Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.2

– Nora! – zawołał, ruszając za mną. Słyszałam, jak zaklął, gdy potknął się o krzesło, jednak nie zatrzymałam się, czułam, że wybuchłabym, gdybym to uczyniła. – Nie możesz całego życia spędzić w swoim pokoju, odcinając się od ludzi.

– Okay! – zawołałam, odwracając się nagle i wyrzucając ręce do góry. Szare tęczówki wpatrywały się we mnie, gdy ich właściciel zrobił krok w tył, zaskoczony moją reakcją i tym, co dostrzegł w mojej twarzy. – Było powiedzieć, że ci przeszkadzam. Że taki układ, jednak ci nie pasuje i chcesz, żebym spakowała swoje rzeczy, a później zniknęła z tego domu i twojego świata tak szybko, jak się pojawiłam! Zrozumiałabym, nie potrzebuję jakiś cholerny podchodów.

Kręcił głową, jakby chciał mi zaprzeczyć, czego nie przyjmowałam w tamtym momencie.

– Małpko, nie przeszkadzasz mi – westchnął, robiąc krok w moją stronę, jego głos był nad wyraz spokojny. W tym momencie był zupełnym przeciwieństwem mnie, ponieważ ja gotowałam się w środku. – Po prostu chcę, żebyś wyszła z domu, żebyś spędziła czas też z innymi ludźmi. Wróciłaś dla Maxa?

Nie musiałam odpowiadać na jego pytanie, ciężko oddychając wpatrywałam się w niego, ledwo powstrzymywałam się od mówienia, zdając sobie sprawę z tego, że chciał dokończyć swoją wypowiedź.

Nie wierzyłam, że to właśnie z Ethanem się kłócę. To było absurdalne.

– Jeśli tak, to po co udajesz przed nim, że jesteś kimś zupełnie innym? – Zaczynałam zauważać, że spokój dosięgał tylko jego głosu, jego ciało mówiło coś całkowicie innego. – Dlaczego nie poprosiłaś jego o pomoc, tylko wszystko ukrywałaś? Jeśli nie jesteś tutaj dla niego, to dlaczego nie zaczniesz żyć, umawiać się z facetami, poznawać nowych ludzi, doświadczać różnych rzeczy, rozwijać się? Małpko, ja pierdolę, masz dziewiętnaście lat, a żyjesz jak babcia po osiemdziesiątce! Nawet pani Johnson widuje się częściej z ludźmi, a za niedługo stuknie jej dziewięćdziesiątka.

Gniew przysłaniał mi logiczne myślenie, nie próbowałam zrozumieć go, chociaż w głębi czułam, że chciał dla mnie dobrze. Gdybym tylko była spokojniejsza, zauważyłabym, że się o mnie troszczył i martwił, jednak ja aż drżałam ze zdenerwowania i bólu, jaki nadal odczuwałam, gdy poczułam się odtrącona od osoby, której zaczynałam ufać.

Chciałam, żeby dał mi spokój i sobie poszedł, żebym nie musiała już z nim rozmawiać.

– Pozwoliłam, żebyś mnie odnalazł, bo myślałam, że jesteś inny – powiedziałam lodowatym głosem, w których aż za dobrze słyszalne było rozczarowanie. – Obserwowałam cię kiedyś uważnie, dostrzegając jak dobry byłeś dla Alice i Maxa, a nawet dla mnie, chociaż byłam ci zupełnie obca. Podczas tych samotnych miesięcy myślałam, że mógłbyś mnie zrozumieć, nie pytać, nie drążyć, nie osądzać.... Ale... Ale ty jesteś taki sam, jak cała reszta! Jak wszyscy ci ludzie, którzy chcieli, żebym sobie przypomniała, a gdy to nastało, żebym rozmawiała o tamtym... – umilkłam, nie chcąc zdradzić więcej. – Ci wszyscy ludzie, chcieli, żebym pozostała dawną sobą, a jednocześnie zapomniała o sobie i zaczęła na nowo żyć, jakby to było tak cholernie proste! Jakby było proste zapomnienie o tym wszystkim, co się wydarzyło, co doprowadziło do tego wszystkiego!

Wplatając palce we własne włosy zaczęłam je mocno ciągnąć, pozwalając by ból rozchodził po mojej głowie i nie pozwalał stracić całkowitego panowania nad sobą.

– Noro...

– Nie przerywaj mi! – krzyknęłam, cała drżąc. – Kazali mi być sobą, a to było niemożliwe... Nie rozumieli mnie, nie chcieli mnie zrozumieć. Jeśli kogoś poznam, ta osoba z każdym dniem będzie chciała wiedzieć o mnie coraz więcej, a gdy dowie się wszystkiego, odejdzie. Ludzie uwielbiają słuchać o krzywdzie innych, o ich tragediach, sprawia to, że czują się lepsi, podbudowują sobie tym swoje ego, jednak nie lubią mieć takich ludzi za przyjaciół, nie lubią rys na swoim perfekcyjnym życiu. A właśnie za rysy i powody nieszczęść uważają takich jakich jak ja.

– Nie uważam cię, za kogoś gorszego – wyszeptał, pozwalając, by mój gniew zaczął słabnąć. Przełknął ślinę, nie potrafiąc patrzeć mi w oczy. – Chciałem tylko powiedzieć... W sumie to już nieważne, idziemy wieczorem do klubu, przecież doskonale wiesz, że Max ma dzisiaj urodziny. Zrobisz, jak uważasz.

Jęknęłam, uświadamiając sobie, że teraz to ja go zraniłam. Całą swoją złość przelałam na niego, nawet nie pozwalając mu się wytłumaczyć. Wyrzuciłam z siebie swoje rozczarowanie ludźmi na człowieka, który chciał dla mnie dobrze i chociaż jedyne czego teraz chciałam, to podejść do niego i go przytulić, czułam, że nie byłoby to odpowiednie.

Przez moje słowa, mógł uznać, że nie uznawałam go za przyjaciela, że traktowałam go przedmiotowo, co nie miało nic wspólnego z prawdą. Myślałam, że chciałby się mnie pozbyć, teraz miałby całkowite prawo tak uczynić, jednak rozsądek mówił mi, że przecież on taki nie był. Nie pozostawiłby mnie ani nikogo innego na lodzie.

Wyrzuty sumienia zaczęły pożerać moje ciało od środka, wżerając się w umysł.

– Ethan – szepnęłam, schodząc jeden stopień.

Uniósł wzrok i spojrzał na mnie bez cienia złości. Przełknęłam ślinę, czując wstyd, opuściłam wyciągniętą w jego kierunku dłoń, uświadamiając sobie, że powinnam teraz zniknąć mu z oczu.

– Rozumiem, Małpko – rzekł smutno. – Nie musisz nic więcej mówić.

Skinęłam głową, nie patrząc na niego i odwróciłam się na pięcie, a później zaczęłam wbiegać po schodach, wiedząc, że chciał pozostać sam. Ja również potrzebowałam samotności, by ochłonąć i nie dopuścić do wyszarpania sobie włosów z głowy, gdy będę uświadamiała sobie, jak idiotycznie się zachowałam w ciągu ostatnich minut, a mój wybuch był niepotrzebny.

Będąc już w pokoju, opadłam z frustracją na łóżko, czując się okropnie. Nie wiedziałam, jak mogłabym wynagrodzić chłopakowi swoje zachowanie, a na jedyne wyjście, jakie przychodziło mi do głowy nie byłam gotowa.

Wtuliłam się mocno w poduszkę, przebierając nogami, próbując pozbyć się myśli z głowy, które sprawiały, że czułam zażenowanie. Westchnęłam głośno, uświadamiając sobie, że pozostając w domu wcale nie pokażę Ethanowi, iż doceniałam fakt, że się o mnie troszczył.

Traktował mnie jak siostrę, a ja bez skrupułów powiedziałam mu, że żałuję, iż poznałam go bliżej. Jak mogłabym spojrzeć mu znowu w twarz, nie odczuwając ciągłych wyrzutów sumienia, dręczących moją, znienawidzoną już dawno przeze mnie, duszę?

Z jęknięciem podniosłam się do pozycji siedzącej i szybko sięgnęłam po telefon, nie pozwalając sobie na zmienienie decyzji. Odczuwałam wewnętrzną potrzebę pokazania Ethanowi, że liczyłam się z jego zdaniem.

Czując obijające się o klatkę piersiową serce, wyszukałam numeru dziewczyny, która już pierwszego dnia wyrwała mi komórkę i wpisała się do kontaktu, chwilę później dzwoniąc do siebie.

Spoglądając na zamknięte drzwi, przyłożyłam telefon do ucha, jednocześnie skubiąc róg kołdry.

– Noro?

Usłyszałam głos po drugiej stronie, co spowodowało, że przez sekundę miałam ochotę się rozłączyć i odrzucić telefon jak najdalej od siebie. Powstrzymałam się od tego czynu i wzięłam głęboki oddech.

– Przeszkadzam? – spytałam mając nadzieję, że mój głos wydawał się przyjazny.

– Nie – zaśmiała się. – Oczywiście, że nie. Twój telefon zaskoczył mnie, ale byłam pewna, że kiedyś w końcu zadzwonisz. Rudzi mają szósty instynkt.

Próbowałam się zaśmiać, lecz nie wyszło mi to najlepiej.

– Chciałam zapytać... Chciałam zapytać, czy twoja propozycja obiadu jest nadal aktualna?

– Pewnie! – zawołała radośnie, a ja żałowałam, że w porę nie odsunęłam telefonu od ucha. Skrzywiałam się i odczułam ulgę, że dziewczyna nie widziała mnie. – Dzisiaj? Pewnie, że dzisiaj, prawda? Masz jakieś miejsce, które chciałabyś sprawdzić, czy zdajesz się na mnie?

Słysząc jej entuzjazm i podekscytowanie, odrobinę się uspokoiłam. Jednak nie wiedziałam, gdzie mogłybyśmy pójść.

– Prawdę powiedziawszy, nie zastanawiałam się nad tym.

– Nie przejmuj się. Coś razem wymyślimy, mogę przyjechać po ciebie o drugiej?

– Jasne – przytaknęłam. – Zaraz podam ci adres.

Lisa nie potrzebowała szczegółowych wskazówek, jak miała dojechać. Wiedziała, gdzie Ethan mieszkał i powiedziała, że na pewno się nie zgubi, a nawet jeśli, to będzie dzwonić.

Kilka minut przed czternastą, zeszłam na dół, do tej pory skrupulatnie schodząc z oczu blondynowi, cały czas borykając się z nieprzyjemnym uściskiem w piersi, który powtarzał, że byłam beznadziejna.

Po zrobieniu makijażu i ubraniu się w czarne dżinsy i ciepły, granatowy sweter, wysuszyłam włosy pozostawiając je rozpuszczone. Wyciągnęłam z szafy botki na niskim obcasie, a zabierając płócienną torbę zeszłam na dół, gdzie chłopak oglądał telewizję.

– Ethan?

Zatrzymałam się tuż za kanapą, mając przed sobą głowę Ethana. Obrócił się w moją stronę z uwagą na mnie patrząc, zmrużyłam oczy, nie dostrzegając żadnych oznak, które sugerowałyby, iż blondyn były zły. Wyglądał, jakby nasza kłótnia nie miała miejsca, a na jego ustach błąkał się nieznaczny uśmiech, gdy spostrzegł, że zamierzałam wyjść.

– Wychodzę z Lisą na obiad i nie wiem, czy wrócę zanim wyjdziesz – oznajmiłam, zauważając, że w jego oczach znajdował się smutek.

– Okay. – Skinął głową. – Baw się dobrze.

Obeszłam kanapę i usiadłam obok niego.

– Przepraszam, Eth – rzekłam, spoglądając w jego stalowe oczy. – Naprawdę, żałuję tego, co powiedziałam i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, nie myślę tak o tobie.

Patrzył na moją twarz przez chwilę, a później pociągnął do siebie i mocno objął, co przyjęłam z ulgą, wtulając się w jego ciało i w końcu ze spokojem oddychając. Potargał moje włosy, a ja przyjmując to za akt zemsty, z trudem powstrzymywałam się od śmiechu, przez co zaczęłam się trząść, co następnie wywołało głośny śmiech chłopaka.

– Nawet nie próbuj mnie dźgać w bok, bo wylądujesz pod prysznicem – mruknął w moje włosy, puszczając mnie.

Odsunęłam się od niego, uśmiechając szeroko, a widząc łobuzerski błysk w jego oczach, dźgnęłam go w brzuch, po czym szybko zerwałam się z miejsca i porywając swoje buty i torebkę, zaczęłam biec w stronę drzwi. Będąc już tuż przy nich, zerknęłam za siebie zauważając, że blondyn nie ruszył się z miejsca, tylko ze zmrużonymi oczami wpatrywał się we mnie.

– Mamy dużo czasu, Małpko. – Puścił do mnie oczko. – Jeszcze będziesz mokra.

Zagryzając wargę, wsunęłam buty na stopy i zasunęłam zamki, a pociągając za klamkę, bez pożegnania wyszłam z domu, gdzie już czekał na mnie pick up, a dziewczyna siedząca za kierownicą pomachała do mnie. Z samochodu wydobywała się głośna muzyka, a rozpoznając głos Brendona Urie, podreptałam do pojazdu. Dziewczyna śpiewała głośno Miss Jackson, kiedy zajmowałam miejsce i ledwo powstrzymałam się od dołączenia się do niej.

– A czy ty jesteś nieprzyzwoita? – spytała, nawiązując do tekstu piosenki, jednocześnie uśmiechnęła się tajemniczo i znacząco spojrzała na moje włosy.

Otworzyłam usta i szybko poprawiłam włosy, uśmiechając się nieznacznie, a chwilę później wzruszyłam ramionami, co spowodowało, że uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając przy tym równiutkie zęby, z którymi mogłaby grać w reklamie pasty do zębów. Moją uwagę przykuły jej kocie oczy i długie, rude włosy, upięte na czubku głowy. Miała kwadratową twarz, a gdy się uśmiechała, w obu jej policzkach pojawiały się dołeczki. Piegi rozsypane po prostym nosie i policzkach dodawały jej uroku.

– Zabawnie wzruszasz ramionami, Noro – stwierdziła, odpalając silnik. – Cieszę się, że zdecydowałaś się wyjść do ludzi.

Miałam już coś powiedzieć, żeby nie wyjść na całkowitą nudziarę, ale pokręciła szybko głową, przy tym nadal szeroko się uśmiechając. Jakby miała to gdzieś, jakim typem człowieka byłam.

– Zobaczysz, będziemy się dobrze bawić – obiecała. – A nawet jeśli nie, to przynajmniej zjemy pyszną pizzę.

– Pizza dobrze brzmi – stwierdziłam, pozwalając sobie na uśmiech i oparłam się wygodnie o oparcie fotela.

Jadąc samochodem śpiewałyśmy Hymn for the weekend od Coldplay. I chociaż na początku jedynie nuciłam ją pod nosem, przez wpływ Lisy, zaczęłam głośniej śpiewać, jednocześnie nie przejmując się fałszywymi dźwiękami.

Uśmiech, który nie schodził z ust rudowłosej, był zaraźliwy, zastanawiałam się, czy czasem nie bolały ją już policzki, ponieważ ja naprawdę miałam już dość. Spędziłam z nią całe popołudnie i ani przez chwilę nie przestawała się uśmiechać.

Wycieraczki samochodu nie nadążały za ścieraniem spadających kropel, które z głośno stukały o dach samochodu. Znajdując się w przyjemnie ciepłym wnętrzu pojazdu, nie chciałam nawet myśleć, jak mokra będę, kiedy przejdę dystans od samochodu do drzwi domu. Deszcz całkowicie nas zaskoczył, a ja zastanawiałam się, kiedy ostatnio była tutaj taka ulewa.

Jedyną zaletą tej pogody było to, że Lisa musiała jechać ostrożniej, a przede wszystkim wolniej. Wcześniej bałam się o swoje życie widząc, jak co chwilę przyspieszała i wyprzedzała inne samochody, jakimś cudem unikając zderzenia z pojazdami jadącymi z naprzeciwka. Przy tym mruczała obelgi w stronę kierowców, krytykując ich ślimacze tempo i stwierdzając, że szybciej to poszłaby pieszo.

– Boże, trzymajcie mnie – mruknęła, kiedy piosenka się skończyła i zaczynały się pierwsze dźwięki następnej. – Widzisz, Noro? Taki piękny wypad sobie zaplanowałyśmy, a ten cholerny deszcz zepsuł wszystko.

Chociaż narzekała, nadal się uśmiechała, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że gdyby nie deszcz, nie znalazłybyśmy się w sali kinowej, oglądając Zwierzogród, w otoczeniu rodziców z dziećmi.

– Przynajmniej trochę zwolnisz – zauważyłam. – Już nigdy więcej nie będę narzekać na Ethana w tej sprawie.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Zrobiła niewinną minę. – Ciesz się, że nie jeździłaś z Judem, przy jego jeździe nie wytrzymałabyś nawet stu metrów.

Mówiła o swoim o rok starszym bracie, który uczęszczał do naszej szkoły. Przez to, iż rodzice posłali Lisę o rok wcześniej do szkoły, ta mogła zacząć edukacje równo z bratem i dzięki temu miałam okazję ją poznać, w przeciwieństwie do jej brata, z którym nie miałam żadnych zajęć, co równało się z tym, że nawet nie wiedziałam, iż istniał.

– Dzięki za ostrzeżenie, zapamiętam – obiecałam.

– Może wybrałybyśmy się w przyszłym tygodniu na jakieś zakupy, co ty na to? – Nie odrywając wzroku od przedniej szyby, zaproponowała spotkanie. – Przy okazji wpadłybyśmy do Bazylii?

Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad propozycją dziewczyny. Dla pizzy z tamtej pizzerii mogłabym się zgodzić od razu, jednak nie wiedziałam, czy jej pytanie nie było tylko grzecznościowe, a sama dziewczyna liczyła na to, iż odmówię.

– Bardzo chętnie – stwierdziłam postanawiając zaryzykować.

– Innej odpowiedzi nie przyjęłabym, Ethan pewnie zresztą też nie. Mogę się założyć, że maczał palce w tym, byś wyszła z domu, co?

– Ej! – uniosłam się. – Wcale nie siedzę cały czas w domu, tylko czasami.

Posłała mi sceptyczne spojrzenie.

– Nie martw się, w tym męskim gronie pewnie już zdążyłaś trzydzieści razy osiwieć, ale ja przychodzę ci z pomocą. Solidarność jajników, czy jakoś tak, no nie? – zaśmiała się. – Tego właśnie chcesz, co? Inaczej nie zadzwoniłabyś do mnie...

Odwróciłam wzrok w stronę szyby po prawej stronie i skupiłam całą uwagę na spływających kroplach. Na początku nie robiłam tego dla siebie, chciałam jedynie udowodnić, że mogłam mieć też innych znajomych. Jednak po spędzeniu kilku godzin z dziewczyną, czułam, że dobrze zrobiłoby mi wychodzenie z nią. Posiadanie znajomej, z którą można byłoby wyjść na kawę czy zakupy, nie przejmując się przeszłością, tylko miło spędzać czas.

A Lisa nie zadawała żadnych uciążliwych pytań i szczerze chciałam wierzyć w to, że taki stan mógł się utrzymać. Chyba nie potrzebowała mojej odpowiedzi, ponieważ już chwilę później śpiewała kolejną piosenkę, przerywając tylko na moment, by obrazić jakiegoś powolnego kierowcę.

– Noro, nie myśl, że wyszłam z tobą z jakiegoś przymusu – powiedziała podjeżdżając pod mój dom. – Naprawdę ucieszyłam się, że zdecydowałaś się do mnie zadzwonić. Jeżeli znowu będziesz chciała pogadać z kimś, kto ma to samo w majtkach co ty, to dzwoń.

Odwróciłam wzrok od domu, w którym nie paliło się żadne światło, co oznaczało, że Ethana już nie było i spojrzałam na dziewczynę, uśmiechając się delikatnie.

– Miło było cię poznać, Liso – wyznałam szczerze, zmuszając się do odpięcia pasów. Miałam ochotę pozostać trochę dłużej z dziewczyną, jednak z drugiej strony czułam się zmęczona. – Świetnie się bawiłam i na pewno chciałabym to powtórzyć.

Błysk rozświetlił jej zielone oczy, gdy uniosła prawą brew.

– Więc jutro przyjadę po ciebie – stwierdziła, a moja dłoń zawisła nad klamką.

Zaskoczona powróciłam do poprzedniej pozycji, szczegółowo analizując jej wypowiedź i myśląc o tym, czy w którymś momencie zgodziłam się na jakieś spotkanie, o którym teraz nie pamiętałam. Sapnęłam marszcząc nos i odsunęłam pasmo włosów za ucho. Spojrzałam na nią pytająco, mając nadzieję, że da mi jakąś wskazówkę, ta jednak tylko się zaśmiała, wywracając przy tym oczami.

– Och, daj spokój. Jadę jutro na mecz Jude'a, by porobić zdjęcia. Mój brat z pewnością chciałby cię poznać, a ja obiecałam mu, że jeśli okażesz się fajną osobą, zabiorę cię ze sobą – oznajmiła radośnie i wyglądała, jakby już wyobrażała to wszystko sobie w myślach.

– Chyba nie zamierzasz mnie swatać? – spytałam sceptycznie.

Potrząsnęła głową, krzywiąc się przy tym z niesmakiem.

– Masz być moją koleżanką, on ma ich wystarczająco dużo – burknęła, po czym ponownie się uśmiechnęła, wzruszając przy tym ramionami.

Zadumałam się na moment, kiedy wspomnienie pojawiło się w moich myślach, a ja poczułam uczucie deja vu. Warga zadrżała mi i nie miałam pojęcia, czy miało to oznaczać uśmiech, czy powstrzymywany płacz. Pierś również mi zadrżała, gdy wzięłam krótki oddech, a przymykając oczy przypomniałam sobie dzień sprzed ośmiu lat, gdy podobne słowa wypowiedziała Alice.

Może właśnie dlatego tak dobrze czułam się w towarzystwie rudowłosej, nieznacznie przypominała mi byłą przyjaciółkę, co wywołało sprzeczne uczucia.

– Wszystko w porządku?

Zamrugałam gwałtownie powiekami, a wspomnienie rozmyło się, znikając z mojej wyobraźni, pozostawiając tylko mały kamyczek uderzający o moje serce. Skuliłam się nieznacznie i skinęłam głową, nie ufając swojemu głosu. Tęsknota ogarnęła moje ciało, nie chciałam, żeby Lisa pomyślała, że mój humor uległ zmianie właśnie przez nią.

– Przypomniałam sobie coś – wyznałam, posyłając jej przepraszający uśmiech. – Więc jutro o dwunastej?

Skinęła głową, kiedy ja zaczynałam wysiadać z samochodu. Przyglądała mi się, jednak nie było to uciążliwe, uśmiechała się, jednak coś w jej oczach się zmieniło i przez moment wydawało mi się, że ujrzałam w nich niepewność, która właśnie targała mną.

A może tylko dostrzegłam to, co ona właśnie widziała na mojej twarzy, chociaż starałam się nie okazywać tego, co właśnie poczułam, zapewne przez moment było to doskonale widoczne. Pociągnęłam rękawy sweterka, kiedy lodowate krople uderzały w moje ciało.

– Pamiętaj, pizzę zawsze dziel na małe kawałeczki. – Mrugnęła do mnie, a sięgając do radia, pogłośniła muzykę. – A teraz biegnij, bo jeszcze się rozchorujesz.

Unikając wielkich kałuż, zaczęłam biec w stronę drzwi, nawet nie oglądając się za siebie. Chociaż odległość nie była wielka, moje ubrania przemokły całkowicie, przyklejając się przy tym do ciała. Drżącymi palcami, wyszukiwałam odpowiedniego klucza a w końcu, gdy otworzyłam drzwi i weszłam do środka, zerknęłam za siebie, jednak samochodu Lisy już nie było. Odjechała, pozostawiając po sobie wspomnienie głośnej muzyki i szerokiego uśmiechu.


~~~~

Hej, hej!

Spałam dzisiaj dwie godziny, ale zamiast po powrocie do domu iść spać, postanowiłam napisać rozdział. 

Cieszycie się, że Nora postanowiła spotkać się z Lisą? Jak myślicie, będzie to w porządku osoba, czy nie?

Wyrażajcie swoje opinie na temat rozdziału w komentarzach :)

Pozdrawiam 

Nuhbe

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro