18.2
Boutragerowie nie musieli nic mówić, sam ich wzrok informował mnie, że byli zaskoczeni tym, iż zajęłam miejsce obok Maxa, a nie, jak ostatnio, przy Ethanie. Ten, spoglądał na mnie z drugiej strony stołu, z ciepłem w oczach, uśmiechnął się i niby przypadkiem szturchnął moją nogę pod stołem.
Max otulił moją dłoń swoją i ułożył na jego udzie. Zerknęłam na niego, a on posłał mi delikatny uśmiech. Powstrzymałam się od westchnięcia, gdy poczułam przyjemne, a przede wszystkim znajome ciepło, które było niczym echo dawnego życia.
Przypominałam sobie te wszystkie piątki, gdy gromadziliśmy się przy tym stole. Kiedy towarzyszyli nam jeszcze Fosterowie, a czasami i Alice. Patrząc ponownie na bruneta, ze smutkiem zauważyłam, jak wpatrywał się w Ethana, jakby chciał mu coś udowodnić. Ten za to uniósł brwi, sceptycznie podchodząc do tego, o czym mówili za pomocą spojrzeń.
– Ethan, dostałeś już wiadomość z uczelni? Będzie mieszkanie w San Francisco? – dopytywał James, a ja nie rozumiejąc wszystkiego, spojrzałam zaskoczona na Ethana.
Dlaczego nie powiedział mi nic o tym, że składał papiery właśnie tam? To było na drugim końcu kraju... Poprawił się nerwowo na miejscu, sięgnął po wodę, przy tym popatrzył na mnie równie niepewnie, jak ja na niego i wrócił wzrokiem do Jamesa. Max wyglądał na wyraźnie zainteresowanego rozmową, nawet odłożył sztućce, czekając na odpowiedź blondyna.
Nie byłam świadoma tego, że wstrzymywałam oddech. Trzymając szklankę w dłoni, bałam się, że rozleję napój, a samo naczynie roztrzaskam, przez drżące dłonie.
– Tak – odpowiedział w końcu. – Dostałem się.
Odstawiłam szklankę z cichym stuknięciem, mało nie krztusząc się napojem.
– Gratulacje.
– Jak myślę, odpisałeś od razu? – Emily włączyła się do rozmowy.
Już rozumiałam, dlaczego zachowywał się dziwnie w ostatnim czasie. Jednak nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie podzielił się ze mną tą wiadomością. Miał wyjechać na drugi koniec kraju, wypadałoby, żebym o tym wiedziała. Dodatkowo, byliśmy przyjaciółmi, czy to nie przyjaciołom mówi się takie rzeczy? On to ukrył, gdyby nie James, nie wiadomo jak długo trzymałby to wyłącznie dla siebie. Wpatrywałam się w niego, a on wyczuwając mój smutek, nie patrzył na mnie.
– Jeszcze nie.
Max parsknął, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
– Coś cię tutaj trzyma, że nie możesz się zdecydować? Przecież to szkoła twoich marzeń – pytał retorycznie, a ironia wylewała się z jego odpowiedzi, gdy kpił z chłopaka. Wzdrygnęłam się, słysząc lodowaty ton bruneta, który wzrokiem przyszpilał Ethana na wylot, nie ukrywając swojego niezadowolenia.
Ścisnęłam jego dłoń pod stołem, chcąc, żeby się uspokoił. Mógł chociaż przy rodzicach się zachowywać.
– Max, jak ty się odzywasz? – Emily, oburzona, piorunowała spojrzeniem syna.
Ethan nie dawał się sprowokować, mimo że brunet uderzył w jego słaby punkt, ten zachowywał spokój, lecz za dobrze go znałam. Przyglądając mu się i temu, jak w pewnym momencie zwrócił na mnie uwagę, uśmiechając się przy tym złośliwie, chwyciłam mocniej Maxa. Czułam, że ta rozmowa zmierzała w złym kierunku.
– Małpka potrzebuje kogoś, kto będzie podawał jej rano kawę – wypalił blondyn.
No i się nie pomyliłam.
– Max – syknęłam, gdy ten chciał wstać. Wskazując jego rodziców, próbowałam go odciągnąć od tego, co chciał zrobić. W myślach modliłam się, żeby zachował spokój, ponieważ doskonale wiedziałam, jak łatwo było go wyprowadzić z równowagi, a Ethan potrafił jednym słowem do tego doprowadzić.
– Ona ma chłopaka – warknął, nie odrywając wzroku od moich oczu, jakby i mnie chciał o tym przypomnieć.
– Zamierzasz zamknąć ją w złotej klatce? Może całkowicie zakaż jej kontaktu z innymi ludźmi, jeszcze, nie daj Bóg, będzie miała znajomych – prychnął w odpowiedzi. Miał szczęście, że dzielił nas stól, bo teraz to jego miałam ochotę uciszyć.
Nie tylko ja zauważyłam porównanie do mojego brata. Na nieszczęście, Max doskonale zrozumiał aluzję i już nie zamierzał zachowywać spokoju. Wyrywając dłoń z mojego uścisku, wstał gwałtownie, ignorując krzesło, które upadło z głośnym trzaskiem. Zwinął dłonie w pięści, jakby w każdej chwili był gotowy do ataku.
– Jeszcze słowo, ty pieprzony kutasie...
– Uspokójcie się! – Emily podniosła ton, również wstając z miejsca. Zdenerwowana wodziła wzrokiem od jednego do drugiego. – Nie dość, że z łaską się pojawiacie, to jeszcze zamierzacie wszystko popsuć?! Mało wam, że przy tym stole już jest nas tak niewiele? Czy wy kiedykolwiek zamierzacie się pogodzić?!
Serce mnie zabolało, słysząc zawód i żal w jej głosie. Nie chciała, żeby tak to wyglądała, chciała, żeby jej rodzina była taka jak kiedyś. Przed tym, gdy ja wkroczyłam do ich życia, przed tym, gdy z niego zniknęłam. Ethan wbił wzrok w stół, gdy Max ciężko dysząc, stał przy stole. Żaden z nich nie odpowiedział na jej pytania. Czułam, jakby na chwilę czas się zatrzymał. Zacisnęłam powieki, gdy drzwi do ogrodu trzasnęły głośno, po przejściu przez nie bruneta.
Ethan chciał podejść do ciotki, lecz ta unosząc dłoń, zakazała mu tego. Nie patrząc na nikogo i ledwo powstrzymując się od płaczu, ruszyła w stronę schodów, chcąc zostać sama. James tylko przyglądał się wszystkiemu, jakby i jemu brakowało słów. Odsunęłam się od stołu, nie wiedząc, co miałam ze sobą zrobić. Czy wrócić do domu, czy spróbować porozmawiać z Maxem.
– Przepraszam, Małpko – usłyszałam tuż obok siebie, gdy Ethan się zbliżył. Przejechał dłonią po moim policzku, a ja zorientowałam się, że płakałam. – Przesadziłem. Zostań z Maxem, jak coś, to po ciebie przyjadę, okay?
Skinęłam głową i pociągnęłam nosem. W szarych oczach dostrzegałam wyrzuty sumienia, nie potrafiłam być na niego wściekła, chociaż on również ponosił winę. W końcu odsunął się ode mnie, a skinieniem głowy żegnając z Jamesem, ruszył do wyjścia. Już chwilę później zamknęły się za nim drzwi, nie chcąc zostać sam na sam z panem domu, wymamrotałam coś o ogrodzie i skierowałam się właśnie tam.
Z ogrodu wydzielono część na małe boisko, gdzie Max mógł spokojnie trenować rzuty do kosza. Słyszałam, jak piłka odbijała się od betonu, gdy brunet biegał z nią po boisku, co jakiś czas celując nią do kosza. Pozbył się koszuli, która teraz leżała tuż przy miejscu, gdzie zatrzymałam się. Podniosłam ją i zaczęłam składać, wyczuwając zapach perfum. Trawa łaskotała mnie w stopy, gdy przebiegłam do huśtawki i tam pozostawiłam koszulę.
Zbliżyłam się do chłopaka, z zapartym tchem obserwując, jak operował piłką. Przechodząc do dwutaktu, wyskoczył i zgrabnie wsunął piłkę, a ta przelatując przez siatkę, opadła na beton i odbiła się kilkakrotnie. Był stworzony do tego sportu, nie miałam co do tego wątpliwości, to co teraz robił, to tylko skrawek jego umiejętności, które miałam okazję obserwować podczas meczów.
– Nie pojechałaś ze swoim przyjacielem? – spytał z kpiną.
Nie udało mu się trafić, więc zaklął głośno.
– Wróć do tego. – Zignorowałam jego pytanie, wiedząc, że jego ton wynikał ze zranienia.
Parsknął, zatrzymując się w miejscu i odbijając piłkę.
– Nikt nie przyjąłby mnie do klubu. – Ku mojemu zaskoczeniu, postanowił mi odpowiedzieć, po czym odrzucił piłkę na trawę. Kochał ją, a jednocześnie nienawidził. A może chciał nienawidzić, lecz nie potrafił. – Spierdoliłem to.
– Myślę, że powinieneś spróbować – drążyłam temat, chcąc odwrócić jego uwagę od tego, co wydarzyło się chwilę wcześniej. – Max... Jesteś do tego stworzony... Dlaczego nie chcesz spróbować?
– Pracuję, nie mam czasu na jakieś głupoty!
Wyminął mnie. Westchnęłam, obracając się i ruszając za nim. Jeżeli myślałam, że miałam zamiar tak łatwo dać się spławić, to był w ogromnym błędzie.
– Głupoty? – powtórzyłam z niedowierzaniem, kiedy udało mi się go zatrzymać. Zmusiłam go, żeby na mnie spojrzałam. – Możesz nie mieć na to czasu, ale nie mów, że to jest dla ciebie głupotą, przecież to kochasz, Max!
– I jakie to ma znaczenie? – Jego spojrzenie pozbawione było emocji. Wypuściłam powietrze ze świstem.
– Duże? Utrzymujesz chociaż kontakt z chłopakami z drużyny?
– Nie – zaprzeczył stanowczo, chcąc odejść, na co mu nie pozwoliłam. Zmrużył oczy, posyłając mi lodowate spojrzenie, żebym dała mu spokój. – Dostali się na studia, porozjeżdżali po kraju. Nie pamiętają kolesia, który nic nie osiągnął. A jeśli już, to pewnie tylko to, że połamał kilku z nich nosy.
– Max – szepnęłam, obejmując jego twarz. – Myślisz, że przejmują się tym, że oberwali od kapitana w liceum? To, że nie dostałeś się na studia, nie oznacza, że jesteś zerem, Max...
– Nie chcę o tym gadać – westchnął, a ja niechętnie skinęłam głową.
Przytulił mnie, potrzebując mojej obecności. Oddychał ciężko, mocno obejmując mnie. Wszczepiłam się w jego ciało, chcąc mu dać znak, że byłam dla niego, że mógł na mnie liczyć.
– Nie dość, że uparty jak osioł, to jeszcze zazdrosny – wymamrotałam.
– O ciebie zawsze, Słoneczko – odparł i musnął ustami moje czoło.
– Powinieneś porozmawiać z mamą – stwierdziłam po kilku minutach.
Przyglądał mi się przez moment, po czym westchnął i skinął głową. Przesunął swoją dłoń i splótł nasze palce, chciał zaprowadzić mnie do domu, lecz zaprotestowałam, czując, że nie byłby to dobry pomysł, żebym uczestniczyła w tej rozmowie.
– Poczekam tutaj. – Wskazałam huśtawkę.
– Wrócę za niedługo. – Pochylił się i złożył krótki pocałunek na moich ustach, po czym wrócił do domu.
Zajęłam miejsca na huśtawce, układając na niej nogi, ponieważ stopy zmarzły mi od stania na trawie, upewniłam się, że nie odsłoniłam przy tym bielizny, a biorąc głęboki oddech i odchylając głowę do tyłu, przymknęłam oczy. Żałowałam, że nie miałam przy sobie telefonu. Napisałabym do Ethana, bo chociaż byłam na niego zła, martwiłam się. Musiał mieć powód, przez który nic mi nie powiedział i chciałam wiedzieć, jaki był.
Rozchyliłam powieki, kiedy usłyszałam czyjeś kroki. Nie mógł to być Max, miałam co do tego stuprocentową pewność, nie zdziwiłam się więc, gdy spostrzegłam zbliżającego się Jamesa. Trzymał w dłoniach dwa kubki, co wskazywało na to, że zamierzał ze mną porozmawiać dłużej. Nie wiedziałam, czego mogłam się spodziewać, dlatego w ciszy obserwowałam mężczyznę.
– Mogę się dosiąść? – spytał, podając mi przy tym kubek. Z zaskoczeniem zauważyłam, że była to gorąca czekolada. Przez zdziwienie o mało nie zapomniałam skinąć głową.
Zajął miejsce i bez skrępowania zaczął mi się przyglądać. Jego wzrok mnie peszył, skuliłam się i niepewnie spróbowałam gorącej czekolady, przez moment rozkoszując się jej aksamitnym smakiem. Nie bałam się Jamesa, nie zrobił niczego, co mogłoby wywołać u mnie strach, lecz od początku czułam, że mnie przejrzał lub chociaż miał przypuszczenia. Nie oszukujmy się, byłam za bardzo podobna do Naomi, żeby to nie uszło ich uwadze.
– Przepraszam, za tę sytuację. – Wskazałam dom, mało nie oblewając się napojem. – Pewnie o tym chce pan porozmawiać?
– Kiedy patrzę na Maxa, widzę siebie – wyznał, a w jego orzechowych oczach pojawił się błysk sentymentu. – Ojciec Emily groził, że jeśli nie przestanę za nią się uganiać, postrzeli mnie swoją dubeltówką. Nawet nie wiesz, jakie stresujące jest wspinanie się po drzewie, wiedząc, że w każdej chwili z okna obok może wyjrzeć twarz faceta z bronią w ręku... Do tej pory, gdy mnie widzi, patrzy na nią znacząco.
Zaśmiał się i upił kawy, wyglądał, jakby tylko chwila dzieliła go od całkowitego zagłębienia się we wspomnienia. Starałam się wyobrazić sobie młodego Jamesa, z równie bujną czuprynę jak Max i przewiercającym spojrzeniem, gdy z łobuzerskim uśmiechem uciekał przed dubeltówką swojego przyszłego teścia. Poczułam gorycz i rozczarowanie, gdy świadomość, że nigdy nie będę mogła przedstawić Maxa rodzinie, uderzyła we mnie niczym obuchem.
– Nie bał się pan, że w końcu to zrobi?
– Jak nie! Stary dziad musiał z nią spać, bo gdy tylko usłyszał podejrzany szmer, zrywał się z łóżka, już trzymając ją w dłoni. – Pokręcił głową, nadal uśmiechając się łobuzersko, lecz po chwili spoważniał. – Ostatnie lata zmieniły nas wszystkich... W szczególności Maxa, przez całe życie nie zaznał krzywdy ani bólu, związek z tobą pokazał mu świat, jakiego nie znał...
Zaciągnęłam się powietrzem ze świstem, kiedy mężczyzna bez skrępowania przyznał, że wiedział wszystko.
– Nie wiedział, jak to jest wychowywać się bez rodziców... To była dla niego ogromna próba i to, że przegrał, że zniknęłaś, naprawdę nim wstrząsnęło. Zmienił się i nie możesz się oszukiwać, że czekał na ciebie w celibacie. Szukał zapomnienia u innych dziewczyn.
Myśl o Maxie z innymi dziewczynami, powodowała u mnie mdłości, lecz nie mogłam mieć do niego pretensji. To bolało, jednak nie można oczekiwać od kogoś, że będzie czekał, jeśli zniknęło się ta nagle i niespodziewanie. Nie można było wymagać takich rzeczy.
– Jestem tego świadoma.
– Kocham Emily. Przez te lata mieliśmy wzloty i upadki, jak w każdym związku, nasza miłość się zmieniała, ale zawsze była i będzie. Jednak... Czy czekałbym na nią tyle w niewiedzy? Trzy lata to kawał czasu dla ludzi w waszym wieku i wtedy chyba nie zaczekałbym... Co innego Max... Czasami przerażał nawet mnie, te wizyty w szkole, zawieszenia, błagania dyrektora, żeby go nie wyrzucali... Po wywaleniu z drużyny całkowicie się załamał...
– Dlaczego mi to mówisz? – Pominęłam zwroty grzecznościowe, zbyt przejęta tym wszystkim. – Żebym czuła wyrzuty sumienia? A może, żebym odeszła, bo na niego nie zasługuję?
– Ależ skąd! Chcę, żebyś tylko wiedziała, że to co się z tobą stało, wpłynęło na nas wszystkich, a przykład sama widziałaś. Piątkowe obiady były tradycją, a teraz jeśli Max się na nich pojawi, jest to święto.
– Byłoby dla niego lepiej, gdybym nie kochała go, ale nie potrafię. Kocham go.
– Gdyby tak nie było, nie wpuściłbym cię do domu, dziecko – westchnął. – Zbyt wiele widziałem przez ostatnie lata, żeby pozwolić ci się do niego zbliżyć, gdyby tak nie było.
– To wcale mnie nie uspokoiło – wyznałam, mocniej obejmując kubek.
– Nie skrzywdź go ponownie, Noro. – Nie uszło mojej uwadze to, że nie nazwał mnie starym imieniem. Jakby dawał mi szanse. – Tylko o to cię proszę.
Skinęłam głową, ponieważ odebrało mi mowę. Siedział jeszcze przez kilka sekund, a później wstał, pożegnał się i pozostawił mnie samą. Analizując naszą krótką rozmowę, popijałam kakao, z niecierpliwością wyczekując powrotu Maxa. Potrzebowałam jego obecności i zapewnienia, że było dobrze.
Kiedy zauważyłam, jak szedł z kocami i poduszkami, chciałam gdzieś odstawić kubek i mu pomóc, lecz swoim jednym spojrzeniem zakazał mi tego. Widząc jego podstępny uśmiech, zmrużyłam oczy.
– Nie myśl, że dam ci się rozebrać w takie zimno – zastrzegłam, na co on się zaśmiał. Uniósł brew, oblizując przy tym usta, jednym gestem podpuszczając mnie do zmiany decyzji.
– Słoneczko, od razu zrobiłoby ci się gorąco – zapewnił, przejeżdżając wzrokiem po całym moim ciele.
– Mówił ci ktoś, że jesteś zbyt pewny siebie? – Próbowałam ukryć drżenie głosu.
Opuścił wszystkie rzeczy na trawę, wyciągnął z moich dłoni kubek i rzucił go gdzieś nieopodal. Przesunęłam za nim spojrzeniem, z otwartymi ustami zauważając, że na szczęście się nie roztrzaskał.
– Coś tam obiło mi się o uszy, ale wiesz, to same plotki. – Jakby nie widział nic dziwnego w tym, że rzucił kubkiem, puścił do mnie oczko i podniósł jeden z koców. – No co, Słoneczko? Ty kiedyś rzuciłaś we mnie kubkiem.
– Nie w ciebie, tylko w drzwi – poprawiłam go, wystawiając język. Chłopak pochylił się szybko i złapał go zębami, na co jęknęłam, nie spodziewając się takiego ruchu. Zakręciło mi się w głowie od jego pocałunku.
Odrywając swoje usta od moich, podniósł mnie niespodziewanie, a ja pisnęłam głośno. Usta przyjemnie mnie mrowiły, gdy próbując złapać tchu, zostałam postawiona na ziemi, a brunet posłał mi tylko figlarne spojrzenie.
Wyłożył huśtawkę kocami i zabezpieczył poduszkami, po czym zajął miejsce, wskazując przestrzeń obok siebie. Obserwując go uważnie, usiadłam obok, po czym okrył nas szczelnie kocem i objął ramieniem moje ciało. Przymknęłam oczy, gdy zaczął delikatnie bujać huśtawką.
– Twój tata ma dubeltówkę? – Zaciekawiona uniosłam głowę, by móc swobodnie patrzeć w twarz brunetowi.
– Co on ci naopowiadał? – Badając wzrokiem moją twarz, próbował rozszyfrować, o co mi chodziło.
– Mówił, że ledwo uniknął stracenia swojej męskości przez twojego dziadka.
Przygryzłam wargę, obserwując jak Max powoli zaczął rozumieć, a później wybuchnął śmiechem.
– Kiedyś zabiorę cię do dziadków, to sami ci to opowiedzą – obiecał, nagle wciągając mnie na swoje kolana.
– Dobrze, że jednak tego nie zrobił – stwierdziłam, wsuwając palce w jego włosy.
– Tak? – Ułożył dłonie na moich biodrach.
Przysunęłam usta do jego twarzy i zaczęłam składać pocałunki na jego policzku i żuchwie.
– Wiesz, wtedy twoja mama znalazłaby sobie kogoś innego, a ty może nie byłbyś taki przystojny, jaki jesteś teraz.
– Czyli nie zwróciłabyś na mnie uwagi, tak? – spytał z oburzeniem, jednocześnie przyciskając mnie do siebie. Warknął, gdy przejechałam paznokciem po jego karku. – Nie wiedziałem, że zwracasz uwagę tylko na wygląd.
– Czymś musisz nadrabiać charakter – droczyłam się z nim, nie przestając całować jego skóry, przez co oddychał płycej. Niby niechcący, zaczęłam się poruszać na jego kolanach, sprawdzając tym jego cierpliwość.
– Ja ci zaraz pokażę – zagroził, podnosząc się. Koc spadł na siebie, kiedy wydobywając z siebie pisk, oplotłam chłopaka nogami w pasie.
– Ej! Po dwóch randkach już chcesz zaciągnąć mnie do łóżka?! – próbowałam zaoponować, chociaż sama do tego doprowadziłam. Zrobiło mi się gorąco, gdy widziałam pociemniałe spojrzenie bruneta. – A gdzie twoja wersja dżentelmena?
Uniósł lewą brew, zatrzymując się. Już miałam cofać swoje słowa, za nic w świecie nie chcąc, aby zrezygnował.
– Po pierwsze nie chcę – poprawił mnie. – Tylko to robię. Po drugie trzeba było się tak o mnie nie ocierać i nie używać tych swoich pazurów. Masz za swoje.
Jego niski, zachrypnięty głos odbierał mi oddech. Zagryzłam wargę, czują przyśpieszające tętno. Podobał mi się w tej wersji, drażniąc go jeszcze bardziej, przejechałam paznokciem po odkrytej skórze.
– O tym mówiłeś? – Udałam głupią.
– Doigrałaś się.
Przerzucił mnie przez ramię i wprowadził do domu. Jeszcze tak bardzo nie podobało mi się to, że wpakowałam się w kłopoty, jak dzisiejszego wieczoru. Uśmiechając się do siebie, klepnęłam go w tyłek, zachwycając się jego twardością i już wyobrażając sobie go pozbawionego bielizny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro