21.2
Czułam pulsujący ból w skroniach, gdy odzyskując świadomość, skuliłam się, chcąc ochronić się przed kolejnym ciosem. Mój świszczący oddech sprawiał, że nie słyszałam nic więcej, posmak krwi w ustach był tak znajomy. Przez moje ciało przechodziły drgawki, gdy dusiłam się, charcząc. Czułam się, jakby moje ciało było sparaliżowane. Bałam się otworzyć oczy, niepewna tego, co mogłam zobaczyć po rozchyleniu powiek. Syknęłam z bólu, gdy przesunęłam kolanami po czymś. Wstrzymałam oddech i odsunęłam się gwałtownie, gdy czyjaś dłoń musnęła plecy. Szarpnęłam się, chcąc uciec, wpadłam na coś, a osoba przytrzymała mnie. Moje serce wznosiło szaleńcze tempo, kiedy krzyk ginął w gardle.
– Małpko.
Potrząsnęłam głową, a ból się nasilił. Łzy pociekły po policzkach, gdy zacisnęłam zęby, nie wytrzymując. Próbowałam przełknąć gulę, która blokowała piekące gardło.
– Małpko, proszę cię, spójrz na mnie.
Westchnęłam, gdy mój umysł się przejaśniał, a ja zaczynałam rozpoznawać kojący głos. Przestałam się szarpać i w końcu zaczerpnęłam tchu, zakasłałam, opadając głową na ramię przyjaciela.
– Ethan? – wychrypiałam niepewnie.
– Spokojnie. – Poczułam jego oddech na swoim czole, gdy próbował mnie uspokoić.
Wszczepiłam się palcami w jego koszulkę i ponownie westchnęłam. Po chwili doszedł do mnie ból, który rozszedł się po rannych dłoniach. Niepewnie rozchyliłam oczy, spostrzegając obok siebie
blondyna i sufit jego samochodu. Nie rozumiałam, co tutaj robił, co ja robiłam w jego samochodzie, przecież uciekałam.
Ponownie odebrało mi tchu, gdy zdusiłam krzyk. Zakręciło mi się w głowie, z trudnością powstrzymałam nudności, czując, że nie miałam już czym wymiotować, że zwróciłam wszystko na tamtej drodze. Krzyknęłam.
– Spokojnie, Skar...
Spojrzałam na niego lękliwie. Badał wzrokiem moją twarz, próbując ukryć strach. Potrząsnęłam głową, nie udało m się uciec. Dlaczego byłam tak nawina? Dlaczego wierzyłam, że mogłoby mi się udać, wygrać ze wspomnieniami i lękami? Byłam słabym, nikłym człowiekiem. Głupotą było zostanie, gdy powinnam była uciec, zawrócić, nie brać udziału w walce, w której od początku stałam na przegranej pozycji.
– Potrzebuję wody – poprosiłam, ledwo mówiąc.
Odsunął się ode mnie, a ja poczułam niewyobrażalny chłód. Skuliłam się, przez ciało przeszedł ból. Chłopak pochylił się nad przednimi fotelami, przytrzymując się zagłówka kierowcy, drugą ręką szukając czegoś w schowku. Jego koszulka uniosła się, odsłaniając odcinek lędźwiowy. Odwróciłam wzrok, nie rozumiejąc, co chłopak tutaj robił. Jak dowiedział się o moich planach. Syknął, kiedy uderzając się o sufit, opadł z powrotem obok mnie i odkręcając butelkę, włożył ją do moich poharatanych dłoni. Pomagał mi się napić, kiedy z trudnością otrzymywałam butelkę.
– Nie – szepnęłam błagalnie, gdy zauważyłam, jak wyciągając telefon, chciał zadzwonić do Maxa. – Eth, proszę, nie.
– Urwie mi jaja, jeśli do niego nie zadzwonię – odmówił mojej prośbie, nie patrząc mi w oczy. Sama nie chciałabym na siebie patrzeć. – Musi się dowiedzieć, co się stało, w jakim stanie... Jesteś.
Uniósł wzrok, gdy dotknęłam jego ramienia, zaciskając zęby z bólu, gdy materiał jego koszulki podrażnił skórę. Wyglądał na rozdartego, jakby nie wiedział, co zrobić. Pokręciłam głową, spojrzeniem błagając go, żeby nie dotykał zielonej słuchawki, żeby nie dzwonił do Maxa.
– Nie może zobaczyć mnie w takim stanie – dodałam.
– Ja cię widziałem – odparł, śledząc szarymi oczami moją twarz, w których dostrzegałam, jak strasznie musiałam wyglądać. A przecież to i tak nic, w porównaniu do tego, co zobaczyły osoby, które znalazły mnie trzy lata temu na jakimś poboczu, wyrzuconą niczym śmieci. – Max powinien...
– Zdenerwuje się... Będzie wściekły, Eth... Nie mam teraz na to siły – jęknęłam płaczliwie. – Proszę.
Zaklął cicho i potrząsnął głową. Wpatrywał się w wyświetlacz telefonu, po czym zablokował go i wsunął w kieszeń spodni. Odetchnęłam z ulgą, dziękując mu.
– Skąd wiedziałeś? – spytałam, spoglądając na szybę i z wdzięcznością stwierdzając, że nie znajdowaliśmy się w pobliżu tamtego domu.
– Nie wiedziałem – zaprzeczył, a w jego głosie usłyszałam pretensje. Powracając do niego wzrokiem zauważyłam, że nie były one skierowane do mnie. On obwiniał siebie. Zagryzłam wargę, nie rozumiejąc. – Byłem ostatnim kontaktem, z którym pisałaś. Tylko dlatego ten chłopak zadzwonił do mnie, a nie do Maxa. Rozumiesz, co by się stało, gdyby zadzwonił na policję, że jakaś dziewczyna postanowiła wbiec pod pędzący samochód? Rozumiesz, co by się stało, gdyby cię nie złapał w ostatnim momencie... Małpko, coś ty najlepszego zrobiła? Dlaczego to zrobiłaś?
Nie rozumiałam, o czym do mnie mówił, ale przerażenie w jego oczach. To, jak na mnie patrzył, z jakim strachem. Jego dłoń oplatającą moją, a druga przytrzymująca moje udo. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że mnie dotykał. Tylko ten dotyk sprawił, że nie wpadłam znowu w panikę, że nie zaczęłam się wierzgać i krzyczeć.
– Nie. Nie, nie udało mi się nawet odbiec. – Z trudem oddychałam, gdy przypominałam sobie, jak za mną biegł, jak mnie dopadł. – Zrobiłam kilka kroków, a on... On mnie złapał... Nie, jaki samochód? Jaki samochód, Eth?!
Uniósł dłoń, przykładając ją do mojej twarzy. Zaciskał usta, nie zgadzając się z moją wersją.
– Uciekłaś aż za daleko – powiedział cicho, ciepło jego dłoni dziwnym sposobem uspokajało mnie. – On cię prawie nie złapał, Małpko.
Groza w jego głosie, to jak szczególnie opiekuńczo traktował mnie w tym momencie, strach w stalowych tęczówkach. Wypuściłam powietrze ze świstem, gdy zaczynało to do mnie docierać.
Próbując uciec od wspomnień, prawie nie zginęłam pod kołami jakiegoś samochodu. Ugryzłam się w język, gdy przez mój umysł przeszedł pisk opon. Pochłonięta przerażeniem, nie zwracałam uwagi, gdzie uciekałam. Tamten człowiek uratował mi życie.
– Chciałam sobie udowodnić – wyjaśniłam niepewnie, unosząc dłoń i stykając ją z jego. – Chciałam sobie udowodnić, że jestem wstanie się od niego uwolnić... Że to już nie panuje nad moim życiem... Lecz pomyliłam się.
Wzdrygnął się, gdy przysunęłam się do niego i przytuliłam. Zrozumiałam, że nigdy nie uwolnię się od brata, że on, nieważne, gdzie się znajdował, będzie miał władzę nade mną.
– Musisz mu powiedzieć, że tutaj byłaś. Nie chcę widzieć, jak znowu cierpisz przez niedomówienia, a on się dowie. Lepiej, żeby to było od ciebie.
Skinęłam głową, nie mając siły na odpowiedź.
Ethan pomógł położyć mi się na łóżku, a upewniając się, że byłam przykryta kocem, pozostawił samą. Byłam śpiąca już w samochodzie, zmęczenie dało o sobie znać, więc ostatnie minuty podróży przespałam. Teraz, kiedy leżałam w łóżku, połknęłam dwie tabletki przeciwbólowe i popiłam je wodą, po czym zamknęłam oczy, przykładając głowę do poduszki i pragnąc ponownie wpaść w objęcia Morfeusza.
Był to lekki, niespokojny sen. Słyszałam każdy szmer, czułam, jakbym cały czas znajdowała się na granicy snu i jawy. Wiedziałam, że w pewnym momencie do pokoju wszedł Ethan, a otwierając na moment oczy, zobaczyłam, że przyniósł mi dwa talerze. Jeden z kanapkami, a drugi z krakersami. Chciałam mu podziękować, lecz nie miałam na to sił. Zasnęłam.
Obudziłam się gwałtownie, słysząc podniesiony głos blondyna. Serce momentalnie zabiło mi mocniej, gdy szybko wyskoczyłam z łóżka, przy okazji zaplątując się w koc, którego odrzuciłam na materac, myśląc, że kłócił się z Maxem. Przejechałam dłońmi po włosach, sycząc z bólu, jednak próbując ogarnąć zły stan włosów. Nie chciałam spojrzeć w lustro, lecz próbowałam na szybko poprawić swoje dresowe spodnie, umazane krwią i poprzedzierane na kolanach. Koszulka nie była w lepszym stanie, z niepewnością spoglądnęłam na szafę, mając świadomość, że nie zdążyłabym się przebrać.
Przygryzłam koniuszek języka, w oczekiwaniu i ze zestresowaniem czekając, aż usłyszę kroki na schodach. Skupiając się na swoim oddechu, nie zwróciłam uwagi na to, że do tej pory nie usłyszałam głosu bruneta. Cały czas tylko Ethana, który wydawał się zdenerwowany.
Skrzywiłam się przez ból głowy i powoli przeszłam do drzwi, uchylając je niepewnie, a czoło przykładając do chłodnej ściany. Westchnęłam, przymykając oczy. Zakręciło mi się w głowie i poczułam nudności. Zerknęłam na talerz z nieruszonymi kanapkami, lecz nie potrafiłam zmusić się, by wziąć chociaż jedną.
– Nie chcę cię tutaj widzieć, Alice. – Zdusiłam w sobie okrzyk zdziwienia, gdy usłyszałam imię dziewczyny. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na zmęczony, a zarazem bezsilny ton chłopaka, który wcześniej pomyliłam ze zdenerwowaniem. – Przestań, błagam cię, przestań! To tylko i wyłącznie twoja wina, nie szukaj innych, a już na pewno nie obwiniaj jej!
Zamrugałam gwałtownie powiekami, przyłożyłam dłonie do klatki piersiowej. Zastanawiałam się, o kim mówili, a niepokój, jaki zaczęłam odczuwać, podpowiadał mi, że mogło to być o mnie. Lecz dlaczego Ethan miałby w taki sposób rozmawiać ze swoją ukochaną siostrą? I to jeszcze o mnie? Wiedziałam, że coś się stało, coś o czym nie miałam pojęcia, lecz czy było to aż tak istotne, że zrujnowało tą piękną więź między rodzeństwem?
– Nie śpisz.
Zagłębiając się we własne myśli, nie spostrzegłam, że chłopak zakończył rozmowę, a nawet wyszedł z pokoju i przyłapał mnie na podsłuchiwaniu. Zaskoczona, odskoczyłam do tyłu i uderzyłam się plecami o biurko. Zawstydzona, uniosłam wzrok, napotykając szare tęczówki. Uniósł brwi, przez jego twarz przeszedł cień, kiedy upewnił się, że słyszałam.
Popchnął drzwi i przeszedł obok mnie, tym samym wchodząc w głąb pokoju. Przełknęłam ślinę, wbijając wzrok w jego barki, nieznacznie opuszczone, jakby coś go dręczyło. Zerknął na mnie zza ramienia i wskazał łóżko. Dopiero wtedy zobaczyłam, że trzymał w dłoni moje waciki i wodę utlenioną.
Powoli przeszłam przez pokój i opadłam na łóżko, cały czas zagryzając lub ssąc dolną wargę, mimo że czułam, jak bardzo popękana była, a w każdej chwili mogła z niej polecieć krew.
Ethan usiadł obok mnie, wyglądał na spiętego. Coś go trapiło i miało to związek z Alice, ale czy chodziło tylko o nią? Wcześniej też wydawał się czymś przejęty, chociaż starał się tego nie okazywać, lecz przez te kilka miesięcy udało mi się go poznać i zauważałam, kiedy było coś nie tak. Nawet wtedy, gdy sama ledwo myślałam.
Westchnął, chyba nawet nieświadomie, sięgnął po moją lewą dłoń i ułożył ją sobie na udzie, wnętrzem do góry. Opuścił wzrok na poharataną skórę, na którą ja nie chciałam patrzeć. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, kiedy sięgając po wodę utlenioną, zaczął polewać nią ranę. Pisnęłam z bólu, próbując wyszarpać dłoń, gdy do oczu napłynęły mi łzy. Przytrzymał ją, charakterystyczny dźwięk wydzielanej piany doszedł do moich uszu, gdy zagryzałam wargę.
– Przepraszam – szepnął, przyciskając wacik do skóry i oczyszczając ją. Przysunęłam się do niego bliżej i przyłożyłam czoło do ramienia, próbują nie szarpać się. – Zawsze mogło być gorzej, nie? Mogłaś mieć te dni.
Zlizałam kroplę krwi z wargi i uśmiechnęłam się delikatnie, widząc, jak próbował odciągnąć moją uwagę. Uniosłam nieznacznie głowę i spojrzałam na jego profil, po czym powróciłam na poprzednie miejsce. Zmienił koszulkę, widocznie musiałam mu tamtą poplamić krwią, przez co zapach jego perfum nie był tak intensywny, a ja wyczuwałam płyn do płukania.
– Aż żałuję, że nie dostałam go w twoim samochodzie – mruknęłam, a z mojej piersi wydobyło się westchnięcie. – Pobrudziłabym ci fotel, nie byłoby to zbyt przyjemne.
Jako, że byłam do niego przyciśnięta, doskonale wyczułam, jak się spiął, na samą wzmiankę o okresie. Gdybym na niego patrzyła, zapewne zobaczyłabym, że w jego szarych oczach pojawił się szczery strach. Nie rozumiałam, co ich tak przerażało. Przecież przez te kilka dni w miesiącu nie ściągałyśmy skóry, ukazując jednocześnie czyste mięso. Ramiona mi zadrżały, gdy wyobraziłam sobie taką sytuację.
– Co się stało, Eth? – Odsunęłam głowę, by móc mieć na widoku jego twarz. Zaobserwowałam, że zajmował się moją dłonią zdecydowanie dłużej, niż było to konieczne, lecz nie protestowałam.
– Kolana też będę musiał ci przemyć? – Udawał, że nie słyszał mojego pytania. Rzucił na mnie okiem, co wykorzystałam do posłania mu znaczącego spojrzenia. – Porozmawiamy o tym, jak się wyśpisz. Nie spałaś nawet piętnastu minut.
– Zapomniałem bandaży. – Chciał wstać, lecz powstrzymałam go.
– Nie są potrzebne – zaprzeczyłam, odsuwając dłoń i podając mu drugą. Od razu przycisnęłam głowę do jego ramienia, wręcz wtulając się w jego bok, w oczekiwaniu na nadchodzące pieczenie i ból. – Jeśli nie chcesz o tym mówić, nie musisz szukać wymówek...
Drżały mu ręce, spojrzałam na swoją dłoń, która była już oczyszczona. Czerwone pręgi, w niektórych miejscach rozszarpane, trudne do rozpoznania plamy, które tak naprawdę były ranami, gdzie została zdarta skóra. Musnęłam palcami przedramię blondyna, przez co znieruchomiał na moment. Wziął głęboki oddech i w końcu spojrzał mi w oczy.
– Nie chcę jej widzieć – wyznał szczerze, chociaż z bólem. – Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że nie zareagowałem. Że nie spróbowałem cię poznać, że pozwoliłem, by się do niego zbliżyła. Uważałem, że odcinając się od wszystkiego, będę jednocześnie ponad wszystkim.
– Nie rozumiem – szepnęłam, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego. – Eth, o czym ty mówisz?
– Nie zauważaliśmy tego oboje – również zaczął szeptać. – Ty miałaś pełne prawo tego nie zauważać, ale ja? Jestem jej starszym bratem, mieszkałem z nią ściana w ścianę, powinienem zauważyć to jako pierwszy...
Czułam, jak strach wpełzał na moje ciało, stopniowo wędrował coraz wyżej, gdy próbowałam zrozumieć to, o czym mówił do mnie Ethan, zastanawiając się, dlaczego nie mówił wprost.
– Do kogo się zbliżyła? – spytałam pełna strachu, otwierając szerzej oczy, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, które zaczęły kiełkować.
Z trudem przełknęłam ślinę, przypominając sobie sytuację z przeszłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro