Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

W piątek, kiedy skończyłem zajęcia i wróciłem z siłowni, wpadłem do domu, Will siedział rozwalony na kanapie i oglądał mecz footballu. Uniosłem brwi, nieprzyzwyczajony do jego obecności o tej porze i szybko się z nim witając, przeszedłem do pokoju, skąd zabrałem klucze do domu i kilka innych potrzebnych rzeczy, a później równie szybko opuściłem dom, nim zdążyłbym samego siebie przekonać, że złym pomysłem było pojechanie tam.

Przez cały tydzień szukałem wymówek i jakiegoś wytłumaczenia, które pozwoliłoby mi zostać w Durham, jednak żadne nie było na tyle sensowne, żeby chociaż mnie przekonały. Nie byłem głupi, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że sam szukałem mało prawdopodobnych wyjaśnień, nie wyobrażając sobie, by nie pojechać i nie spotkać się z Małpką.

Chociaż rozum nakazywał mi zostanie w mieszkaniu, ignorowałem go, za co pewnie będę żałował, ale nie chciałem o tym myśleć, kiedy wsiadałem do samochodu i odpalałem silnik. Myśl, że za kilka godzin będę mógł ją zobaczyć, sprawiała, że mimowolnie dociskałem pedał gazu, przekraczając dozwoloną prędkość i co chwilę wyprzedzając innych kierowców, którym najwyraźniej nie śpieszyło się aż tak bardzo jak mi. W końcu był piątek, początek weekendu i zapewne każdy czuł ulgę na myśl o wolnych dniach od obowiązków.

Podczas jazdy, gdzieś w połowie drogi, kiedy zatrzymałem się na światłach, wystukałem szybko wiadomość do Nory, że właśnie jadę. Chociaż wierzyłem, że spotkam się z nią jeszcze tego dnia, jednocześnie w to wątpiłem, będąc bardziej skłonny uwierzyć w spotkanie następnego dnia. Utwierdzał mnie w tym przekonaniu fakt, iż jeszcze wczoraj Małpka wspominała, że pierwszy raz od kilku tygodni pojawią się na obiedzie Boutragerów. Nie zamierzałem tam pojechać, więc wniosek nasuwał się sam, będę musiał jeszcze trochę poczekać, by zobaczyć blondynkę.

Może właśnie to przypomnienie, a może rozum w końcu przejął nade mną kontrolę, ale ruszając ze świateł, nie jechałem już tak szybko. Nie oznaczało to, że zmieniłem się w niedzielnego kierowcę, który jeździ dużo wolniej, niż pozwalają przepisy, jednak było to dużo wolniej niż przez ostatnie półtorej godziny.

Po piętnastu minutach zobaczyłem zwężenie dróg i zaskoczony, musiałem zamrugać kilkakrotnie powiekami, by upewnić się, że nie miałem omamów. Jednak tak właśnie było, nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moich plecach, a w ustach mi zaschło, kiedy zorientowałem się, że gdybym nie zwolnił, mógłbym nie zauważyć tego na czas, a wtedy nie wiadomo byłoby, jak by się to dla mnie skończyło.

Wyminąłem zderzone ze sobą samochody i po kilku minutach już nawet o tym nie myślałem. Patrzyłem tylko na tablice, które co jakiś czas pokazywały mi, ile zostało drogi do celu. W tym momencie nie było nic lepszego od tego, że odległość z każdą sekundą zmniejszała się, a ja byłem coraz bliżej Małpki.

Wjeżdżając na podjazd otworzyłem szerzej oczy, ponownie nie dowierzając własnym oczom. Kiedy zaparkowałem, siedziałem przez chwilę w samochodzie patrząc w stronę drzwi i widząc stojącą przed nimi postać, która równie uważnie, zapewne z mniejszym szokiem, wpatrywała się we mnie.

Tuż obok jej stóp leżała torba z zakupami, a jej dłonie skrzyżowane były na piersi. Przełknąłem ślinę i oblizałem usta, gdy zrobiło mi się gorąco. Sam jej widok doprowadzał mnie do szaleństwa i przez moment zastanowiłem się, jakim cudem udawało mi się mieszkać z nią przez tyle miesięcy i nie oszaleć. A może właśnie oszalałem, może byłem chorym psychicznie człowiekiem, który potrzebował jej obecności, jak narkoman heroiny.

Widząc jej zniecierpliwienie, po raz kolejny przełknąłem ślinę i pociągając za klamkę, otworzyłem drzwi, a później nieśpiesznie wysiadłem z samochodu. Obserwowałem ją, jednocześnie próbując panować nad sobą i cały czas przypominając sobie, że byłem tylko jej przyjacielem. Przyjacielowi nie powinien stawać na widok przyjaciółki.

Była ubrana w dżinsy i jasny sweterek, zapewne jak zwykle było jej zimno, chociaż mogłem się założyć, że nawet teraz było lekko powyżej dwudziestu stopni. Zostawiła włosy rozpuszczone i co chwilę odgarniała kosmyk włosów za ucho. Nim do niej podszedłem, zrobiła to cztery razy, chociaż nie było nawet wiatru, który mógłby rozwiać jej włosy.

Zmrużyła oczy wpatrując się we mnie, gdy zatrzymałem się dwa kroki przed nią, a patrząc na nią, w myślach powtarzałem obraz sąsiadki mieszkającej po drugiej stronie ulicy.

-Niecałe dwa tygodnie, Et, a ty już zapominasz się przywitać? - spytała ewidentnie się ze mnie śmiejąc, jednak na końcu jej głos zadrżał, a przez moment w niebieskich oczach dostrzegłem ból, który szybko ukryła, co całkowicie mnie zaskoczyło.

Zrobiłem krok w tył, zastanawiając się, jak przeszliśmy na taki etap, że Małpka ukrywała przede mną swoje myśli. Wziąłem głęboki oddech nie odpowiadając na jej pytanie, tylko wpatrując się w nią. Poruszyła się nerwowo i zagryzła wargę nie odrywając ode mnie wzroku. W końcu otrząsnąłem się z szoku i podchodząc do niej, zamknąłem ją w szczelnym uścisku. Słodki zapach uderzył w moje nozdrza, a ja jak najdyskretniej wciągnąłem większą ilość, znowu rozumiejąc, że wspomnienie niewiele miało się do rzeczywistości.

Wtuliła się we mnie swoim drobnym ciałem, a ja poczułem ulgę, mogąc chociaż przez chwilę ją obejmować. Nieświadomie przyciskałem ją mocniej do siebie, ale nie protestowała. Wyczułem, że drżała, jakby powstrzymywała się od płaczu. Po chwili poczułem uderzenie w klatkę piersiową i zorientowałem się, że to Małpka postanowiła wymierzyć mi cios.

-Ej, ej. - Powstrzymałem ją, przed zadaniem mi kolejnego ciosu. Odrobinę się śmiejąc, a jednocześnie będąc zaniepokojonym tym, co właśnie robiła. - Co ty robisz, Małpko?

Spojrzała na moje dłonie, które obejmowały jej nadgarstki, a jej dolna warga zadrżała. Oddychała płytko, gdy dopiero po chwili uniosła wzrok i spojrzała na mnie wściekle.

-Chciałeś nie przyjechać! - powiedziała z wyrzutem. Otworzyłem usta chcąc coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mi kręcąc głową. - Chciałeś nie przyjechać...

Oparła czoło o moją klatkę piersiową i opuściła dłonie, a później owinęła je wokół mojego pasa. Nie rozumiałem jej zachowania i tego, że tak bardzo przejęła się podejrzeniem, iż mógłbym nie przyjechać.

-Chodź do domu, to może podzielę się z tobą kawą i krakersami - mruknąłem nie mogąc się powstrzymać i muskając ustami jej czoło.

Niechętnie puściłem ją i uśmiechnąłem się do niej, a później sięgnąłem po leżącą przed drzwiami reklamówką, którą przyniosła. Zerknąłem na nią pytająco, a ona wzruszyła ramionami, w ten swój dziwny sposób i uśmiechnęła się nieznacznie.

Słyszałem jej chichot, gdy jak zwykle nie mogłem odnaleźć kluczy. Zastanawiałem się, jak te kieszenie potrafiły je ukryć, że z trudem zawsze je odnajdywałem, ale mogłem szukać ich nawet miesiąc, jeżeli to sprawiłoby, że ona śmiałaby się.

-Nie śmiej się - burknąłem starając się brzmieć groźnie. - Nie dostaniesz prezentu.

-Masz dla mnie prezent? - spytała zaskoczona, a ja spostrzegłem, że zbliżyła się i stała tuż za mną. Spojrzałem na nią przez ramię i zobaczyłem, że miała szeroko otwarte oczy. Oblizała dolną wargę, a ja zacisnąłem mocno palce na kluczach i odwróciłem się, żeby jej nie pocałować.

-Tak, ale go nie dostaniesz - odparłem, a po otworzeniu drzwi, przepuściłem ją przodem. - Nie stój tak, bo dostaniesz klapsa.

Jej źrenice rozszerzyły się, kiedy usłyszała wypowiedziane przeze mnie słowa i przez chwilę patrzyła na mnie, jakby zastanawiała się, czy naprawdę to powiedziałem. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, naprawdę powstrzymując się przed zrobieniem tego, bo te dżinsy świetnie opinały jej tyłek.

-Nie zrobisz tego - mruknęła i potrząsnęła głową, a później się zaśmiała.

-Chcesz się założyć? - spytałem unosząc brew, a ona przez moment milczała, a później posłusznie weszła do środka, a przy tym specjalnie mocniej kręciła biodrami. To będzie naprawdę ciężki wieczór.

We wnętrzu było czuć zaduch, więc pierwsze co zrobiliśmy, to otworzenie okien. Później zaniosłem reklamówkę do kuchni, poszedłem włączyć prąd i odkręcić wodę, przy okazji zapamiętując, żeby w końcu znaleźć kogoś, kto zechciałby wynająć ten dom. Wchodziłem do salonu, gdy Małpka naciskała na włącznik. Żarówka rozbłysła światłem, a potem zgasła. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy z niedowierzaniem spoglądając w stronę żyrandola, jakby nie wierzyła, że żarówka mogła ją tak oszukać.

-Zaraz ją zmienię - poinformowałem dziewczynę, gdy ta nadal wpatrywała się w żarówkę, przy tym marszczyła brwi i mrużyła oczy, jakby wzrokiem dawała czas przedmiotowi na zmianę decyzji.

Oparłem się o ścianę i przyglądałem jej się z uśmiechem, ponieważ było to dla niej takie typowe. Uniosła dłoń i umieściła ją na biodrze, a później pokręciła głową.

-Wredna małpa - mruknęła, a po chwili spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko. - Nastawiłeś ją przeciwko mnie!

-Mnie w to nie mieszaj. - Uniosłem dłonie w akcie kapitulacji, a później mrugnąłem do Małpki i obróciłem się w stronę wyjścia, chcąc zabrać rzeczy z samochodu. - Ja mam zmową z tą z łazienki!

Czułem jej wzrok na sobie, kiedy otwierałem drzwi i wychodziłem przez nie. Na zewnątrz wziąłem kilka głębszych oddechów i przez moment próbowałem dojść do siebie. Dłonią potarłem kark, a później zabrałem rzeczy z samochodu i wróciłem do domu, gdzie Nora znajdowała się już w kuchni.

Na miejscu, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się reklamówka, postawiłem kolejną wypełnioną zakupami, ponieważ w lodówce było pusto. Zatrzymałem się, przyglądając dziewczynie, jak wyciągała z konkretnych szafek te rzeczy, które potrzebowała i nie musiała przeszukiwać mebli, by je znaleźć. Swobodnie i pewnie poruszała się po pomieszczeniu, jakby to nadal był jej dom i właśnie tak było. Przez te miesiące, kiedy mieszkałem tutaj sam, brakowało czegoś, brakowało jej.

-Et, trochę mnie przerażasz, tym wpatrywaniem się we mnie - oznajmiła nawet na mnie nie zerkając. Sięgnęła po piszczący czajnik i wlała wrzątek do dzbanka z kawą.

-Nie powinnaś być na obiedzie u Boutragerów? - spytałem ochryple, a ona odstawiła za mocno czajnik, co ponownie wywołało we mnie niepokój.

Otworzyła szafkę pod zlewem i wyciągnęła z niej nową rolkę z ręcznikiem papierowym, a później powycierała blat, przedłużając moment odpowiedzenia mi. Słyszałem, jak westchnęła ciężko i na chwilę oparła się o meble dłońmi.

-Pokłóciłam się z Maxem. - Wzruszyła ramionami i wyrzuciła kilka zużytych ręczniki. - Poszedł do Nathana, więc stwierdziłam, że sama nie będę jechała do jego rodziców.

Odwróciła się w moją stronę i chociaż uśmiechała się, jakby chciała pokazać, że to nic takiego, to w jej oczach dostrzegalny był ból. Przyjrzałem jej się, kiedy zaczęła bawić się dłońmi, jakby się bała. Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku, ale widziałem, że nie chciała, bym o to pytał. Dlatego odwzajemniłem jej uśmiech, a później zabrałem się za rozpakowywanie torby.

-Gdzie masz ten prezent dla mnie? - spytała szturchając mnie w bok, a ja przez to, że trzymałem w dłoni napoje, nie mogłem potargać jej włosów. Chwyciła za dzbanek i ustawiła go na stoliku barowym, a później obok niego ułożyła kubki, łyżeczki i cukiernice.

Przemieszczając się po kuchni, dopiero teraz odkryłem, jakim luksusem ona była w porównaniu do mojej kuchni w Durham. Tam nawet najmniejszy stolik się nie mieścił, a tutaj jednak mogliśmy sobie pozwolić na chociaż barowy. Słyszałem szelest toreb, a kilka sekund jęk. Obróciłem się i zobaczyłem, jak Małpka ssie palca, patrząc na mnie z płomykami w oczach. Ten widok aż za bardzo mi się spodobał, więc postanowiłem wrócić do zakupów, a przy tym nie myśleć o wszystkim, co moja wyobraźnia podsyłała mi, a w czym brały udział usta tej dziewczyny.

-Kupiłeś mi kaktusa! - zawołała, a ja uśmiechnąłem się. - Nadal sądzisz, że jestem z nimi spokrewniona?

-Tak, Małpko - potwierdziłem rozrywając paczkę krakersów i układając je na dużym talerzu. - I nie zmienię co do tego zdania.

-I tak dziękuję - szepnęła, kiedy ustawiałem przekąskę przed nią. Spojrzała na mnie z uśmiechem, a później powróciła wzrokiem do rośliny, jakby naprawdę cieszyła się z prezentu, a przecież kwiaty pewnie dostawała co chwilę od Maxa.

Zająłem miejsce obok niej i nalałem nam kawy, a później posłodziłem obie, kiedy ona właśnie sięgała po ciastko. Wcześniej jednak podsunęła wyżej rękawy, a po chwili pokręciła głową i je opuściła. Wtedy właśnie sięgnęła po przekąskę, gdyby nie to, że w tamtym momencie jej się przyglądałem, nie zauważyłbym tego. Chciałem, żeby to były omamy. Po raz trzeci tego dnia chciałem mieć omamy, ale wątpiłem, żeby wzrok mnie zmylił.

Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na mnie z uśmiechem.

-Dobrze się czujesz, Eth? - spytała z troską i wyciągnęła dłoń, by dotknąć mojego czoła.

Przymknąłem oczy, a później spojrzałem w jej tęczówki. Mój wzrok mnie nie oszukał.

Nora miała siniaka na ręce.

~~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro