Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23.1

Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale żadne słowo z nich nie uciekło. Zamykałam je, to znowu otwierałam, najprawdopodobniej przypominając w tym momencie rybę. Nie chciałam w to wierzyć, nie chciałam wierzyć, że pozwoliła, by Jude'owi się udało. Ethan stanął obok mnie, również oczekując wyjaśnień od dziewczyny

– Został skazany – wyjaśniła, a ja odetchnęłam z ulgą.

Nie rozumiałam, dlaczego w takim razie Rangerowie wyglądali na tak zdenerwowanych. Zwłaszcza brat Sylvii, który wybiegł z sali jako pierwszy. Oparłam się o ścianę, ponieważ nie potrafiłam ustać na nogach. Ulga mieszała się z dziwnym uczuciem, powodując, że chociaż się rozluźniłam, w głowie nadal miałam mętlik.

– Na czterdzieści cztery miesiące – dodała, a ja otworzyłam szerzej oczy i pokręciłam głową. – Jako gwałt drugiego stopnia.

Nie całe cztery lata za gwałt. Nie całe cztery lata za odebranie przyszłości, za przyczynienie się do samobójstwa dziewczyny, która nic mu nie zawiniła. Nie całe cztery lata za odebranie rodzicom dziecka, bratu siostry. Najniższa kara jaka mogła być, teraz już rozumiałam wściekłość rodziców Sylvii.

– Ale i tak będą się starać, żeby sędzia wznowił proces -– wyznała, rozglądając się uważnie, jakby bała się, że ktokolwiek usłyszy te słowa.

Po chwili salę opuścili rodzice Lisy, zadowoleni, chociaż pewnie spodziewali się całkowitego uniewinnienia. Słyszałam, jak przechodząc, mówili o tym, że Sylvia sama była sobie winna, a Jude nie zrobił nic wbrew niej. Mówili, że dziewczyna była wariatką, a samobójstwo było na to dowodem. Dodali, że jej brat był niepoczytalny i to pewnie on dobrał się do siostry.

Miałam ochotę ryknąć śmiechem. Byli tak obłudni. Chciałam wrzasnąć na nich, żeby się opamiętali, żeby spojrzeli na własny dom, gdzie ich syn znęcał się przez wiele lat nad córką. Hipokryzja biła od nich. Nie byli lepsi od swojego syna, pozwalali, żeby robił, co tylko chciał i uchodziło mu to płazem.

Teraz nie było inaczej, chociaż cieszyłam się. Cieszyłam się niezmiernie, że stypendium, które miał otrzymać, trafi w ręce innego człowieka, który pewnie bardziej na nie zasługuje. Miejsce, które miał zająć na uczelni, dostanie ktoś inny. To była jedyna rzecz, która mnie cieszyła, ponieważ cztery lata miną szybko, a on pewnie się nie zmieni. Tacy ludzie jak Jude nigdy się nie zmieniają.

Rzucili nam niezadowolone spojrzenie, tym samym okazując nam, że nie podobało im się, że ich córka przy nas stała. Lisa zerknęła na nas, nadal ugniatając chusteczkę w dłoni, była rozdarta. Jej rodzice wygrali, popatrzyła na nas przepraszająco, a później odwróciła się, dołączając do nich i wraz z nimi schodząc na dół.

– Rozumiesz? – spytałam Ethana z powątpieniem w głosie. – Czterdzieści cztery miesiące za coś takiego.

– Twój brat za zabójstwo dostał tylko nakaz odwyku – przypomniał, przez co dreszcz przebiegł mi po plecach.

Uniosłam wzrok, patrząc na niego i skinęłam głową.

– Jeśli masz znajomość i pieniądze, masz wszystko – stwierdziłam. – Oboje to mieli, a na żadnej z rozpraw nie pojawiła się ofiara, ponieważ żadna z nich nie żyła. Lisa także jest ofiarą, myślisz, jak skończy się proces za cztery lata?

Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w kierunku wyjścia, chcąc opuścić to miejsce. Prawda była okrutna, a odpowiedź na pytanie zbyt oczywista, nie chciałam jej usłyszeć. Wtedy musiałabym pogodzić się z myślą, że dla Lisy nie było już ratunku, a tego nie zamierzałam przyjąć. Wierzyłam, że pewnego dnia się obudzi i zrozumie.

Wychodząc z budynku dostrzegłam Lisę, która objęta przez jakiegoś mężczyznę, kroczyła w stronę samochodu. Jej rodzice już odjechali, widocznie zostawiając ją z nim. Zmrużyłam oczy, chcąc

cokolwiek dostrzec z postaci tego kogoś, jednak obszerna, czarna bluza i kaptur założony na głowę skutecznie mi to uniemożliwiała. Fakt, że byli zwróceni do nas tyłem także tego nie ułatwiał.

– Nie za ciepło mu? – zaśmiał się Ethan, wskazując osobę, na którą patrzyłam.

Z wiadomości pogodowych wiedziałam, że dzisiaj miało być dwadzieścia osiem stopni, nawet stojąc w cieniu, czułam, że było więcej. Zmarszczyłam brwi, gdy otworzył jej drzwi, a później okrążył samochód. Wsiadając, zwrócił się w naszą stronę, a ja poczułam jego wzrok na sobie, chociaż nie widziałam jego twarzy. Odjechali z piskiem opon, zostawiając za sobą smugę dymu.

– Wracasz z Maxem? – spytał blondyn, gdy wznowiliśmy marsz.

Rozejrzałam się po parkingu, wyszukując samochodu bruneta, jednak nigdzie go nie widziałam. Gdybym miała przy sobie telefon, wystarczyłoby, że zadzwoniłabym do niego z pytaniem. Wzruszyłam ramionami.

– Mówił, że przyjedzie po mnie – przyznałam, wyciągając z torebki okulary przeciwsłoneczne i wsuwając je na nos, dzięki czemu odetchnęłam z ulgą. – Mogę od ciebie zadzwonić?

Przeszukał kieszenie, klnąc pod nosem. Zerknął na mnie niepewnie, a później otworzył samochód. Widziałam, jak nachylał się przez fotel kierowcy do schowka, zamiast przejść od drugiej strony. Zaśmiałam się cicho na ten widok, dodatkowo słysząc, jak klnie, gdy o coś się uderzył. Po chwili powrócił do mnie i podał mi swój smartfon.

– Trochę niezgrabne to było, Eth – zaśmiałam się z niego, przez co potargał moje włosy.

– Cicho bądź, kobieto – mruknął, opierając się o maskę samochodu. – To było idealne, nie znasz się.

Wywróciłam oczami, wybierając numer bruneta, ale gdy przykładałam telefon do ucha, zobaczyłam, jak wjeżdżał na parking i zatrzymywał się tuż obok nas. Nie wysiadając z samochodu, przejechał wzrokiem po nas i uniósł brew. Uśmiechnęłam się do blondyna i oddałam mu komórkę.

– Nie myśl dzisiaj o tym. – Zrobił okrężny ruch dłonią, wskazując sąd, ale mając na myśli więcej. – Spędź miło dzień.

– Dzięki, Eth – odpowiedziałam, chcąc pożegnać się przytuleniem z przyjacielem, ale ograniczyłam się do przybicia mu piątki, co wydawało się sztuczne. – Ty też nie siedź dzisiaj w domu.

Nie odpowiedział, tylko skinął głową. Posłałam mu uśmiech i ruszyłam do samochodu Maxa, nie oglądając się za siebie. Wzięłam głęboki oddech, nim otworzyłam drzwi i wsiadłam, ale kiedy już to zrobiłam, a znajomy zapach samochodu i perfum Maxa dotarł do moich nozdrzy, poczułam, jak się uspokajałam.

– Gdzie chcesz jechać? – spytał brunet po przywitaniu się ze mną, przyglądał mi się, chcąc wyczytać coś z mojej twarzy. Ja również przyglądałam mu się, chcąc sprawdzić, czy był zły. Na szczęście widziałam w jego brązowych oczach tylko to, że był zaniepokojony i niecierpliwy.

– Pojedźmy do ciebie – poprosiłam, uśmiechając się delikatnie. Oparłam głowę o zagłówek, czekając na odpowiedź Maxa. Przełknęłam ślinę, na chwilę odwracając wzrok w stronę budynku, a później powracając nim do chłopaka. – Tam możemy spokojnie porozmawiać.

Wsadził kluczyk w zamek i przekręcił go, tym samym otwierając drzwi. Popchnął je bardziej i odsunął się, żebym mogła wejść pierwsza. We wnętrzu było przyjemnie chłodno, z ulgą ściągnęłam szpilki i ustawiłam stopy na zimnych panelach.

– Jesteś głodna? – Pytanie rozniosło się po cichym domu, a po nim nastąpił cichy trzask i dźwięk przekręcanego zamka, gdy zamknął drzwi.

– Nie bardzo – zaprzeczyłam z prośbą spoglądając na schody.

Nim chłopak zdążył o coś jeszcze zapytać, zerknęłam na niego, a później ruszyłam w kierunku schodów, chcąc znaleźć się w sypialni Maxa. Słyszałam, jak szedł za mną, jego kroki były ciche, ale pewne. Westchnął, kiedy nie dałam mu czegokolwiek więcej powiedzieć.

Wpadłam do jego pokoju, zmrużyłam lekko oczy, na korytarzu był półmrok, za to tutaj słońce świeciło prosto w okno. Położyłam torebkę na biurku, tuż obok jego laptopa i naszych zdjęć. Oprócz tego, które stało tutaj od tylu lat, było nasze na huśtawce, zrobione niedawno i wspólne z dziadkami. Przygryzając drżącą wargę opadłam na jego łóżko, wtulając się pachnącą nim pościel. Poczułam, jak wszystkie emocje spływają ze mnie, pozostawiając ogromne zmęczenie. Patrząc też na to, że nie spałam w nocy, a ból głowy nadal się utrzymywał, byłam wykończona. Max położył się za mną, przytulając

do siebie i składając drobny pocałunek na skroni. Zadrżałam, a ramiona zaczęły mi się unosić, gdy w ramionach chłopaka pozwoliłam sobie na płacz.

– Czterdzieści cztery miesiące – wychrypiałam, nadal w to nie wierząc. – A oni i tak będę starać się o wznowienie procesu. Gdy go zobaczyłam...

Zakaszlałam, gdy wraz z oddechem z mojego gardła wydobyło się charczenie. Przytulił mnie mocniej, wyraźnie się spinając. Czule muskał ustami moją skórę, chcąc uspokoić mnie, ale również siebie.

– Niech lepiej zostanie tam i szybko nie wychodzi – odparł oschle. – Powinien też się cieszyć, że nie było mnie tam dzisiaj.

– Nie zeznawała – wyszeptałam. Kiedy to usłyszał, obrócił moje ciało w swoją stronę, a chwytając za twarz, zmusił, bym na niego spojrzała.

– Nie powinnaś się z nią zadawać – powtórzył to, co mówił wiele razy. W jego oczach był gniew i bez trudu mogłam sobie wyobrazić, jak zareagowałby, gdyby teraz zobaczył Lisę. – Ona pociągnie cię na dno.

Wstrzymałam oddech, zagryzając wnętrze policzka. Chociaż wiedziałam, że miał racje, nie mogłam tego zrobić. Nie byłam wstanie jej zostawić, nawet jeśli zamierzała wspierać brata. Potrzebowała kogoś, kto zawsze będzie miał otwarte drzwi dla niej, gdzie zawsze będzie mogła przyjść. Jeśli opuściłabym ją, nie miałaby już nikogo. Nie myślałam o niej, jako o kimś, przez kogo moje wspomnienia mocniej we mnie uderzają, chociaż patrząc na nią, czułam, jakbym patrzyła na siebie sprzed lat. Nie odpowiedziałam nic na to, patrzyłam mu jeszcze przez moment w oczy, a później opuściłam głowę i wtuliłam go w jego pierś. Wciągając znajomy zapach, czułam się bezpiecznie.

– Nie spałam całą noc – wyznałam, przymykając oczy.

– Więc prześpij się, Słoneczko. – Pocałował mnie w czoło. – Ja tutaj będę.

Kiedy obudziłam się, Maxa nie było obok. Pozwoliło mi to na spokojne przemyślenie tego wszystkiego i zastanowienie się, co dalej powinnam zrobić. Dla niego wszystko to wydawało się prostsze, po prostu zerwać kontakt i przestać się przejmować Lisą. Uważał, że ściągnie mnie na dno, nie zastanawiając się, czy może nie byłam osobą, która pomogłaby jej odbić się od tego dna. Przewróciłam się na drugi bok, przecierając dłonią pod oczami, zauważając czarną smugę, która mi na niej pozostała, stwierdziłam, że zanim zejdę na dół, będę musiała zmyć makijaż.

Pani Miller również nie dawała mi spokoju, znalazła mnie i wezwała pomoc, jednak nikogo nie poinformowała, gdzie się znalazłam. Myśląc teraz, dochodziłam do wniosku, że było tak lepiej. Miałam wyrzuty sumienia, że tak ją potraktowałam, pozwoliłam, by gniew utrudnił mi logiczne myślenie. Zastanowiłam się, czy to ona nie wykorzystała swoich znajomości, żebym ja mogła zacząć nowe życie, z nową tożsamością, w nowym miejscu.

Gwałtownie się podniosłam, chcąc zrzucić z siebie te wszystkie myśli. Przyłożyłam rękę do brzucha, słysząc charakterystyczny dźwięk. Westchnęłam, wiedząc, że musiałam iść najpierw do łazienki. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy chłopaka. Zmarszczyłam brwi na lekki nieład, jaki w niej panował, ale stwierdziłam, że mogło być gorzej. Wyciągnęłam szorty i koszulkę, a później przeszłam do łazienki.

Schodząc na dół, do moich nozdrzy doszedł przepyszny zapach, a mój żołądek ponownie dał mi znać o swoim istnieniu. Rozejrzałam się w poszukiwaniu rodziców Maxa, ale widocznie jeszcze nie wrócili. Przechodząc obok salonu dostrzegłam, że telewizor był włączony, a prezenter relacjonował jakiś wypadek, zanim doszłam do kuchni przerzucili się na temat zbliżających się wyborów. Stanęłam w wejściu do kuchni, opierając się bokiem o ścianę i przyglądając się chłopakowi. Z zawieszonym przez ramię ręcznikiem chodził od deski do garnków, tutaj coś mieszając, a tam dodając. Podeszłam bliżej i stanęłam obok mebli, kiedy na mnie spojrzał, nie wydawał się zaskoczony. Jak zwykle słyszał, kiedy szłam, chociaż udawał, że nie. Uśmiechnął się do mnie i wrzucił pomidory z puszki na patelnie, cały czas mieszając je drewnianą łyżką.

– Zrobiłeś to, bo wiesz, że zawsze jestem po nim brudna – stwierdziłam, kiedy odcedzał makaron.

Uśmiechnął się łobuzersko, unosząc jedną brew do góry. Zmierzył mnie wzrokiem z tym błyskiem w oczach. Odstawił pusty garnek i powrócił do zajmowania się sosem.

– Czym się przejmujesz, Słoneczko? – spytał. – Będę mógł cię wylizać.

Wywróciłam oczami, kiedy on puścił mi oczko i zaśmiał się radośnie. Był w znacznie lepszym humorze, niż gdy zasypiałam i ogromnie mnie to cieszyło. Chociaż wiedziałam, że będzie chciał o tym jeszcze porozmawiać, to przynajmniej nie miało się to stać teraz. Zastowiając na moment sos, pochylił się nade mną. Stanęłam na palcach, a obejmując dłońmi jego twarz, złączyłam nasze usta w krótkim, bardzo słodkim pocałunku.

– Wyciągniesz talerze? – poprosił, odsuwając się ode mnie, po czym wrzucił makaron do klopsików.

Były tak uroczo małe, przez co ciężko było uwierzyć w to, że brunet miał cierpliwość je zrobić. Widocznie posiadał jej więcej do jedzenia niż do ludzi. Oblizałam usta, zlizując z nich smak jego smak, co nie umknęło jego uwadze. Przeszłam obok niego pod sąsiednią ścianę, gdzie znajdowała się reszta mebli i otwierając górną szafkę, wyciągnęłam dwa talerze i ustawiłam je na blacie.

– Może pojedziemy w ten weekend do dziadków? – zaproponował, kiedy siadaliśmy przy stole w kuchni, nie chcąc zajmować tego w jadalni.

Spojrzałam na niego niepewnie, zastanawiając się, czy nie zapomniał czasem, czego rocznica była w weekend. Przełknęłam ślinę, nerwowo stukając palcami o stół i starając się wymyśleć coś, co mogłabym mu odpowiedzieć.

– Max, w sobotę – zaczęłam, wbijając wzrok w swój talerz.

– Wiem, co jest, Słoneczko – powiedział, zauważając, że nie będę wstanie dokończyć. Obserwował mnie swoimi ciemnymi oczami, uśmiechnęłam się nieznacznie, dowiadując się, że nie zapomniał. Sięgnął po moją dłoń przez stół i splótł nasze palce. – Możemy zostać i pojechać w przyszłym tygodniu, jeśli chcesz ją odwiedzić.

Przygryzłam wargę, nieśmiało kiwając głową. Nie mogłam mu teraz odpowiedzieć, ponieważ była to zbyt ważna decyzja. Czułam, że dobrym pomysłem byłby wyjazd na ten weekend, byłabym pewna, że jeżeliby ktoś przyjechał na cmentarz, na pewno nie spotkałby mnie. Jednocześnie świadoma byłam tego, że prawdopodobieństwo, iż zjawię się tam tego dnia, było bardzo małe.

Z drugiej jednak strony ostatnią rocznicę spędziłam po prostu na rozmyślaniu o niej. Pozwalałam wtedy na ból i łzy, na wspomnienia również o bracie. Był to dzień, w którym atakowałam się bólem, ale tylko dzięki temu mogłam dalej o niej pamiętać. W innym wypadku rzadko kiedy pozwalałam sobie na myśl o niej, chociaż ostatnio zdarzało się to dużo częściej.

Max dostrzegał, że się wahałam, ku mojemu zdziwieniu, nie naciskał na mnie, żebym w tym momencie podjęła decyzję i najlepiej, żebym zdecydowała się na wyjazd, tylko uśmiechnął się zachęcająco, a później wskazał, żebym zaczęła jeść. Nie protestowałam, ponieważ oprócz tego kawałka rogalika nie jadłam dzisiaj nic więcej. Sięgnęłam po widelec i nałożyłam na niego makaronu z sosem, a później wsadziłam go sobie do ust.

Zauważając rozbawione spojrzenie Maxa, wiedziałam, że już przy pierwszym kęsie się ubrudziłam. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy pochylił się nad stołem i przejechał palcem po moim nosie. Miałam już mu podziękować, kiedy okazało się, że właśnie mnie wysmarował sosem, zamiast go ze mnie ściągnąć.

-To za koszulkę, którą ubrudziłaś mi całą tuszem czy jakimś innym czymś - Przy końcu zdania brunet zmarszczył brwi, zastanawiając się nad nazwą kosmetyku. Kiedy udało mi się skończyć zdanie, uśmiechnął się łobuzersko, zadowolony ze swojej zemsty. Nie wiedział jednak, co w trakcie jego wypowiedzi zaplanowałam. - Nie chcę nic mówić, ale za niedługo będę chodził nago i będziesz miała pretensje, że cię do czegoś zmuszam.

Wizja Maxa chodzącego cały czas bez koszulki była zbyt kusząca, żeby ją zlekceważyć. Przymknęłam na chwilę oczy, a później zaczęłam mówić, starając się, żeby mój głos brzmiał jak najbardziej na znudzony:

-Wiedziałam, że powinnam zostać homo - mruknęłam, wywracając oczami, jakbym żałowała, że tego nie zrobiłam. Westchnęłam przeciągle, opierając podbródek o dłoń, a łokieć o stół. - Inna nie wypominałaby mi jednego T-shirtu.

Właśnie jadł, więc moja wypowiedź spowodowała, że się zakrztusił. Starałam się ukryć śmiech, gdy wpatrywał się we mnie z szokiem. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale je zamknął. Zmrużył oczy, unosząc brew do góry.

– Czyli mam zacząć być zazdrosny nie tylko o penisy? – upewnił się, coś kombinując.

Pochyliłam głowę, naprawdę starając się nie śmiać, ale wyraz twarzy Maxa skutecznie mi to uniemożliwiał. Odłożyłam widelec, wiedząc, że jeśli teraz jadłabym, nie skończyłoby się to zbyt dobrze. Sięgnęłam po szklankę i uśmiechając się zadziornie do bruneta, upiłam łyk napoju.

Opadł na oparcie, bawiąc się widelcem i nie odrywając ode mnie wzroku.

– Jak uważasz, tylko żebyś nie przetrzymywał mnie w domu związaną. – Wzruszyłam ramionami, czując, jak od spojrzenia bruneta robiło mi się gorąco.

W sumie wizja związania przez Maxa też była kusząca, jeśli nie była użyta do jego zazdrości.

– Słoneczko, nie prowokuj – ściszył głos. – Jeszcze stwierdzę, że o to prosisz.

– Co, jeśli tak jest? – spytałam, całkowicie zapominając o jedzeniu.

– Masz dziesięć sekund, żeby uciec, nim wcielę ten plan w życie – odpowiedział, a jego oczy pociemniały.

Oblizałam wargę, kiedy zaczął liczyć. Patrzył na mnie, zastanawiając się pewnie, czy w ogóle się ruszę. Kiedy odliczył do dziesięciu, a ja nadal siedziałam bezczynnie, podniósł się z miejsca i podszedł do mnie. Obserwowałam uważnie każdy jego ruch, kiedy odsunął moje krzesło, obracając w swoją stronę, a później jednym zwinnym ruchem przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam, kiedy dał mi klapsa.

– Nadal nie nauczyłaś się zasad, Skarbie – powiedział zachrypniętym głosem. – Ktoś tu ci musi o nich przypomnieć.

Już nie mogłam się doczekać tego przypomnienia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro