Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18.1

– Ethan! Telefon! – Krzyknęłam ponownie, wbijając jajka do miski. Zaklęłam cicho, gdy malutka skorupka wpadła do białka.

Już trzeci raz jego telefon wygrywał tę samą piosenkę, a ten jakby tego nie słyszał. Westchnęłam, lekko zirytowana, dmuchnęłam na włosy, które wysuwając się spod gumki, wpadały mi na oczy. Komórka ucichła, a po blondynie nadal nie było śladu. Czyżby zdechł, tam, na górze?

Wyrzucałam skorupki po jajkach, gdy usłyszałam znowu dzwoniący telefon. Przymknęłam na moment oczy, licząc do trzech, czując, że jeśli chłopak zaraz nie zejdzie, jego komórka stanie się puzzlami. Spojrzałam w stronę schodów, lecz oprócz ciszy, nic stamtąd nie dobiegało. Pokręciłam głową, wycierając dłonie o ręcznik papierowy i przeszłam do salonu. Sięgnęłam po leżące na stole urządzenie, a widząc numer Emily, zerknęłam za siebie i niechętnie odebrałam.

– No nareszcie! – zawołała zniecierpliwiona. – Prędzej śmierć do mnie zawitałaby, niż ty odebrałbyś.

– Dzień dobry, tutaj Nora – wyprowadziłam z błędu kobietę, odczuwając taką samą frustracje jak ona. – Ethan jest obecnie zajęty i nie mógł odebrać.

– Nora?! – Jej głos uspokoił się, był teraz mieszanką niepewności, ale i ulgi. Chyba nadal nie mogła wiedzieć, co miała o mnie myśleć. Do tej pory nikt nie wyprowadził jej z błędu, a im bardziej mój związek z Maxem się rozwijał, tym trudniej było mi przyznać jej, że dawna dziewczyna jej syna i ja, to tak naprawdę jedna osoba. – Jak ty wytrzymujesz z tym dzieciakiem? – O tym, że byliśmy z Maxem razem też jeszcze nie miała pojęcia. – Można oszaleć. Dzwonię do niego, a ten nie odbiera!

– Tak... Mam mu coś przekazać? – spytałam, nerwowo zerkając w stronę kuchni.

– Dawno nie byliście u nas na obiedzie – zaczęła, a ja stłumiłam jęk, już wiedząc, co mnie miało czekać. Opadłam na fotel, za mocno uderzając plecami o oparcie. – Zwłaszcza ty, Noro. Ostatnio, gdy zbiegłaś z Maxem, obiecałaś, że pojawisz się.

Wypuściłam powietrze z ust, a pasemko włosów uniosło się. Przyłożyłam dłoń do czoła, szykując już plan morderstwa Ethana. Gdy tylko skończę rozmowę, zamierzałam wejść na górę i poważnie się z nim rozmówić, nie gwarantując przy tym, że blondyn wyjdzie z tego żywy. Zaskoczona, uniosłam głowę, gdy usłyszałam otwierające się drzwi. Wybałuszyłam oczy, gdy pojawił się w nich uśmiechnięty przyjaciel. Widząc moją minę, roześmiał się bezgłośne, niezaprzeczalnie wiedząc, z kim rozmawiałam. Wystawiłam język, po czym niemo spytałam, gdzie był, skoro powinien siedzieć na górze.

– Przecież ci mówiłem, że jadę do sklepu – odparł, unosząc siatki z zakupami. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam dłoń w jego stronę, chcąc oddać mu telefon. Spojrzał na mnie, jakbym była niespełna rozumu. – Wczoraj dwie godziny spędziła na wyszukiwaniu powodów, dla których musimy się zjawić. Wolałbym odciąć sobie jaja, niż słuchać tego ponownie.

Parsknęłam, widząc jego poważną minę. Wywróciłam oczami, próbując zorientować się, o czym właśnie mówiła kobieta. Nie trwało to długo, ponieważ już chwilę wcześniej rozmyślałam nad tym, co będzie lepsze do babeczek. Nie mogłam się zdecydować czy polać je czekoladą, czy jednak użyć lukru.

– Smakowała ci lasagne, którą ostatnio wam podrzuciłam?

Kilka sekund zajęło mi połączenie faktów. Zmrużyłam oczy, wyłapując wzrokiem blondyna, gdy dowiedziałam się prawdy. Mogłam to przewidzieć, przecież on oprócz gofrów i jajecznicy, nie potrafił przyrządzić niczego zjadliwego.

– Tak! – potwierdziłam zdecydowanie głośniej, niż było to konieczne. – Ethanowi w szczególności. Tak mu smakowała, że aż oparzył się, sięgając po brytfannę. Szkoda, że nie wspominał o pani wizycie.

Blondyn otworzył szerzej oczy, świadomy tego, że został zdemaskowany. Uśmiechnął się nerwowo. Zostawił zakupy na stole, a wskazując górę, pokazał, jak bardzo nagle zaczęło mu się śpieszyć. Odprowadziłam go morderczym spojrzeniem, które wbijało się w jego kark niczym nóż.

– To jak? – dopytywała zniecierpliwiona. – Zrobiłabym łososia w cieście francuskim i upiekłabym szarlotkę.

– O piątej? – upewniłam się, sama nie mając ochoty na to spotkanie, jednak czując, że była to idealna zemsta na Ethanie.

Podsłuchujący mnie chłopak, prawie nie spadł ze schodów, gdy zbiegając ze schodów, próbował mnie powstrzymać od tego, przy okazji starając się wyrwać mi telefon z dłoni. Zaczął nerwowo chodzić, chwytał się za głowę, a przy tym krzyczał na mnie bezgłośnie. Przerażenie na jego twarzy bawiło mnie niezmiernie. Potwierdzając nasze przyjście, posłałam mu najpiękniejszy uśmiech.

– Pożałujesz tego, Małpko.

Odebrał mi telefon, a jego stalowe oczy przewiercały dziurę w moim ciele. Nie przestając się uśmiechać, wstałam z miejsca i wyminęłam go, chcąc zabrać się w końcu za babeczki.

– Ciesz się, Eth, że nie powiedziałam jej, jak mnie oszukałeś – stwierdziłam ze śmiechem, wkładając wtyczkę od miksera w kontakt. – Wystarczy to, że zamierza cię zamordować, bo nie powiedziałeś mi o jej wizycie.

Posłałam mu buziaka, gdy zmrużył oczy. Włączyłam mikser i zaczęłam ubijać jajka.

– Zawsze mogły to być twoje. – Wskazałam na miskę i zagryzłam wargę. On jednak nie podzielał mojego humoru, co idealnie odzwierciedlało bolesne spojrzenie, jakim obrzucił swoje krocze.

– Byłam dzisiaj na cmentarzu.

Nieśmiało podałam babeczkę Maxowi, uważnie śledząc jego reakcję. Obserwowałam go z dołu, opierając głowę na jego kolanach, doskonale widziałam, jak spiął się momentalnie, a do tej pory rozluźniona twarz, zaczęła mieć zacięty wyraz. Nie patrzył na mnie, wpatrując się w telewizor, obracał w dłoni ciastko, jakby nie wiedział, co z nim zrobić. Nieświadomie wstrzymywałam oddech, czekając na jakiekolwiek słowa z jego strony.

– Byłaś z Ethanem?

– Tak – przyznałam. – Zawiózł mnie od razu po szkole i poczekał przy samochodzie.

Nie skomentował tego, skinął tylko głową, a mój żołądek zawinął się w supeł. Przejechałam palcami po żyłach na jego przedramieniu.

– Leżały tam świeże kwiaty – dodałam niespokojnie.

Poruszył się nerwowo, odłożył babeczkę, umieszczając swoją dłoń na moim brzuchu. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele za sprawą jego dotyku, uniosłam wzrok, czując, że zaczął mi się intensywnie przyglądać. Chociaż starał się to ukryć, był zdenerwowany, a ja miałam wrażenie, że nie tylko o to, co właśnie mu powiedziałam.

– Nie mieszka już tutaj – powiedział sam do siebie, jednak moje serce załomotało w piersi na myśl o bracie. – Sama tak mówiłaś.

– Nie – szepnęłam, musząc mu odpowiedzieć. – Nie wróciłabym, gdyby tutaj mieszkał. To nie może być on...

Wziął głęboki oddech, przyciskał dłoń do mojego brzucha, drugą ciągnął się za końcówki włosów.

– Skoro nie on, to kto? – spytał, jakby był na mnie zirytowany i przez moment pomyślałam, że może nie wierzył w moje zapewnienia, że może sądził, iż byłam na tyle lekkomyślna, by wrócić i nie upewnić się, że jego już tutaj nie było. – Przecież nie masz innej rodziny!

Rozchyliłam usta, nagle czując ból. Podniosłam się, a później usiadłam obok, całkowicie dotknięta tym jednym zdaniem. Niby nic nie znaczącym, stwierdzającym fakt, jednak w jego ustach brzmiało to niczym obelga. Jakby to, że nie miałam rodziny, świadczyło o tym, że byłam kimś gorszym albo że skoro nie miałam rodziny, to nikt nie mógł przyjść na grób mojej matki.

– Dobrze wiedzieć, że nawet ty musisz mi o tym przypominać – odezwałam się beznamiętnym głosem. – Bo przecież od niego za mało razy usłyszałam, że jest moją jedną rodziną i nie mam nikogo innego.

Mało się nie rozpadając, wstałam i nie spoglądając na Maxa, ruszyłam do kuchni. Gardło miałam zaciśnięte, gdy powstrzymywałam się od płaczu. Ból i złość powodowały, że cała się trzęsłam z nerwów i niewiele brakowało, żebym rzuciła w niego szklanką, do której nalewałam wody z kranu.

Piłam ją powoli, czując, jak lodowaty napój spływał przez gardło. Zaciskałam powieki, nie mogąc uchronić się przed pojedynczą łzą, która jakimś cudem wypłynęła z oka.

Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam otulające mnie ramiona. Przyciągnął mnie do siebie, a moje plecy zderzyły się z jego brzuchem.

– Przepraszam – szepnął, muskając ustami moją szyję. – Nie chciałem cię zranić, Słoneczko. Wiesz, że nie o to mi chodziło.

Wzięłam głęboki oddech.

– Ale zraniłeś – odpowiedziałam. – Sama świadomość tego, że tylko on jest moją rodziną, jest bolesna, jednak do tego się przyzwyczaiłam. Te słowa w twoich ustach... One bolą, Max. Może jesteś na mnie zły, pewnie za coś jesteś, ale nie wykorzystuj moich słabości, by wyrównać rachunki...

Odstawiłam szklankę na meble, bojąc się, że ją strzaskam.

– Przepraszam – powtórzył, składając kolejny pocałunek, sprawiając, że złość stopniowo zaczęła zanikać. – To o Ethana jestem zły.

Znieruchomiałam i pokręciłam głową.

– O Ethana? – spytałam z niedowierzaniem. Odwróciłam się do niego przodem, zauważając, że nie żartował.

– Spędzasz z nim całe dnie – wyjaśnił, jakby to był powód.

– No wybacz, Max. Chodzę z nim do jednej szkoły i mieszkam pod jednym dachem, mam specjalnie jeździć autobusem? – Nie rozumiałam jego zdenerwowania. – Kiedyś w ogóle nie zwracałeś na niego uwagi pod tym względem.

– Kiedyś nie byłaś z nim tak blisko. – Nie odrywał ode mnie wzroku. Przełknęłam ślinę. – Kiedyś nie oglądał się za moją dziewczyną, a teraz to robi.

Gdyby nie to, że powiedział to z taką powagą i intensywnością, zapewne zaśmiałabym się. Zabrakło mi tchu, gdy ciepło rozlało się po mym sercu.

– Wyglądasz na zaskoczoną, Słoneczko – zaśmiał się, przyciągnął mnie bliżej i musnął ustami czoło. – A to ja powinienem być niepewny.

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodziło i co kryło się za jego słowami. Spojrzałam w jego ciemne oczy, doszukując się w nich odpowiedzi, którą tak skrupulatnie ukrywał.

– Dlaczego?

– Zależy mi na tobie, Skarbie. – Odsunął kosmyk moich włosów za ucho. – Nawet na poważnie biorę nasze zaczęcie od nowa, mógłbym ci udowodnić, jak bardzo mi na tobie zależy, tylko pytanie, czy jesteś na to gotowa, Słoneczko?

– Dlaczego miałabym nie być gotowa, Max?

Pochylił się, żeby nasze twarze były na równym poziomie. Wyglądał na zmartwionego, gdy muskał palcami moją szyję.

– Albo przestałaś mi ufać, albo to tobie przestało zależeć, bo to ty nie powiedziałaś, że mnie kochasz.

Odebrało mi głosu. Chciałam wypowiedzieć te dwa słowa, lecz struny głosowe odmówiły mi posłuszeństwa, a przecież kochałam go. Wróciłam, żeby go odzyskać, do niego należało moje serce, kochałam go takiego, jaki był, ze wszystkimi wadami i zaletami, pomimo tych trzech lat, nic się nie zmieniło. A mimo to, patrząc mu w oczy, nie potrafiłam powiedzieć chociażby słowa, które wyjaśniłoby to, że ociągałam się z wyznaniem mu uczuć. Zauważył to, a jego oczy przebił ból. Zacisnął usta w cienką linię, ponownie ucałował moje czoło, przytrzymując wargi przy mojej skórze, a później odsunął się i w milczeniu wrócił do salonu. Czułam, jak pękało mi serce, więc jaki ból on musiał poczuć? Chyba nie chciałam wiedzieć.

Stojąc przed lustrem, poprawiałam materiał sukienki, która delikatnie opadała na moje ciało. Przyglądałam się swojej osobie, z lekko przechyloną głową, dostrzegając, że w niektórych miejscach sukienka zaczynała być luźniejsza niż jeszcze jakiś czas temu. Liliowy materiał opinał moją pierś, a od talii tworzył delikatny klosz. Dekolt w serce podkreślał moje drobne piersi, jednak nie odsłaniał zbyt wiele, co mnie cieszyło.

– Która?

Miałam sięgać po pomadkę, jednak odwróciłam się w stronę Ethana. Ubrany w podkoszulek, trzymał przed sobą dwa wieszaki z koszulami, a wzrokiem błagał mnie o pomoc. Uśmiechnęłam się, spoglądając to na białą, to znowu na szarą koszulę, doskonale wiedząc, w której powinien iść.

– Szara – zdecydowałam. – Ostatnio byłeś w białej.

– I tylko dlatego? Ostatnio była inna biała. – Zaskoczony, uniósł brwi, a ja pokręciłam głową z rezygnacją.

– Tak... A raczej... Ta szara podkreśla twoje oczy.

Zdecydowanie to robiła. Dzięki niej nikt nie miał wątpliwości, iż oczy blondyna były czysto stalowe, a nie, jak czasami mogło się wydawać, niebieskie. Wzruszył ramionami, rzucając szybkie podziękowania, po czym wrócił do swojego pokoju, a ja zabrałam się za malowanie ust. Sięgnęłam po szczotkę i przeczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Zerknęłam na zegarek, a później wzięłam, przygotowane wcześniej, buty i wsunęłam czółenka na stopy. Jeszcze raz upewniłam się, że mogłam być i opuściłam pomieszczenie.

– Naprawdę musimy tam jechać? – spytał, schodząc tuż za mną.

– To tylko obiad, Eth – mruknęłam, przytrzymując się poręczy, gdy zakręciło mi się w głowie. – Kiedyś bywaliśmy na nim co tydzień, pamiętasz?

Nie wiedziałam, czy nie dosłyszałam odpowiedzi, czy Ethan nic nie powiedział. Zerknęłam za siebie, gdzie Ethan stał w miejscu, widocznie zauważając moje zawroty głowy. Przesunął wzrokiem po moim ciele z zaniepokojeniem. Powoli zeszłam na dół, czując, jak żołądek ściskał się ze stresu. Nie tylko sam obiad napawał mnie niepokojem, ale konieczność porozmawiania z Maxem. Musiałam mu wytłumaczyć, że to, iż wczoraj zamilkłam, nie oznaczało, że był mi obojętny albo że byłam niepewna swoich uczuć.

– Nora?

Zamrugałam powiekami, orientując się, zatrzymałam się tuż przy kanapie. Spojrzałam na Ethana, który w jednej dłoni trzymał kluczyki, a drugą sięgał po kurtkę.

– Bierzesz? – spytał, uważnie obserwując mnie szarymi oczami, poruszyłam się pod wpływem jego wzroku.

– Nie.

Pokręciłam głową, a on cofnął rękę, otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Na zewnątrz było przyjemnie ciepło, zaczerpnęłam świeżego powietrza, czując opadające na skórę promienie słoneczne. Wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się do domu Boutragerów, całą drogę pokonując w idealnej ciszy, która nikomu z nas nie przeszkadzała.

Czułam, jakbyśmy powtórzyli tamten dzień. Było jedynie cieplej, a ja bardziej ufałam Ethanowi, lecz nim opuściliśmy pojazd, tak samo jak wtedy, siedzieliśmy przez kilka minut w ciszy. Na szczęście nie zaczęłam płakać, a z radia nie sączyło się Hello Adele. No i najważniejsze, Max znał prawdę, więc czym tak bardzo się stresowałam? Czy sama znałam na to pytanie odpowiedź?

Zatrzymując się przed drzwiami, poprawiłam kołnierzyk koszuli Ethana, uśmiechając się przy tym do niego uspokajająco. Wyglądał, jakby był gotów w każdym momencie wrócić do domu, gdybym powiedziała chociażby słowo.

– Kogo moje oczy widzą! – zawołał James, kiedy pojawiliśmy się w zasięgu jego wzroku.

Podniósł się z miejsca i zbliżył do nas. Jak zwykle elegancki, w białej koszuli i spodniach od garnituru, z idealnie przystrzyżonymi włosami. Gdy się uśmiechnął, wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki. Chociaż wyczuwałam dystans, z jakim się do mnie odnosił, starał się być miły i nie miałam co do tego wątpliwości.

– Jesteście w końcu! – zawołała Emily, wybiegając z kuchni. – Już myślałam, że nie przyjdziecie. Znajac Ethana, wykorzystywał wszystkie sztuczki, byleby zostać w domu.

Posłała mu znaczące, odrobinę karcące spojrzenie, po czym objęła mnie, co szczerze mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się tego i zaczęłam zastanawiać, co ją skłoniło do takiego przywitania.

– Nie było aż tak źle – zaśmiałam się, zerkając ukradkiem na blondyna.

– No dobrze – zgodziła się. – Przygotujcie stół i niech ktoś w końcu pójdzie po Maxa, bo oszaleję, jeżeli zaraz nie zejdzie. Ciebie też się to dotyczy, James. Nie śliń się tak do tej prezenterki, jest dla ciebie za młoda i o kilkadziesiąt tysięcy rocznie za bogata.

Po tych słowach posłała mu kąśliwy uśmiech, obróciła się na pięcie i prawie biegiem wróciła do kuchni. Mężczyzna westchnął, wyłączył telewizor i odstawił pilot na szklany stolik.

– A to kobieta... Nawet człowiekowi popatrzeć nie pozwoli – żachnął się, po czym zawołał głośno do żony. – Nie taki stary! Jeszcze wiele potrafię zdziałać.

– Ta – odkrzyknęła. – Chyba w śnie, gdy za dużo piwa wypijesz wieczorem.

– Całkowicie jak jej matka – westchnął.

Odwróciłam głowę, powstrzymując się od śmiechu. Wskazałam Ethanowi schody i ruszyłam w ich kierunku. Skinął głową i wraz z Jamesem zabrali się za przygotowanie stołu do posiłku.

Wchodząc na górę, czułam, jak szybko biło mi serce. Zatrzymałam się pod drzwiami, oddychając głęboko i oblizując usta. Nawet nie pukając, chwyciłam klamkę i weszłam do środka, a zapach perfum bruneta uderzył w moje nozdrza.

Stał kilka kroków ode mnie, właśnie zapinając pasek od spodni, co spowodowało, że zatrzymałam się w pół kroku. Widząc jego nagie, umięśnione plecy, poczułam, jak temperatura momentalnie wzrosła. Wędrowałam wzrokiem po wysportowanym ciele chłopaka, wykorzystując to, że jeszcze mnie nie zauważył. Po chwili obrócił się, a przyłapując mnie na ślinieniu się, uśmiechnął się łobuzersko.

– Hej – wychrypiałam i odchrząknęłam, co rozbawiło Maxa.

Przejechał wzrokiem przez całe moje ciało, zatrzymując się na niektórych partiach o sekundę dłużej, a gdy w końcu doszedł do moich oczu, w jego spojrzeniu widziałam aprobatę. Uśmiechnęłam się delikatnie, robiąc krok w jego kierunku. Uniósł brew, czekając, co zamierzałam zrobić.

Kiedy podeszłam do niego jeszcze bliżej, nieznacznie uniosłam głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.

– Ja ci nie przeszkadzam, gdy się ubierasz – stwierdził, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.

– Bo się zamykam w łazience – przypomniałam.

– Też fakt – przyznał i odwracając się, sięgnął po leżącą na łóżku koszulę. Uniosłam brwi, zauważając, że nawet się ze mną nie przywitał.

Nie mogłam oderwać wzroku, od jego napinających się mięśni, gdy zakładał na siebie koszulę. Musiałam się powstrzymać, żeby nie wyciągnąć ręki i nie zacząć go obmacywać. Nie powiedział mi nawet cześć, dupek.

Kiedy zabierał się za zapinanie guzików, znowu się do niego zbliżyłam i odsuwając jego dłonie, sama za nie się zabrałam.

– Wolałbym, żebyś mnie rozbierała, ale jeśli wolisz ubierać. – Po raz kolejny uniósł brew, uśmiechając się.

Ręce odrobinę mi drżały i czasami miałam problem, by od razu zapiąć dany guzik. Sapnęłam zirytowana, kiedy jeden z nich był w szczególności uparty i nie chciał ze mną współpracować.

– Może ci pomóc? – zaproponował, wyciągając już dłonie, ale zamiast sięgnąć do guzika, ułożył je na moich biodrach przyciągając mnie do siebie.

– Poradzę sobie – syknęłam, ale uśmiechnęłam się nieznacznie, gdy udało mi się pokonać tego uparciucha.

– Ktoś tu chyba jest nie w humorze – mruknął, pochylając głowę i zanurzając twarz w moich włosach. Słyszałam, jak zaciągnął się moim zapachem, co przyprawiło mnie o dreszcze. – Ślicznie wyglądasz.

Serce zabiło mi jeszcze szybciej, kiedy usłyszałam te słowa. Gdy chłopak odsunął się odrobinę, mogłam wrócić do zapinania guzików, a gdy uporałam się z ostatnim z dumą spojrzałam na swoje małe dzieło.

– Ty też wyglądasz całkiem nieźle – odpowiedziałam, nie odrywając dłoni od jego ciała, które dawało mi ciepło. Wyczuwając pod palcami jego bijące serce, westchnęłam cicho. Przesunęłam dłońmi wyżej, poprawiając kołnierzyk, a później układając je na karku chłopaka.

– Tęskniłam – szepnęłam, wodząc wzrokiem od jego ust do oczu. Ciemne tęczówki spoglądały na mnie zainteresowane moim wyznaniem.

– Tak? – Nie był przekonany, otaczając mnie ciaśniej ramionami, zmniejszył odległość między nami.

Skinęłam głową, wsuwając palce w jego miękkie włosy, zauważając, że oddech mu nieznacznie przyspieszył. Oblizałam usta, przyciągając jego wzrok na nie. Stanęłam na palcach, delikatnie muskając kącik jego ust, na co mi pozwolił. Z jego gardła wydobył się cichy pomruk, gdy powróciłam na miejsce.

Po raz kolejny wzięłam głęboki oddech, przygotowując się na to, co zamierzałam powiedzieć. Max, jakby wyczuwając, patrzył na mnie z cierpliwością, a ciepło w jego oczach dodawało mi odwagi.

– Nie mam pojęcia, dlaczego ci tego nie powiedziałam – mówiłam szeptem. – Najprawdopodobniej bałam się tego, że stwierdzisz, że to nie jest już to. Albo, że powiedziałeś to wtedy pod wpływem emocji, nie będąc tego pewnym, w końcu minęły trzy lata i...

Zamilkłam na moment, czując jak coś ściskało moje gardło. Chłopak pochylił głowę, przykładając swoje czoło do mojego. Nasze oddechy łączyły się.

– Nic się nie zmieniło, Słoneczko – mruknął. – Nawet te trzy lata nie były wstanie tego zmienić.

Przymknęłam na chwilę oczy, rozkoszując się tą chwilą, kiedy znajdowałam się w objęciach chłopaka. Po kilku sekundach rozchyliłam powieki, ponownie natrafiając na jego spojrzenie.

– Kocham cię, Max – wyznałam, czując jak fala ulgi zalewała moje ciało. Jeszcze większą ulgę poczułam, gdy w oczach chłopaka dostrzegłam radość, a na ustach pojawił się uśmiech.

– Też cię kocham, Słoneczko.

Pochylił się, składając na moich ustach pocałunek, który odwzajemniłam bez cienia wątpliwości. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro