25.1
Resztę dnia spędziłam w pokoju, łudząc się, że Max wróci. Wierzyłam, że zdenerwowany postanowił iść się tylko przewietrzyć, a jego wypowiedź na temat alkoholu była nieprawdziwa i rzucona ot tak, żeby mnie zdenerwować. Kiedy po pół godzinie nadal go nie było, zaczęłam do niego dzwonić, chcąc dowiedzieć się, gdzie był. Martwiłam się o niego, bałam się, że wzburzony mógł nie uważać i przez to mogło mu się coś stać. Jednak on nie odbierał moich telefonów i nie odpisywał na wiadomości. Godzinę po swoim wyjściu z mojego domu wyłączył komórkę, dając tym samym sygnał, że nie chciał tego wieczoru już ze mną rozmawiać.
Byłam zmęczona jego zachowaniem tym, że praktycznie każda nasza rozmowa kończyła się kłótnią. Nie obwiniałam tylko jego, ale gdyby bardziej starał się panować nad sobą, do wielu sprzeczek nie doszłoby. Tracił panowanie zawsze, kiedy miałam odmienne zdanie, jakbym musiała myśleć tylko w taki sposób jak on. W pewnym sensie pokazywał mi tym, że uważał, iż nie potrafiłam samodzielnie myśleć i podejmować decyzji. Rzeczywiście, często popełniałam błędy, ale to nie pozwalało mu na takie zachowanie.
Mieliśmy zacząć od nowa, ale każda nasza kłótnia kończyła się docinkami z jego strony. Potrzebowałam oparcia w nim, pewności, że mogłam z nim o wszystkim porozmawiać, zamiast tego otrzymywałam wrzaski i dźwięki trzaskających drzwi. Kiedyś nie pozwoliłby, żebym widziała go w takim stanie, a teraz nie przejmował się, że swoim zachowaniem sprawiał mi ból. Wcześniej cieszyłby się, że starałam się utrzymywać kontakt z ludźmi, a w tej chwili doszukiwał się w każdym wad.
Nim położyłam się do łóżka, a była już trzecia, sprawdziłam jeszcze raz telefon. Nie dostrzegając żadnej odpowiedzi od niego, poczułam ukłucie bólu, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Jednak nawet w takiej chwili nie żałowałam ani przez sekundę, że wróciłam.
Obróciłam się na plecy, ciężko wdychając i wpatrując się w ciemny sufit. Moje oczy były już przyzwyczajone do ciemności, więc bez trudu wszystko dostrzegałam w pokoju. Zaciskając palce na pościeli, wsłuchiwałam się w swój oddech i odgłosy chrapania Ethana zza ściany. Za kilka godzin musiałam wstać, lecz niepokój nie pozwalał mi zasnąć.
Skrzypnięcie drzwi na dole uświadomiło mnie, że Max postanowił jednak tutaj przyjechać. Mimo że byłam na niego zła, odczułam ulgę wiedząc, że nic mu się nie stało i bezpiecznie wrócił do domu. Jego kroki na schodach były głośniejsze niż zwykle i mniej pewne. Obróciłam się na bok, przyjmując pozycję embrionalną i zaciskając powieki. Nie miałam teraz siły na rozmowę z nim, nie kiedy był pijany, nie odpowiedział na moje słowa i postanowił nie dawać znaku życia przez cały ten czas.
Zacisnęłam zęby, słysząc odpijającą się klamrę jego paska. Zrzucił z siebie ciuchy, najprawdopodobniej kładąc je gdzieś na podłodze, a później wsunął się pod pościel, przybliżając do mnie. Wyczułam od niego alkohol i spięłam się, kiedy otoczył mnie w pasie ramieniem i przyciągnął do siebie.
– Słoneczko? – szepnął ochryple i lekko bełkotliwie.
Musnął ustami mój obojczyk, czekając na odpowiedź z mojej strony, której nie otrzymał, ponieważ nadal udawałam, że spałam. Westchnął, a ciepłe powietrze obiło się o moją skórę. Domyślał się, że udawałam, ale na szczęście nie zamierzał o tym mówić. Pocałował jeszcze raz to samo miejsce, a później opadł głową na poduszkę, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Leżeliśmy dłuższą chwilę w ciszy i byłam już pewna, że zasnął.
– Spierdoliłem – mruknął nagle, jak przypuszczałam, bardziej do siebie. – Jak zwykle, spierdoliłem. Znowu cię zraniłem i doprowadziłem do płaczu. Nienawidzę patrzeć, jak płaczesz, ale ciągle powoduję, że to się dzieje. Jestem pieprzonym nieudacznikiem.
Przez moment wstrzymałam oddech, słuchając jego słów. Zamilkł na moment, westchnął ponownie, klnąc pod nosem.
– Słoneczko, wiem, że nie śpisz – odezwał się po chwili ciszy. – Wypierdol mnie, powiedz jakim jestem złamasem, ale nie udawaj, że mnie nie słyszysz.
Przygryzłam policzek, chcąc nadal udawać, że spałam. Ignorował mnie, więc dlaczego ja teraz nie mogłam tego zrobić? Jednak nie wytrzymałam i mimo tego, że nadal miałam mu za złe, iż tak postąpił, obróciłam się w jego stronę. Uniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy, w których widoczna była skrucha. Uśmiechał się nieznacznie i musnął palcami mój policzek. Nie odzywając się, przyłożyłam czoło do jego piersi i przymknęłam oczy, kiedy moje ciało zaczęło drżeć. Pocałował czubek mojej głowy, pocierając dłonią plecy.
– Kocham cię – szepnął. – Nie powinienem wychodzić, nie mówiąc ci tego.
– Nie powinieneś w ogóle wychodzić – poprawiłam go, pociągając nosem.
– Przepraszam – powiedział, całując po raz kolejny czubek mojej głowy.
Chociaż byłam na niego zła, wybaczyłam mu. Nie mówiąc nic więcej, leżeliśmy w ciszy, aż w końcu jego spokojny, równomierny oddech upewnił mnie, że chłopak zasnął. Gładząc palcami jego skórę, pozwoliłam sobie na łzy. Tak bardzo go kochałam, a tak bardzo mnie ranił. Jak wiele była wstanie znieść miłość? Muskałam ustami jego skórę, kiedy przebudził się. Zamrugał powiekami, spoglądając na mnie niewyraźnie.
– Kochanie – wymruczał, gładząc mój policzek, gdy oblizałam usta. Starł pojedynczą łzę z mojego policzka. Pocałował mnie, jęknęłam, kiedy popychając mnie na materac, zawisł nade mną. Przesunęłam dłońmi po jego plecach, przyciągając go bliżej. Smakował piwem, jednak nie przeszkadzało mi to. Zatracałam się w nim, w jego dotyku, smaku, oddechu. Nie chciałam nic więcej.
Max pojechał do pracy przed moim obudzeniem. Mimo spędzonej wspólnie nocy, czułam, że było tak lepiej. To, że uprawialiśmy seks, nie oznaczało, że rano nie mogliśmy się znowu pokłócić. Nadal czułam rysę na sercu przez to, że wyszedł, woląc alkohol ode mnie.
Schodząc po schodach odczuwałam boleśnie świadomość tego, że zostały cztery tygodnie do zakończenia szkoły. Również cztery tygodnie, podczas których mieszkałam z Ethanem. Nie chciałam o tym myśleć, nie chciałam sobie przypominać, co obiecałam Maxowi. Wiedziałam doskonale, że gdy tylko zakończenie roku się zbliży, on przypomni mi o wyprowadzce.
Blondyn siedział przy stole, podbierając głowę o pięść. Z zamkniętymi oczami pił kawę i tylko czekałam na moment, aż obleje się gorącym napojem i od razu się rozbudzi. Przygryzłam wargę, żeby się nie zaśmiać i po wzięciu kubka z szafki, usiadłam obok chłopaka.
– Hej, Małpko – przywitał się i od razu zakrył usta ziewając. Popatrzył na mnie zaspanymi oczami, które błagały, żeby ktoś pozwolił mu wrócić do łóżka.
– Czyżbyś się nie wyspał, Ethan? – spytałam i sięgnęłam po dzbanek z kawą. Nie mogłam uwierzyć, że był niewyspany po tylu godzinach snu, o którym dawało znać jego głośne chrapanie. – Zastanawia mnie tylko jedno, po co piłowałeś drewno, skoro nawet kominka nie mamy?
Przez dobre kilka sekund nie umiał zrozumieć, o co mi chodziło, a kiedy to do niego doszło, wybuchł śmiechem, mało nie dławiąc się kawą. Po chwili spojrzał na mnie niby groźne i potargał mi włosy, czym niezbyt się przejęłam.
– Gdybyś tak chciała spalić Maxa na stosie czy coś – odparł uśmiechając się szeroko i dolewając sobie kawy. – Wiesz, zaczyna nam powoli brakować naczyń. Jeszcze kilka waszych kłótni i będziemy pić kawę z dzbanka.
Zaśmiałam się nerwowo, zdając sobie sprawę, że chłopak słyszał naszą wczorajszą kłótnie. W sumie byłoby dziwne, gdyby jej nie usłyszał. Było mi wstyd, że po raz kolejny był świadkiem naszej sprzeczki i żałowałam, że wtedy nie spał. Nie usłyszałby kompletnie nic przez swój twardy sen.
– Przepraszam, że musiałeś tego słuchać – powiedziałam cicho, od razu przykładając kubek do ust i pijąc kawę, przez co poparzyłam się w język. Odłożyłam z trzaskiem naczynie, nadal nie nauczona, że powinnam najpierw poczekać, aż odrobinę wystygnie.
– Nie przejmuj się, Małpko. – posłał mi pocieszycielski uśmiech. – To Max, jestem już do tego przyzwyczajony.
Skinęłam głową, zgadzając się z nim i jednocześnie dziękując, że nie miał pretensji o tę sytuację, a przynajmniej nie dał mi odczuć, żeby je miał.
– Chociaż nie powiem, żeby podobało mi się, jak cię traktuje – stwierdził po chwili, wbijając swój wzrok w wiszące naprzeciwko szafki. Westchnął ciężko, opróżniając kubek i odstawiając go, mocniej niż było to konieczne, na stół.
– Syndrom starszego brata ci się włącza? – zaśmiałam się, chociaż nie było mi do śmiechu.
Ethan wydawał się naprawdę przejęty tym, co działo się u mnie. Nawet nie zareagował na moją próbę rozładowania atmosfery, wpatrywał się w jeden punkt. Jego jabłko Adama poruszyło się, kiedy przełknął ślinę. Dotknęłam go, przeniósł na mnie swoje spojrzenie i uśmiechnął się słabo, jakby dopiero teraz zorientował się, co powiedziałam.
– Wiesz, jak jest Max. – Wzruszyłam ramionami. – Często nie panuje nad sobą, ale wiem, że mnie kocha.
Skinął głową, nie dodając nic więcej do tego tematu, za co byłam mu wdzięczna. Nie chciałam od rana rozmawiać o tym, że Maxa znowu poniosło. Zwłaszcza z Ethanem, bo chociaż mogłam z blondynem porozmawiać na każdy temat, czułam, że nie spodobałoby się mojemu chłopakowi to, że o nim rozmawiamy.
– Powinniśmy już jechać – powiedział, podnosząc się z miejsca i wstawiając nasze kubki do zlewu.
Przeszedł przez salon zabierając swoje rzeczy i zaczął ubierać buty. Niepewnie ruszyłam za nim, marszcząc brwi i zastanawiając się, czy zachowanie przyjaciela wynikało tylko z jego niewsypania.
– Powiedziałam coś nie tak? – spytałam, kiedy otwierał drzwi, a do środka wpadło poranne, rześkie powietrze. Zadrżałam, kiedy obiło się o moją skórę i sięgnęłam po plecak, przewieszając go sobie przez ramię.
Odwrócił się, spoglądając na mnie zaskoczony.
– No co ty, Małpko – zaprzeczył, a jego usta znowu wykrzywiły się w uśmiechu. Omiótł spojrzeniem dom, chcąc upewnić się, że wszystko było w porządku i kiwając głową w stronę wyjścia, sam przeszedł przez drzwi.
Westchnęłam, rozumiejąc, że po prostu byłam przewrażliwiona, a Ethan zachowywał się tak jak zwykle. Wzięłam kilka głębszych wdechów, mając nadzieję, że Lisa tego dnia będzie ze mną normalnie rozmawiać.
Przeszłam obok blondyna, zwyczajowo szturchając go w bok, przez co zmrużył oczy. Zamknął drzwi, przekręcając kluczyk i upewniając się, że dobrze to zrobił, skierował się do samochodu. Nim jednak wsiadł, spojrzał na mnie znad dachu.
– Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć, Małpko – przypomniał. – Nie jestem idealny ani wspaniały i nie chcę zająć jego miejsca, on o tym doskonale wie.
– Wie, ale nie dopuszcza do siebie tego i to mnie boli – odparłam. – Nie chcę cię stracić, ale czuję, że w końcu nie da mi wyboru i każe wybrać.
Przez jego twarz przeszedł cień, który zamienił się w grymas bólu. Odwrócił głowę, nie chcąc, żebym to zauważyła.
– Wiem o tym, mam tylko nadzieję, że w pewnym momencie nie obudzisz się pozbawiona wszystkich przyjaciół, ponieważ on od ciebie tego żądał. – Wsiadł do samochodu, tym samym kończąc ten temat.
Poczułam ostry ból w piersi i musiałam odczekać chwilę, a dopiero wtedy zajęłam swoje miejsce, zapinając pasy czułam, że czas naszej przyjaźni się kończy. Musiałam zacisnąć mocno zęby, by nie rozpłakać się z tego powodu. Nie chciałam go stracić. Nie mogłam go stracić, nie wytrzymałabym tego.
Maj, a ja czułam, jakby pogoda cofnęła się o dobre pół roku. Wychodząc ze szkoły objęłam się szczelnie ramionami, czując, jak pojawiała się na nich gęsia skórka. Spoglądając przez moment na niebo i widząc ciemne chmury westchnęłam zrezygnowana. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęła się ulewa. Starając się wyszukać wzrokiem samochodu Ethana, po raz kolejny przyjechaliśmy zbyt późno i chłopak później sam musiał znaleźć jakieś miejsce, chciałam odejść od tłumu, który gromadził się tuż przy wejściu do szkoły.
– Nora! – Usłyszałam za sobą wołanie. Obróciłam się do tyłu, dostrzegając kilka metrów za sobą Lisę, która przeciskała się przez ludzi, chcąc do mnie dobiec.
Uniosłam brwi, szczerze zaskoczona tym, że znowu ze mną rozmawiała i postanowiłam odsunąć się na bok, by nie torować przejścia. Oparłam się o murek, dygotając z zimna, gdy zęby uderzały o siebie, tworząc ten nieprzyjemny dźwięk. Jak nic, temperatura spadła o minimum piętnaście stopni, co było okropnie wyczuwalne, patrząc na to, że jeszcze wczoraj sięgała ponad trzydziestu stopni.
Rozglądałam się uważnie, w końcu dostrzegając stojącego przy samochodzie Ethana. Trzymając drzwiczki rozmawiał z kimś. Uśmiechnęłam się, zauważając, że był to Mike. Kiedy zwrócili twarze w moją stronę, pomachałam im, mając nadzieję, że widzieli mnie. Odmachali, powracając do przerwanej na moment rozmowy.
Lisie jeszcze chwilę zajęło przeciśnięcie się przez tłum ludzi z młodszych klas i kiedy do mnie podeszła, oddychała ciężko. Odsunęła niesforny kosmyk włosów do tyłu i oparłam się ręką o murek, mrużąc oczy na chłopaka, który na nią wpadł przed momentem.
– Jestem zaskoczona, że jednak ze mną rozmawiasz – stwierdziłam protekcjonalnym tonem. Dźwięki były odrobinę zdeformowane, musiałam uważać, żeby przez przypadek nie odgryźć sobie języka.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze skruchą, wyraźnie zastanawiając się, co mogłaby mi odpowiedzieć. Przechodziłam z nogi na nogę czując, że jeśli zaraz czegokolwiek nie powie, będę musiała ją tu zostawić, ponieważ nie zamierzałam zamarznąć. Zerknęłam na niebo, kiedy duża kropla spadła na mój nos.
– Może pojedziemy do mnie? – zaproponowała rudowłosa, kiedy coraz więcej kropel spadało na ziemie.
Miałam pewne obawy, przed pojechaniem do niej, ale w chwili, gdy całkowicie się rozpadało, a ściana deszczu ostrzegała, że zaraz będziemy całe mokre i nie pozostanie na nas sucha nitka, zaczęłyśmy biec w stronę jej samochodu. Starając się nie wpaść w tworzące się już kałuże, co jakiś czas wpadałyśmy przez przypadek na ludzi, co wywoływało u nas napad śmiechu.
Nim dobiegłyśmy do auta, woda spływała po nas strumykami, wpakowałyśmy się do pojazdu, nie myśląc o tym, że będzie trzeba później posprzątać. Siedząc, starałyśmy się uspokoić, co nie było zbyt łatwe, bo kiedy tylko patrzyłyśmy na siebie i widziałyśmy rozmazany makijaż u drugiej, znowu się śmiałyśmy.
W końcu, gdy brzuchy już nas bolały, spojrzałam na nią poważnym wzrokiem. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach była prośba o przebaczenie. Nagle zrobiło mi się sucho w ustach, poczułam, że ta prośba nie była spowodowana tylko ubiegłym tygodniem.
Wyciągnęłam z mokrej kieszeni dżinsów telefon i wystukałam wiadomość do Ethana, że pojadę do Lisy, by nie musiał nadal na mnie czekać. Nim zdążyłam zapiąć pasy, a dziewczyna odpalić silnik, otrzymałam wiadomość zwrotną.
Nie ma u niej twojego brata, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro