Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.1


Kiedy następnego dnia się obudziłam, Maxa już nie było. Nieznanej mi dziewczyny z resztą też nie. Przez to zastanawiałam się, czy aby to, co stało się w nocy, nie należało jedynie do mojego snu. Nie zamierzałam nad tym się roztrząsać i po porannym prysznicu zabrałam się za naukę, by wypełnić czymś czas, dopóki Lisa nie miała po mnie przyjechać.

Zagłębiając się w zadaniach fizyki i próbując je zrozumieć, uciekałam od myśli, które dręczyły mnie od samego rana. Brat Lisy należał do drużyny koszykarskiej. Miał to być mój pierwszy mecz w życiu, podczas którego nie miałam kibicować Maxowi. Obawiałam się, że mogło to nie najlepiej się skończyć.

Z drugiej strony był to tylko mecz, a ja nie zamierzałam rzucać się w oczy. Max chodził do innej szkoły, ludzie z jego drużyny już od kilku miesięcy byli studentami i zapewne grali w drużynach swoich uczelni.

Myśl o studiach spowodowała, że zaczynałam się zastanawiać nad powodem, przez który Max nadal mieszkał w Cedar Creek. Pracował w hurtowni kwiatów, która należała do jego rodziców, a przecież doskonale pamiętałam, jak marzył o karierze koszykarza i jak wielkie szanse miał, by zmienić marzenie w rzeczywistość.

Odrzuciłam długopis na biurko i odchyliłam się na krześle, zaciskając palce u nasady nosa. W mojej głowie panował zbyt wielki chaos, bym mogła chociażby zrozumieć to, co czytałam. Nieznacznie rozchylając powieki, zerknęłam na zegar, po czym z ociąganiem podniosłam się z miejsca. Przejechałam palcami po włosach i ułożyłam podręczniki w jeden stosik, a przeciągając się, przeszłam do szafy, skąd wyciągnęłam czarną bluzę. Mając już na sobie szarą koszulkę, ubrałam na nią bluzę, a później roztarłam obolały kark. Sięgając po szczotkę i gumkę, związałam włosy w wysoki kucyk, wcześniej rozczesując blond pasma.

Zapamiętując, że koniecznie trzeba było zrobić pranie, opuściłam pokój, zabierając ze sobą torbę. Słysząc dobiegające z kuchni odgłosy, zbiegłam po schodach i ruszyłam w tamtym kierunku. Ethan już nie spał, stojąc do mnie tyłem, układał jedzenie na blacie. Miał na sobie czyste ciuchy, a jeszcze mokre włosy wskazywały na to, że chwilę wcześniej wyszedł spod prysznica.

Czułam się zdezorientowana przez fakt, iż nie słyszałam niczego, chociaż przez cały ten czas miałam uchylone drzwi od pokoju. Wyminęłam chłopaka, ledwo się obok niego przeciskając. Mamrotał coś pod nosem, kiedy wyrwałam mu z ręki karton z sokiem i nalałam go do czystej szklanki. Nawet nie zauważył, że czegoś mu brakowało.

– Będziesz ją mył? – spytałam, szklanką wskazując coraz bardziej pustą lodówkę.

Spojrzał na mnie zdezorientowany, jakby dopiero teraz zauważył moją obecność. Zamyślił się na chwilę i przetarł zmęczoną twarz. Miał cienie pod oczami, a jego włosy były w nieładzie. Wyglądał, jakby nie spał całą noc i dręczył go silny ból głowy.

– Prowadziłeś po alkoholu? – Oburzyłam się nieświadomie podnosząc ton.

– Co? – Zmarszczył czoło, robiąc krok w tył. – Nie piłem nic. Na samobójcę ci wyglądam?

Nie umknęłam od jego dłoni, która potargała moje włosy i z jęknięciem przyjęłam świadomość, że nim wyjdę, będę musiała poprawić kucyk. Ziewnął, rozglądając się na wszystkie strony, a zatrzymawszy wzrok na mojej osobie, posłał mi błagalne spojrzenie, układając dłonie, jak do modlitwy, wskazał głową pusty dzbanek na kawę.

– Po tobie można się wszystkiego spodziewać – mruknęłam, wstawiając wodę na kawę. – To jak z tą lodówką?

– Głodny jestem – jęknął boleśnie, patrząc na mnie jak zbity pies. – Reszta zaraz przyjdzie, a oni na kacu zeżrą wszystko, nawet ten nadpleśniały ser, który wyrzuciłaś wczoraj.

Sięgałam po twarożek, lecz po wypowiedzi blondyna moja ręka znieruchomiała, a ja marszcząc brwi, spojrzałam z zaniepokojeniem na przyjaciela. Czy on właśnie zamierzał zjeść to wszystko, żeby reszta się do tego nie dobrała? Czy to był już ten czas, gdy miałam się z nim pożegnać, a on miał trafić do pokoju bez klamek?

– Żartujesz sobie – parsknęłam w końcu, chwytając twaróg, a przy okazji łapiąc jeszcze nektarynkę. – Nie zamierzasz zjeść tego wszystkiego. Prawda?

Wzruszył ramionami, jakby naprawdę zastanawiał się nad taką opcją, a wyczuwając moje spojrzenie, westchnął ciężko. Nie spuszczając z niego wzroku, usiadłam na krześle, wcześniej zabierając ze sobą talerzyk i sztućce.

Woda szumiała w czajniku, a w pokoju tykał zegar. Słyszałam, jak gdzieś w pobliżu bzyczała mucha i zastanawiałam się, jakim cudem znalazła się w domu. Jeżeli sezon na te paskudztwa miał zacząć się tak wcześnie, to moja cierpliwość będzie musiała być często wystawiana na próbę.

– Wybierasz się gdzieś dzisiaj? – spytał blondyn, w końcu decydując się na parówki i dobierając do nich dżem malinowy.

Skrzywiłam się i potrząsnęłam głową, dając już sobie spokój z komentowaniem jego upodobań kulinarnych. Przełknęłam to, co miałam w ustach i popiłam sokiem.

– Lisa zabiera mnie na mecz swojego brata – wyjawiłam, a w tym samym momencie czajnik zaczął piszczeć.

Chłopak pozostawił jedzenie i wyłączając kuchenkę, wypełnił wrzątkiem dzbanek. Przezroczysta woda stopniowo zmieniała kolor, przybierając czarną barwę. Ethan z trzaskiem odstawił czajnik, po czym zaczął chować produkty, których nie zamierzał skonsumować.

– Jude'a? – Wydawał się zaniepokojony, a ja nie rozumiałam, dlaczego.

– Znasz go?

– Chodziłem z nim na dodatkowe zajęcia z niemieckiego – burknął, machając ręką, jakby chciał pokazać, że było to mało ważne.

– Uczyłeś się niemieckiego?! – Nie ukryłam zaskoczenia, na moment zapominając o tym, że rozmawialiśmy o rodzeństwie Thomsonów.

Wiedziałam, że uwielbiał Rammsteina, często słuchał tego zespołu, naprzemiennie z Jacksonem i Gorillaz, jednak nawet nie przyszłoby mi do głowy, że blondyn mógłby uczyć się niemieckiego.

– Das ist richtig – zaśmiał się, widząc moje zdziwienie. – Uczyłbym się nadal, gdyby nie odszedł jedyny nauczyciel, a nie było zbyt wielu chętnych, by zatrudnić kogoś innego. Muszę więc zadowalać się jedynie hiszpańskim.

Podał mi kubek z kawą, uśmiechając się przy tym z dumą, zadowolony, że udało mu się czymś mnie zaskoczyć. Podziękowałam skinieniem głowy i objęłam dłońmi ciepłe naczynie, nie mogąc uwierzyć, że nie domyśliłam się tego wcześniej.

– Powiedz coś po chińsku.

Uniosłam głowę i z niezrozumieniem spojrzałam na Ethana, opierającego się luźno o meble i maczającego parówkę w dżemie. Uniósł brew, jakby pytał, no co?

– Nie używałam chińskiego od ponad ośmiu lat – wyjaśniłam z odrobiną wstydu, czując ukłucie w sercu na myśl o tym, co sprawiło, że przestałam pobierać dodatkowe lekcje z tego języka. – Możliwe, że nic nie pamiętam.

– Cokolwiek? – Nie chciał uwierzyć, a wpatrując się we mnie uważnie, próbował skłonić do wypowiedzenia chociażby słowa.

Westchnęłam próbując zdecydować, co mogłabym powiedzieć. Z trudem przypominałam sobie podstawowe słówka, mój chiński nie był najlepszy, gdy się uczyłam, a co dopiero po kilkuletniej przerwie. Oblizałam usta, a później odchrząknęłam. Wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech.

– Nie śmiej się, okay? – Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie. Nie wiedzieć czemu, zaczęłam odczuwać tremę, przez co głos nieznacznie mi drżał. – Nǐ shì wǒ de péngyǒu.

– Powtórz – poprosił, uśmiechając się, wywróciłam oczami, jednak spełniłam jego prośbę. – Co to oznacza?

– Twój gust kulinarny jest okropny – odparłam, poszerzając uśmiech, zostawiając tylko dla siebie prawdziwe znaczenie słów.

Zmrużył oczy, nie wierząc w moje tłumaczenie, jednak pozbawiony możliwości sprawdzenia mnie, po raz kolejny westchnął i powrócił do jedzenia swojego śniadania.

Miałam nadzieję, że w niczym się nie pomyliłam i powiedziałam to, co zamierzałam. A chciałam powiedzieć, że był moim przyjacielem. Może to było banalne, jednak nie miałam pojęcia, co innego mogłabym powiedzieć.

– To o co chodzi z Judem? – powróciłam do porzuconego przed chwilą tematu.

– Małpko, daj spokój – wymamrotał.

– Ej! Ethan, jakaś niezła laska siedzi w samochodzie przed domem, to do ciebie?

Tuż po tej wypowiedzi, usłyszeliśmy trzask drzwi i wulgaryzm, który wypłynął z ust Nathana. Obróciłam głowę, by spojrzeć na naszych gości i zauważyłam, jak Nathan gromi wzrokiem uśmiechniętego od ucha do ucha Mike'a.

Szatyn przyłożył palce do skroni i skrzywił się, mamrocząc coś pod nosem. Był nieogolony, a jego ciuchy były pogniecione, jakby ubrał pierwsze lepsze rzeczy, które znalazł w szafie. Do tamtej chwili nie wierzyłam, że ktoś mógłby wyglądać gorzej niż Ethan, ale widząc Nathana, stwierdziłam, że jednak można było.

Chłopak widocznie przesadził z alkoholem i teraz męczył go kac, głowę rozsadzał ból przy najcichszym dźwięku, a widząc, jak podszedł do okna i zasunął, nigdy nie używane, rolety, stwierdziłam, że światłowstręt również go nawiedził.

– Ta laska jest do mnie – zawołałam do rudzielca, jednocześnie zakrywając usta dłonią i przepraszająco spoglądając na Nathana, którego twarz wykrzywił grymas bólu.

– Zdradzasz mnie? – Mike spytał z rozpaczą, przyciskając dłoń do piersi.

Wzruszyłam ramionami, bezradnie unosząc dłonie. Z rozbawieniem spojrzałam na Ethana, który dopijał już trzeci kubek kawy, zaczynałam się bać o jego ciśnienie. Zsunęłam się z krzesła, boleśnie uderzając o nie kością ogonową i syknęłam z bólu. To pewnie była kara za zbyt głośne rozmawianie w obecności Nathana.

– Wybacz, Mike, nie wystarczasz mi.

Przechodząc obok niego, poklepałam go po ramieniu, a później posłałam całusa. Wyglądał na zdruzgotanego tą wiadomością i nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę padł na kolana i błagał, żebym tego nie robiła. Ta wizja spowodowała, że zaczęłam się niekontrolowanie śmiać, więc szybko ubrałam buty, chwyciłam za kurtkę i zawieszając torbę na ramieniu, pożegnałam męskie grono, a później opuściłam dom.

– Gramy z North Ash! – poinformowała mnie uradowana Lisa, przeciskając się między ludźmi, by znaleźć wolne miejsce na trybunach.

Na jej szyi swobodnie wisiała torba z zapakowanym w środku aparatem. Wcześniej tłumaczyła mi jaki dokładnie był to model i starała się w najprostszy sposób wyjaśnić różnice między dwoma obiektywami, które zabrała ze sobą. Jedyne, co wiedziałam to, to że była to lustrzanka cyfrowa z Canona. Czy mogłam dostać za to nagrodę?

Ledwo powstrzymałam się od nagłego zatrzymania, z niepokojem przyjmując fakt, iż dobrze rozpoznałam stroje drużyny. Poczułam nieprzyjemny dreszcz uświadamiając sobie, że zobaczę uczniów swojej byłej szkoły. Jedyne, co przynosiło mi ulgę to fakt, że ci ludzie nie mieli nawet możliwości mnie znać, a cały skład drużyny był wymieniony przynajmniej ten jeden raz.

– Z North Ash? – Głos odmówił mi posłuszeństwa i niemiłosiernie drżał, gdy wypowiadałam pytanie.

Nerwowo rozejrzałam się dookoła, widząc tylko obcych sobie ludzi, którzy nawet jeśli na mnie patrzyli, to z całkowitą obojętnością i chwilę później znowu spoglądali na parkiet, gdzie zawodnicy rozgrzewali się przed meczem.

– Aha – potwierdziła, opadając na niebieskie krzesełko z jęknięciem ulgi. Usiadłam między nią, a jakimś mężczyzną, który przyszedł tutaj z synem. – Jeszcze trzy lata temu byli najlepszą drużyną w mieście i wywalczyli nawet puchar stanu, ale gdy starsi zawodnicy przenieśli się na studia, a nowy kapitan został wykopany, zaczęli podupadać. Teraz grają mecze tylko o honor.

Tłumaczyła, jednocześnie wyciągając aparat i zakładając obiektyw, po czym sprawdziła, czy aparat działał prawidłowo. Przełknęłam z trudem ślinę, splątałam palce dłoni, a później ułożyłam je na kolanach, próbując nie denerwować się bez potrzeby.

Skrzywiłam się, czując zapach chrupek serowych, których opakowanie właśnie zostało otworzone przez siedzącego obok mnie faceta. Spojrzałam na niego z ukosa i pokręciłam głową w niemym proteście. Czy nie wystarczające było to, że za niedługo zacznie tutaj niezbyt przyjemnie pachnieć, przez pot kibiców, którzy za bardzo wczują się w dopingowanie drużyną?

Nie chciałam myśleć, że to ja mogłam być powodem, przez który Max został wyrzucony z drużyny? Jeżeli tak właśnie było, jeżeli to przeze mnie Max utracił szansę na zawodową karierę, rozumiałam doskonale, dlaczego nienawidził Naomi. To tylko zwiększyło moją nienawiść wobec niej.

– Jude długo już gra? – spytałam próbując wyłapać na boisku rudą czuprynę.

– Jedynie chodzić i malować zaczął wcześniej – odpowiedziała energicznie potrząsając głową.

Mrużąc oczy obserwowała parkiet, a kiedy znalazła to, co szukała, uniosła aparat i zrobiła zdjęcie, a później sprawdziła je, dając mi również dostęp do zobaczenia go. Przyjrzałam się postaci na fotografii, po czym wyszukałam ją na boisku. Z tej odległości wydawał mi się dziwnie znajomy, może kojarzył mi się z Mikiem, może jednak kiedyś zauważyłam go na korytarzu, cokolwiek to było, poczułam skurcz w brzuchu.

– Zrobiłabym ci zdjęcie, ale musiałabym zmienić obiektyw – westchnęła, jakby była to istna tragedia, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Ale na to mamy jeszcze sporo czasu.

– Na jakiej pozycji gra? – ponownie zmieniłam temat widząc, jak rozgrzewka dobiegała końca.

– Rozgrywający – westchnęła, a ostatnią sylabę zagłuszyło gwizdnięcie sędziego.

Przymknęłam oczy, a pod moimi powiekami odtwarzały się wspomnienia. Serce zabiło mi mocniej, piłka uderzała o parkiet, piski podeszw o parkiet zagłuszane były okrzykami zawodników. Po hali rozeszły się wrzaski i brawa, gdy któraś z drużyn zdobyła pierwszy kosz.

Po zakończonym meczu, odczekałyśmy aż większość osób ruszyła w kierunku wyjścia i dopiero wtedy podniosły się z miejsc. Lisa nie śpiesząc się schowała aparat, miała problem z zasunięciem zamka, jak spostrzegłam, jej dłoń drżała. Wyjaśniłam to sobie ciągłym trzymaniem aparatu w dłoniach i z uśmiechem przyszłam jej na pomoc.

Szłam tuż za dziewczyną, rozglądając się po hali, która z każdą chwilą coraz bardziej opustoszała. Oddychając spokojnie, wsłuchiwałam się odgłosy naszych kroków i podniesionych głosów ludzi, opuszczających salę. Od strony szatni również dochodziły krzyki drużyny wygranej, jak przewidywała rudowłosa, gospodarze wygrali, nie pozostawiając suchej nitki na przeciwnikach, co wywołało nieznaczne ukłucie w mojej piersi. Kiedyś to North Ash wygrywali każdy mecz.

Dostrzegając trenera drużyny gościnnej, nieznacznie się uśmiechnęłam. Stał wpatrując się w kartki i kreśląc po nich coś długopisem. Mogłam się założyć, że nie był w humorze. Obserwując go z tej odległości, nie zauważyłam znaczących zmian w jego wyglądzie. Może miał więcej siwych włosów i za pewne na jego twarzy znajdowało się więcej zmarszczek, jednak nie przytył, nie schudł, a nawet jeśli, to o niewiele.

Zatrzymałam się gwałtownie, rozpoznając osobę, która zmierzała do mężczyzny. Zagryzłam wargę, śledząc wzrokiem każdy jego ruch, jak przechodził przez środek boiska, mocno stąpając po parkiecie. Sapnęłam świadoma tego, jak bardzo pasował do miejsc takich jak to.

Nie mogłam się ruszyć, obserwując jak rozmawiając. Wyglądali, jakby byli w przyjaznych stosunkach, starszy mężczyzna nawet uśmiechał się. Aż w końcu brunet odwrócił głowę i spojrzał na mnie, a na jego twarzy nie dostrzegłam zaskoczenia, jakby spodziewał się, że mnie tutaj zobaczy. A może po prostu zauważył mnie wcześniej.

– Noro, powinnaś uprzedzać, że się zatrzymujesz. Szłam i gadałam do siebie pewna, że idziesz tuż za mną. – Głos rudowłosej rozbrzmiał tuż obok mnie, rozbawienie zniknęło z jej twarzy, gdy kierując się moim wzrokiem, zobaczyła Maxa.

– Wybacz, sznurówka mi się rozwiązała. – Posłałam jej przepraszające spojrzenie i pozwoliłam, by pociągnęła mnie w stronę szatni, nawet na moment nie odwracając się do tyłu.

Czekałyśmy kilka minut na Jude'a. Podbierając ścianę, co jakiś czas widziałyśmy kolejny zawodników, którzy opuszczali szatnię i witali się z Lisą, niektórzy również odzywali się do mnie, inni zaś zerknęli tylko i szli dalej. Takie wydarzenie powodowało zbyt wiele wspomnień, jednak były to wspomnienia pozytywne, więc nie odczuwałam potrzeby ucieczki. Przynajmniej nie tak bardzo, jak się spodziewałam.

W końcu Jude uraczył nas swoją obecnością. Pierwsze co zauważyłam, to niesamowite podobieństwo między rodzeństwem, a drugie to wzrost chłopaka, mierzył on więcej niż przypuszczałam. Ledwo dosięgałam mu ramienia. Przeniosłam wzrok między tą dwójką, doszukując się między nimi różnic i podobieństw. Mieli podobne kształty twarzy, jednak Jude miał ostrzejsze rysy, identyczny kolor i kształt oczu. Różniły ich nosy i usta, orli nos i wąskie wargi chłopaka były przeciwieństwem tych części ciała jego siostry. Dziewczyna zapewne zazdrościła mu cery, ponieważ nie znajdowały się na niej żadne niedoskonałości.

Przywitał się z Lisą, a później przeniósł wzrok na mnie.

– Nora, tak? – Wyciągnął dłoń w moją stronę. – Jestem Jude.

Niepewnie uśmiechnęłam się i ścisnęłam jego dłoń. Miał mocny chwyt i odrobinę za długo przytrzymywał moją rękę, patrząc na mnie uważnie.

– Gratulacje wygranej – wychrypiałam, wyrywając dłoń.

Skrzyżowałam ramiona na piersi i powoli ruszyłam w stronę wyjścia, zauważając, że towarzysząca mi dwójka także zaczęła iść. Chłopak wepchnął się między nas i obie objął ramionami. Czując ciężkość jego ręki na swoim ramieniu, odsunęłam się gwałtownie i posłałam mu nieprzyjemne spojrzenie.

Nie lubiłam, gdy ktoś mi obcy przekraczał moją przestrzeń osobistą i to bez mojego pozwolenia. Dodatkowo nie mogłam zapomnieć o dziwnej reakcji Ethana, na wspomnienie o bracie Lisy, co spowodowało, że ostrzegawcza lampka wręcz rozświetlała mój umysł.

– Od czasu wykopania Boutragera, jest to niemożliwe, żeby nas pokonali – stwierdził z wyższością, a jego usta wykrzywione były w szyderczym uśmiechu. – Zastanawiam się, po co przychodził do Watsona, facet ewidentnie nie chce mieć z nim już nic wspólnego.

Czułam, jak coś zaczynało się we mnie gotować. Wbiłam paznokcie w materiał bluzy, powstrzymując się od niemiłej odpowiedzi, czując coraz większą niechęć do chłopaka.

– Kto to jest?

Udałam, że nie miałam pojęcia, o kim mówił, ledwo utrzymując spokojny ton głosu. Z ust Jude'a wydobyło się ironiczne parsknięcie, a gdy jego zielone oczy powędrowały na moją osobę, nie widziałam w nich pustkę, co sprawiło, że nieznacznie odsunęłam się od niego.

– Nikt, kto powinien zajmować twoją główkę. – Ponowił próbę objęcia mnie, lecz odsunęłam się jeszcze bardziej, fukając na niego z niezadowoleniem.

– Trochę za krótko się znamy, żebyś mówił mi, o kim mam myśleć – wysyczałam ignorując jego lekko rozbawione, a jednocześnie nieudolnie skrywające zirytowanie, spojrzenie.

Przeniosłam wzrok na Lisę, otoczona ramieniem brata, szła tuż obok niego, w ogóle się nie odzywając. Patrzyła prosto przed siebie, jakby uciekła gdzieś w świat własnych myśli, nie reagując na otaczającą ją rzeczywistość. Nie uśmiechała się, co wywołało moje zaskoczenie, jej milczenie jednak było jeszcze bardziej szokujące. Od czasu pojawienia się brata, nie odezwała się nawet słowem.

Wyczuwając moje natarczywe spojrzenie, obróciła głowę i pokręciła nią, jakby z błaganiem. Wypuściłam powietrze ze świstem i wznowiłam chwilowo przerwany marsz, postanawiając milczeć, czując jednak oplatające moją szyję, niewidzialne dłonie i pętlę, zaciskającą się wokół mojej piersi. Obie te rzeczy utrudniały mi oddychanie, nieprzyjemne dreszcze wręcz biczowały skórę pleców, gdy rozpoznawałam spojrzenie, jakim obdarowywała mnie znajoma.

Nie brałam udziału w ich wymianie zdań, chcąc jak najszybciej odnaleźć się w domu, co mogło być utrudnione zważywszy na to, iż Jude miał jechać z nami jednym samochodem, ponieważ przyjechał tutaj ze znajomym. Wciągałam lutowe powietrze do płuc, czując przyjemny chłód uderzający w moją twarz. W powietrzu czuć było zbliżającą się wiosnę i nie mogłam się doczekać, aż wszystko zakwitnie.

Spoglądając co jakiś czas na Lisę, widziałam, jak uśmiechała się i co chwilę zadawała jakieś pytanie bratu, w odpowiednim momencie się śmiejąc. Czy to, co widziałam w budynku, było tylko złudzeniem? Czy zauważyłam w dziewczynie coś, czego tak naprawdę nie było, ponieważ jej brat wytrącił mnie z równowagi?

Westchnęłam, zatrzymując się tuż przy pick upie Lisy, czekając dosłownie kilka sekund na pozostałą dwójkę. Kopiąc leżący kamień, starałam się odrzucić od siebie negatywne emocje, które w tym momencie przejmowały moje ciało. Usłyszałam, jak Jude zaklął, uniosłam głowę i podążyłam ich spojrzeniem. Nie wiedziałam, czy zaczęłam się bardziej denerwować, czy odczuwałam ulgę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro