Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.1


Obudziłam się jak zwykle wcześnie. Słońce leniwie wpadało do pokoju, gdy przejeżdżając dłonią po włosach, zorientowałam się, że gumka, którą spięłam w nocy włosy, gdzieś spadła. Ziewnęłam, przecierając twarz i odsuwając pościel. Moje stopy zetknęły się z chłodną podłogą, gdy wstając, nieznacznie się zachwiałam.

Podniosłam poduszkę i chwyciłam gumkę, która właśnie tam się znajdowała. Splątałam ciemne pasma włosów, tworząc byle jaki koczek na czubku głowy. Po chwili rozwalił się, stając się zwykłym kucykiem.

Zerkając na zegar, wskazujący za pięć szóstą, odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że będzie jeszcze spał. Wczoraj, gdy wrócił zachowywał się naprawdę w porządku, jak na niego. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, dla kogo tak się wyperfumował, byłam pewna, że wyjątkowo też tej nocy wyglądał.

Zabrawszy czyste ciuchy z szafy, uchyliłam okno, wpuszczając do pomieszczenia świeże powietrze. Podeszłam do drzwi i uchylając je delikatnie, nasłuchiwałam odgłosów z piętra i parteru. Nie słysząc dźwięku włączonego telewizora, trzasku szafek w kuchni, a nawet chrapania z drugiego końca pokoju, nie wiedziałam, czy czuć ulgę, czy jednak strach.

Wstrzymałam oddech, jeszcze bardziej wytężając słuch, z całych sił starając się usłyszeć chrapanie z tamtego pokoju. Dreszcz przebiegł po moim ciele, a panika zaczęła panować nad mięśniami, gdy pomyślałam o tym, że jeśli go tak wcześnie nie było, to pewnie wróci za niedługo ze znajomymi.

Mimo wszystko, jak najciszej zamknęłam drzwi i udałam się do swojej łazienki, trzykrotnie sprawdzając, czy zamek w drzwiach był zamknięty, nim ściągnęłam z siebie piżamę i odrzucając ją na razie na podłogę, weszłam do kabiny, by wziąć prysznic.

Dwadzieścia minut później stanęłam pod jego drzwiami, a oddech drżał mi w piersi. Po kilku sekundach, niepewnie zastukałam w drzwi, nadal nasłuchując, chociaż wszystko wskazywało na to, że go nie było. Dłoń trzęsła mi się tak, że z trudem chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją, wyczekując wrzasku. Zacisnęłam powieki, oczekując jego agresji, ale w dalszym ciągu nic nie słyszałam, oprócz swojego urwanego oddechu i szumiącej krwi w uszach.

Pokój był pusty, śmierdziało w nim papierosami i starym jedzeniem, po podłodze walało się wiele rzeczy, od brudnych ciuchów przez opakowania po produktach spożywczych i puste woreczki foliowe od prezerwatyw. Przyłożyłam pięść do ust, powstrzymując odruchy wymiotne. Przeszłam obok niezaścielonego łóżka, wiedząc, że jeśli nie zebrałabym jego ciuchów i nie wyprałabym ich, byłby wściekły, a tego za nic w świecie nie chciałam. Nie chciałam, żeby musiał się na mnie wściekać, wystarczająco dawałam mu powodów do zdenerwowania.

Pozbierałam wszystkie jego rzeczy do kosza, który zabrałam ze sobą, ostrożnie robiłam kroki, by czasem na coś nie nadepnąć albo, co jeszcze gorsze, czegoś nie zniszczyć. Już miałam opuścić jego pokój, by pójść wstawić pranie i wrócić tu z workiem na śmieci, gdy dostrzegłam jedną rzecz kątem oka.

Zmarszczyłam brwi, wstrzymując przez chwilę powietrze, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, co robiła tutaj bluzka, identyczna jak ta, której nie mogłam znaleźć od kilku tygodni. Wątpiłam jednak, żeby mogła należeć do mnie, gdyby tak było, już dawno wypominałby mi, że nie umiałam pilnować swoich rzeczy, lecz nie miałam pojęcia, czy ją również miałam wyprać. Byłam pewna, że należała do tamtej blondynki, którą zastałam wczoraj w kuchni.

Słysząc dźwięk przekręcanego zamka na dole, zamarłam. Zimny pot spłynął mi po plecach, gdy jak najszybciej opuściłam pokój brata. Musiałam w nim sprzątnąć, ale wiedziałam, jakie konsekwencje czekałby mnie, gdyby mnie tam zastał. Po ciele przechodziły mi dreszcze, kiedy prawie biegnąc, wpadłam do pralni, przy tym obracając się, by sprawdzić, czy zamknęłam tamte drzwi. Ledwo przekroczyłam próg pomieszczenia, gdy usłyszałam podniesione głosy z dołu. Kosz wypadł mi z rąk, gdy przyłożyłam dłoń do ust, by stłumić dźwięki, które chciały wydostać się z mojego gardła, kiedy w oczach pojawiły się łzy.

Oddychając płytko, wiedząc, że raczej przez najbliższe godziny nie będzie mi dane cokolwiek zjeść, bo gdy tylko wstawię pranie, schowam się w pokoju, modląc się, żeby żaden z nich do mnie nie przyszedł.

Otworzyłam drzwi i weszłam do domu Boutragerów tak, jakbym wchodziła do siebie. Tak zalecił Ethan, nie biorąc pod uwagę pocących się dłoni i szalejąco bijącego serca, które nie dawało mi spokoju od chwili pojawienia się przed domem Maxa.

Nie pukałam, co oznaczało również, że nie czekałam, aż ktokolwiek mi otworzy, bez cienie zaskoczenia zauważając, iż drzwi były otwarte. Niektóre rzeczy pozostawały takie same. Potykając się o próg, ledwo uniknęłam upadku, a chwytając się szybko drzwi, opadłam na nie całym ciężarem, przez co głośno uderzyły w ścianę.

Skrzywiłam się i na moment znieruchomiałam, nasłuchując odgłosów z głębi domu. Cisza, jaką zastałam niepokoiła mnie, jednak równie dobrze mogłam nic nie słyszeć przez szumiącą w uszach krew i zbyt gwałtowny oddech. Przyjście tutaj z Ethanem było zdecydowanie łatwiejszym zadaniem.

Blondyn mówił, że Emily miała być w domu i od razu po moim przyjściu wręczyć mi paczkę. Wydawało się to proste, niczym konstrukcja cepa. Miałam wejść, przywitać się, zabrać paczkę i ewakuować. Czy coś mogłoby pójść nie tak, przy tak banalnej liście kroków?

Pomijając brak pani domów, której obecność rujnowała cały misternie ułożony plan, to raczej nic takiego nie wchodziło w grę. A jednak to właśnie matka Maxa nie znajdowała się w domu, gdy niepewnie obchodziłam parter.

Zrezygnowana zatrzymałam się w jadalni, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co to oznaczało. Jedyną osobą, która mogła być obecna, był zapewne Max, a muzyka dochodząca z góry, tylko w tym przeświadczeniu mnie upewniała.

Westchnęłam, a włos zjeżył mi się na ciele, gdy rozpoznałam melodię piosenki, a później także tekst. Musiałam przymknąć oczy, gdy fala wspomnień zalała mój umysł, od których chciałam się uwolnić. Ostatni raz piosenek Manchester Orchestra słuchałam z brunetem, nie pomyślałabym nawet, że nadal mógłby ich słuchać.

Każąc samej sobie wziąć się w garść, ruszyłam na górę, dwa razy potykając się na schodach. Najwidoczniej byłam tego dnia wyjątkowo niezdarna, co odrobinę mnie irytowało. Muzyka stawała się głośniejsza, a ja czułam, jak zaczynała przepływać przez moje ciało, dreszcze biegły po mej skórze jedynie za sprawą tak dobrze znanych dźwięków.

Zatrzymując się przed drzwiami, uniosłam pewnie dłoń i zastukałam trzykrotnie w drewno, a dźwięk ten praktycznie nie był słyszalny, zagłuszony muzyką. Nie otrzymując odpowiedzi, po prostu nacisnęłam na klamkę, a popychając drzwi, otworzyłam je i weszłam do środka.

Zakręciło mi się w głowie, wyczuwając perfumy chłopaka, jakby zamiast używać ich na swoim ciele, stosował je jako odświeżacz powietrza. Zagryzłam wargę, spoglądając na łóżko. Leżał wyciągnięty na materacu, z dłońmi ułożonymi pod głową, a nogami skrzyżowanymi w kostkach. Widziałam, jak spokojnie poruszała się jego klatka piersiowa, gdy oddychał, z nieznacznie rozchylonymi ustami, wpatrywał się w sufit, w ogóle nie zauważając mojej obecności.

Uniosłam brwi, przechodząc przez pokój, dotarłam do laptopa, z którego dobiegała muzyka i wyłączyłam ją z myślą, że w taki sposób mogłam zwrócić uwagę bruneta. On jednak nawet się nie wzdrygnął, co przyjęłam z cichym sapnięciem, rozumiejąc, że wiedział o mojej obecności, lecz postanowił mnie całkowicie ignorować.

– Podobno jakaś paczka przyszła do Ethana i twoja mama ją ma – odezwałam się, taksując wzrokiem sylwetkę mężczyzny.

– Raczej nie chowa się u mnie pod łóżkiem – odparł beznamiętnie, nawet na moment nie odwracając wzroku od sufitu.

Zrobiłam krok w tył, zaskoczona jego zachowaniem, sądziłam, że po ostatnim wydarzeniu nasze relacje chociażby w małym stopniu się ociepliły, jednak wychodziło na to, że teraz zamierzał traktować mnie jak powietrze nawet wtedy, gdy byliśmy sami.

– A teraz włącz muzykę, wiesz, gdzie są drzwi.

Nie zamierzałam tak łatwo ustąpić i dać się spławić. Dlatego ruszyłam w kierunku drzwi, jedynie po to, by je zatrzasnąć, całkowicie ignorując prośbę, a raczej rozkaz, o włączeniu muzyki. Chciałam porozmawiać z chłopakiem i nawet jeżeli zamierzał mnie ignorować, postanowiłam spróbować, pewna tego, iż lepsza okazja mogła się nie trafić.

Zestresowana podeszłam do łóżka i usiadłam na jego skraju, nie odrywając przy tym wzroku od Maxa. Obserwowałam, jak starał się nie pokazywać, iż wyczuwał moje natarczywe spojrzenie.

Delikatny zarost, który zdobił jego twarz, kusił, by przejechać po nim palcami i poczuć, jak bardzo kujący był. Zacisnęłam usta, a palce dłoni splotłam i ułożyłam na kolanach, powstrzymując ciało przed wykonaniem tego, czego zapragnął umysł.

– Powiedziałem, żebyś wyszła, nie podeszła – stwierdził oschle, jednak nie skłoniło mnie to do zmiany decyzji.

Przesunął wzrokiem po moim ciele, przedłużając moment aż nasze spojrzenia mogły się spotkać. Uniósł brew, jakby pytał, dlaczego nie podnosiłam się z miejsca, a gdy nie zareagowałam, wypuścił powietrze z ust i z powrotem opadł głową dłonie.

– Myślałam, że zrobiliśmy ostatnio jakiś postęp – wyznałam zgodnie z prawdą, wpatrując się w niego pewnie. Skinęłam głową na niego, mając na myśli jego dłonie. – Zwłaszcza po tej akcji z Judem.

– Widocznie się myliłaś – odparł obojętnie.

Skinęłam głową, jakbym naprawdę przyznała mu rację. Przełknęłam ślinę, na moment odwracając wzrok w stronę okna, w które świeciło słońce i odrobinę mnie oślepiało.

– Z tym, że ostatnio wyjątkowo nie pojawiasz się w domu Ethana, także? – spytałam, a głos mi zadrżał, gdy nieświadomie włożyłam w to więcej emocji niż zamierzałam.

– Uważaj, bo zaraz pomyślę, że się stęskniłaś – zadrwił. – Ciekawe czy następnym razem Ethan w końcu ruszy dupę, żeby zareagować, gdy pojawi się taka sytuacja jak ostatnio.

Patrzył na mnie intensywnie, przewiercając swoim wzrokiem na wylot, przez co poczułam dreszcze przechodzące po moim ciele. Starałam się wytrzymać jego spojrzenie, jednak było to zbyt trudne, gdy miałam tę świadomość, że stanął w mojej obronie, nie wiadomo z jakiego względu, ale to zrobił. Opuściłam głowę ciężko oddychając.

Wiedza, że człowiek, który kiedyś tyle dla mnie znaczył, siedział tuż obok, niczego nieświadomy, była przytłaczająca. Myśl, że nie powinnam była tam być, nie dawała mi spokoju, jednak nie potrafiłam się zmusić do opuszczenia jego życia. Nawet, jeżeli miałby traktować mnie cały czas tak jak teraz.

Nie było to rozsądne, ale nie umiałam inaczej.

– Brzmisz, jakbyś nie umiał się powstrzymać przed pobiciem i jego – zauważyłam ze szczerym niepokojem.

Kącik ust nieznacznie mu zadrżał, jak gdyby starał się nie uśmiechnąć. W jego oczach pojawił się tajemniczy błysk, gdy gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej i przybliżył do mnie. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch, niepewna tego, do czego zmierzał. Oblizał dolną wargę, a zauważając, że skupiłam wzrok na tym miejscu, uśmiechnął się szelmowsko.

– Uwierz mi, Słoneczko, mam ochotę to zrobić za każdym razem, gdy go widzę – szepnął ochryple, odsuwając kosmyk moich włosów za ucho.

Nazwanie mnie Słoneczkiem w połączeniu z jego dotykiem sprawiło, że odebrało mi tchu. Przymknęłam powieki, wbijając paznokcie w opuszki palców.

Obraz z przeszłości, przedstawiający przyjaźniących się chłopców wkroczył do mojego umysłu, z rozczarowaniem uświadamiając, że to naprawdę się skończyło. A już na pewno ze strony siedzącego obok mnie bruneta, który, nie wiedzieć dlaczego, zmienił całkowicie swój stosunek do Ethana i zachowywał się, jakby ten był jego wrogiem, a nie najlepszym przyjacielem.

– Jesteś agresywny – dodałam ze smutkiem, na co zareagował śmiechem.

– Coś jeszcze chcesz mi wypomnieć? – wydawał się znużony moimi spostrzeżeniami. – Pamiętaj, że ja w zanadrzu też mam parę smakowitych kąsków.

Rzucił mi znaczące spojrzenie, na które jedynie wzruszyłam ramionami, niepewna tego, co miał na myśli. Na moment znieruchomiał, zaciskając usta w cienką linię, przechylił głowę na bok, spoglądając na mnie jeszcze uważniej. Zacisnął mocniej szczękę i przybliżył się jeszcze bliżej, przez co odsunęłam się tułowiem do tyłu.

Uniósł dłoń i przejechał palcem po bliźnie nad jedną z moich brwi. Westchnął, przesuwając później ręką do góry, aż w końcu sunął nią po moich włosach. Moje ciało drżało i czułam, jakby temperatura gwałtownie wzrosła, gdy on nieśpiesznie muskał palcami skórę mojej szyi. Serce tłukło się w mojej piersi, a ja niepewnie spoglądając na jego zamyśloną twarz, próbowałam odgadnąć, dlaczego to robił.

Nie potrafiłam się poruszyć, gdy objął dłońmi moją twarz, po czym złożył pocałunek w miejscu mojej blizny. Sapnęłam, gotowa odepchnąć go, jednak on sam się odsunął, ponownie stając się obojętny i beznamiętnie patrząc, jak reagowałam na jego gesty.

– Paczka leży w kuchni na stole – rzucił, podnosząc się z łóżka i zmierzając w kierunku okna. – Pozdrów Ethana.

Jeszcze chwilę nie poruszyłam się, próbując przetrawić to, co właśnie się stało. Gula, która pojawiła się w moim gardle powodowała, że z trudem przełykałam ślinę, nie wspominając już o swobodnym mówieniu, które było wręcz niemożliwe.

Odrętwiała, podniosłam się z miejsca i nie spoglądając na chłopaka, ruszyłam w kierunku drzwi, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego pomieszczenia i żałując, że nie opuściłam go wcześniej. Nie wiedziałam, co mną wtedy kierowało, ale żałowałam, że nie wyszłam od razu, gdy mnie wygonił.

Poddał mnie próbie, którą oblałam. Sięgnęłam po klamkę i szarpnięciem otworzyłam drzwi, gdy poczułam oplatające mój nadgarstek palce. Powstrzymałam okrzyk zaskoczenia, gdy chłopak popchnął mnie na ścianę, obracając jednocześnie w swoją stronę.

– Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz? – zapytałam patrząc na niego z niezrozumieniem.

– Jeszcze jedno.

Obejmując moją twarz ponownie, pochylił się i pocałował mnie, czym całkowicie mnie zdezorientował tak, iż przez moment nie miałam pojęcia co się dzieje. Jego miękkie usta zaatakowały moje z zachłannością, oczekując odwzajemnienia pocałunku i nie przyjmując innej opcji. Na moment uległam, pod wpływem smaku jego ust, zapachu, wspomnień, zalewających mój umysł, na chwilę zapomniałam o wszystkim, pozwalając na ten pocałunek.

Jednak rozum, mimo że z opóźnieniem, w końcu zareagował, zmuszając mnie do odepchnięcia od siebie chłopaka i wyciągnięcia obronnie przed siebie dłoń w razie, gdyby Max nie zrozumiał odmowy. Ledwo oddychałam, nadal czując jego usta na swoich i ledwo utrzymywałam się myśli, że nie mogłam. Jedyna ulga, jaką odczuwałam, była faktem, że wspierając się o ścianę, mogłam ustać na nogach.

Opuściłam ręce wzdłuż ciała, gdy on w jednym momencie potrafił przywołać maskę zobojętnienia, jakby w ogóle nie ruszyło go to, co zrobiłam. Przejechał dłonią po włosach, pociągając za ich końcówki i krzywiąc się odrobinę.

– Przepraszam – szepnęłam kręcąc głową i nim łzy zdążyły spłynąć po moich policzkach, wybiegłam z jego pokoju, tylko cudem nie zabijając się na schodach.

W ostatniej chwili przypomniałam sobie o paczce, a zabrawszy ją, wybiegłam z domu Maxa, jak najszybciej tylko mogłam. Nie zatrzymywał mnie, możliwe, że nawet nie ruszył się z miejsca. Nie chciałam myśleć, dlaczego to zrobił, nie chciałam myśleć o tym, jak jeden pocałunek sprawił, że wszystko co czułam, uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. A to nie były jedynie dobre uczucia. 

~~~

Miał być rozdział dopiero jutro, ale domyśliłam się, że wtedy byście mnie zamordowali ^^

Pozdrawiam i czekam na Wasze opinie w komentarzach :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro