Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31.2


W piątkowe popołudnie, dostrzegając przed sobą rudą czuprynę, przyspieszyłam kroku i starając się ignorować, a przy najmniej aż tak nie zwracać uwagi, na zirytowanych moim przepychaniem ludzi, próbowałam dogonić właścicielkę tych włosów, co nie było zbyt łatwe, ponieważ ona już zmierzała przez parking, a ja dopiero próbowałam wyjść z budynku. Wypuszczając mocno powietrze z ust przepchnęłam się przez grupkę młodszych dziewczyn, słysząc tylko jakieś epitety w swoją stronę, które puściłam mimo uszu.

Wypadając na zewnątrz wprost na gorące promienie słoneczne i ciepły wiatr, zatrzymałam się na moment, próbując dostrzec, czy rudowłosa zmierzała do swojego samochodu lub w gorszym wypadku, do samochodu mojego brata, który wprost uwielbiał ją odwozić do szkoły.

Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a w środku poczułam skurcz, kiedy przed oczami pojawiła mi się jego postać, potrząsnęłam gwałtownie głową i pisnęłam, gdy jakiś chłopak przeszedł obok mnie, przy okazji uderzając w moje ramię swoim. Przesunęłam wzrokiem za nim, nie kojarząc go i ponownie próbując wyłapać wzrokiem Lisę. Minął tydzień od naszej rozmowy, a ja nadal nie wiedziałam, czy to co powiedziała mi wtedy, było prawdą, czy naprawdę uważała, że wszystko było moją winą. Ignorowała mnie całkowicie, co powodowało, że zastanawiałam się, czy nasza znajomość czasem nie była tylko wymysłem mojej wyobraźni.

Odsunęłam włosy do tyłu i wznowiłam marsz, a ostatnie kilka metrów pokonałam biegiem, zostając prawie potrącona przez samochód, który wymijając mnie zatrąbił głośno, a ja mogłam być pewna, że jego kierowca w tym momencie wyrzucał w moją stronę stek obelg.

–Lisa! – krzyknęłam, kiedy dziewczyna wyciągała z torby klucze i zamierzała wsiąść do samochodu.

Zobaczyłam, jak wzdrygnęła się i nieznacznie obróciła się w stronę, z której dobiegał mój głos. Może mi się wydawało, ale po tym, jak ją zawołałam, przyspieszyła ruchy, jakby chciała, jak najszybciej ode mnie uciec. Zatrzymałam się gwałtownie, marszcząc brwi i krzywiąc się odrobinę. Pokręciłam głową, a po chwili orientując się, że właśnie mi uciekała, zaczęłam znowu biec.

– Lisa, zaczekaj! – zawołałam ponownie, kiedy wsuwała kluczyk do zamka w drzwiach swojego pick upa i szarpała się z nim, jakby na złość jej nie chciał z nią współpracować. Uśmiechnęłam się nieznacznie na tą myśl i robiąc trzy kroki, znalazłam się tuż obok niej, a popychając drzwi dłonią, zatrzasnęłam je tuż przed jej nosem.

Otworzyła szerzej oczy, a jej źrenice rozszerzyły się, kiedy prawie oberwała ode mnie w nos. Wypuściła gwałtownie powietrze, a kilka drobnych kosmyków jej włosów uniosło się. Nadal zaciskała palce na klamce, gdy swoim wzrokiem wypalałam dziurę w jej twarzy. Przyszła do mnie, kiedy byłam chora i nie miała skrupułów by obrażać mnie w moim domu, a teraz zachowywała się, jakbym była jakimś seryjnym mordercą czyhającym na jej życie i zamierzającym zamordować ją na środku parkingu.

– Miło cię widzieć, Liso – powiedziałam z wyczuwalną ironią, skutecznie uniemożliwiając jej dostanie się do środka pojazdu. Przejechałam wzrokiem po jej ciele i uniosłam brwi, zastanawiając się czy w końcu na mnie spojrzy. – Musimy porozmawiać.

Zmarszczyła się, ale przeniosła swój wzrok w końcu na mnie, nie ukrywając się z głośnym westchnięciem zrezygnowania. Zielone oczy patrzyły na mnie, jakby czekały, aż powiem, co chciałam i będą mogły jechać gdziekolwiek zamierzały.

– Co miał oznaczać ta wiadomość? – spytałam, nie owijając w bawełnę, dłoń, której nie trzymałam na samochodzie, zwinęłam w pięść, kiedy wyczułam, jak zaczynała drżeć. Przełknęłam ślinę starając się nie odwrócić wzroku od rudowłosej. – Czy... Czy on cię do tego zmusił?

– Nie! – Powiedziała dobitnie, chociaż ostatnia samogłoska wydawała się cichsza, jakby nie pewniejsza. Próbowała przekonać mnie wzrokiem, że mówiłam głupoty. Pokręciła głową, jakby była zażenowana, ale zaczynałam dostrzegać czający się w zieleni jej oczu strach. Rozejrzała się po otoczeniu, a później zbliżyła do mnie i powiedziała ciszej. – On mnie do niczego nie zmusza, zrozum to w końcu, Noro!

– Więc dlaczego mnie ignorujesz?! – spytałam wściekle, nie rozumiejąc powodu, dla którego ona właśnie tak się zachowywała.

– Bo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! – Wyrzuciła dłonie w powietrze, jakby była oburzona tym, że zadałam jej to pytanie, a ja otworzyłam usta, zaskoczona tymi słowami.

Poczułam, jakbym nagle była jakąś idiotką, która narzucała się komuś, a ta osoba tak naprawdę od początku nie miała ochoty się ze mną zadawać. Zastanowiłam się, czy od początku nie chciała mnie znać, a zaproszenie na obiad, które po czasie przyjęłam, nie było tylko grzecznościowe. Na języku wyczułam gorzki smak, gdy z trudem przełknęłam ślinę. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Próbowałam przypomnieć sobie naszą rozmowę, gdy pytałam, czy miałaby ochotę ze mną gdzieś wyjść i to, jak chętnie się zgodziła. Nie wydawała się, jakbym zmusiła ją do tego, a może po prostu nie chciałam tego dostrzegać.

– To wiele wyjaśnia – powiedziałam cicho i skinęłam głową, kiedy ona swoją potrząsnęła, jakby chciała zaprzeczyć, ale z jej ust nie padło żadne słowo, które chociaż w małym stopniu miałoby na celu pocieszenie mnie.

– Ktoś uświadomił mnie, że sprowadzasz na mnie samo nieszczęście – wyjaśniła z odrobiną nieśmiałości, jakby od dawna chciała to powiedzieć, ale nie miała na tyle odwagi, by to zrobić.

Prychnęłam i spojrzałam na nią niedowierzająco. Byłam coraz bardziej zszokowana jej słowami i miałam ochotę się głupio zaśmiać, ponieważ nie wiedziałam, czy to był żart, którego tylko ja nie zrozumiałam, a reszta tak, czy mówiła poważnie, ponieważ brzmiała, jakby postradała zmysły.

– Jak mniemam, tym kimś był mój brat? – zadałam jej pytanie, twardo wpatrując się w jej kocie oczy i nie odrywając od nich wzroku chociażby na sekundę, starając się dostrzec wszystko to, co chciała przede mną ukryć.

Przejechała opuszkami palców po dolnej wardze, jakby z całych sił próbowała nie obgryzać paznokci. Nie pomyślała tylko o tym, że kiedy unosiła dłoń, jej luźny sweterek podjechał wyżej, a ja mogłam dostrzec już gojący się siniak. Ponownie uniosłam brwi specjalnie, wpatrując się w to miejsce, chociaż widok ten przyprawiał mnie o mdłości i przypominał, do czego zdolny był mój brat.

Dostrzegając mój wbijający się wzrok w jedno miejsc, szybko odsunęła dłoń, a tym samym rękaw swetra wrócił na swoje miejsce okrywając już zielono żółtą plamę swoim materiałem. Jednak nawet jeśli teraz była ona zakryta, nie zamierzałam ukrywać tego, że zobaczyłam ją.

– Uświadomił ci to pięścią czy groźbą? – prychnęłam, jednak mój głos nie był tak pewny jak wcześniej. Nawet ja słyszałam, jak drżał, a gardło zaciskało mi się, sprawiając, że zjadałam ostatnie litery.

– Nie zamierzam z tobą rozmawiać o tym tutaj – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Ponownie rozejrzała się i westchnęła. – Uświadomił mnie, rozmawiając ze mną, nie wiem, jak to odbywa się między tobą, a Maxem, ale my potrafimy poświęcić czas na normalną rozmowę.

Starałam się nie okazywać bólu, gdy trafiła w kolejny z moich czułych punktów. Max się starał, widziałam to każdego dnia, jednak moje obawy nie mogły zniknąć w ciągu minuty i potrzebowałam czasu na to, żeby bez wahania mówić mu o wszystkim, a Lisa doskonale wiedziała, jak wyglądały nasze rozmowy. Sama była przecież moją tajemnicą, co teraz wykorzystywała, obracając tą sytuację przeciwko mnie.

– Więc gdzie? – Tym pytaniem zbiłam ją z tropu, widziałam, jak była pewna tego, że zacznę bronić Maxa, a gdy tego nie zrobiłam, zaczęła czuć się zagrożona. Popatrzyłam na nią, jakby była człowiekiem nie posiadającym zbytniej inteligencji i znacząco przypomniałam. – Mówiłaś, że nie będziemy tutaj o tym rozmawiać, więc gdzie? Może przy moim bracie, żeby mógł pobić cię tak, iż będziesz miała krwiaki pod skórne, a z ran będzie ci ciekła krew albo nie będziesz wstanie ustać na nogach? Ale to przecież moja wina, że lubisz być bita, prawda?

Nie szczędziłam jej okrutnych słów, raniąc tak samo, jak ona mnie. Byłam wściekła i czułam, jak to uczucie powoduje, że robiło mi się gorąco. Miałam ochotę potrząsnąć tą dziewczyną, żeby w końcu przejrzała na oczy.

– Daj mi spokój, Noro – poprosiła z paniką, którą usilnie pragnęła ukryć. Odsunęła z twarzy kosmyk rudych włosów i przymknęła oczy, jakby chciała się uspokoić. Cała drżała, a jej pierś unosiła się gwałtownie, gdy z gardła wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk, jak gdyby chciała powstrzymać płacz. – Pomyśl chociaż trochę, sama zrozumiesz, że dla nas będzie to lepsze.

– Co będzie lepsze i dla kogo? – Pokręciłam głową, wciągając z sykiem powietrze i czując, jak coś zaczynało mi ciążyć na piersi. – Liso, wiesz, że zależy mi na tobie, więc nie odtrącaj mnie i pozwól sobie pomóc...

– Nie chcę twojej pomocy, czy możesz to zrozumieć?! – podniosła ton, obrzucając mnie wściekłym spojrzeniem. – Po prostu daj mi spokój, o tyle cię proszę!

Zrezygnowana odsunęłam się od niej samochodu, ściągając dłoń z drzwi i pozwalając dziewczynie je otworzyć. Nie zrobiła jednak tego od razu, tylko przez dłuższą chwilę stała w miejscu, jakby zastanawiała się nad czymś dokładnie.

– To nie tak, że cię nie lubię, Noro – powiedziała cicho, jakby bała się, że ktokolwiek oprócz nas to usłyszy. Wbijała wzrok w swoje buty. – Po prostu mamy zupełnie inne poglądy, a nie chciałabym każdego dnia wybierać między spotkaniem z tobą, a z nim. Albo oszukiwaniem ciebie lub jego.

– Więc wybrałaś jego – dodałam za nią beznamiętnie, jakby pogodzona z tym, że w tej sytuacji nie miałam już o co walczyć.

– Czy ty nie byłaś gotowa poświęcić znajomość ze mną i z Ethanem dla Maxa? – zapytała nagle, przyglądając mi się uważnie, palcami znowu dotykając ust. – Każdy skurwysyn ma osobę, która go kocha, sama to mówiłaś, Noro. Ty przestałaś kochać swojego brata, więc ktoś musiał zacząć go kochać. Padło na mnie.

Wzruszyła ramionami uśmiechając się smutno, jakby sama nie była z tego powodu zadowolona. Wstrzymałam oddech, kiedy sięgnęła po klamkę i otworzyła drzwi, a one zaczęły stanowić między nami przeszkodę. Przeszkodę odzwierciedlającą tą, która naprawdę między nami się tworzyła i która powodowała, że odsuwałyśmy się od siebie.

– Zasługujesz na lepsze życie, Liso – szepnęłam z odrobiną nadziei. – Gdzieś może czekać na ciebie osoba, która naprawdę cię pokocha, a nie będzie cię wykorzystywać. Ktoś, kto nie będzie używać wobec ciebie agresji i przemocy...

Wskazałam na jej rękę, a ona wzdrygnęła się i przesunęła wzrok w tamto miejsc, po chwili skupiając go na mnie. Jej smutne oczy wręcz błagały o pomoc, gdy usta zakazywały zbliżania się do niej i wyciągania pomocnej dłoni. Odtrącała ją, odtrącała mnie.

– Ciekawe jest to, że sama o sobie tak nie myślisz, Noro – oznajmiła patrząc na mnie znacząco, ale ja nie rozumiałam, o co jej chodziło. Nagle odwróciła wzrok w stronę drugiego końca parkingu, gdzie w samochodzie czekał na mnie Ethan, który został wcześniej poinformowany przeze mnie o planowanej rozmowie. Serce na kilka uderzeń mocniej mi zabiło. - Czy nie myślisz, że zasługujesz na coś więcej, niż chłopak, który nie panuje nad własną agresją? Nie boisz się, że... Że pewnego dnia zapomni, iż na ciebie nie powinien podnieść ręki?

– Twoje porównywanie Maxa do mojego brata jest poniżej poziomu, Liso – stwierdziłam ochryple. - Patrzysz na niego przez pryzmat Jude'a, który z jakiegoś powodu go nienawidzi.

– On tak samo patrzy na mnie! – odpowiedziała mi szybko z oburzeniem. – Czy on mi dał szanse? Nie. A teraz naprawdę, daj mi spokój i więcej nie dręcz mnie. Pożegnajmy się w pokoju i zachowujmy się tak, jakbyśmy się nie znały.

To powiedziawszy, wskoczyła do swojego samochodu, nie czekając, aż jakkolwiek to skomentuję. Nie miało sensu to, żebym dłużej tam stała, więc posyłając ostatnie spojrzenie Lisie, westchnęłam ciężko i obracając się napięcie ruszyłam w stronę czekającego na mnie Ethana, czując, jak ciężar osiadał na moje barki, próbując mnie przewrócić i wbić w ziemię do tego stopnia, bym nie była wstanie już nigdy więcej się podnieść. Bałam się, że to mu się uda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro