Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30.3

Coraz częściej patrząc na ciebie, widziałam jego. Nie chciałam się do tego przyznać, ale ten obraz powoli zasłaniał mi całkowicie twoją osobę i to mnie przerażało, ponieważ on też miał dobre dni. A po tych dobrych dniach, było zawsze tylko gorzej.

Przejechaliśmy całe centrum i znaleźliśmy się na strzeżonym osiedlu, które składało się z kilku, identycznych budynków, ustawionych pod różnymi kątami, tworzącymi istny nieład na tym terenie. Trawniki i zasadzone rośliny biegły wzdłuż chodników i znajdowały się tuż przy samych budynkach. Przełknęłam ślinę nie dostrzegając nigdzie parkingów, dopiero kiedy podjechaliśmy pod jeden z domów, zorientowałam się, że były tutaj podziemne parkingi.

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, jakim cudem było stać chłopaka na mieszkanie w takiej okolicy. Pracował w hurtowni rodziców, ale kiedyś zajmował się typowo fizycznymi rzeczami, a przecież teraz zajmował się tam zupełnie czymś innym. Spojrzałam na niego niepewnie, gdy w skupieniu szukał miejsca, a gdy je znalazł, zaczął parkować samochód.

Przekręcił kluczyk w stacyjce i odpiął pasy, a później sięgnął po klamkę, chcąc wysiąść z pojazdu. W ostatnim momencie chwyciłam jego nadgarstek, zatrzymując go tym samym. Spojrzał na mnie zaskoczony i uniósł pytająco brwi.

– O co chodzi, Słoneczko? – spytał, ściągając rękę z klamki i przenosząc ją na mój policzek.

Oblizałam spierzchnięte wargi i westchnęłam cicho, czując, że powinniśmy porozmawiać tutaj, a nie na górze. Nie chciałam, żeby to mieszkanie również kojarzyło nam się ze złymi rzeczami.

– Możemy porozmawiać, Max? – zapytałam, wpatrując się w jego brązowe oczy, w których przez moment pojawiło się zwątpienie.

– Możemy porozmawiać na górze. – Wzruszył ramionami, ale widząc mój wzrok skinął głową. Dostrzegłam, że zacisnął szczękę, ale po kilku sekundach ją rozluźnił. Przymknęłam na moment oczy, skupiając się na dotyku jego palców na mojej twarzy i szyi. – To o co chodził, Słoneczko? Od kiedy powiedziałem ci o mieszkaniu, zmarkotniałaś.

– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – szepnęłam cicho, oczekując jego reakcji.

Sapnął pod nosem, a później uniósł bardziej moją twarz, jednak nadal nie mógł mi spojrzeć w oczy, ponieważ miałam je zamknięte. Zagryzłam drżącą wargę, uświadamiając sobie, że nie powinnam się tak czuć przy osobie, z którą wiązałam przyszłość.

– Co nie jest dobrym pomysłem? – W jego głosie słyszalne było napięcie, wyczuwałam na sobie jego przenikliwy wzrok, gdy próbował mnie przekonać do tego, bym na niego spojrzała.

W końcu rozchyliłam powieki, niepewnie patrzyłam w brązowe tęczówki, z których odeszła część radości. Przyglądał mi się uważnie, chcąc odnaleźć powód mojego wahania. Odsunął dłoń ode mnie i przejechał nią po swoich włosach ciągnąc za końcówki, kiedy w jego spojrzeniu ujrzałam ból.

– Nie jesteś pewna, czy czasem nie zrobię ci krzywdy co, Słoneczko? – prychnął, kręcąc głową.

– Nie o to chodzi – nadal szeptałam, zastanawiając się jak wyrazić swoje obawy tak, żeby nie zrozumiał tego źle.

– To o co? – dopytywał, chcąc znać powód. Był podenerwowany, ale starał się nad tym panować. – O Ethana?

Wstrzymałam oddech, gdy wypowiedział imię mojego przyjaciela. Pokręciłam nieznacznie głową, zaprzeczając temu. Sięgnęłam po jego dłoń i objęłam swoimi zimnymi rękoma. Miał napięte mięśnie, a wzrok wbijał w przestrzeń przed sobą.

– Obiecałaś, że po zakończeniu roku się od niego wyprowadzisz – przypomniał mi z wyrzutem. – Mam dość oglądania, jak pieprzy cię wzrokiem, a ty mu na to pozwalasz.

– Wcale tego nie robi! – zaprzeczyłam gwałtownie i szybko, a w moim głosie pojawiła się panika. Po raz kolejny wzięłam głęboki oddech, zaciskając swoje palce na jego ciepłej skórze.

Posłał mi znaczące spojrzenie, jakby nie mógł uwierzyć w to, co powiedziałam, jakby sugerował mi, że sama nie wierzę w to. Bicie serca czułam nawet w gardle, kiedy odwróciwszy na moment wzrok starałam się poskładać wszystko w głowie. Nie potrafiłam tego zrobić przez dwadzieścia minut jazdy, wątpliwe było, żeby teraz mi się udało, ale musiałam spróbować.

– Tydzień temu tylko cudem mnie nie zostawiłeś – tym razem to ja mu przypomniałam z bólem. Wyczułam, jak spiął się na moje słowa i wspomnienie, które się z nimi wiązało. Teraz to on zacisnął palce na mojej dłoni, a drugą zwinął w pięść.

– Będziesz mi o tym za każdym razem przypominać? – spytał obruszony. Zacisnął szczękę, wbijając we mnie swoje spojrzenie. – Spierdoliłem, tak, kurwa, wiem! Chciałem dobrze, Słoneczko.

Odwrócił się na moment, a jego ramiona drżały, gdy brał głębokie oddechy. Starał się nie wybuchnąć i coraz trudniej mu to wychodziło, a ja z całych sił nie chciałam, żeby do tego doszło,

żebyśmy znowu się pokłócili. Dlatego przemilczałam fakt, że po raz pierwszy nawiązałam do naszej awantury sprzed tygodnia.

– Wiem, Max – powiedziałam, ukrywając wątpliwości. Z mojego punktu widzenia jego odejście w ogóle nie było dobre a to, że chciał to zrobić było wynikiem jego zdenerwowania, a nie przemyślanej decyzji. Chciał odejść, ponieważ wprost powiedziałam mu, że się go bałam i że przypominał mi brata. Dopóki to ukrywałam, był wstanie to znieść, ale kiedy usłyszał te słowa, zaczął gardzić samym sobą.

– Potrzebujemy jeszcze czasu – dodałam, uważnie go obserwując i uważając na słowa. Uniósł lewą brew, nie będąc pewnym, co chciałam przez to powiedzieć. – Chcę z tobą zamieszkać... Ale jeszcze nie teraz.

– Więc kiedy? – spytał, nim zdążyłam dokończyć pytanie. Po chwili powiedział coś, co odebrało mi oddech na moment. – Ty coś zaczynasz do niego czuć. Mam czekać, aż zaczniesz go kochać? Jeśli tak się stanie, wybierzesz jego!

Uderzył w kierownicę, a ja wzdrygnęłam się. Oddychał ciężko, a puszczając moją rękę, schował twarz w dłoniach.

– A może już tak jest, co? – Powiedział beznamiętnie, ponownie na mnie patrząc. Kręciłam głową, niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, tym razem to ja niedowierzając, że znowu wrócił do tego tematu.

Nie otrzymawszy odpowiedzi, rzucił mi ostatnie spojrzenie i wysiadł z samochodu, odchodząc kawałek, a później opierając się o maskę samochodu. Zszokowana siedziałam przez moment bez ruchu. Zaczęłam drżeć, kiedy w głowie odtworzyły mi się wszystkie sytuacje sprzed kilku dni i ta dzisiejsza. Pokręciłam gwałtownie głową, nie chcąc do siebie dopuścić tej myśli. Nie mogłam, nie miałam prawa.

Spojrzałam na bruneta i chwilę później wysiadałam już z samochodu. Na miękkich nogach podeszłam do niego i stanęłam naprzeciwko. Uniosłam głowę, starając się wyglądać pewnie, chociaż w środku cała się trzęsłam.

–Kiedy w końcu zrozumiesz, idioto, że jedyną osobą, która może mnie ci odebrać jesteś ty?! – spytałam podnosząc ton i celując drżącym palcem w jego pierś, odganiając wszystkie te złe myśli gdzieś daleko. – Nikt, ale to nikt, nie jest wstanie tego zrobić, oprócz ciebie, więc przestań, błagam cię, przestań, do cholery, tak mówić!

Kiedy do niego podchodziłam, był zły, widziałam, że był tylko mały krok od wybuchu, ale coś się w nim złamało, kiedy uderzyłam go w pierś. Uniósł brew, a kącik jego ust powędrował ku górze i chociaż w jego oczach nadal płonęła złość, poczułam odrobinę ulgi.

– Więc dlaczego nie chcesz ze mną zamieszkać? – ciągnął to pytanie. Założył dłonie na piersi i zacisnął usta w wąską linię. – Jeżeli powodem nie jest ten kutas, z którym mieszkasz, to co? Kiedy będziesz gotowa, by zacząć ze mną normalne życie?!

– Właśnie, Max! – przyznałam, wyrzucając dłonie w powietrze. – Normalne życie. Czy ostatnie tygodnie były dla nas normalne? Ja nie chcę powracać do przeszłości i czegokolwiek ci wypominać, ale...

Zamilkłam kręcąc głową, nie mając pojęcia co powiedzieć. Westchnęłam cicho i opuściłam głowę, czując się bezsilnie. Słyszałam jego kroki i byłam pewna, że właśnie odchodzi. Zacisnęłam pięści, wiedząc, że ostatnio było to dla niego normalne, odejść zostawiając mnie lub zacząć wrzeszczeć.

Objęcie mnie przez niego było tak niespodziewane, że na początku wzdrygnęłam się i odepchnęłam go, przestraszona, że mógłby być to ktoś inny.

– Zmienię się, Słoneczko – wymamrotał tuż przy moich uchu, a jego oddech łaskotał moją skórę. – Daj mi tą szanse, bez ciebie mi się to nie uda.

W gardle znalazła mi się gula, kiedy zaciskałam palce na materiale jego koszulki, gniotąc ją. Czułam, jak trząsł się ze zdenerwowania i pierwszy raz od tygodni szukał uspokojenia u mnie, a nie wyżywając się na czym popadnie. Jęknęłam, uświadamiając to sobie i przyległam do jego ciała.

Bałam się, że było to tylko chwilowe, że później znowu zapomni, iż tylko nawzajem potrafiliśmy siebie uspokajać i znowu przestanie walczyć ze swoją agresją, pozwalając by przejmowała nad nim kontrolę.

– Dobrze, Max – szepnęłam pełna obaw z tym związanych. – Za trzy tygodnie będziemy razem mieszkać.

Odetchnął, przyciągając mnie do siebie mocniej. Odchylił głowę i spojrzał mi w oczy, pozwalając dostrzegać wszystkie emocje jakie nim targały. Tutaj, oddalony od domu Ethana i wszystkiego, co było nam dobrze znane, Max potrafił chociaż w małym stopniu przebić się przez skorupę, która wokół niego się utworzyła.

– Kocham cię, Słoneczko – wyznał ochryple. – Tak bardzo cię kocham.

Pochylił się i musnął ustami moje wargi, a później odsunął się, czekając na mój krok. Niepewnie wsunęłam dłonie w jego włosy i przyciągnęłam go do siebie, łącząc nasze usta na dłuższy pocałunek.

– Kocham cię – odszepnęłam, nie będąc pewna, czy podjęłam słuszną decyzję.


Rozglądając się uważnie, wyciągnęłam klucze z kieszeni i wsunęłam jeden z nich do zamka. Przekręcając, pociągnęłam za klamkę, a drzwi puściły, umożliwiając mi wejście do środka. Od razu po znalezieniu się w domu, zatrzasnęłam za sobą drzwi i zapaliłam światło. Zsunęłam z ramienia plecak i rzuciłam go pod nogi, zsuwając ze stóp buty.

Wypuściłam powietrze z ust, przecierając dłońmi twarz i cicho jęcząc. Przejechałam wzrokiem po pomieszczeniu i nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku, jednak w domu panowała całkowita cisza, zagłuszana tylko cichym tykaniem zegara. Pozostawiłam rzeczy przy drzwiach i przeszłam przez salon, opadając na kanapę.

Poczułam uścisk w klatce piersiowej, gdy wspomnienia pełnego salonu zalewały mój umysł. Zacisnęłam zęby na wardze, uświadamiając sobie jak ten dom ucichł w ciągu ostatnich miesięcy. Może jednak nie ucichł, to było złym określeniem. Gwar rozmów i śmiechów, tłuczonego szkła, które rozbijało się przez wygłupy chłopaków, pobitych donic i wiecznego bałaganu, zastąpiły awantury, których powodem byłam ja.

Zakryłam usta dłonią, kiedy z moich ust chciał wydobyć się cichy jęk i pokręciłam głową, gdy poczułam spływające do oczu łzy. Jeszcze w lutym ten dom był pełen chłopaków, z którymi czułam się dobrze. Fakt, robili straszny bałagan, często zachowywali się głośno, ale wtedy siedząc obok Ethana i jedząc z nimi pizzę, czułam się szczęśliwa.

Czułam wyrzuty sumienia, kiedy towarzyszył nam wtedy Max, przyglądałam mu się i z całego serca chciałam mu wyznać prawdę. Kiedy jego zazdrość zaczęła być niezdrowa? Kiedy przestał aż tak bardzo nad sobą panować?

Moje dłonie drżały, gdy ścierałam łzy spływające po mojej twarzy. Kiedy wróciłam Max był inny, był bardziej milczący, tylko gdy naprawdę się zdenerwował zabierał głos, ale panował nad sobą, a mój powrót to wszystko zmienił.

Z każdą moją tajemnicą, z niego zaczęło wychodzić coś, o czym nigdy nie pomyślałam, że mogłoby się w nim znajdować. Stał się głośniejszy, przestał panować nad sobą i zaczął robić coś, czego nigdy wcześniej nie robił.

Zaczął przy mnie stosować przemoc, a na mnie zaczął wrzeszczeć. To było niepojęte, jak w trakcie kilku miesięcy mogło się tak wiele zmienić. Czułam, że jeśli czegoś nie zmienimy, zniszczymy siebie całkowicie. Musiałam pomóc mu odnaleźć tamtego Maxa, nie tego którym był kilka lat temu, a tego który poznał Norę. Tego, z którym w nocy oglądałam filmy, siedząc na drugim krańcu kanapy, tego który przychodził tutaj w nocy tylko po to, żeby zjeść ze mną płatki, a później spać na niewygodnej kanapie. Tego, który chociaż mówił wiele rzeczy, nigdy tak o nich nie myślał. Był wstanie oszukiwać siebie, żeby mnie nie stracić.

To oszukiwanie siebie poszło w złą stronę, ponieważ coraz trudniej było mi dostrzec w nim dobro i chociaż przez ostatnie dni się starał, bardziej przypominał bombę z opóźnionym zapłonem niż człowieka, który potrzebował po prostu chwili ciszy, żeby się uspokoić.

Wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się czy decyzja, którą podjęłam była słuszna. Mogłam tutaj zostać i pozwolić by to co było między mną, a Maxem uległo całkowitej destrukcji, patrząc też na to, jak ten dom zamienia się całkowicie w dom, w jakim kiedyś mieszkałam. Ethan nie zasługiwał na to, żeby takie rzeczy działy się w miejscu, które było dla niego ważne.

Mogłam też wyprowadzić się do nowego mieszkania Maxa i spróbować odbudować nasz związek. Zostawić Ethana i Lisę mając nadzieję, że wspólne mieszkanie z brunetem pozwoli mu na

nowo odnaleźć spokój. Chciałam, żebyśmy mieli wspólny azyl, w którym nie będziemy musieli się zamartwiać tymi wszystkimi toksycznymi myślami.

Chociaż serce bolało mnie na myśl o wyprowadzce stąd, a zęby musiałam wbijać w dłoń, żeby nie wrzeszczeć z ogarniającej mnie rozpaczy, wierzyłam, że będzie to dla nas wszystkich dobre. Max potrzebował mojego zapewnienia, że nie zniknę, ja potrzebowałam jego, a nie wściekłości, która go ogarniała.

Miałam nadzieję, że nie popełniłam błędu. Jeżeli tak, będzie on na pewno wiele kosztował. Jeżeli tak, zamiast się uratować, mogliśmy się zaprowadzić na dno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro