Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.3

Mijały dni, a Lisa skrupulatnie mnie unikała i nawet się z tym nie kryła. Dostrzegając mnie na korytarzu, robiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni i pędziła w drugą stronę, zerkając przez ramię, czy czasem nie zamierzałam jej gonić. Na wspólnych zajęciach siadała po drugiej stronie sali, robiąc wszystko, żebym nie miała czasu jej zagadać. Lecz nawet do tego nie dążyłam. Nie chciała ze mną rozmawiać, Ethan miał racje. Uwierzyła Robbowi, nie mi. Co więcej mogłam zrobić niż czekać, aż przejrzy na oczy?

– A co jeśli naprawdę się zmienił? – szepnęłam do poduszki, nie chcąc, aby Max mnie usłyszał.

Wątpliwości zaczęły mną targać. Nie chciałam im się poddać, lecz coraz trudniej znosiłam to, że Lisa tak po prostu mnie odtrąciła. Przecież nie mogła nie dostrzegać potwora w Robbie.

Max leżał tuż obok mnie, rozciągnięty na całej długości łóżka. Z dłońmi pod uniesioną głową i przymkniętymi oczami, odpoczywał, lecz wiedziałam, że nie spał. Jego koszulka podsunęła się do góry, odkrywając pasek nagiej skóry brzucha. Miałam ochotę musnąć go ustami, sunąc dłońmi po ciele bruneta, jednak to pragnienie zostawała przytłumione stresem i niepokojem.

Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa, otworzył szeroko oczy, posyłając mi groźne spojrzenie.

– Chyba sobie kpisz – warknął, spinając się.

Wzdrygnęłam się i usiadłam, zabierając ze sobą poduszkę i obejmując ją ramionami. Przyglądałam się chłopakowi, czując, jak stres zżerał mnie od środka. Nie wiedziałam już, co o tym wszystkim miałam myśleć i do głowy przychodziły mi coraz bardziej absurdalne rzeczy. Sama wątpiłam w to, żeby mój brat mógł się zmienić, a z każdym dniem, w którym się nie pojawiał, jakaś iskierka wewnątrz mnie się zapalała. Byłam rozdarta między myślą, że robi to specjalnie, wydłuża moment swojego kolejnego przyjazdu, tym samym wiedząc, że zatruwał tym mój umysł i nie pozwalał o sobie zapomnieć, dręczył mnie psychicznie, żebym czuła, że nigdzie nie mogę być bezpieczna.

Z drugiej strony coś podszeptywało mi, że dał mi spokój. Zmienił się, dorósł, może przestał ćpać i zaczął od nowa, pozwalając mi na to samo. Chociaż pierwsza wersja była pewna, nie mogłam uciec od tego, że moje myśli zaczęła wypełniać ta druga wersja, przez co zaczynałam czuć wyrzuty sumienia, że nie daje mu szansy. Zaczęłam brać winę na siebie, nie dostrzegając, że to kolejny argument do pierwszej wersji.

Max usiadł gwałtownie, wpatrując się we mnie swoimi brązowymi oczami. Wściekłość mieszała się z niedowierzaniem, pokręcił głową i zacisnął palce na włosach. Coś co dostrzegł w moich oczach, spowodowało, że poczuł ból.

– Może zamierzasz do niego pojechać i mu wybaczyć? – prychnął, wstając z łóżka i odwracając ode mnie wzrok. – Pojedziesz do tego skurwysyna i przeprosisz, że prawie cię zabił?!

–To nie tak, Max! – zaprzeczyłam, chowając twarz w dłoniach.

Cała dygotałam, wykończona tym tygodniem niepewności. Strach, że on wrócił był tak silny, że nie potrafiłam normalnie funkcjonować, mając z tyłu głowy wspomnienia, które pojawiały się, gdy tylko przymknęłam oczy. Max denerwował się na każdą wzmiankę o moim bracie, starał się jak tylko umiał, panować nad złością, ale ona za każdym razem wygrywała przez co zamiast się wspierać, kłóciliśmy się bez przerwy.

– A jak, Słoneczko?! – wrzasnął, zatrzymując się na środku pokoju i patrząc na mnie wściekle. – Jak możesz chociaż przez chwilę myśleć, że on się zmienił?! Czy aż tak bardzo uwielbiasz niszczyć siebie, żeby w to wierzyć?!

Pokręciłam głową, odgarniając łzy z policzków. Siedziałam na środku łóżka z podkulonymi nogami i chciałam, żeby to się skończyło, żeby każda nasza rozmowa nie kończyła się kłótnią, ponieważ tak to wyglądało przez cały tydzień. Wszystkie te pretensje dobijały mnie jeszcze bardziej.

– Minęły trzy lata – szepnęłam, patrząc na niego błagalnie, kiedy on znowu był wściekły. – Może...

– Nie kończ! – wtrącił, zaciskają dłonie w pięści. – Słoneczko, nie kończ tego zdania, bo ono zniszczy wszystko między nami.

Wstrzymałam oddech, słysząc tę groźbę, był śmiertelnie poważny. Wyglądał, jakby był gotów w każdej chwili opuścić mój pokój, nawet nie odwracając się za siebie. Z trudem przełknęłam ślinę, milknąc, nie chcąc, żeby jedno zdanie zakończyło nas.

– Co mam zrobić, twoim zdaniem? – spytałam bezradnie. – Bo jak na razie czuję się, z każdej strony obserwowana, Max, do cholery! Zamiast normalnie rozmawiać, kłócimy się cały czas i to o niego. Czy to moja wina, że przyjechał tutaj?!

Nie odzywał się przez chwilę, mrużąc oczy i zaciskając zęby. Mięsień na jego twarzy drgał, kiedy oddychał ciężko. Widziałam odpowiedź w jego oczach, uważał, że była to wina Lisy i tego, że nie potrafiłam z niej zrezygnować. Objęłam się szczelniej sweterkiem, nie chcąc, żeby swoim spojrzeniem dostrzegł to, co ukryłam przed nim. Potrafił doskonale przejrzeć moje myśli, ale wierzyłam, że tego nie zauważył. Nie powiedziałam mu, że dziewczyna była u nas niedzielnego wieczoru, nie poinformowałam go o naszej rozmowie. To, że dziewczyna unikała mnie całkowicie, pomagało mi tylko w tym, żeby ukrywać fakt, że nie chciałam z niej zrezygnować. Wierzyłam, że w końcu się obudzi i nie będzie się więcej oszukiwać. Czułam się w obowiązku, żeby jej pomóc.

– Mówiłem ci, żebyś już dawno powiedziała jej, żeby spierdalała! – odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Nie widzisz, że ona sprowadza na ciebie same kłopoty?

– Ona potrzebuje pomocy – próbowałam po raz kolejny go przekonać.

– Gówno prawda – wycedził, robiąc kilka kroków w moją stronę. – Ona cię wykorzystuje, czy ty nie możesz w końcu przejrzeć na oczy?! Przychodzi do ciebie tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje. Zobaczysz, jeszcze wybierze tego gnoja zamiast ciebie, tak jak to zrobiła ze swoim bratem. Nie liczysz się dla niej w ogóle!

Jego słowa uderzyły mnie dogłębnie, tak bardzo zgadzając się z tym, co Lisa robiła ostatnio. Jednak nie dopuszczałam do siebie myśli, żeby tak mogło być. Była zagubiona i nie wiedziała co robić, jak postępować, dlatego tak się zachowywała.

– Nie mów tak – poprosiłam ochryple. – Byłam w takiej samej sytuacji, wiem, co przechodzi...

– Tak nisko się oceniasz. – Pokręcił głową, wzdychając ciężko. – Ona jest tchórzem, ty każdego dnia walczyłaś, ona czeka aż ktoś za nią coś zrobi.

– Nie każdy jest tak silny, by to wytrzymać, Max – powiedziałam cicho, wbijając wzrok w pościel. – Radzi sobie jak może, to ją przerasta i popełnia błędy. Wszyscy je popełniamy.

– Jesteś za dobra – wyznał z obelgą. Uważał, że to źle, chciał, żebym była bardziej egoistyczna. Nie potrafiłam tak. – Pojedźmy na policję.

Zszokowana, uniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Otworzyłam usta, chcąc coś odpowiedzieć, ale miałam kompletną pustkę w głowie.

– Co miałabym im niby powiedzieć? – Posłałam mu spojrzenie mówiące, że go nie rozumiałam. – Że brat przyjechał na rocznicę śmierci matki? Nie zbliżył się do mnie, więc nawet nie mam o co go teraz oskarżyć!

– Szukasz tylko wytłumaczenia, żeby tego nie zrobić – zaprzeczył moim słowom z rozczarowaniem w oczach. Był zawiedziony moją postawą, a złość nadal w nim płonęła. – Jest ci go żal! Myślisz, że nadal możesz go zmienić, prawda? Czy już nie pamiętasz, co tej chuj ci zrobił?

– Doskonale pamiętam – Mój głos wydawał się wyprany z emocji, kiedy wspomniał o tym, że mogłabym nie pamiętać tego piekła, które stworzył mi własny brat.

– Więc dlaczego nic nie zrobisz?! Kurwa mać, Słoneczko – ryknął, a w jego oczach pojawiła się bezsilność. Bezsilność tego, że nie potrafił nic zrobić, by mi pomóc. Podszedł do łóżka jeszcze bliżej i uklęknął, chwytając jedną z moich dłoni w swoje. – Nie pozwól, żeby znów mi cię zabrał.

– Nie zrobi tego – obiecałam, czując ciepło jego ciała na mojej skórze. Klęczał przede mną jednocześnie wściekły i bezbronny.

– Kiedyś też to obiecałaś – przypomniał z goryczą, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Wyczuwając to, potarł palcami moją dłoń, chcąc tym samym pomóc mi. – A on zrobi to ponownie, jeśli czegoś nie zmienisz.

Pochyliłam głowę, przykładając czoło do jego i oddychając z trudem. Przerażenie pełzło po podłodze, wsuwając się na łóżko i oplatając mnie swoimi mackami, naśmiewając się przy tym, że ponownie nie dotrzymam słowa.

– Wierzę, że nie przeżyłam tylko po to, by po raz kolejny mógł to zrobić – ciche dźwięki wydobywały się z moich ust, kiedy nasze oddechy łączyły się. – Jednak zamykanie się na resztę świata nie pomoże i odwracanie się, gdy ktoś potrzebuje pomocy, również nie jest wyjściem.

– Właśnie o tym mówię – stwierdził. – Nic się nie zmieniło, odkąd cię poznałem, uważałaś, że każdy zasługuje na drugą szanse, to cię zgubiło, Słoneczko i zrobi to po raz kolejny, a ty znowu mnie zostawisz.

Odsunął się, całując mnie w czoło. Wciągnął powietrze, jakby chciał poczuć mój zapach i wstał, puszczając moją dłoń. Patrzyłam na to, co robił, nie chcąc, żeby wychodził, ale on właśnie kierował się w stronę drzwi, zabierając po drodze z biurka swoje dokumenty i klucze.

– Gdzie idziesz? – zapytałam marszcząc brwi. Myślałam, że zostanie na noc, a on właśnie zamierzał sobie pójść. Jęknęłam cicho, nie chcąc, żeby to zrobił.

Zatrzymał się z ręką uwierzoną nad klamką. Upuścił ją, klnąc pod nosem. Pociągnął za swoje włosy, nadal stojąc do mnie tyłem.

– Muszę iść się napić – wyznał.

– Jasne, alkohol wszystkiemu zaradzi! – prychnęłam, nie wierząc w to, że wolał iść się upić. – Przy okazji pobij się z kimś, bo tylko to jest wyjście!

Pożałowałam tych słów, kiedy zobaczyłam jego twarz. Wyglądał, jakbym właśnie go uderzyła. Sprawiłam mu ból tą wypowiedzią.

– Zawsze możesz iść do Ethana – oznajmił głosem tak lodowatym, że zrobiło mi się zimno. – Rzadko kiedy pije, nikogo nie uderzył, ideał, co nie? Ciekawe co jeszcze przy mnie robisz, skoro tuż za ścianą masz tak wspaniałego człowieka.

Ironia wręcz wylewała się z jego ust, kiedy ból na jego twarzy zamieniał się w maskę. Popatrzył jeszcze przez chwilę na mnie, oddając bólem za ból. Uderzył w ścianę, a później otworzył drzwi i zaczął wychodzić.

– Kocham cię – wyznałam i chociaż usłyszał, nie odpowiedział. Nawet się nie zatrzymał, tylko ruszył dalej udając, że nic nie powiedziałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro