Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30.5

Dopiero piętnaście minut później opuściliśmy dom, co skutkowało tym, że musiałam słuchać jęków Ethana, który narzekał na kobiety, że nigdy nie potrafią się wyrobić. Oczywistym był fakt, że później to ja musiałam czekać, aż on znalazł klucze do samochodu.

Stałam przed domem, przechodząc z nogi na nogę i obejmując się ramionami, gdy chłodny wiatr owiewał moje ciało. Lampy uliczne oświetlały osiedle, a w niektórych domach paliło się światło, w innych można było zauważyć blask dochodzący z telewizora. Burknęłam pod nosem, czekając aż Ethan znajdzie w końcu te klucze i czując, jak ręce zaczynały mi zamarzać.

Wzięłam głęboki oddech, napełniając płuca świeżym powietrzem i wsłuchując się w szelest liści. W oddali było słychać echo jadących samochodów, a między drzewami zahuczała sowa. Zerknęłam na blondyna, który ucieszony w końcu wyszedł z domu w samej koszulce, a w uniesionej dłoni trzymał klucze. Spojrzałam na niego, jakby zwariował, a kolejny dreszcz przebiegł po mojej skórze.

Z ulgą wsiadłam do samochodu i od razu zapięłam pasy, gdy chłopak zajął miejsce i odpalił silnik. Nim jednak wyjechał z podjazdu, spojrzał na mnie i sięgnął ręką by włączyć ogrzewanie, a wtedy przyjemne ciepło uderzyło we mnie.

– Już drugi raz dzisiaj gubisz klucze – mruknęłam, przystawiając dłonie do miejsca, skąd wypływało powietrze. – Wiesz, skleroza w tym wieku to coś poważnego.

– Nie gubię ich, tylko te cholerstwa bawią się ze mną w chowanego – obruszył się i zaczął się bronić, by po chwili obdarzyć mnie szerokim uśmiechem. – Uwierz, Małpko, one spiskują przeciwko mnie.

Skinęłam głową i przygryzłam wargę, starając się nie wybuchnąć śmiechem przez powagę, z jaką to powiedział. Udawałam, że całkowicie wierzę jego zapewnieniom o spiskujących kluczach. Obróciłam się w stronę szyby i spoglądałam na oświetlone lampami miasto. Na ulicach ruch był znikomy, dlatego Ethan pozwolił sobie na odrobinę kontrolowanego szaleństwa i przekraczał dozwoloną prędkość. W pewnym momencie sięgnęłam do radia i włączyłam je, a z głośników poleciała jakaś nowa piosenka nadawana z jednej z radiostacji.

– To dlatego, że nie chcesz sam kupić mi Oreo – odparłam po chwili. Nie wiedząc, że odpowiem, spojrzał zaskoczony na mnie, a później powrócił wzrokiem do drogi. – Ciągniesz mnie po nocach do sklepu, nieładnie, Eth. Nieładnie.

Pokręciłam głową, udając, że byłam zawiedziona jego postępowaniem. Wykrzywił usta w uśmiechu i oblizał wargi, ale nie powiedział nic więcej na ten temat. Uderzałam palcami o udo w rytm piosenki, podczas drugiego refrenu cicho nuciłam już sobie piosenkę. Zakryłam usta dłonią, kiedy wyczułam potrzebę ziewnięcia i przetarłam oczy, a później zamrugałam kilkukrotnie powiekami.

Na parkingu przed 7 – Eleven znajdowały się tylko dwa samochody, więc Ethan spokojnie mógł zaparkować tuż przed wejściem do sklepu. Niechętnie opuściłam pojazd, jeszcze wcześniej posyłając błagalne spojrzenie chłopakowi, by poszedł sam. Z głośnym westchnięciem stanęłam na chodniku i zamierzałam odrobinę mocniej trzasnąć drzwiami, kiedy blondyn spojrzał na mnie ostrzegawczo.

– Małpko, nie rób krzywdy mojej dziewczynce – ostrzegł i wpatrywał się we mnie, dopóki nie zamknęłam drzwi, aż mnie korciło, żeby trzasnąć, ale nie mogłabym aż tak zranić uczuć Ethana. Ten samochód kochał bardziej niż dziwne jedzenie, a to oznaczało, że potrafiłby zabić za drobną ryskę.

– Faceci – mruknęłam i odwróciłam się napięcie, kierując do wejścia do sklepu.

Pociągnęłam za drzwi, a nad moją głową zadzwonił dzwoneczek. Zmrużyłam oczy, gdy jaskrawe światło żarówki uderzyło w moją twarz. Słyszałam dźwięk kasy fiskalnej, gdy kasjerka obsługiwała jakiegoś klienta, pracujące lodówki i klimatyzację. Chciałam sięgnąć po koszyk, ale Ethan mnie ubiegł, przez przypadek muskając swoimi palcami wierzch mojej dłoni. Odsunęłam się od niego i przełknęłam ślinę, pozwalając by zabrał koszyk.

– Pójdę po ciastka – wychrypiałam, nie spoglądając na niego i czym prędzej ruszając na drugi koniec sklepu, gdzie znajdował się dział ze słodyczami.

Słyszałam, jak kasjerka żegna tamtego klienta, a później w sklepie znowu rozbrzmiał dzwonek, gdy mężczyzna opuścił sklep. Kiedy zniknęłam z zasięgu wzroku blondyna, zwolniłam i zaczęłam rozglądać się po półkach, by stwierdzić czy niczego więcej nie chciałam. Wsłuchiwałam się w swoje kroki, gdy stopy uderzały o jasne kafelki. Przechodząc obok chłodziarek przyspieszyłam na moment, a kiedy w końcu odnalazłam słodycze, odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się szeroko.

Wystukiwałam stopą rytm, kiedy w głowie słyszałam piosenkę, która leciała w radiu podczas podróży. Trzymałam w dłoniach dwa duże opakowania Oreo zastanawiając się, które miałam wybrać. Właśnie zamierzałam odłożyć jedno z nich i pozostać wierna tradycyjnym ciasteczkom, gdy ponownie usłyszałam dzwonek. Nawet nie zerknęłam w tamtą stronę, ponieważ i tak nie zauważyłabym wchodzącej osoby, regały skutecznie mi to uniemożliwiały.

Postanowiłam wziąć jeszcze sok pomarańczowy, więc mrucząc sama do siebie pod nosem ruszyłam w tamtym kierunku, zastanawiając się przy okazji, co zamierzał kupić Ethan i czy będzie to zjadliwe. Zignorowałam coraz głośniejsze kroki, kierujące się w moją stronę i stanęłam na palcach by dosięgnąć pudełka, które stało na jednej z wyższych półek.

Zrezygnowana odpuściłam, ale wtedy poczułam, że ktoś za mną stał. Spięłam się, wyczuwając oddech tej osoby na swojej skórze i od razu odwróciłam się robiąc krok w tył, mało przy tym nie wchodząc w półki. Nie wiedziałam, dlaczego, ale z jakiegoś powodu najpierw spojrzałam na buty mężczyzny, z przerażeniem odkryłam, że je kojarzyłam i chociaż oszukiwałam się, że mógł być to Mike, doskonale zdawałam sobie sprawę, że tak nie było. Czarne robocze buty z wzmocnionymi czubkami naśmiewały się ze mnie, jechałam wzrokiem wyżej, a moje serce coraz mocniej obijało się o żebra, gdy płuca odmawiały przyjmowania jakiejkolwiek dawki tlenu.

Po plecach zaczął mi spływać zimny pot, kiedy pudełko ciastek uderzyło o podłogę. Nie miałam odwagi się po nie schylić, a nawet gdybym jakimś cudem wykrzesała jej odrobinę, wątpiłam, czy moje ciało posłuchałoby mnie, ponieważ sparaliżowana nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu.

Smród papierosów dotarł do moich nozdrzy drażniąc je, ostre perfumy zrobiły to samo, zakrztusiłam się tym powietrzem, uparcie nie patrząc w twarz osoby stojącej przede mną. Nie oddychałam i przed oczami zaczęły pojawiać mi się ciemne plamy.

– Już dawno po dobranocce, siostrzyczko. – Usłyszałam szyderczy ton, przez co wzdrygnęłam się. – Popatrz, cały tydzień ukrywałaś się w domu, a gdy tylko go opuściłaś, trafiłaś na mnie.

Zaśmiał się okropnie, nachylając nade mną. Skuliłam się i uniosłam wzrok, dostrzegając wpatrujące się we mnie, piwne oczy, które były odrobinę zamglone, wyczuwając od niego alkohol, jeszcze bardziej się skuliłam.

Z innej części sklepu usłyszałam wołanie Ethana, rozchyliłam usta, ale wtedy mój brat przyłożył dłoń do nich i spojrzał ostrzegawczo. Jęknęłam cicho, kiedy poczułam napływające do oczu łzy. W głowie kłębiło mi się od myśli, które zaczynały uciekać, gdy przerażenie przejmowało nade mną kontrolę. Pokręciłam głową, patrząc na niego błagalnie, chociaż wiedziałam, że nie znał słowa litość.

Z trudem łapałam każdy oddech, gdy zaciskał palce na moim ramieniu, tylko wpatrując się we mnie, a wzrokiem przekazując wszystko, co sprawiało, że robiło mi się niedobrze i nie potrafiłam ustać

na nogach. Przymknęłam oczy, jednocześnie błagając w myślach, żeby Ethan tutaj się zjawił, a jednocześnie tego nie chcąc, ponieważ mój brat był nieobliczalny.

– Nie chcemy świadków przy naszych spotkaniach, prawda, Naomi? – szepnął mi do ucha, pytając retorycznie. Bawiło go to, że bałam się odezwać jeszcze bardziej niż w chwilach, gdy byliśmy sami. Karmił się świadomością, że chociaż byliśmy w miejscu publicznym, nie byłam wstanie poprosić o pomoc.

Miał nade mną taką kontrolę, że nawet gdyby w tej alejce było pełno ludzi, ja nie zawołałabym nikogo. Z bólem przełykałam ślinę i wbijałam wzrok w podłogę, nie dając rady znieść jego wzroku. Wciągnęłam powietrze z głośnym dźwiękiem, a wtedy on szarpnął mnie za ramię, oczekując odpowiedzi, doskonale wiedząc, że jej nie wypowiem.

– Ile ci płaci, za to, że może wkładać w ciebie swojego kutasa? – spytał, kiedy ponownie usłyszeliśmy wołanie Ethana.

Zagryzłam drżącą wargę, gwałtownie kręcąc głową i cicho mrucząc błagania. Uniosłam dłonie, chcąc go od siebie odepchnąć, ale chwycił je mocno, a ja musiałam bardzo się postarać, żeby nie krzyknąć z bólu. Poczułam krew spływającą po brodzie, gdy przegryzłam wargę.

– Każdy z ciebie drwi, mała dziwko – szarpnął mną, a później gwałtownie puścił, robiąc krok w tył. Patrzył na mnie z obrzydzeniem, a jednocześnie obietnicą. Przyłożyłam dłoń do ust, kiedy moja pierś drżała, a ja oddychałam spazmatycznie. – Każdy cię zostawi tak, jak zrobiła to ta ruda dziwka, którą pieprzę. Do zobaczenia, siostrzyczko.

Obrócił się napięcie, posyłając mi ostatnie spojrzenie, które zmroziło krew w moich żyłach. Musiałam oprzeć się o półki, ponieważ nie dawałam rady ustać, kiedy tak na mnie patrzył. Obiecując, że nigdy nie zniknie z mojego życia. Informując, że nigdy nie zdołam od niego uciec. Szydząc ze mnie, że tak naprawdę nie miałam nikogo i tylko on był stały w moim życiu. Przypominając, że miał nade mną władzę absolutną i mógł zrobić ze mną cokolwiek tylko chciał.

Tylko jednym spojrzeniem potrafił to zrobić, nie chciałam sobie przypomnieć, co potrafił robić bijąc mnie bez opamiętania. Jego słowa wyrwały mi się w umysł, przypominając wszystkie zdania, które wypowiedział do mnie kiedykolwiek. Zachwiałam się i tylko jakimś cudem się nie przewróciłam, gdy on zniknął za regałami, a w głowie cały czas słyszałam stukot jego butów o podłogę.

Nasze spotkanie trwało zaledwie pół minuty, może nawet mniej, ale wpłynęło na mnie tak bardzo, że gdy z drugiej strony pojawił się Ethan, nie zwróciłam na niego kompletnie uwagi, stojąc tak po środku alejki, z krwawiącą wargą i łzami, które spływały po mojej twarzy. Wpatrywałam się w te cholerne pudełko ciastek, ponieważ tylko tak mogłam się powstrzymać od nerwowego kręcenia głową. Moje dłonie nadal znajdowały się przy ustach, a ja wgryzałam się w nie, pozostawiając białe odciski zębów.

Nie miałam pojęcia, jak blondyn wyprowadził mnie ze sklepu ani czy zapłacił za zakupy. Nie zwróciłam uwagi na wiatr, który owiał moje ciało, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz, nie czułam otulającego mnie ramienia chłopaka, chcącego zaprowadzić mnie do samochodu.

Przed oczami widziałam tylko jego oczy, piwne, zamglone oczy. Słyszałam lekko bełkotliwy głos i czułam jego smród, tak dobrze mi znajomy. Zacisnęłam powieki, słysząc jego szyderczy śmiech w swojej głowie i jego słowa, w które wierzyłam, ponieważ nie potrafiłam inaczej. Na plecach poczułam coś twardego i rozchylając powieki zorientowałam się, że blondyn oparł mnie o swój samochód, przeszukując kieszenie.

Zakrztusiłam się śliną, a moje ramiona drżały, kiedy zaciskałam dłonie na swoich barkach, kuląc się, chcąc stać się jak najmniejsza, by ukryć się przed swoim bratem, co było niemożliwe. Nieważne jak bardzo starałabym się od niego uciec, jak wiele zrobiłabym, on miał zawsze mnie znaleźć.

– Małpko. – Usłyszałam szept Ethana, który patrzył na mnie ze strachem. – Wsiądź do samochodu, proszę.

Patrzyłam na niego, słysząc jego słowa, ale nie rozumiejąc go. Uniósł dłoń, a ja z przerażeniem obserwowałam, jak zbliżał ją do mojej twarzy. Poczułam na policzku jego dotyk, gdy odgarniał spływające łzy. Powoli, pozwalając, żebym zauważała każdy jego ruch, dotknął mojej talii i przesunął mnie w stronę otwartych drzwi samochodu. Niezdarnie wsiadłam na fotel pasażera, chciałam zapiąć pas, ale nie potrafiłam, więc chłopak nachylił się nade mną i zrobił to za mnie. Zatrzasnął drzwi, a ja wzdrygnęłam się, bojąc się rozejrzeć, dlatego wbijałam wzrok w swoje kolana. Przerażała mnie myśl, że gdy uniosę wzrok, on będzie stał naprzeciwko, wpatrując się we mnie swoimi piwnymi oczami.

Ethan zajął swoje miejsce, ale nie odpalił silnika. Wyczułam na sobie jego spojrzenie, ale nie potrafiłam się przemóc i odwrócić się w jego stronę.

– Przepraszam - powiedział z bólem. – Przepraszam, Małpko, nie powinienem cię brać ze sobą, przepraszam. Kurwa, przepraszam.

– Wszystko w porządku, Et – wyszeptałam, obracając się do niego i siląc się na uśmiech. Spojrzałam w jego szare oczy, które były pełne wyrzutów sumienia, strachu i troski. Zagryzłam policzek, pamiętając, jak po każdym koszmarze przybiegał do mnie, bym nie była sama. – Proszę, jedźmy do domu...

Skinął głową i od razu odpalił silnik, zsunęłam buty ze stóp i podkurczyłam nogi, obejmując je ramionami. Schowałam twarz, zaciskając zęby, kiedy dreszcze przebiegały po moim ciele. Co jakiś czas spomiędzy moich warg wydobywał się jakiś dźwięk, gdy nadal płakałam. Ramię i nadgarstki pulsowały mi z bólu, jednak ten ból i tak był niczym w porównaniu do tego, co przeżywałam wewnątrz siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro