Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.1


– Wyglądasz strasznie.

Lisa przyglądała mi się uważnie, gdy nakładałam nam łososia na talerze. Rzuciłam obok ugotowane na parze warzywa, po czym ułożyłam oba talerze na stole, przy którym już siedziała dziewczyna. Rzuciłam jej sceptyczne spojrzenie, które mówiło, że jej twarz nie wyglądała o wiele lepiej. Nie stosując maści sprawiła, że procesy gojenia przechodziły dużo wolniej. Jednak nie mogłam się oszukiwać, maść miała sprawić tylko to, że będę miała siniak przez mniej więcej tydzień, a nie dwa, a może nawet trzy tygodnie.

– I kto to powiedział – mruknęłam siląc się na uśmiech.

Zaprosiłam Lisę po przedyskutowaniu tego z Ethanem. Miałam zamiar spróbować z nią porozmawiać o jej bracie i miałam nadzieję, że nie popełni moich błędów. Dlatego około ósmej sięgnęłam po telefon i wybrałam jej numer, chcąc mieć zaproszenie z głowy. Odebrała po drugim sygnale, jakby miała komórkę cały czas przy sobie, a jej głos był trzeźwy, co dało mi do zrozumienia, iż rudowłosa od jakiegoś czasu musiała nie spać mimo wolnego dnia. Zgodziła się niechętnie, odpowiadała półsłówkami, jakby nie chciała ze mną rozmawiać. Jak się później okazało, rodzice zmusili ją do odebrania Jude'a ze szpitala, a gdy do niej dzwoniłam, właśnie na niego czekała.

– Cieszę się, że udało ci się przyjechać – wyznałam wbijając widelec między płaty ryby. – Jude pewnie nie wie, że jesteś tutaj?

Pokręciła głową, ostrożnie odsuwając włosy z twarzy.

– Pewnie niewiele ostatnio spałaś? – spytała.

– Dzisiaj było już lepiej, ale w piątek było ciężko – przyznałam czując, jak bardzo sztuczna była ta rozmowa. – A ty?

– Rodzice, gdy tylko się dowiedzieli, zabrali mnie do szpitala do Jude'a – oznajmiła ze smutkiem. – Chociaż miał zostać tylko na obserwacji, musiałam tam być całą noc, dopiero nad ranem pozwolili mi przyjechać. Dałam radę dzięki kawie i coli, ale kiedy tylko w zasięgu mojego wzroku odnalazło się łóżko, padłam.

– Długo to trwa?

Potrząsnęła głową, jakby nie rozumiała, o co pytałam. Uśmiechała się nieznacznie, jakby chciała się dowiedzieć, o co mi chodziło, jednak błysk strachu w jej oczach, upewnił mnie w przekonaniu, iż doskonale wiedziała, o czym mówiłam. Nieświadomie uniosła dłoń, stykając opuszki palców z różowofioletowym śladem na policzku. Skrzywiła się i odsunęła rękę.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – skłamała sięgając po wypełnioną wodą szklankę.

– O tym, że... – zamilkłam i wzięłam głęboki oddech. – O tym, że Jude znęca się nad tobą.

– Oszalałaś?! – okazała oburzenie, jakbym właśnie nie widziała dowodu na jej twarzy. Powieka jej zadrgała, po czym wybuchła głośnym śmiechem, kiedy próbowała ukryć zdenerwowanie. – On mnie nie bije... Przykro mi za to, co ci zrobił, ale zdenerwował się, okay? Normalnie tak nie reaguje, to przez te środki przeciwbólowe, nie wiedział, że nie powinien łączyć ich z piwem. To był pierwszy raz...

– On cię uderzył, on dobierał się do mnie, Liso, na Boga!

Ciężko było mi słuchać jej marnych tłumaczeń, dziwnie było być po tej drugiej stronie, słuchać usprawiedliwień, które były tak samo prawdziwe jak to, że urodziłam się Norą Reese.

– Bardzo cię za to przepraszam. – Chwyciła mnie za dłoń, a spojrzeniem próbowała przekonać mnie do zostawienia tego tematu. Uśmiechała się, a krwiak na jej twarzy drwił z całej tej sytuacji. – Jude to dobry chłopak, obraca się w złym towarzystwie, ale to naprawdę dobry chłopak. Gdyby wiedział, że to, co zażył, wzbudzi w nim taką agresję, zapewniam cię, nigdy tego nie tknąłby, Noro.

– Nie musisz mnie oszukiwać – powiedziałam delikatnym tonem, gdy coś ściskało mnie w piersi. Powstrzymywałam się przed okazywaniem intensywniejszych emocji, nie chcąc jej spłoszyć. – Nie będę mówić, że nie powinnaś się obwiniać. Rozumiem cię i chcę ci pomóc.

Patrzyła na mnie niechętnie, jakby wątpiła, że mogłabym wiedzieć cokolwiek. Nietrudno było sobie przypomnieć, że reagowałam kiedyś identycznie, zawsze dzielnie broniąc brata.

– Co ty możesz wiedzieć, Noro? – spytała sceptycznie. – Mój brat został pobity, obite żebra będą boleć go jeszcze długo! Chciał ze mną spędzić czas, więc zażył coś, dzięki czemu nie odczuwał bólu, to nie jego wina.

Jej widelec uderzył o talerz, gdy drżącą dłonią nie była wstanie już go utrzymać. Nie przestawała się uśmiechać, chociaż w oczach miała łzy. Twardo trzymała się swoich kłamstw, nie pozwalając, żeby ktokolwiek dowiedział się prawdy, nawet jeżeli ona widoczna była jak na tacy. Upierała się i walczyła, za maską szczęśliwej dziewczyny ukrywając wszystko.

– Kochasz go.

– To oczywiste. – Wyprostowała się, dumnie unosząc podbródek. – Jesteśmy rodzeństwem, zawsze będziemy rodziną, a rodzina się wspiera i zawsze staje po swojej stronie. Bo na koniec tylko ona zostaje, przyjaciele odejdą, miłość twojego życia okaże się pomyłką, a wtedy zauważysz, że jedynymi osobami, niezmiennie przy tobie trwającymi, będą członkowie rodziny. Nikt inny, Noro.

Straciłam całą energię, słysząc jej słowa, czując się bezsilnie. Chciałam jej pomóc, lecz ona nie ufała mi na tyle, by skorzystać z tej pomocy. Nie dziwiłam jej się, znałyśmy się krótko, jednak rozsadzał mnie od środka fakt, że nie mogłam niczego zrobić. Niczego, co pomogłoby jej.

– Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy...

– Mówię po raz kolejny, wszystko w porządku.

– Dobrze – przytaknęłam niechętnie. – Skoro tak, zmieńmy po prostu temat.

Wzruszyłam ramionami, a ona klasnęła dłońmi.

– Widzisz! Mówiłam ci, to mało ważne.

Skinęłam głową wbijając wzrok w rybę. Napełniając płuca potężną dawką powietrza, przytrzymałam ją dłużej, a później stopniowo wypuszczałam przez delikatnie rozchylone usta. Dawałam jej czas, od niej zależało czy zamierzała go wykorzystać, czy zamierzała chwycić dłoń, która chciała ocalić jej życie.

– Raczej nie pójdziesz jutro do szkoły.

Uniosłam wzrok znad podręcznika historii i spojrzałam na siedzącego naprzeciwko Ethana. Zmarszczyłam brwi, obracając w dłoniach zakrętkę długopisu, próbując zrozumieć o co chodziło chłopakowi. Zacisnęłam usta i przejechałam dłonią po twarzy, chcąc odgarnąć włosy, a wtedy zorientowałam się, co miał na myśli. Wypuściłam głośno powietrze, po czym posłałam mu uspokajający uśmiech.

– Wymyślę coś. Nie wiem, spadłam ze schodów? Raczej nie. Uderzyłam się drzwiami? To pewnie też nie przeszłoby, z resztą. – Machnęłam ręką. – I tak nikt nie będzie pytał. Nigdy nie pytają.

Kółka krzesła zaskrzypiały na panelach, gdy blondyn zaczął zbliżać się do mnie, cały czas siedząc na krześle.

– Nikt nie pytałby Naomi – przypomniał wskazując na mnie długopisem. – A z tego co wiem, Nora nie posiada rodzeństwa, tym samym nie jest związana z podejrzanym towarzystwem, tak?

– Twoi kumple nie zaliczają się do niebezpiecznych? – spytałam uśmiechając się zachęcająco, tym samym próbując zmienić temat.

Nie zadziałało. Nie zaśmiał się, nie kupił tego. Patrzył na mnie bez przekonania, czekając aż powiem coś na poważnie. Wydęłam usta i wywróciłam oczami, wzdychając po raz kolejny. Zaznaczyłam stronę w książce, po czym zatrzasnęłam ją.

– Zamierzasz mu powiedzieć? – nagle zmienił temat.

– Nie – zaprzeczyłam krótko, ignorując jego natarczywe spojrzenie.

Podniosłam się z łóżka, a omijając Ethana, podeszłam do biurka, gdzie zaczęłam układać książki w dwa stosy, upewniając się przy tym, że podręczniki zostały równo ułożone.

– Wiesz, że się domyśla? Nie jest głupi – dopytywał, pokazując tę swoją ciekawską wersję.

Znacznie bardziej wolałam, gdy nie zadawał pytań i przyjmował wszystko, co robiłam bez zbędnego dociekania. Odwróciłam się w jego stronę, opierając tyłkiem o biurko i zakładając ręce na piersi. Siedział rozwalony na krześle, przyglądając mi się swoimi stalowymi oczami z nieznacznym uśmiechem.

– A może nawet już wie – dodał ciszej posmutniały.

– Tak, to znaczy, no wiesz... – odparłam przeciągając pierwsze słowo i posyłając mu błagalne spojrzenie. Uniósł brwi i pokręcił głową, co wywołało moje westchnięcie. – Znajdź sobie dziewczynę.

– Mam rękę. – Wzruszył ramionami, a ja skrzywiłam się. – Jak na razie mi wystarczy.

– Przypomnij mi, żebym od ciebie odskoczyła, gdybyś chciał mnie dotknąć.

Teatralnie wzdrygnęłam się, przez co w moją stronę zaczęła lecieć poduszka. Odsunęłam się, a ona odbijając się o ścianę, spadła na butelkę, która upadając, stoczyła się z biurka i wylądowała na podłodze z trzaskiem. Kręcąc głową pochyliłam się i sięgnęłam po nią, odstawiając na miejsce.

W tym samym czasie blondyn uniósł swoją prawą dłoń, uśmiechał się do niej szeroko, a później pogłaskał z czułością, jakby to była najlepsza laska w mieście.

– Jesteś ohydny – stwierdziłam.

– Nie, Noro – zaprzeczył znużonym tonem, jakby mówił do dziecka. – Jestem facetem.

– Nieważne – mruknęłam przejeżdżając dłonią po włosach, nie chcąc myśleć o ręce Ethana, a tym bardziej o tym, co nią robił będąc sam na sam ze sobą. Stanowczo nie.

– Czekaj, bo zaraz uwierzę, że... – zaczął znacząco, lecz ja przerwałam mu gwałtownie.

– Nie twój interes, Et – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, a on niewinnie uniósł ramiona.

– Czyli jednak. – Uśmiechnął się szeroko, po czym wyglądał, jakby zamyślił się na moment. – To, to co słyszałem ostatnio w nocy...

– Och, zamknij się. – Rzuciłam w niego poduszką, przez co on wybuchnął śmiechem i puścił do mnie oczko, nie musiałam spoglądać w lustro, uczucie gorąca na twarzy doskonale informowało mnie o tym, że byłam czerwona jak pomidor. – Jesteś beznadziejny.

Otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym samym czasie usłyszeliśmy trzask drzwi. Spojrzeliśmy na siebie, oboje zaskoczeni pojawieniem się osoby trzeciej.

– Max przyszedł – stwierdził odrzucając zeszyt na moje łóżko. W jego głosie odnalazłam nutkę zirytowania. – Gdyby nie pamięć o dawnych czasach, już dawno wykopałbym go z domu.

Chociaż wydawał się zirytowany Maxem, doskonale wiedziałam, jak ważny dla niego był brunet. Traktował go jak brata i byłam pewna, że nic nie mogło tego zmienić. Nawet wybuchowy charakter młodego mężczyzny.

Odbiłam się od biurka i niechętnie wyszłam z pokoju za Ethanem. Jemu również się nie śpieszyło, więc chwilę mi zajęło, nim zobaczyłam stojącego na środku salonu Maxa, który na nasz widok uniósł brew. Nasze spojrzenia się spotkały, parsknął i ruszył do kuchni.

– Nie przeszkodziłem wam w niczym, prawda? – zadrwił, taksując wzrokiem całą moją sylwetkę, a później rzucając szybkie spojrzenie blondynowi. – W sumie zrobiłbym ci przysługę, szybciej doszłabyś, zabawiając się sama ze sobą niż z Ethanem.


~~~~~~~

No to... Czekam na Wasze opinie ;)

Ściskam mocno ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro