30.1
Nasze historie były do siebie bardzo podobne, prawda? Obie ukrywałyśmy prawdę, jak tylko potrafiłyśmy. Czasami zdarzały się nam momenty szczęścia, jednak szczęście drugiej oznaczało, że ta druga właśnie opadała na dno i wpadała w otchłań rozpaczy, bólu i strachu.
Nie potrafiłyśmy długo udawać, tak naprawdę przez cały czas macki tej ciemności otaczały nas, nie pozwalając zapomnieć o prawdziwym życiu. Tym, które ukrywało się za drzwiami domu i po za jego mury nie wychodziły. Nie mogłyśmy długo udawać, więc nigdy nie byłyśmy szczęśliwe w tym samym momencie, jakby musiała istnieć jakaś równowaga.
A może tylko mi się wydawało, może poznając cię pomyślałam, że znalazłam kogoś, kto przeżywał to samo co ja. Może tak naprawdę radziłaś sobie lepiej niż ja albo wręcz przeciwnie. Jeszcze lepiej udawałaś tak naprawdę, w ogóle sobie z tym nie radząc.
Słysząc kroki Ethana, usunęłam szybko wiadomość i przetarłam twarz, próbując doprowadzić się do stanu przed rozmową z Lisą. Sięgnęłam po koc i zarzuciłam go sobie na ramiona. Niezdarnie próbowałam się uśmiechnąć do przyjaciela, gdy ten opadł tuż obok mnie z głośnym westchnięciem.
– I pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu siedziała w naszej kuchni, bojąc się swojego cienia – mruknął, kręcąc głową, nie kryjąc się z tym, że wszystko słyszał. W jego głosie słyszałam lekką pretensje, której nie potrafił ukryć, jednak całym sobą nie pokazywał, że byłby chociaż na nią zły.
Skinęłam głową, odgarniając kosmyk włosów, który wypadł mi z kucyka. Pociągnęłam nosem i opadłam na oparcie kanapy, spoglądając w stronę zegarka. Była tutaj zaledwie kilka minut, jednak przez ten czas wytworzyła w mojej głowie jeszcze większy zamęt.
Nie wiedziałam, jakim cudem w tak krótkim czasie pozwoliła, żeby mój brat przejął nad nią kontrolę całkowicie obracając ją przeciwko mnie. Chciał, żeby wszyscy się ode mnie odsunęli i dokonywał tego. Krok po kroku samym byciem zabierał mi osoby, powodując, że zostawałam coraz bardziej osamotniona, pokazywał tym, że tylko on był stałym punktem w moim życiu.
Ciche jęknięcie wydobyło się z moich ust, gdy z trudem wzięłam oddech. Tak mało brakowało, a straciłabym również Maxa. Skuliłam się bardziej, obejmując ramionami kolana i opierając na nich podbródek. Tak niewiele brakowało, a wyszedłby z mojego domu i zakończyłby to, co było między nami.
– Jesteś głodna? – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Ethana.
Potrzasnęłam głową i spojrzałam na niego zamglonym wzrokiem. Zamrugałam kilkukrotnie, kiedy powoli zaczynałam rozumieć, co powiedział. Szare oczy spoglądały na mnie pytająco, kiedy chłopak podnosił się z miejsca.
– Nie odpowiedziałaś wtedy – wyjaśnił, zmierzając do kuchni. Zerknął na mnie przez ramię, unosząc pytająco brwi.
Nie byłam głodna, ale nie wliczając kawałka rogalika rano i kilku łyżeczek masła orzechowego, nie jadłam nic przez cały dzień. Jedynie piłam te herbaty, których szczerze miałam już dość, więc skinęłam głową, odpowiadając twierdząco na jego pytanie.
Patrząc na jego plecy, gdy pochylał się nad lodówką, zastanawiałam się ponownie nad naszą wcześniejszą rozmową. Fakt, wyszedł gwałtownie, ucinając temat, ale teraz zachowywał się tak jak zwykle, jakbyśmy o niczym nie rozmawiali. Zakuło mnie, gdy świadomość, że robił tak zawsze, wolał udawać, że coś się nie stało lub obrócić to w żart, dotarła do mojego umysłu. Z trudem przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok, skupiając się na reklamie Oreo.
Pozostało nam niewiele czasu, trzy tygodnie, jeżeli zamierzałam wyprowadzić się od razu po zakończeniu roku, niecałe trzy miesiące, jeżeli wyprowadziłabym się dopiero pod koniec lipca.
Pierwszy raz zastanowiłam się, czy wyprowadzka nie będzie naprawdę dobrym wyjściem i już nawet nie chodziło o to, żeby spełnić obietnicę daną Maxowi i nie sprawdzać jego cierpliwości, a właśnie o Ethana. Nie chciałam go ranić, jednocześnie nie chciałam, żeby zniknął z mojego życia. Jeżeli moje przypuszczenia były trafne, mogło być to dużo trudniejsze niż wcześniej sądziłam.
– Powiesz mu, co ci powiedziała? – spytał Ethan podając mi talerz z makaronem i serem, sam zajmując miejsce obok mnie. Rzuciłam okiem na jego danie, przygryzając wargę, która zaczęła drżeć przez chwilowe rozbawienie. Może i mieszkałam już z nim pięć miesięcy, ale czasami nadal zaskakiwał mnie swoimi połączeniami smakowymi.
– Jesteś pewny, że ogórek i musztarda na pewno pasują do makaronu z serem? – zapytałam pełna wątpliwości. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie mrużąc oczy.
Pochylił się w moją stronę, patrząc na mnie, jak zwykle w takich momentach, zupełnie poważnie.
– Tak – odparł twardo, wpatrując się w moje oczy jeszcze przez chwilę, a później wracając na swoje miejsce. Wypuściłam cicho powietrze z ust, gdy on swoim ciałem chciał ukryć talerz przed moim wzrokiem.
– Jak uważasz – mruknęłam, poruszając się nerwowo i chcąc ukryć swoje podenerwowanie, zabrałam się za wbijanie widelca w kokardki z makaronu.
Dziękowałam w duchu sobie za to, że zawsze robiłam więcej jedzenia i dzieliłam na dni tygodnia, inaczej umarłabym z głodu przy Ethanie albo jadła same gofry i krakersy z masłem orzechowym.
– Co oglądałaś, jak byłem na górze? – Sięgnął po pilot, sprawdzając co właśnie leciało. Nadal włączony był kanał z filmami przyrodniczymi.
– Jak zebra uciekała od lewa – burknęłam z pełną buzią. Zganiłam się w myślach, orientując się, że przejechałam nawyki od blondyna. Jeszcze brakowało, żebym wzięła ketchup, polała nim makaron, a nogi ułożyła na stoliku. Wzdrygnęłam się na tą myśl i szybko upewniłam, czy chłopak miał swoje nogi w odpowiednim miejscu.
– Lewa? – parsknął, mało się nie dławiąc. Wyczułam na sobie jego rozbawione spojrzenie, jednak dopiero po chwili je odwzajemniłam, wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu.
– Nie krytykuj – mruknęłam i zakaszlałam, zakrywając usta dłonią. – To ty jesz słodki ser z musztardą. Lew jest przereklamowany, mówię ci.
Pokiwałam głową, okazując tym, że w zupełności zgadzałam się ze swoimi słowami, a moja wpadka nie była wpadką. Z całkowicie poważnym wyrazem twarzy powróciłam do jedzenia, zostawiając chłopakowi kilka sekund nad rozmyślaniem, czy naprawdę było ze mną wszystko w porządku.
Jedzenie z trudem przechodziło przez piekące gardło, dlatego udało mi się zjeść tylko jedną trzecią z tego, co nałożył mi Ethan. Odłożyłam talerz na stół, tuż obok pustego talerza chłopaka, który zdążył zjeść. Na jego usta wypłynął uśmiech, a twarz wybrała błogi wyraz, kiedy westchnął zadowolony.
– Nie wiesz, co tracisz, ograniczając się tylko do norm i standardów – mruknął, przymykając oczy. – Czasami trzeba zaszaleć, nawet jeśli to tylko głupie jedzenie, Małpko.
– Mój układ pokarmowy chyba tego nie przeżyłby – odpowiedziałam, przez moment zastanawiając się nad jego słowami. Obróciłam się w jego stronę, przyglądając, jak opierał głowę o kanapę, z twarzą skierowaną do sufitu.
– Na początku może i nie. – Przyznał i wzruszył ramionami, a później otworzył oczy, patrząc na mnie z dziwnym błyskiem w oczach. – Ale skąd wiesz, że później nie byłoby mu lepiej?
Więc dlaczego pomyślałam, że nie tylko o jedzenie mu chodziło? Wzięłam głęboki oddech, odganiając te myśli. Choroba zdecydowanie mi nie służyła i już sama nie wiedziałam, co myślałam. Miałam coś powiedzieć i już otwierałam usta, kiedy usłyszeliśmy dźwięk naciskanej klamki. Ethan zerknął w stronę drzwi uśmiechając się smutno.
– Przyjechał wcześniej – stwierdził, a po chwili drzwi się otworzyły.
Na moment moje serce zamarło, a kiedy odwróciłam się w stronę wejścia, zaczęło bić odrobinę szybciej, a ja odczułam ulgę, widząc bruneta. Od tamtej nocy nie przestałam czuć bólu, na samą myśl o tym, że zamierzał mnie zostawić, jednak nie chciałam tego rozpamiętywać, bojąc się, że jakąś swoją pretensją czy wypomnieniem mu tego spowodowałabym, że odszedłby.
Nasze spojrzenia się spotkały, a on uśmiechnął się nieznacznie. Miał na sobie bordowy sweter i dżinsy, jego włosy jak zwykle były w nieładzie. Musiał się ogolić rano, ponieważ z tej odległości jego twarz wydawała się całkowicie pozbawiona zarostu.
– Zapomniałem, że Mike chciał, bym pojechał z nim do sklepu z drewnem – oznajmił Ethan, po raz kolejny podnosząc się z miejsca. Zerknęłam na niego zaskoczona, ponieważ wcześniej nawet nie wspomniał o tym, on tylko obdarował mnie uśmiechem i przeszedł obok Maxa, nie odzywając się do niego ani słowem.
Ubrał buty, chwycił za dokumenty i kluczki, a później krótko się żegnając, wyszedł z domu, nim zdążyłam wszystko to sobie poukładać. Max popatrzył za nim, unosząc lewą brew do góry. W dłoni trzymał jakąś reklamówkę, a gdy się zbliżył, przeczytałam, że była z Krispy Kreme.
– Byłeś w Winston Salem? – zapytałam zaciekawiona, kiedy on nachylał się, by przywitać się ze mną.
Położył na moich kolanach reklamówkę, uśmiechając się łobuzersko i zajmując miejsce, gdzie jeszcze minutę wcześniej siedział blondyn. Zerknęłam na niego podejrzliwie, gdy przyglądał mi się w pełnym skupieniu. Czułam ulgę, kiedy widziałam, że w jego oczach był całkowity spokój i nie znajdowała się w nich ani odrobina agresji.
– Byłem załatwić pewną sprawę, a że miałem do niego tylko pół godziny drogi, stwierdziłem, że podjadę. – Wzruszył ramionami, a później przygarnął mnie do siebie, całując w czoło.
Oparłam się plecami o jego klatkę piersiową i odetchnęłam, czując jak ciepło rozlewało się po mojej skórze. To nie było tak, że zupełnie wybaczyłam mu to, co zrobił. Jednak nie potrafiłam długo bez niego wytrzymać, a tym bardziej złościć się na niego i chociaż widziałam w jego gestach, że starał się to naprawić i żałował tego, co zrobił, ja starałam się o tym już nie myśleć.
Zaglądnęłam do reklamówki i uśmiechnęłam się, widząc tuż obok biało zielonego opakowania pączków z dziurką, które były najlepszymi pączkami, jakie kiedykolwiek istniały, brunatnego misia. Przygryzłam wargę i wtuliłam się mocniej w jego ciało.
– Kiedyś kupiłeś mi identycznego – szepnęłam, przypominając sobie o pluszaku, który pozostał w domu, do którego już nigdy nie miałam wejść. Najprawdopodobniej nowi właściciele wyrzucili go albo dali komuś. Obróciłam się, by musnąć ustami jego szczękę. – Dziękuję.
Zakaszlałam, a on wyraźnie się spiął. Słyszałam, jak westchnął, chcąc coś powiedzieć o mojej chorobie, jednak powstrzymał się, dochodząc do wniosku, że on także był odpowiedzialny za moje przeziębienie. Objął mnie mocniej, układając swoją twarz na moim ramieniu, wcześniej całując je.
– Była tu Lisa – powiedziałam cicho, oczekując jego reakcji. Przełknęłam ślinę, obracając w dłoniach pluszaka i starając się skupić uwagę na tym, jak miękki był w dotyku. Serce obijało mi się o żebra, kiedy odliczałam sekundy jego ciszy, zastanawiając się, co zrobi.
– Co chciała? – zapytał próbując mówić spokojnym tonem, ale napięcie w jego głosie było doskonale słyszalne.
– Nie mam pojęcia – wyznałam, wzruszając ramionami, nie odrywając wzroku od czarnych oczu misia. – Chyba porozmawiać, jednak... Pokłóciłyśmy się.
Zagryzłam wnętrze policzka, gdy coś ścisnęło mnie w środku, gdyby Max przyjechał jeszcze wcześniej, zastałby ją tutaj i dowiedziałby się, jak naprawdę przebiegała nasza rozmowa. A wtedy na pewno nie byłby zadowolony i pewnie straciłby nad sobą panowanie.
– Już nie musisz się nią przejmować, Max – zapewniłam, kiedy łzy napłynęły mi do oczu. Zadrżałam, powstrzymując jęk. – Nie zrobię przez nią niczego głupiego, ponieważ od dzisiaj będziemy się traktować, jakbyśmy się nie znały.
Czekałam, aż Max powie, że cieszy się z tego powodu lub powie, iż mówił, że tak to się skończy. Na pewno zdenerwował się tym, że rudowłosa mnie odwiedziła, jednak przez cały czas milczał, jakby myślał, że gdy tylko zacznie mówić będzie gorzej. Całkowicie zmniejszył dzielącą nas odległość.
– Przykro mi – szepnął, muskając ustami moją szyję. Przymknęłam oczy, doskonale zdając sobie sprawę, że tak nie myślał. Od początku nie lubił Lisy i nie chciał, żebym się z nią zadawała.
Dreszcz przebiegł po moim ciele, gdy jego usta zetknęły się z moją skórą. Schowałam swoje lodowate dłonie w jego ciepłych, próbując nie myśleć.
– Mi też – przytaknęłam, naprawdę czując smutek z tego powodu. – Naprawdę sądziłam, że mogłybyśmy zostać przyjaciółkami, ale chyba się pomyliłam – dodałam z goryczą.
– Dobrze, że w końcu to zrozumiałaś, Słoneczko – stwierdził. – Kocham cię, Skarbie.
Uśmiechnęłam się nieznacznie, czując jednocześnie szczęście i ból. Przytulałam się właśnie do mężczyzny, z którym wiązałam swoją przyszłość i którego kochałam ponad wszystko, jednak odczuwałam ból, gdy pomyślałam o innych ludziach, którzy byli dla mnie bliscy, a których zaczynałam tracić.
– Też cię kocham, Max – odparłam. – Nie zapominaj o tym.
Ja też nie mogłam o tym zapomnieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro