Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Nim wyszedłem, pozostawiłem na komodzie najmniejsze spodenki i koszulkę, jaką odnalazłem w odmętach szafy. Ona jeszcze o tym nie myślała, ale gdy tylko się przebudzi, jej marzeniem będzie przebranie się w czyste i komfortowe ciuchy. To nic, że jej widok w moich ciuchach, w naszym domu będzie torturą dla mojej psychiki.

Ogarnąłem się szybko, a Nora nadal spała. Zakopana aż po uszy w pościeli, oddychała równym i spokojnym rytmem. Patrzyłem na nią o chwilę za długo, gdy mózg brał ten obraz za normalność i nie widział żadnego dysonansu w tym wszystkim.

Cicho przymknąłem drzwi i zbiegłem na dół orientując się, że miałem wymienić żarówkę. Parsknąłem zerkając w stronę schodów. Wolałem to zrobić zanim Małpka wstałaby, tak na wszelki wypadek. Jakbym jednak nie podołał i wybiłoby bezpieczniki.

Poruszałem głową na boki, aż do usłyszenia trzasku kości. Zabrałem ostatnie opakowanie z żarówką, a biorąc się za jej wymianę popadłem za dumę. Co skłoniło dziewczynę, żeby przyszła do mnie w nocy? Nie narzekałem na taki obrót sytuacji, jednak znając Norę już tak dobrze wiedziałem, że nic nie miało prostego wyjaśnienia. Do tej pory nie zdarzyło jej się tego robić. Zazwyczaj to ja się budziłem i szedłem do niej, gdy krzyczała podczas snu. Czyżbym tym razem jej nie usłyszał?

Uśmiechnąłem się, gdy wykonałem zadanie. Mruknąłem przejeżdżając palcem po żyrandolu i pozostawiając na nim jasną kreskę. Dobrze, że Małpka nie sięgała tak wysoko wzrokiem by widzieć ten kurz.

Zeskoczyłem z krzesła, a włączając telewizor przełączyłem na kanał z muzyką i przeszedłem do kuchni. Po umyciu naczyń samą wodą, któż by przypuszczał, że zapomnę o płynie do naczyń, zacząłem przygotowanie śniadanie, które przerwał dźwięk otwieranych drzwi.

Tylko dwie osoby oprócz mnie i Nory miały klucze do domu. Emily raczej nie odwiedziłaby mnie o siódmej rano, nawet jeśli uwielbiała niespodziewane wizyty.

Westchnąłem, gdy przypomniałem sobie jak zastała nas z Norą pod prysznicem. Chwilę po jej przeprowadzce, gdy jeszcze nawet mi nie wyjawiła, kim była dawniej. Wtedy sądziłem, że pomagając jej spłacę jakoś swój dług winy, lecz takie nastawienie w moment straciło na znaczeniu.

Nim dobrze przekroczył próg, wiedziałem, że to Max. Skłamałbym mówiąc, że cieszył mnie jego widok. Po tym wszystkim był jedną z ostatnich osób, które chciałbym widzieć. Zwłaszcza gdy Nora spała na górze, a tylko jeden szatan wiedział, jak bardzo pokrętnie Max by to odebrał.

Oparłem się o blat, przymknąłem oczy. Tylko minuty dzieliły od awantury, jaką brunet zamierzał pewnie zrobić dziewczynie. Zawsze w trakcie kłótni, w Norze coś pękało. Widać to było jak na dłoni, że dopiero co sklejone fragmenty znów się rozsypywały, a ona od nowa musiała zaczynać zabawę puzzlami.

Westchnąłem i pokręciłem głową. Wszedłem do salonu, gdy Max trzasnął za sobą drzwiami. Posłał mi kpiące spojrzenie unosząc przy tym brew.

– Niezły refleks, Max. – Z ironią wskazałem zegar. – Wcześniej byłeś zbyt pijany czy zraniona duma nie pozwalała ci do niej się odezwać?

– Zamknij mordę – warknął przechodząc przez pomieszczenie.

– Oczywiście, jak sobie życzysz – parsknąłem. – Nie odbieraj od niej telefonów i miej ją w dupie, to przecież zawsze chroni ją od kłopotów.

Wkurwił mnie. Chociaż w tym jednym aspekcie mógłby zacząć wyciągać wnioski. Nigdy go nie było, gdy naprawdę go potrzebowała. Nawet nie próbował uczyć się na błędach.

– Ethan ostatni raz cię ostrzegam, zamknij, kurwa, mordę.

Zbliżył się do mnie, dłonie zawijając w pięści. Nie pierwszy raz oberwałbym od niego w twarz, a jeśli chwilowe zatrzymanie go miało przynieść dobry efekt, co to za poświęcenie. Może w tym czasie Nora usłyszałaby naszą rozmowę i przeniosła się do swojego pokoju. Przynajmniej brunet miałby o jeden powód mniej do awantury.

– Uwielbiam te twoje groźby, braciszku – wyplunąłem ostatnie słowo. Rzygać mi się od tego chciało.

– Nie jesteśmy rodziną – przypomniał z wyższością. Jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu. – Zajmij się w końcu sobą, co? Rozumiem, że zżera cię zazdrość. Oboje wiemy, że ja mam rodzinę, rodziców, którzy się mnie nie wyrzekli, a na górze czeka moja kobieta. A ty, Eth? Co ty masz oprócz tej dziury?

Rozejrzał się dookoła z chorą satysfakcją, którą próbował ukryć prawdę. To przez niego przemawiała niezdrowa zazdrość i całkowita potrzeba kontroli.

Oparłem się o kanapę, ze stoickim spokojem nie odpowiadając na jego próbę zadziałania mi na nerwy.

– Gdybyś jeszcze cokolwiek z tego doceniał.

– Słoneczko nie narzeka, gdy ją pieprzę. – Wzruszył ramionami, a ja nieświadomy się poruszyłem. Zauważył. – A tobie zostaje walenie konia, więc nie wpieprzaj się między nas, bo w końcu się przejedziesz.

– No dajesz, jak jeszcze okazujesz jej szacunek? Może tymi siniakami, co ma na rękach, co?

Zawiesił się nie spodziewając takiego ataku. Uśmiech zszedł z jego ust, gdy zacisnął je w wąską linie, a to dopiero był początek.

– Zamierzasz sobie odbić te trzy lata, co? – ciągnąłem, tak bardzo nie rozumiejąc dlaczego ją obrażał. – Taktyka na Robba? Będę traktował ją jak szmatę, to nie ucieknie? Nie wiem, widzisz we mnie zagrożenie?

– Nie jesteś żadnym, kurwa, zagrożeniem – przerwał mi, a ja uśmiechnąłem się gorzko.

– Zrobię z siebie skurwysyna, to nie ucieknie. Nie odważyła się od brata, to od ciebie też nie.

Zbliżyłem się do niego zakładając dłonie na klatce piersiowej.

– Zrób jej krzywdę, Max, a nie będę się ani trochę powstrzymywać – zagroziłem odwracając się, lecz ten złapał mnie za koszulkę.

– Zapierdolę cię, Ethan – wycedził przez zaciśnięte zęby. Trząsł się z wściekłości. –Przeginasz i w końcu się doigrasz. Odpierdol się od mojej kobiety, bo ci kurwa ręce poucinam. Wypierdalaj na te jebane studia i nie rzucaj mi jakimiś pseudo mądrymi tekstami.

Wyszarpałem koszulkę z jego dłoni i odsunąłem się chłodno taksując go wzrokiem. W środku wręcz się gotowałem ze wściekłości, ale nic tak nie sprawiłoby mu przyjemności, gdybym go uderzył. Strzepnąłem paproch z materiału nic nie robiąc sobie z jego groźby. Tak samo jak on z moich ostrzeżeń.

– Mógłbyś chociaż udawać, że przyszedłeś po nią w dobrej wierze – westchnąłem. – Wychodząc zostaw klucze i już nigdy więcej nie chcę cię widzieć w swoim domu. Jak przyznałeś, nie jesteśmy rodziną.

Pokręciłem głową pokazując mu tym, że wzbudzał moje obrzydzenie. Zachowywał się jak gówniarz i już dawno przestało być to zabawne. O ile kiedykolwiek było. Zacząłem go wymijać, gdy chwycił mnie za ramię. Wyglądał, jakby chciał coś dodać, ale słów mu zabrakło, więc tylko posyłał mi mordercze spojrzenie, a wtedy Małpka zaczęła schodzić po schodach.

Oboje przenieśliśmy spojrzenia w jej kierunku. Zobaczywszy nas, otworzyła szerzej zaspane oczy, które momentalnie nabrały ostrości. Rozchyliła usta i już coś miała powiedzieć, gdy zrezygnowała. Jej zaniepokojone spojrzenie utkwiło na moim ramieniu. Przyjrzałem się jej, roztrzepane włosy, brak soczewek i ciuchy w dłoni, musiała kierować się do łazienki, gdy nas usłyszała i postanowiła sprawdzić, co się dzieje.

Oblizała spierzchnięte usta i wymownie chrząknęła. Wyszarpałem swoją rękę i ruszyłem w górę schodów nie chcąc widzieć ich przywitania. Przechodząc obok blondynki zastanawiałem się, czy zamierzała oddać mi ciuchy, lecz ta posłała mi tylko drobny uśmiech. Odwzajemniłem gest przez co jej oczy na moment rozbłysły, po czym wbiegłem po schodach i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Chcąc czy nie, będę słyszeć ich awanturę. Jego krzyki i jej błagania, ale rozpierdoliłoby mnie wewnętrznie, gdybym znów widział, jak po tym wszystkim wraca z nim do domu.

Opadłem na łóżko, a słodki zapach dotarł do nozdrzy. Mimowolnie zaciągnąłem się nim. Zakląłem, gdy krzyki Maxa dotarły na piętro. Ostatnimi resztkami siły powstrzymywałem się, aby tam nie wrócić. Bez celowe było w tym momencie stawanie w obronie Małpki, ona zawsze go broniła. Może nie w trakcie sprzeczki, ale już chwilę po niej, gdy zostawiał dziewczynę samą, trzaskając drzwiami i wyłączając telefon. Tylko po to, by później wrócić i błagać o wybaczenie.

Przymknąłem oczy, wspomnienie majowej nocy zalało mój umysł. Wybiegła wtedy za nim, w trakcie ulewy. Gdy próbowała go dogonić, wpadając przy tym na mnie, nawet nie zauważyła mojej obecności. Jakbym wtedy nie istniał i chociaż chciałem ją zatrzymać, ona wymruczała coś pod nosem. Pobiegła, prawie zabijając się po schodach.

Już kilka minut później usłyszałem trzask drzwi, kompletna cisza ogarnęła dom, a ja zakląłem po raz kolejny. Wczorajszy wieczór wydawał się odległy, gdy samochód Maxa odjechał z piskiem opon.

– Koniec z tym.

Musiałem z tym skończyć. Nie mogłem już tutaj przejeżdżać. Nie było opcji, żebym ruszył dalej z życiem, jeśli nadal bym tutaj przebywał. Ja stałem w miejscu, Nora także. Nie mogła zaznać spokoju, dopóki Max obierał sobie mnie za powód każdej ich kłótni.

– Kurwa – zakląłem cicho. – Kurwa!

Zerwałem się z łóżka zrzucając z niego pościel. Zerwałem wręcz poszewki z kołdry i poduszek i otworzyłem okno tak szeroko, jak tylko było to możliwe. Gorące powietrze wdarło się gwałtownie, aż zaschło mi w ustach, ale musiałem pozbyć się śladów jej obecności.

Chciałem wyrzucić jej zapach ze swojego pokoju, umysłu i życia. Warknąłem nie pragnąc niczego innego niż tego, aby wszystkie uczucia jakimi nią darzyłem wyparowały. Nigdy nie będzie moja, a rola przyjaciela mi nie wystarczała. Wręcz przeciwnie, wykańczała mnie z każdym dniem. Serce obijało się o klatkę piersiową, gdy ta unosiła się porywczo w rytmie przyśpieszonego oddechu. Zaciskałem zęby, aż do zgrzytu, wmawiając sobie, że musiałem być stanowczy. Nora odchodzi z mojego życia.

Trudno było nie ulec wspomnieniu, gdy jeszcze kilka godzin wcześniej leżała wtulona tuż obok, gdy jej ciepły oddech uderzał w moją skórę, a jej dłonie oplatały moje ciało.

Krople potu spływały po plecach, gdy z zbyt dużą siłą szarpnąłem pościel, a materiał się rozerwał. Przegryzłem język do krwi, powstrzymując się od uderzenia pięścią w ścianę. Zwinąłem wszystko w jedną kulkę i tak nadawało się to tylko do kosza. Zamierzałem to wyrzucić tak samo jak Norę.

Przeszedłem przez pokój, zapach dziewczyny nie chciał odejść i brutalnie pociągnąłem za klamkę, aż ta odskoczyła. Pozwalając sobie na złość, ściskałem materiał i zbiegłem po schodach. Gdy uniosłem wzrok, znieruchomiałem.

Stała tam. Pośrodku salonu, nadal trzymając ciuchy w dłoniach. Zamrugałem oskarżając swoją wyobraźnię, że już ją zdrowo popierdzieliło, jeśli zamierzała płatać mi takie figle. Jednak dziewczyna naprawdę tam stała, cała roztrzęsiona patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Zagryzła wargę, jeszcze bardziej dociskając do siebie trzymaną koszulkę.

Oddychała nierówno, opuściła wzrok i zobaczyła, co trzymałem. Stróżka krwi spłynęła po jej brodzie, szybko starała ją wierzchem dłoni. Spomiędzy jej ust wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk, jak gdyby oddychanie sprawiało jej ból. Może tak było, bo emanowała rozpaczą i strachem.

– Trzeba było powiedzieć Eth, że cię brzydzę – szepnęła ochryple nie patrząc mi w oczy. – Że ci przeszkadzam.

Miałem ochotę uderzyć samego siebie. Powinienem jej przytaknąć, powiedzieć, żeby się wynosiła. Może wtedy znienawidziłaby mnie i sama odeszła. To co sobie obiecałem kilka sekund wcześniej, nie miało już żadnego znaczenia. Prędzej wypiłbym kwas, który wypaliłby mnie od środka, niż jej przytaknął.

– Nigdy, Małpko – zaprzeczyłem, lecz nie chciał mi uwierzyć. Wskazałem bezradnie materiał. – Zniszczyłem go, dlatego wyrzucam.

– Bo się mnie brzydzisz – powtórzyła głucho, a ja czułem się bezsilny.

Uniosła brwi i w końcu spojrzała na mnie. Na policzkach zaschły jej łzy, powieki miała napuchnięte, a brodę umazaną krwią, lecz nadal zagryzała usta. Przyglądała mi się przez chwilę, brązowe oczy uważnie wypatrywały negatywnych odruchów z mojej strony. Westchnęła kiwając głową, jednak dopuszczając do siebie inną wersję.

– Muszę się wykąpać – stwierdziła wskazując na piętro, jednak nie ruszyła z miejsca.

– Potrzebujesz czegoś?

Zbliżyłem się do niej, gdy opuściła wzrok. Palce wplątała we włosy i przejechała nimi po całej długości. Wyglądała, jakby właśnie się rozpadała. Pokręciła gwałtownie głową i jęknęła. Przyległa do mojej piersi i objęła jedną ręką. Jej ramiona drżały, gdy próbowała powstrzymać kolejny napad płaczu. Boleśnie wbijała mi palce w plecy, opuściłem poszewki i objąłem blondynkę, odsuwając jej włosy do tyłu.

– Małpko?

– Mam dość, Eth – wyszeptała jeszcze mocniej się tuląc. – Mam dość. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro