Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31.3


Nakładałam właśnie tusz na rzęsy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zaskoczona podskoczyłam, przez co wsadziłam sobie szczoteczkę do oka, które momentalnie zaczęło łzawić. Zaklęłam siarczyście, kiedy czarna maź rozmazała mi się na powiekach, gdy mrugałam gwałtownie, chcąc zmniejszyć ból, jaki w tym momencie odczułam.

Rzuciłam wściekłe spojrzenie w stronę drzwi i burknęłam ciche pozwolenie, by zostały otworzone. Zaskrzypiały, gdy Ethan otworzył je i popchnął, a ja mogłam zobaczyć blondyna. Lekko się skrzywił, najprawdopodobniej dostrzegając moje zaczerwieniałe oko i rozmazany tusz. Zrobił niewinną minę domyślając się, że to on był powodem takiego stanu.

Oparł się o framugę, wsuwając dłonie w kieszenie dżinsów. Rękawy koszuli, którą założył, podwinął do łokci, a kilka pierwszych guzików zostawił rozpięte. Uniosłam brwi, niewerbalnie pytając go, dlaczego mi przerwał, a jednocześnie sięgnęłam po płatki kosmetyczne. Odwróciłam się w stronę lustra i spróbowałam jak najdelikatniej zmyć tusz ze skóry.

– Lubisz mnie torturować – mruknął, kręcąc głową, jak zwykle niechętny do tego, żeby pojechać do Boutragerów na obiad.

Lekko odchyliłam głowę w jego stronę i zmarszczyłam brwi, słysząc zniechęcenie w jego głosie. Od jakiegoś czasu nie pojawiał się na piątkowych obiadach i domyślałam się, jaki mógł być tego powód, jednak kiedy Emily zadzwoniła z pretensjami do niego, że się nie pojawia, postanowiłam przekonać go, żeby przyszedł.

Domyślałam się, że mogło się to źle skończyć, jednak miałam nadzieję, że Max uszanuje wolę własnej matki i nie będzie robił jakichś scen zazdrości albo atakował blondyna.

– Nie ja. – Uśmiechnęłam się do niego i wyrzuciłam dwa płatki do małego kosza. Przeniosłam wzrok na chłopaka i spojrzałam w jego szare oczy poważniejąc. – Naprawdę chcesz znowu obżerać się pizzą? W końcu twój metabolizm powie dość i nie przeciśniesz się przez te drzwi. Eth.

Wywróciłam oczami, starając ukryć rozbawienie, ponieważ w pewnym stopniu byłam zaniepokojona tym, jak chłopak ostatnio zamykał się na świat. Miałam nadzieję, że było to tylko związane ze stresem odczuwalnym tuż przed zakończeniem szkoły średniej i rozpoczęciem nowego etapu. W końcu to on wyprowadzał się do innego miasta, gdy ja miałam zmienić tylko dzielnicę i do swojej uczelni dojeżdżać w niecałą godzinę.

– Emily w końcu zrozumie, że nie jestem częścią jej rodziny. – Wzruszył ramionami i odsunął się odrobinę, kiedy chciałam przejść.

Sięgnęłam do włącznika by zgasić światło, ale ubiegł mnie i niechcący musnął palcami moją dłoń. Westchnął cicho i zamilkł na moment, zastanawiając się, jakie argumenty mógłby jeszcze wykorzystać. Skrzywiłam się i zaczęłam iść w kierunku swojego pokoju, by zabrać stamtąd buty.

– To, że nie łączą was więzy krwi, nie oznacza, że nie jesteście rodziną – powiedziałam wymachując czarnym sandałem na obcasie, a później wsunęłam go na stopę i zapięłam zamek. – Rodzina to ludzie, dla których jesteśmy ważni, a nie tylko ci, z którymi jesteśmy spokrewnieni, Eth. A ty jesteś dla nich ważny, jesteś ważny dla mnie i chcę spędzić te popołudnie również z tobą, bo uważam cię za swoją rodzinę. Nieważne, jakby to brzmiało, taka jest prawda.

Szare oczy wpatrywały się we mnie w milczeniu, gdy ich właściciel przełykał ślinę. Przystąpił z nogi na nogę, a później oparł się o ścianę i odwrócił ode mnie wzrok, rozmyślając nad czymś głęboko. Zmarszczył brwi, a ja zauważyłam drobną zmarszczkę, która pojawiła się między nimi. Oblizał usta i po raz kolejny westchnął ciężko.

– Pomyśl, Eth – ciągnęłam, wstając z miejsca, wyższa o kilka centymetrów. – Tylko dzisiejszy obiad i ten na zakończenie roku. Później wyjedziesz i tylko Bóg jeden wie, kiedy następnym razem odwiedzisz Emily.

– Będę przyjeżdżać na weekendy – zaoponował szybko i wyprostował się, kiedy do niego podeszłam. – To tylko dwie i pół godziny jazdy stąd.

Rzuciłam mu niechętne spojrzenie, szczerze wątpiąc, że gdy będzie tutaj przyjeżdżał, będzie pojawiał się na piątkowych obiadach u Boutragerów. Same one pewnie zmienią się w zwykłe obiady, w których uczestniczyć będą tylko rodzice Maxa.

Wyciągnęłam dłonie i poprawiłam kołnierzyk jego koszuli, a później wyminęłam go i bez słowa zaczęłam schodzić po schodach. Przez moment stał w miejscu, dopiero po chwili usłyszałam, jak z głośnym westchnięciem ruszył za mną, przy okazji mruczał coś pod nosem.

– A poza tym – Uśmiechnęłam się szeroko, czego nie mógł dostrzec. – nie obiecałeś czasem, że dla mnie wszystko?

Zaśmiałam się i sięgnęłam po leżącą na kanapie dżinsową kurteczkę i ubrałam ją, a później chwyciłam małą torebkę do ręki. Odwróciłam się w stronę chłopaka i zrobiłam krok w tył, orientując

się jak blisko stał. Zmarszczyłam brwi unosząc głowę i patrząc na niego z niezrozumieniem. Jakim cudem nie oberwał ode mnie, kiedy ubierałam kurtkę? Wypuściłam cicho powietrze z ust, kiedy blondyn uśmiechnął się do mnie, wyraźnie zadowolony, że udało mu się mnie zaskoczyć.

Tym razem to on mnie wyminął, a ja mogłam usłyszeć, jak cicho nucił jakąś piosenkę pod nosem. Gdybym się założyła, że było to coś od Jacksona, wygrana byłaby w mojej kieszeni na pewno. Zorientowałam się, że wstrzymywałam oddech, a serce obijało mi się szybko o żebra i pokręciłam głową, sama śmiejąc się z siebie, jak bardzo Ethan mnie wystraszył. Po chwili jednak poczułam dziwne ukłucie i ugryzłam się w język, gdy unosząc wzrok spojrzałam na ubierającego buty blondyna. Wyczuwając mój wzrok, chłopak podniósł się i zerknął na mnie pytająco. Uniosłam ramiona dwa razy, a ten zrobił to samo, oczywiście nieudolnie próbując zrobić to tak, jak ja. Zaśmiałam się, kiedy lekko się skrzywił, a później obdarował mnie szerokim uśmiechem.

Sięgnął po klamkę i otworzył szeroko drzwi, gestem pokazując mi, żebym wyszła pierwsza. Podziękowałam mu skinięć głowy i szybko opuściłam dom, jakby przypuszczając, iż będzie chciał wywinąć mi jakiś żart.

– Nie wolałabyś, nie wiem, zjeść chińszczyzny w dresie przed telewizorem? – spytał Ethan, zajmując miejsce kierowcy i spoglądając na mnie z nadzieją. Spojrzałam na niego kątem oka, gdy zapinałam swój pas, nie odpowiadając mu, ponieważ odpowiedź była oczywista. – Dobra, nic nie mówiłem.

– Gdzie się podziała twoja otwartość na wszystkich ludzi, Eth? – spytałam żartobliwie, kiedy wyjeżdżał z naszego osiedla. – Zaczynam się o ciebie bać.

Przymknęłam na chwilę powieki, kiedy jedna myśl wpłynęła mi do umysłu. To było tak naturalne, tak normalne dla mojego życia od kiedy się tutaj przeprowadziłam, że nawet nie zorientowałam się, iż tak było. To, co kiedyś uważałam za rzecz Fosterów, teraz było moje i Ethana. Nasze osiedle, nasz dom, nasz salon i telewizor, poranna kawa zaparzona w naszym dzbanku i nasza lodówka, w którym czasami znajdowały się takie połączenia smakowe, iż osoba nie przyzwyczajona, mogłabym zwymiotować od samego patrzenia.

To wszystko było jakby nasze, wspólne. Ethan zaprosił mnie do swojego życia, a ja wdarłam się do niego, niespodziewanie odnajdując swoje miejsce. To razem urządzaliśmy na nowo salon i przyrządzaliśmy posiłki, sprzątaliśmy po każdej imprezie i wychodziliśmy na takie do klubów. To on pomagał mi w nauce, a ja pokazywałam mu, jak nie spalić domu gotując lub jak nie zmienić kolorów ciuchów przez nieodpowiednią segregację.

Zabrakło mi tchu i oparłam czoło o chłodną szybę, uświadamiając sobie jak naprawdę ważny był dla mnie ten chłopak. Jak naprawdę uważałam go za część swojej rodziny i nie potrafiłam sobie dalej wyobrazić życia bez jego udziału w nim.

– Małpko, wszystko w porządku? – Usłyszałam zaniepokojony głos blondyna.

Rozchyliłam powieki, zauważając, jak przesuwał wzrokiem ode mnie do ulicy, chcąc patrzeć na moją osobę, a jednocześnie nie spowodować wypadku. Nie zaprzeczalnie, troszczył się o mnie na każdym kroku, zawsze starając się doradzić, z niewiadomego dla mnie powodu, był zawsze obok i zamiast pozostać tylko współlokatorem, z którym mijałabym się bez słowa, stał się kimś bardzo bliskim.

Skinęłam głową i cicho przytaknęłam, wiedząc, że za niedługo miało się to wszystko zmienić. Tak niewiele czasu pozostało do mojej przeprowadzki, a kilka tygodni później Ethan miał wyjechać na studia i pewnie nie często będzie mnie odwiedzał. Mówił, że będzie przyjeżdżał co weekend, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, jak będzie naprawdę. Może na początku będzie się zjawiał, ale później, pod natłokiem obowiązków i czasem wypełnionym nowymi znajomymi, będzie to się zdarzało coraz rzadziej.

– Dziękuję – powiedziałam, nie zastanawiając się nad tym, że przecież chłopak nie będzie wiedział, o co mi chodziło. Uśmiechnęłam się do niego smutno. – Za wszystko.

– Wyglądasz, jakbyś miała się rozpłakać – stwierdził, a przez jego twarz przeszedł cień. – Na pewno wszystko w porządku?

– Tak, jasne – przytaknęłam, a wierzchem dłoni delikatnie otarłam twarz, upewniając się, że łzy nie spłynęły mi po policzkach i nie zepsuły całego makijażu. Pociągnęłam nosem i westchnęłam ciężko. – Mam ochotę na szarlotkę, a ty?

Zmieniłam szybko temat, co nie uszło jego uwadze. Zmarszczył brwi i zaczął zwalniać, gdy zbliżaliśmy się do skrzyżowania. Kiedy zatrzymaliśmy się na światłach, spojrzał na mnie pytająco.

– Ja bardziej na Reese's – odparł, tym samym składając mi propozycję małego opóźnienia.

Gdybyśmy teraz nie zatrzymali się gdzieś, dojechalibyśmy do ich domu w ciągu trzech minut, a ja byłam zbyt roztrzęsiona i Max na pewno chciałby wiedzieć, co było tego powodem. Wzięłam drżący oddech i skinęłam głową, a kiedy tylko zapaliło się zielone światło, Ethan gwałtownie zmienił pas i skręcił w lewo, zamiast jechać nadal prosto. Spojrzałam zza siebie, z ulgą stwierdzając, że nie wpakowaliśmy nikomu się przed maskę.

Po kilku minutach na moich kolanach leżała torba z 7 – Eleven, a w niej znajdowały się dwie półlitrowe butelki pepsi, cztery opakowania podwójnych ciasteczek Reese's i paczka gum miętowych. Wyciągnęłam jedno z opakowań i podałam ciastko Ethanowi, a gdy ten nie zareagował, po prostu wsunęłam mu je do ust. Otworzyłam szerzej oczy, wzruszyłam ramionami, sama zabierając się za skonsumowanie ciasteczka. Dzięki tej kilku minutowej przejażdżce, podczas której Ethan nie dopytywał, co mi się stało, uspokoiłam się na tyle, że mogłabym bez trudu stanąć przed Boutragerami. Jednocześnie niepokoiło mnie to, jak reagowałam na te myśli, które wytrąciły mnie z równowagi.

Podjechaliśmy pod dom Maxa, a ja wrzuciłam torbę na tylne siedzenia i chwyciłam za klamkę, by wysiąść z samochodu. Zaniepokoiło mnie to, że Ethan nie ruszył się z miejsca, jakby nie zamierzał wysiadać.

– Eth? – Spojrzałam na niego pytająco.

– Zapomniałem telefonu – powiedział szybko i dopiero wtedy zaczął poklepywać się po kieszeniach, jakby chciał mi to udowodnić. – Pojadę po niego i zaraz wrócę.

Posłał mi pocieszycielski uśmiech, jakby chciał zapewnić, że tak na pewno będzie. Uniosłam brwi i wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co mogłabym powiedzieć. Patrzeliśmy na siebie dłuższą chwilę, oboje milcząc przez ten czas. Zaschło mi w ustach, gdy tak wpatrywał się we mnie szarymi tęczówkami, a blond włosy wpadały mu już prawie do oczu.

– Mam pojechać z tobą? – powiedziałam nagle, chociaż wcześniej nie przewidywałam takiej możliwości. Gdybym z nim pojechała, również spóźniłabym się na obiad, ale miałabym pewność, że blondyn nie postanowi zostać w domu.

– Nie, zaraz wrócę, Małpko – zaprzeczył i kiwnął głową w stronę domu. – Idź już tam, czekają na ciebie.

– Dobrze – zgodziłam się i z westchnięciem opuściłam jego samochód.

Zaczekałam aż odjedzie i dopiero gdy zniknął mi z pola widzenia, ruszyłam w stronę wejścia, niepewnie wykonując każdy krok. Kiedy podeszłam do drzwi, zostały one już otworzone przez Maxa. Na mój widok uśmiechnął się, a dostrzegając, że nie było za mną Ethana, jego uśmiech poszerzył się. Odwzajemniłam ten gest, a gdy objął mnie ramionami, wtuliłam się do niego mocno, wdychając jego zapach, cały czas starając się wyrzucić tamte myśli z głowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro