzucił mi wściekłe spojrzenie, gdy jego twarz wykrzywił grymas bólu.
– Nie próbuj włączać tego szajsu, dopóki mnie nie odwieziesz, stary – zażądał, wyłączając radio.
Wzruszyłem ramionami, gdy nastała cisza, zakłócana jedynie dźwiękami wydawanymi przez samochód.
– W waszym związku to Lisa lepiej przechodzi upojenie alkoholowe – naśmiewałem się z Mike'a.
Moje dłoń mocniej oplotła kierownice, obiecałem jej, że nic mu nie powiem. On nadal sądził, że dziewczyny jednak do nas nie przyjechały.
– Bo Lisa to cud, nie kobieta – mruknął, uśmiechając się półgębkiem.
Skupiłem całą swoją uwagę na drodze przed sobą, odciągając od siebie myśli o Małpce. Coś we mnie pękło, gdy tak bez protestów zareagowała na imię, którego nienawidziła. Jakbym ją stracił, a na jej miejsce wróciła dziewczyna, z którą praktycznie nie rozmawiałem, mimo iż spędzała w moim domu więcej czasu niż ja.
Nie wiem, czego oczekiwałem. Może tego, że tak jak chwilę wcześniej mu się postawi, w jakikolwiek sposób okaże swoje niezadowolenie. Chociaż zgromi go wzrokiem, a ona nie zrobiła niczego, co wykazałoby jakikolwiek protest. Już nawet się z nim nie kłóciła, przestała jakkolwiek walczyć o swoje racje, więc było jasne, że dla mnie nie było już miejsca w jej życiu.
– Ojciec chce rozbudować warsztat. – Do rzeczywistości przywołał mnie głos Mike'a.
Zorientowałem się również, że stałem na światłach, mimo że te pokazywały zielone. Wcisnąłem pedał gazu i na szybko zerknąłem na chłopaka. Zaczął grzebać w schowku, przerzucając płyty i inne pierdoły, które kiedyś tam wrzuciłem.
– Wozisz maści na siniaki w samochodzie? – spytał, trzymając w dłoni pełne opakowanie. Potrząsnął głową i odrzucił przedmiot.
– Przyzwyczajenie – mruknąłem niechętnie, kątem oka widząc, że zabierał się za opakowanie Oreo. – Co z twoim ojcem?
Uniósł dłoń, przeżuwając ciastko. Zaczerpnąłem powietrza, czując ulgę, gdy samochód w końcu nie był jeżdżącą mikrofalówką.
– Szuka pomocnika – wyjaśnił po chwili. Uniosłem brwi, tym razem nie odciągając wzroku od drogi. – Mówił, żebym cię przekonał...
– Mieszkam teraz w Durham, nie bardzo – odmówiłem, przejeżdżając dłonią po twarzy i zerkając w tylne lusterko.
– To samo mu powiedziałem – przyznał mi rację i wzruszył ramionami. – Chapter Chill i te sprawy, ale stwierdził, że po tylu latach pomocy, byłbyś przydatny, wiesz, zamiast jakiegoś świeżaka, którego trzeba byłoby uczyć, jak wygląda papier ścierny, nie mówiąc już o odpowiedniej gramaturze.
Perspektywa przesiadywania znowu całych dni w warsztacie nie była taka zła. Zawsze umiałem tam odnaleźć spokój i przestać myśleć o wszystkim, co sprawiało mi problemy. Było to najbardziej relaksujące miejsce, jakie znałem. Ale było w Cedar Creek, a chciałem z tego miasta uciec w cholerę.
– Nie musiałbyś nadal liczyć na starych – zachęcał, a ja byłem pod wrażeniem, w tym stanie potrafił rzucać znaczące argumenty. – Nie mów, że nie chciałbyś się w końcu od nich uwolnić.
Nie odpowiedziałem, bo odpowiedź była oczywista. Ale z tego powodu wybrałem się na studia, skończę je i nie będę musiał wysłuchiwać, że muszą nadal mi pomagać. A przy okazji rzucając komentarz, że przecież mogłem zareagować.
Kurwa, no nie.
– Mówi – ciągnął, w ogóle niezrażony. – Że nawet na weekendy byś się przydał.
– Nie zamierzam tu wracać na weekendy – zaoponowałem.
– Przemyśl po prostu tę kwestię, stary – westchnął, dając spokój. – Proponuje całkiem spoko stawkę.
Kiedy podjechaliśmy pod jego dom, ojciec Mike'a właśnie wychodził z samochodu. Kiwnął nam na przywitanie, na co odpowiedziałem. Chłopak wyprostował się, ściskając w dłoni puste już opakowanie po ciastkach i zaklął pod nosem. Przekrzywił głowę, a jego kark trzasnął.
Poczułem wibracje w telefonie, lecz nie sięgnąłem po niego.
– Mike – zacząłem, wpatrując się w przednią szybę. Ściągnąłem dłonie z kierownicy i przetarłem je o spodnie. – Nie pozwólcie, żeby została sama, dobra?
Mimo, że chciałem się usunąć, nie darowałbym sobie, gdyby Nora została sama. Gdyby nie miała do kogo pójść, nawet jeśli to ja nie byłbym już tą osobą.
– Spokojnie, Eth – zapewnił. – Nie pozwolimy, żeby twojej Małpce stała się krzywda. Zresztą, sam widziałeś Lisę. Prędzej urwie mu jaja, niż coś się stanie Norze.
Skinąłem głową, przemilczając to, że Lisa również miała swoje granice, a Max wiedział jak je przekroczyć. Lepiej będzie, jak Mike nadal będzie ją uważać za tytana nie do ruszenia.
– Kiedyś zawaliła – przyznał z nutą wkurwienia. – Ale od kiedy tych dwóch skurwieli już nie ma, jest inna. Ty też to wiesz.
Skinąłem głową, wiedząc. Wcześniej nie rozumiałem, dlaczego Nora tak uparcie jej broniła i biegła na pomoc. Mówiła, że widzi w niej swoje odbicie, lecz do mnie to nie docierało. Nora była aniołem, który nie byłby wstanie kogokolwiek skrzywdzić do własnych celów.
Teraz sam widziałem, że Lisa się starła odkupić swoje winy i czasem lepiej, czasem gorzej, jej to wychodziło.
– Będziesz mi winny przysługę – stwierdził z przerażoną miną. – Wyobrażasz sobie, co zrobi mi Lisa, jak się dowie, że o wszystkim wiedziałem? Kurwa, nawet jakbym nie wiedział, to mi nie uwierzy!
– Nie mów, że boisz się kobiety – parsknąłem.
– Twoje klejnoty zostaną ucięte razem z moimi – zagroził.
Szczerze zaśmiałem się z dramaturgii, z jaką wypowiadał słowa. Byłem pewny, że tym razem miał zostać bezpieczny, a Lisa sama się domyśliła, że podjąłem jakieś stanowcze kroki. Nie takie, do jakich próbowała mnie wczoraj przekonać, gdy nawiązała się między nami cienka nić porozumienia, ale zawsze to były stanowcze kroki.
– Myślałem, że swoje już dawno jej oddałeś, wręcz błagając, żeby je przygarnęła. – Sięgnąłem na tylne siedzenie i wyciągnąłem z torby butelkę energetyka.
– Spierdalaj – burknął, próbując wyrwać mi napój.
– Nie dla psa.
Zaklął, ale odpuścił. Znając go, zakosiłby mi tę butelkę i tyle bym ją widział.
– Jesteś pewien tego, co zamierzasz zrobić? – spoważniał i przyjrzał mi się uważnie. Oparł się o drzwi tak, że siedział bokiem do przedniej szyby. – Wiesz, że to ją złamie?
– Muszę to zrobić.
Stuknąłem palcami w kierownicę i ciągnęło mnie, aby włączyć radio.
– Musisz to umrzeć. Cała reszta to twój wybór. – Pokręcił głową i znowu się skrzywił. Chyba zapomniał o swoim stanie. – A ty wybierasz tchórzostwo, jak jakiś śmieć. Nie możesz z nią normalnie porozmawiać?
– Bo mam dość! – przerwałem mu ostro, tocząc wewnętrzną walkę. – Ona jest z nim, a ja tylko proszę, żebyście byli jej wsparciem, jak mu zacznie odwalać.
– Właśnie o tym mówię, Eth. – Wyrzucił dłonie w powietrze. – Ty z niej nie potrafisz zrezygnować, więc na chuj ta cała szopka.
Oddychałem ciężko, nie chcąc przyjąć jego słów. Chciałem z niej zrezygnować i właśnie to robiłem. Bez pożegnania, bez durnych tekstów, po prostu chciałem wyjechać.
– A zresztą. – Machnął ręką, wkurwiony na mnie. – Rób, co chcesz. Tylko nie zdziw się, jak to nie przyniesie takich efektów, jakie oczekiwałeś.
Pociągnął za klamkę i wysiadł z samochodu. Zamknął drzwi z trzaskiem. Rzucił mi ostatnie spojrzenie, a ja mu pokazałem środkowy palec. Nim dotarł do drzwi domu, ja już odjeżdżałem z piskiem opon, nie przyjmując jego słów do siebie.
W przyszłym tygodniu powiem, że coś mi wypadło. Jakiś dodatkowy projekt na zajęcia, który musiał być na gwałt wykonany. W następnym tygodniu zepsuje mi się coś w domu lub w samochodzie. Może znajdę jakąś pracę na weekendy, która nie będzie pracą w warsztacie u Mike'a, wtedy już całkowicie nie będę mógł przyjeżdżać.
Aż w końcu Nora zrozumie, że ją oszukiwałem i okłamywałem przez kilka tygodni i zrozumie, że nie jestem więcej wart, niż ktokolwiek inny. Gdy zrozumie to, co wysłuchiwałem przez ostatnie lata, że jestem gównem, bo nawet nie obroniłem siostry, więc nie nadaję się do niczego.
Nikt nie może na mnie liczyć i ona także powinna przestać, bo moje obietnice były gówno warte. Obiecałem, że zawsze będzie mogła na mnie liczyć i teraz zrozumie, że było to chwilowe.
Kiedy wyjeżdżałem z miasta, zawahałem się. Gdybym tylko skręcił i pojechał na przedmieście, dotarłbym na jej osiedle. Mógłbym pojawić się przed drzwiami i wyznać jej wszystko, co piętrzyło się w stercie rzeczy, których jej nie wyznałem.
Wziąłem głęboki oddech i docisnąłem gazu, odrzucając od siebie ten pomysł. Zostawiłem za sobą miasto, które mnie niszczyło i Norę, jedyną osobę, która składała mnie w całość.
Trzy godziny później, w Durham, gdzie musiało przez cały dzień mżyć, bo dużo lepiej się oddychało, zaparkowałem przed wieżowcem. Wyłączyłem radio, wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki i nieśpiesznie opuściłem samochód.
Zerkając na wyświetlacz, zobaczyłem wiadomość od Małpki. Poczułem uścisk w środku, pytała, dlaczego się nie pożegnałem. Zacisnąłem zęby, minąłem windę i zacząłem wspinać się po schodach. Odpisałem, że myślałem, iż śpi. Trzy schody później telefon się rozświetlił przez przychodzące połączenie. Nie odebrałem.
Ethan, co się z tobą dzieje? Ignorujesz mnie?
Kiedy nie odpisałem, telefon znowu zaczął wibrować. Nie wytrzymałem i przejechałem kciukiem po ekranie.
– Myślisz, że uwierzę w to, co napisałeś? – Jej głos był poddenerwowany. – Eth... Obiecałeś, że się dzisiaj zobaczymy...
– Przepraszam, Małpko – powiedziałem cicho, przystając na moment.
– Mówiłeś, że wyjeżdżasz wieczorem – przypomniała łamliwym głosem.
– Zmieniły mi się plany – odpowiedziałem wymijająco.
Wzięła głęboki oddech. Przez dłuższą chwilę milczała, jakby zbierała myśli. Usłyszałem jakiś trzask i mogłem bez trudu wyobrazić sobie, jak nerwowo chodziła po pomieszczeniu i obijała się o wszystko.
– To przez wczoraj? – spytała nagle. – Przepraszam, że przyjechałyśmy... Powinnam od razu pojechać do domu, nie wiem. Miałam nadzieję, że to się nie skończy tak źle.
– To nie przez wczoraj – skłamałem, sam siebie mentalnie kopiąc w brzuch. – To cię nie dotyczy, Noro.
Wyplułem z siebie szybko zdanie, nawet nie mogłem być pewien, czy było zrozumiałe.
– Ach... – jęknęła i umilkła ponownie. – Dobrze.
– Małpko – zacząłem, czując, że spierdoliłem. Zacisnąłem dłoń w pięść i przyłożyłem ją do ściany, nie potrafiłem być dla niej dupkiem. – Przepraszam.
– Spotkamy się w przyszłym tygodniu, nie? – upewniła się spokojnym głosem.
– Mhm – mruknąłem, zamykając oczy i ugryzłem się w język.
– Jeśli wtedy wyjedziesz bez pożegnania, możesz być pewien, że wsiądę w pierwszy autokar, który do ciebie jedzie i... – umilkła, gdy jej głos stał się płaczliwy. Chrapliwie zaczerpnęła powietrza, a mnie odebrało tchu. – Nie rób tego, proszę.
– Nie zrobię – obiecałem.
– Wierzę ci, Eth – szepnęła, niszcząc mnie tymi słowami.
Nie powinnaś.
Podszedłem do drzwi i zakończyliśmy rozmowę. Wsuwając telefon do kieszeni, poprawiłem torbę na ramieniu. Pociągnąłem za klamkę, ze zdziwieniem orientując się, że nie stawiała oporu. Zazgrzytałem zębami, czując coś ciężkiego w klatce piersiowej.
Zakląłem, gdy uderzył mnie mdławo słodki zapach. Ostrzegałem, żeby Will nie jarał w domu.
Zatrzasnąłem drzwi i stanąłem oniemiały. Zamrugałem gwałtownie, nie wierząc w to, co widziałem. Musiałem mieć omamy, jakiś udar słoneczny od przegrzania. Wyprostowałem się, zrzucając torbę pod nogi i przechyliłem głowę w bok. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, lecz ona nadal siedziała na kanapie.
Z blantem w dłoni, którego koniec żarzył się i wytwarzał kłębek dymu. Uśmiechnęła się złośliwie i przyłożyła do ust skręta, zaciągając się jego dymem. Wbiła we mnie spojrzenie swoich szaroniebieskich tęczówek w chwili, gdy wypuściła obłoczek.
– Co tu robisz? – Zaskoczenie mieszało się z wkurwieniem. Miała odstawić wszystkie używki.
Zgasiła blanta, podniosła się z miejsca i przemierzyła dzielącą nas odległość. Uniosła głowę, by móc spojrzeć mi w oczy, w jej znajdowało się nieukrywane zadowolenie. Zaśmiała się i poklepała mnie po policzku.
– Nie mów, braciszku, że się za mną nie stęskniłeś – powiedziała słodko. – Ja wręcz usychałam z tęsknoty za tobą.
– Co ty tu robisz, Alice?! – warknąłem, odsuwając ją od siebie, gdy chciała mnie objąć. Starałem się to zrobić najdelikatniej, jak tylko się dało.
Potrząsnęła głową, jakby była mną rozczarowana.
– Długo kazałeś na siebie czekać – stwierdziła zniecierpliwiona. – Zbyt długo.
~~~~~
27.10.2021
I w końcu pojawiła się Alice. Kto nie mógł doczekać się jej pojawienia?
Pozdrawiam Was serdecznie.
Nuhbe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro