3.1
Z dołu dobiegały krzyki chłopaków, którzy oglądali tegoroczny Super Bowl. Nie potrafiąc powstrzymać się od emocji, wykrzykiwali słowa pochwały i krytyki. Kibicowali Carolina Panthers, jednak to właśnie gospodarze, Denever Broncos, wygrywali, co w żadnym stopniu nie podobało się znajdującym się w salonie mężczyznom, czego nie omieszkali na każdym kroku udowadniać.
Ethan już jakiś czas temu ostrzegał mnie przed tym dniem, jednak to i tak nie zapobiegło zaniepokojenia, jakie odczułam, gdy kilku głośnych osobników nagle wpadło do domu w czasie, kiedy zajadałam się spokojnie bajglem. Wykrzykując nazwę drużyny, wchodzili do domu po kolei, obładowani torbami z jedzeniem. Jedyna zaleta, jaką odnajdowałam była taka, że kazania Ethana powoli zaczynały działać, a chłopcy przynosili jedzenie ze sobą.
Rzuciłam wtedy tylko szybkie cześć i zabierając zapas jedzenia oraz termos z ciepłą herbatą, ewakuowałam się na górę, po czym zatrzasnęłam drzwi od swojego pokoju, do którego tego dnia nikt nie miał wstępu bez wyraźnej zgody z mojej strony. Chciałam się ukryć przed Armagedonem, który rozpęta się na dole, a własna sypialnia robiła za idealny schron.
Wyciągnęłam ręce przed siebie, a później ułożyłam je pod głową, nie przestając wpatrywać się w sufit. Skupiając się na powolnym oddychaniu, rozmyślałam o nocnej rozmowie z Ethanem. Nie należała ona do najprostszych, była bolesna i odkrywała prawdę, której nikt nie chciał widzieć, a sam chłopak na moment porzucił swój nieodłączony dobry humor i pozwolił, by jego słowa mnie raniły. Nie miałam mu tego za złe, a wręcz przeciwnie, czułam wdzięczność za szczerość, jaką mi podarował.
Pozostawiliśmy tę rozmowę nocy, a rano zachowywaliśmy się tak, jakby nie miała ona miejsca, przy tym nie czując się niezręcznie, ale swobodnie i po prostu dobrze. On robił eksperymenty w kuchni, łącząc parówki z dżemem malinowym, a ja popijając kawę naśmiewałam się z niego, przez co, co chwilę posyłał mi ostrzegawcze, jednocześnie pełne rozbawienia, spojrzenie.
Coraz lepiej czuliśmy się we własnym towarzystwie tak, jakbyśmy mieszkali od zawsze ze sobą, często cisza wystarczała nam, żeby się porozumieć, a słowa wykorzystywaliśmy do żartowania z siebie. Czułam, jak niewyobrażalnie szybko nasze koleżeństwo zmierza w stronę przyjaźni, każdy dzień zwiększał zaufanie, jakim się obdarowywaliśmy, sami nieświadomi tego.
Skrzywiłam się, kiedy chłopcy zaczęli śpiewać Paradise z wokalistą Coldplay, a raczej fałszowali tak, jakby słoń nadepnął im na ucho, może nawet ten sam, co z teledysku. Zaangażowanie, jakie w to wkładali, było pełne podziwu i przez moment zastanowiłam się, czy aby ich ukochana drużyna właśnie nie przegrywała, gdy wszystko ucichło.
Cisza rozeszła się po domu, przez chwilę powodując ból w uszach. Usiadłam, zastanawiając się, co właśnie wydarzyło się na dole, gdy po całym budynku rozszedł się czyiś krzyk.
– Mike, debilu, Nora cię przecież zabije!
Otwierając szerzej oczy, zerwałam się z miejsca, prawie biegiem ruszając w stronę drzwi, a później zbiegając po schodach, przeskakując czasami po dwa stopnie, co powodowało, iż co chwilę się potykałam i tylko trzymanie mocno poręczy chroniło mnie przed upadkiem.
Nawet nie zwróciłam uwagi na mijającego mnie Maxa, który siarczyście klął pod nosem, kierując się przy tym na górę. Kiedy pojawiłam się w salonie, przebywali tam tylko Ethan i Mike, reszta stojąc w kuchni, nagle zajęta sprzątaniem opakowań i myciem naczyń.
– Co wy tutaj zrobiliście? – jęknęłam, przykładając dłoń do czoła, nie mając pojęcia na czym zawiesić swój wzrok.
Na podłodze znajdowały się rozbite doniczki, z których wysypywała się ziemia i połamane kwiatki, a ich liście moczyły się w sosie tabasco. Buteleczki po nim także były roztrzaskane. Żałowałam, że uniosłam swój wzrok, ponieważ widząc plamę po sosie nawet na ścianie, nieświadomie krzyknęłam.
– Noro, no bo... wiesz... – Mike niepewnie próbował skleić zdanie, robiąc mały krok do tyłu.
Patrząc na niego zmrużonymi oczami, miałam ochotę zamordować go gołymi rękami. Ledwo powstrzymywałam się od tego przedsięwzięcia, gdy dostrzegłam, jak kropla sosu spływa chłopakowi z rudych włosów i uderza o jego nos, na co nawet nie zwrócił uwagi. Moje zdenerwowanie przeszło w rozbawienie i nie potrafiłam powstrzymać się od głośnego śmiechu.
– Czy ona oszalała?
Po tym pytaniu rozległ się dźwięk plaśnięcia, najwyraźniej osoba, która zadała to pytanie, zamiast odpowiedzi, oberwała w głowę. Przenosząc wzrok od chłopaków w kuchni do Mike, nie mogłam wyjść zdziwienia, jak bardzo obawiali się reakcji mniejszej od siebie dziewczyny. Ich pewność siebie gdzieś uciekła, a brak żartów z ich strony przez te kilka minut sprawiał, że zaczynałam się szczerze niepokoić o ich stan emocjonalny.
– Dobrze – próbowałam się uspokoić. – Ja nawet nie chcę na to patrzeć...
– Noro – Mike próbował mi przerwać, lecz uciszyłam go uniesieniem dłoni.
– Ja nie zamierzam na to patrzeć – poprawiłam się, posyłając ostrzegawcze spojrzenie rudzielcowi. – Dlatego wrócę teraz na górę, a do poniedziałku chcę nowe kwiatki, odmalowane ściany i czystą kanapę, jasne?
– Nie będzie żadnej kary dla Mike? – zawołał William, jeden ze znajomych Ethana.
– Zamknij się – odkrzyknął Mike, jakby naprawdę obawiał się takiej możliwości. – Jasne, Noro. Nie słuchaj tego kutasa, będą nowe kwiatki i wszystko jak chcesz.
Zacisnęłam usta, by ponownie nie wybuchnąć śmiechem, od czego nie powstrzymali się przebywający w kuchni goście. Nawet nie zerknęłam w ich stronę, przeniosłam swój wzrok na Ethana, który jako jedyny całkowicie opanowany, puścił mi oczko i uśmiechnął się przygryzając przy tym wargę.
Wymieniając porozumiewawcze spojrzenie, przybiliśmy sobie niewidzialną piątkę, podstępem mając ludzi od odmalowania salonu, czym męczyłam chłopaka od samego przeprowadzenia się tutaj. Wypadek Mike był idealną okazją, by to zrobić.
Obróciłam się na pięcie, szczerze chcąc zapomnieć o widoku, jaki zastałam schodząc na dół, przy czym wpadłam na kogoś. Pośpiesznie odsunęłam się od Maxa, który nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem, od razu przechodząc do blondyna i pytając o czystą koszulkę.
Wiele siły kosztowało mnie, żeby nie stać w jednym miejscu dłużej niż sekunda. Zacisnęłam palce w pięści i ruszyłam szybko po schodach, nie chcąc by ktokolwiek zauważył, jak zareagowałam na bliskie spotkanie z brunetem. Moje serce biło zdecydowanie za szybko, bałam się, że jego uderzenia były słyszalne w całym domu
~~~~~~~
Wczoraj Obietnica zajęła 216 miejsce w kategorii dla nastolatków, za co Wam bardzo dziękuję.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba, wyrażajcie opinię w komentarzach. :)
Pozdrawiam
Nuhbe
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro