20.4
Przyglądaliśmy się im w milczeniu, patrząc na to, jak dogryzają sobie, przy tym patrząc na siebie z czułością, stwierdziłam, jakimi szczęściarzami byli, że się poznali. Mimo starości, nie brak im było energii, chociaż za każdym razem, gdy pani Margot coś podnosiła swoimi kruchymi dłońmi, wyciągałam już ręce, żeby jej pomóc, ale jedno jej spojrzenie powodowało, że wracałam na miejsce.
– Wnusiu, opowiedz babci i temu starcowi. – Tu rzuciła znaczące spojrzenie mężowi, który znowu mruknął coś pod nosem. – Jak to się stało, że ledwo cztery miesiące po świętach poznajemy twoją przyszłą żonę.
Puściła do niego oczko, biorąc łyk herbaty. Przez plecy przebiegł mi dreszcz, kiedy zrozumiałam, że za chwilę ci ludzie mnie znienawidzą. Oczami wyobraźni widziałam, jak staruszek sięgał po dubeltówkę i kazał mi się wynosić. Również chciałam zaprzeczyć o rzekomym ślubie, ale wtedy odezwał się Max.
– Nora mieszka z Ethanem i to przez niego się poznaliśmy. – Poczułam, jak wzruszył ramionami, próbowałam się doszukać jakieś nuty niechęci, gdy mówił o blondynie, ale jego ton pozostawał radosny, bez cienia złych emocji.
– Mieszka z Ethanem? – spytała zdziwiona kobieta, spoglądając to na mnie, to na niego.
Teraz wyczułam, jak się spiął. Otwierałam usta, by odpowiedzieć, ale znowu mnie ubiegł.
– Już niedługo się wyprowadza, a wtedy zamieszkamy razem.
Wciągnęłam powietrze, kiedy wypowiadał te słowa. Czułam jego palce, gdy masował moją skórę. Uniosłam wzrok ze zdziwieniem, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Serce zabiło mi mocniej, widząc w jego oczach, że nie chciał tymi słowami uspokoić dziadków, a mówił prawdę.
– I zrobicie nam wiele prawnuków! – Naszą niewerbalną rozmowę przerwał wesoły okrzyk mężczyzny, który zacierał dłonie i szybko sięgnął po ciastko, wrzucając je sobie do ust, żeby żona nie zdążyła mu go wyrwać.
– Stephen! – syknęła na niego żona, kręcąc głową, ale błąkający się po jej ustach uśmiech udowadniał, że również chciałaby dożyć prawnuków.
Ręka chłopaka zjechał na mój brzuch, a ja poczułam wybuchające iskry. Przykryłam jego dłoń swoją i przygryzłam wargę, gdy dziwne uczucie zalało moje ciało. Zabrakło mi tchu, gdy pomyślałam o tym, że mogłabym nosić pod sercem dziecko Maxa, że moglibyśmy dać życie nowej istocie, która byłaby cudem. To pragnienie było wręcz bolesne.
– Na to przyjdzie czas, dzieci – stwierdziła kobieta, umieszczając dłoń na moim kolanie i posyłając mi ciepły uśmiech. – Macie całe życie przed sobą, nie pakujcie się od razu w pieluchy.
Skinęłam głową, próbując wybudzić się ze swoich myśli. Przygryzłam wargę, kiedy strach ogarniał moje ciało. Czy po takim dzieciństwie, byłabym wstanie stworzyć dobry dom dzieciom? Jak mogłabym zapewnić opiekę małym istotom, kiedy nadal zmagałam się z demonami przeszłości?
Chcąc zagłuszyć czymś myśli, sięgnęłam po ciasteczko i wgryzłam się w nie, nie udało mi się powstrzymać jęku, wyczuwając, jak pyszne były. Spojrzałam na kobietę, która je upiekła i bezgłośnie okazałam podziw, przez co na jej twarzy wypłynęły rumieńce.
– Proszę pani, one są pyszne! – wyznałam, kiedy przełknęłam już to, co miałam w ustach.
– Jaka pani – obruszyła się i spojrzała karcąco na Maxa, jakby był czemuś winien. – Nie powiedziałeś tej kruszynie, że ma do mnie mówić babciu?
– No ten... – Chłopak opuścił wzrok, wyraźnie zawstydzony. Patrzyłam na niego zaskoczona, nie dowierzając, że było możliwe, by ktokolwiek doprowadził go do takiego stanu. Później uniósł wzrok i posłał mi złowieszcze spojrzenie. – No przecież mówiłem ci, Słoneczko!
Uniosłam brwi, patrząc na niego niedowierzająco i starając się nie zaśmiać.
– No chyba, że nie chcesz tak nazywać starej kobiety – westchnęła, wpatrując się brązowy napój.
– Będę niezwykle wdzięczna, jeśli będę mogła tak panią nazywać – wyznałam, obejmując jej kruchą dłoń. Czując, jakbym miała rodzinę.
Kobieta zauważając, że ponownie się wzruszyłam, przyciągnęła mnie do siebie i objęła delikatnymi ramionami. Wciągając zapach lawendy i ciastek korzennych, pozwoliłam na rozluźnienie w jej ramionach. Czując, że odnalazłam to, czego brakowało mi przez tyle lat.
Max dawał mi bezpieczeństwo, był dla mnie najważniejszą osobą na świecie, do tego momentu był moją jedyną rodziną. A teraz, przywożąc do domu, który kochał, do ludzi, którzy byli dla niego niezwykle ważni, dał mi coś, czego nie miałam.
Dał mi rodzinę i chociaż nie sądziłam, że mogłam kochać go mocniej i bardziej, w tym momencie czułam, że właśnie tak było.
– Tylko nie przemęcz tej kruszyny – dziadek nagle się odezwał, skupiając na sobie naszą uwagę. Widząc ponownie karcące spojrzenie swojej żony, wzruszył ramionami, patrząc na nią niewinnie. – No co? Nie pamiętasz, co wyprawialiśmy, w szopie twojego ojca, w ich wieku?
– Będziesz jutro do dupy – stwierdziłam, układając pościel w pokoju gościnnym jego dziadków. – Jak nic, w pracy się nie przydasz.
Mieliśmy wyjechać najpóźniej o dwudziestej, żeby na dwunastą być w domu, ale babcia uparła się, że musimy zostać, a Max nie potrafiąc jej odmówić, ja zresztą też nie, zgodziliśmy się zostać i wyjechać o trzeciej w nocy, żeby spędzić jeszcze trochę czasu ze staruszkami.
– Dzięki za przypomnienie, Słoneczko. – Musnął ustami moją szyję, gdy przechodził, by postawić torbę w kącie.
Spojrzałam na nią mrużąc oczy, rozumiejąc, że chłopak sobie to wszystko zaplanował. W ogóle nie miał zamiaru wracać wieczorem, doskonale wiedząc, że zostaniemy dłużej, niż mi powiedział. Przeniosłam wzrok na niego, kiedy uśmiechał się łobuzerko i opierał luźno o starą, pomalowaną na niebiesko, komodę.
– Zaplanowałeś to – mruknęłam, kręcąc głową. – Szkoda tylko, że nie pomyślałeś o jakiś ciuchach dla mnie.
Uniósł jedną brew, a w oczach pojawił mu się błysk, założył dłonie na piersiach, tym samym uwydatniając swoje mięśnie.
– Możesz spać nago. – Jego uśmiech się poszerzył na tą myśl, a ja wywróciłam oczami. Przyłożył dłoń do piersi. – Obiecuję, nie będę na to narzekał, wręcz przeciwnie.
Kiedy skończyłam ścielić łóżko, usiadłam na nim, rozglądając się po pomieszczeniu. Jedna ze ścian była dachem, więc spadała pod pewnym kątem, wszystkie pomalowane były na liliowy kolor, ciemne panele lekko skrzypiały, kiedy się po nich przechodziło. Oprócz niebieskiej komody, do kompletu do niej znajdowała się także stara szafa ze zdobieniami, a w rogu bogato zdobione lustro. Lekko poprzecierany już dywan drapał w stopy, gdy się po nim chodziło.
Przez otwarte okno wpadało świeże powietrze, mieszając się z zapachem lawendy. Ziewnęłam, jednocześnie zakrywając usta, zerknęłam na stary zegar kominkowy, który stał na komodzie, jednak nie zobaczyłam godziny, ponieważ brunet zasłaniał go.
Zaczął iść do mnie pewnym krokiem, a później rzucił się na łóżko tuż obok, przez co głośno zaskrzypiało, słysząc to, poskakał po nim jeszcze kilkukrotnie, a sprężyny za każdym razem wydawały
charakterystyczny dźwięk. Spojrzałam na niego, szeroko otwierając oczy, a później szturchnęłam w ramie, wybuchając śmiechem.
– Max – syknęłam. – Wiesz, co sobie pomyślą...
– Co? – spytał, uśmiechając się łobuzersko. – Że sprawiamy im wnuki?
– Jesteś okropny – jęknęłam, a później wstałam gwałtownie, dostrzegając, że chłopak chciał wykonać jakiś ruch.
Zabrałam z torby jedną z jego koszulek i ruszyłam do łazienki, zostawiając go samego. Kiedy po kilkunastu minutach wróciłam, leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Odłożyłam ciuchy na komodę i zgasiwszy światło, położyłam się obok niego. Objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie, a ja oparłam głowę o jego nagą pierś, wdychając jego zapach.
– Powinieneś częściej odwiedzać dziadków – powiedziałam po kilku minutach ciszy, delikatnie wędrując palcami po jego skórze. – Ostatni raz widziałeś się z nimi na święta, a nie są już najmłodsi. Zauważyłeś, jak cieszyli się na twój widok?
Chłopak westchnął, przez co moja głowa uniosła się wraz z jego klatką piersiową. Pomasował moje ramię, przymknęłam oczy, czując przyjemne dreszcze.
– Uwielbiałem ten dom bardziej niż swój – stwierdził, ściszając głos. – Zwłaszcza szarlotkę babci, mama robi pyszną, ale to i tak nic w porównaniu do tej od babci.
-To dlaczego tak rzadko do nich przyjeżdżasz? - zapytałam zaciekawiona.
–Nie chciałem ich rozczarowywać – wyznał, oplatając mnie mocniej. – A przez ostatnie lata właśnie to widziałem w ich oczach, rozczarowanie.
Uniosłam się lekko, wspierając na przedramieniu i spojrzałam w jego brązowe oczy, nie rozumiejąc, dlaczego tak myślał. Przyglądałam się jego babci, gdy go zobaczyła, na jej twarzy nie było ani grama rozczarowania, raczej zaskoczenie, a później radość. Uniosłam dłoń i przyłożyłam ją do jego kłującego policzka.
–Kochają cię – powiedziałam. – Bardziej bolało ich to, że unikałeś kontaktu z nimi niż to, co robiłeś.
– To czasem nie ty bałaś się ich poznać? – zapytał, kiedy na jego usta wypływał delikatny uśmiech, a lewa brew się uniosła.
– Oj tam. Dziękuję – szepnęłam.
– Za co? – Wyglądał na zaskoczonego.
– Dałeś mi coś, czego nie miałam od wielu lat. Dałeś mi rodzinę.
Chłopak wpatrywał się we mnie jeszcze przez kilka długich sekund, a później musnął ustami moje. Opadłam na jego pierś, ponownie się w nią wtulając i przymknęłam powieki, które do tej pory z trudem rozchylałam.
Ku mojemu zaskoczeniu, dziadkowie wstali lekko przed trzecią, żeby z nami się pożegnać. Babcia zapakowała nam na drogę całe pudełko jej pysznych ciastek, w papier śniadaniowy zrobiła nam kanapki, a do termosu kawy. Nie potrafiłam okazać wdzięczności, jaką odczułam, kiedy to zauważyłam. Po raz kolejny w ciągu dwudziestu czterech godzin ta kobieta podprowadziła mnie do płaczu. Z wdzięcznością objęłam ją, po raz ostatni wciągając zapach lawendy i ciastek korzennych. Podziękowałam za wszystko i obiecałam, że namówię Maxa, żebyśmy, jak najszybciej znowu się zjawili.
Przytuliłam się również do dziadka, który śmiejąc się, objął mnie i życzył dobrej podróży. Kiedy żegnał się z Maxem, powiedział mi kilka słów na ucho, spoglądając na mnie. Przygryzałam wargę, zastanawiając się, co takiego mógłby mu powiedzieć.
Po pożegnaniu, które przedłużyło się o dobre dwadzieścia minut, wyszliśmy na zewnątrz, gdzie chłodne powietrze owiało nasze ciała. Lampy uliczne jeszcze działały, a Księżyc znajdował się na niebie.
Z ogromnym ciężarem na sercu wsiadłam do samochodu i spojrzałam na pick- upa, do którego wczoraj Max zaglądał po obiedzie, przez co później były cały brudny. Przenosząc wzrok na dom, zobaczyłam, że Heckmanowie nadal stali na werandzie. Babcia ubrana w długą koszulę nocną i szlafrok, a dziadek w piżamę z długimi rękawami w niebieskie paski. Pomachałam im, uśmiechając się, co odwzajemnili.
– Gotowa do drogi? – Max spojrzał na mnie pytająco, a w jego oczach widziałam, że także wolałby tu zostać.
Westchnęłam cicho i skinęłam głową. Wyjeżdżając z ich podjazdu ostatni raz obróciłam się, by na nich spojrzeć.
Przez pierwsze pół godziny jechaliśmy w zupełnej ciszy, Max skupiał się na drodze, co jakiś czas popijając kawę, którą mu podawałam, a ja wpatrywałam się w niebo, które z każdą chwilą stawało się jaśniejsze.
– Przez cały czas byłam pewna, że wdałeś się w ojca – wyznałam po jakimś czasie, gdy po raz kolejny podawałam mu kawę. Zerknął na mnie szybko, a po sekundzie wrócił do drogi, która z każdym przebytym kilometrem stawała się bardziej zatłoczona. – Ale teraz stwierdzam, że masz charakter po dziadku. Po prostu młodsza kopia dziadka Stphena!
Chłopak uśmiechnął się, jakby był to najlepszy komplement i w sumie właśnie tak było, chociaż miałam nadzieję, że jeśli kiedyś będziemy mieli dzieci, on nie będzie trzymał broni w domu. Zmarszczyłam brwi, zdając sobie sprawę, że po Maxie nawet tego mogłam się spodziewać.
– Wiesz, co mi dziadek powiedział? – Jego uśmiech zmienił się w łobuzerski. Wiedząc, że nie miałam pojęcia, dokończył. – Że jeśli cię stracę, odstrzeli mi jaja, a resztki każe zjeść.
– Żartujesz sobie ze mnie? – Z całych sił starałam się nie zaśmiać.
– A wyglądam, jakbym żartował? – Posłał mi poważne spojrzenie, co spowodowało, że nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. – Dziadek ma swoje lata, ale raczej nie zamierzam sprawdzać, czy żartował.
– Za bardzo lubisz swój skarb? – Uniosłam brwi, jak zwykle nie potrafiąc unieść tylko jednej.
Chwycił moją dłoń, ściskając ją lekko.
– Za bardzo cię kocham – odpowiedział i powrócił do patrzenia się w drogę, a ja przestałam się śmiać przez powagę, z jaką wypowiedział te słowa.
Kiedy podjechaliśmy pod mój dom, samochodu Ethana już nie było. Warknęłam, uświadamiając sobie, że jak nic miałam spóźnić się do szkoły, a Max do pracy. Przyjechalibyśmy idealnie, gdyby nie to, że dziesięć kilometrów od miasta zdarzył się wypadek, a znajdowaliśmy się w takim miejscu, że objazd był niemożliwy.
– Spóźnimy się – mruknęłam, wpatrując się z zegar na radiu, jednak nie ruszyłam się, żeby wysiąść i chociaż odrobinę zmniejszyć spóźnienie.
Max rozpiął pas i przeciągnął się, odsłaniając kawałek umięśnionego brzucha. Pokręciłam głową, wiedząc, że taki widok nie pomoże mi się zebrać. Zerknęłam na dom, uświadamiając sobie po raz kolejny, że będę musiała się z niego wyprowadzić. Zacisnęłam palce na materiale dżinsów, odczuwając jednocześnie radość i smutek.
– Naprawdę chcesz ze mną zamieszkać? – Mój głos był niepewny, gdy wypowiadałam te pytanie. – Czy tylko chciałeś uspokoić dziadków?
– Nie – zaprzeczył, prychając. – Zamierzam zamieszkać z jakąś cycatą blondyną.
Przyłożył moją dłoń do swoich ust i pocałował ją, mrużąc oczy. Spojrzałam znacząco na swoją klatkę piersiową, która nie była zbyt imponująca i westchnęłam teatralnie. Blondynką może byłam, ale do cycatej brakowało mi naprawdę sporo.
– No nic. – Wzruszyłam ramionami. – Będę musiała tutaj zostać.
Spiął się odrobinę, przyciskając usta do mojej dłoni, a później delikatnie skubiąc ją zębami. Jęknęłam cicho i odwróciłam głowę.
– Dobra – powiedziałam drżący głosem. – Muszę iść.
Posłałam mu nieśmiały uśmiech, wysuwając dłoń z jego uścisku i chwytając za klamkę. Pochyliłam się jeszcze, by pocałować go w szorstki policzek i otworzyłam drzwi, wysiadając. Pomachałam mu i ruszyłam w kierunku drzwi, z całych sił starając się nie zawrócić. Przed wejściem obróciłam się, by dostrzec, że mi się przyglądał. Po chwili odpalił silnik, więc machając mu ostatni raz, wyciągnęłam klucze i otwierając zamek, weszłam do środka.
Zsunęłam buty i ściągnęłam gumkę z włosów, pozwalając im swobodnie opaść na plecy. Westchnęłam cicho, chcąc już zamknąć drzwi na klucz, gdy otworzyły się gwałtownie, a ja zaskoczona zrobiłam krok w tył, mało nie upadając.
Chłopak chwycił mnie za ramiona, a później przyszpilił do pobliskiej ściany, spoglądając na mnie z góry. Uśmiechał się złowieszczo, a ja wstrzymałam oddech, patrząc w jego rozszerzone źrenice.
– Postanowiłem, że zrobimy sobie jeszcze jeden dzień wolnego – mruknął nachylając się nade mną. Jego dłonie sunęły przez moje plecy i biodra, a później odnalazły się na pośladkach, podnosząc je, przez co podskoczyłam i objęłam go nogami w pasie.
– Podoba mi się ten pomysł – odparłam, nim on zdążył mnie uciszyć swoimi ustami
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro