16.1
Nie mogłam ukryć rozczarowania, gdy w poniedziałkowy poranek dowiedziałam się prawdy. Zupełnie przez przypadek wyciągnęłam to z zaspanego Ethana, który ledwo widząc na oczy, próbował nalać sobie kawy, przy czym większość napoju znalazła się na stole.
– Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień minie bez większych komplikacji – wyznałam, zabierając z jego dłoni dzbanek i kręcąc głową, nalałam mu kawy, za co uśmiechnął się z wdzięcznością. – I że Lisa pojawi się w szkole.
– Nie byłby tego taki pewien – zaprzeczył, zerkając na niego spostrzegłam, że dotychczasowa senność zmieniła się w wyraz silnego skupienia. – Chociaż może...
– Jesteś dzisiaj jakiś rozkojarzony, Eth. – zauważyłam.
– Zawsze taki jestem rano – odparł przecierając dłonią twarz, z czym musiałam się zgodzić, jednak miałam pewne wątpliwości.
– Nawet koszulkę założyłeś na nie tę stronę co trzeba.
Wskazałam metkę, która widoczna była tuż pod jego szyją. Poruszył się gwałtownie i pociągnął za swoją koszulkę, z wielkim zdziwieniem dostrzegając, że nie robiłam sobie z niego żartów. Zaklął cicho, na co uniosłam brwi, po czym jednym zgrabny ruchem pozbył się ubrania. Wywróciłam oczami, nie siląc się na komentarz o rozbieraniu przy mnie.
– Może masz rację.
Potaknęłam niechętnie skubiąc kawałek tostu. Dziwne uczucie w żołądku nie pozwalało mi spokojnie cieszyć się śniadaniem, a widząc, jak zachowywał się Ethan, wiedziałam, że nie tylko ja się tak czułam. Po prostu podskórnie wyczuwałam, że coś było nie tak i nie dawało mi to spokoju, chociaż starałam się to zrzucić na stres związany z obecnością w szkole Jude. Nadal przechodziły mnie ciarki, kiedy przypominałam sobie o rysunku.
– Nie wiesz, jaką ulgę czuję, gdy sobie pomyślę, że mógł to znaleźć Max – wyszeptałam, biorąc łyk kawy.
– Ale co?
– Rysunek. Nie chcę nawet myśleć, jak wściekłby się, gdyby to zobaczył...
Zakrztusił się kawą. Z niepokojem obserwowałam, jak kaszlał, a po jego oczach zaczęły spływać łzy, które szybko starł. Na szczęście wcześniej odstawił kubek, nie uśmiechało mi się ponowne wycieranie stołu, a Ethan dzisiaj przy tym mógłby tylko jeszcze więcej rzeczy potłuc.
– Ta...
– Eth, czy ty mi o czymś nie powiedziałeś? – spytałam, przypominając sobie znaczący tekst Maxa, kiedy przyjechał po mnie w sobotę. – Chyba nie powiedziałeś mu o tym?
– Zadzwonił do mnie z pytaniem, czy odwiozłem was na policję. – Wzruszył ramionami, podnosząc się z miejsca. – Powiedziałem, że Lisa uciekła...
– I?
Przeszedł do zlewu i wstawił do niego prawie pełen kubek kawy, co nigdy mu się nie zdarzało. Jego barki uniosły się wysoko, gdy ciężko westchnął, niechętnie obracając się do mnie przodem. Oparł się o meble, a jego szare oczy spojrzały w moje.
– Nic. – Jego barki ponownie się uniosły. – Rozłączył się, myślałem, że pojechał do ciebie, powiedziałem mu, że wolałaś zostać w domu... Jednak po zajęciach widziałem jego samochód, przyjechał z Nathanem.
– Co on zrobił, Eth? – Chociaż mój głos był opanowany, ja wewnętrznie czułam strach.
Obiecał, że nie pojedzie do Jude'a. Obiecał, że nie będzie się w to wtrącał i nie pozwoli, żeby przez tego gnoja, groziły mu jakiekolwiek konsekwencje. Głośno wypuściłam powietrze z ust, przeczesując palcami włosy, zastanawiając się, czy w ogóle chciałam wiedzieć, co wydarzyło się tamtego popołudnia. Potrząsnęłam głową zrywając się z miejsca.
– Nie. Wiesz, co? Nie chcę wiedzieć, po prostu nie chcę wiedzieć, że zrobił coś głupiego, a następnego dnia przyjechał i udawał, że nic się nie stało...
– Nora.
Zatrzymałam się i teraz to ja niechętnie obróciłam się w stronę przyjaciela.
– Jeżeli dowiedział się o podłożonym rysunku, to tylko od Jude'a. Uwierz mi, gdyby chciał mu coś zrobić, nie mieszałby w to Nathana ani nikogo innego... Myślę, że chciał rozmówić się z Lisą, a wiedząc, że cię nie będzie, miał pewność, że nie będziesz próbowała go od tego odciągnąć.
Przyglądałam mu się uważnie, chcąc mieć stu procentową pewność, że to co mówił, było prawdą. Pociągnęłam za swoje włosy, kiedy nie dostrzegając niczego innego oprócz szczerości na jego twarzy, mogłam mu uwierzyć. Martwiłam się i niepokoiło mnie to, że żaden z nich wcześniej o tym nawet nie napomknął. W tej samej chwili jednak, przypominałam sobie, w jakim stanie byłam w piątek i już nie dziwiłam się Ethanowi. Próbował mi oszczędzić zmartwień, gdy i tak nie byłam w najlepszym stanie.
– Jedźmy już – poprosiłam słabo. – Nie chcę się spóźnić.
Skinął głową, odstawił mój kubek do zlewu i ruszył za mną do wyjścia. Jednak uczucie niepokoju nie opuściło mnie nawet wtedy, gdy siedząc w samochodzie żartowaliśmy o jakiś nieważnych bzdetach. Słuchając muzyki z radia, rozmawialiśmy na lekkie tematy, gdy Ethan jak zwykle próbował mnie rozweselić.
Jednak nawet wtedy czułam uścisk w żołądku i coraz mnie wierzyłam w to, że miał on jakikolwiek związek z moją osobą. Spędzone godziny w szkole tylko pogorszyły ten stan, ale widziałam, że ludzie również zachowywali się inaczej. Nawet ja, osoba, która trzymała się z boku, wyczuwałam napięcie, które panowało wszędzie, wlewając się przez okna i wsuwając w szczelni między drzwiami, dotykając większości uczniów, a nawet nauczycieli.
Nie widziałam nigdzie Jude, ale Lisa, mimo obietnicy, również nie pojawiła się na lekcjach. Nie próbowałam się z nią skontaktować, byłam zbyt rozkojarzona, żeby w ogóle o tym pomyśleć i z niecierpliwością odliczałam minuty do opuszczenia szkoły. Kiedy to nastąpiło, prawie wybiegłam z budynku, jak zwykle przy wejściu musząc przeciskać się między ludźmi, którzy zamiast zacząć się rozchodzić, stawali na środku, zawzięcie o czymś dyskutując. Albo byłam głucha, albo głupia, ponieważ po tylu godzinach nadal nie miałam pojęcia, co było tematem numer jeden poniedziałku.
Objęłam się ramionami, czując dreszcze przebiegające przez moje plecy. Rozglądałam się uważnie, próbując przypomnieć sobie, gdzie zaparkowaliśmy rano, gdy przez korki na drogach spóźniliśmy się dobre piętnaście minut.
Przeszłam się do bramy i zauważyłam blondyna, który już wyjechał z terenu szkoły i zatrzymał się po drugiej stronie tuż przy chodniku. Stał przy samochodzie z telefonem w ręku, zapewne zamierzając do mnie zadzwonić. Przeszłam na drugą stronę, a zauważywszy mnie, schował urządzenie do kieszeni i wsiadł do samochodu.
– Zauważyłeś?
Zapięłam pasy, kiedy on wjeżdżał na drogę, otwierając schowek zaczęłam go przeszukiwać, z nadzieją próbując odnaleźć niebieskie opakowanie M&M'sów. Wzdychnęłam, kiedy nie zauważając niczego innego opórcz jakichś kartek, scyzoryka, paczki gum do żucia i płyty Rammsteina, zatrzasnęłam schowek.
– Zjadłeś moje M&M'sy.
– Mike je zeżarł – obruszył się. – Jak tak dalej pójdzie, to za niedługo w nasze drzwi się nie zmieści.
– Może to nie miłość, ale jednak się zauroczył, więc nie bądź wobec niego taki krytyczny. – Stanęłam w obronie rudowłosego. – A poza tym, to raczej nie w twoim stylu tak na kogoś naskakiwać.
– Ale to Mike – bronił się. – Uwierz, zły czy dobry stan, lepiej dla niego, gdy się z niego najbijam niż gdybym zaczął mu współczuć.
Był ta roztargniony tego dnia, że prawie wjechał na czerwonym świetle, co nigdy mu się nie zdarzało, chociaż do najrozsądniejszych kierowców nie należał, jednak przestrzegał jednej zasady, nigdy nie przejeżdżał na czerwonym. A już na pewno nie wtedy, kiedy ja jechałam z nim.
– To zauważyłeś?
Promienie słoneczne odbijały się na jego włosach, sprawiając, że jak zwykle w świetle wyglądały na dużo jaśniejsze, niż były w rzeczywistości. Z lekką zazdrością zauważyłam, jak w szybkim tempie rosły one, gdy moje włosy nie chciały tak ze mną współpracować.
– Kojarzysz Sylvię Ranger? – wypalił nagle, a spoglądając na mnie skinął głową, w roztargnieniu przypominając sobie, że nie znałam większości osób. – Jedna z cheelederek? Byłaś kiedyś na treningu...
Jeżeli on myślał, że po jednym razie zapamiętałam wszystkie dziewczyny, które tam były, to znajdował się w ogromnym błędzie. Jakby nie patrzeć było to kilka tygodni temu, a ja nie miałam czasu zajmować się takimi rzeczami, jak to, kto tańczył z pomponami.
– To przez nią takie zamieszanie? W sumie o popularnych zawsze jest głośno...
Już miałam się zganić za wyolbrzymianie, gdy Ethan wszedł mi w słowo.
– Całkiem niezła laska, długie nogi, blond włosy...
Wywróciłam oczami.
– Co to ma do rzeczy? Przecież nie stała się taka z dnia na dzień, no nie?
Przełknął ślinę, zastanawiał się nad czymś, a przy tym stukał palcem o kierownicę. Zaciskałam, to znowu rozluźniałam dłonie, czekając na odpowiedź ze strony przyjaciela.
– Jest do ciebie podobna – stwierdził ze smutkiem, a moje serce na moment zamarło. Już miałam parsknąć, próbując rozluźnić atmosferę, ale wtedy dodał coś, co zmroziło mi krew w żyłach. – W piątek w nocy została brutalnie zgwałcona... To nie mógł być przypadek, że policja przyjechała dzisiaj właśnie po Jude'a.
Kiedy po niego przyjechała? To dlatego Ethan wcisnął się w korek, żeby spóźnić na zajęcia? Kiedy się o tym dowiedział? Uleciało ze mnie całe powietrze, byłam ogłuszona przez krew szumiącą w uszach. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale szybko je zamknęłam, czując nadchodzące mdłości. Zimny pot oblał moje ciało, kiedy wzrok zaszedł mgłą.
– Zatrzymaj się.
Ta minuta, podczas której Ethan znalazł miejsce, gdzie mógł się zatrzymać, dłużyła się niemiłosiernie i myślałam, że już nie wytrzymam. Wypadłam szybko z pojazdu, a dobiegając do najbliższych krzaków, pochyliłam się nad nimi, gdy w konwulsjach ledwo utrzymałam się na nogach, zwracając zawartość żołądka.
Jude zgwałcił dziewczynę.
Zdusiłam krzyk, niczego bardziej nie chcąc niż wyrzucić tę myśl z umysłu. Świadomość tego, że mogłam być na miejscu tej dziewczyny, że tak wiele razy udało mi się uciec, spowodowała, że ponownie zwymiotowałam.
Zniszczył właśnie życie jakieś dziewczynie, a ja nie mogłam odrzucić od siebie pewności, że zrobił to jedynie dlatego, że była do mnie podobna. W małym stopniu, gdzie pewnie łączyły nas drobiazgi, jednak właśnie to zadecydowało o tym. Czułam się współwinna, a to oznaczało, że Jude rozpoczął kolejną fazę. Wpychania we mnie poczucia winy, przerażało mnie to, co mogło być dalej, a je miałam pojęcia, jak to powstrzymać, bo ilekroć próbowałam czemuś zapobiec, przynosiło to odwrotne skutki.
– Może powinnaś się spotkać z Samantą? – zaproponował Ethan podając mi kubek gorącej herbaty.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, szczelniej okrywając kocem i dopiero wtedy przejmując od niego naczynie. Nadal zbierało mi się na wymioty, na samą myśl o tym, co wyprawiał Jude. Każdego dnia przesuwał granice, a gdy zauważył, że nikt nie reaguje, posunął się do gwałtu. Co, jeśli ujdzie mu to płazem? Do czego jeszcze był zdolny się posunąć, by osiągnąć jakieś chore cele, które narodziły się w jego psychopatycznym umyśle?
– Widziałam się z nią jakiś czas temu. Nie może mi już pomóc, a nie chcę wysłuchiwać od niej jednego i tego samego. Naprawdę, gdzieś zapomniała, o granicy, jaka powinna między nami się znajdować i teraz...
Zamierzał usiąść, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni, nie spodziewając się niczyjej wizyty, a już na pewno nie kogoś, kto pukał do drzwi, zamiast po prostu wejść. Ethan przeszedł obok mnie, po drodze dotykając mojej dłoni i poszedł zobaczyć, kto się zjawił.
Słysząc znajomy głos, oparzyłam się herbatą i mało jej nie wyplułam. Odstawiłam kubek na stół, a podnosząc się, zrzuciłam z siebie koc, który opadł na dywan. Podeszłam do nich, próbując nie wyglądać na zaskoczoną, jednak nie dziwiła mnie tak bardzo sama obecność dziewczyny jak to, że czekała, aż ktoś jej otworzy, chociaż od kiedy pierwszy raz się tutaj pojawiła, zawsze sama wchodziła. Założyłam dłonie na piersi, patrząc na Lisę, a przede wszystkim na jej podpuchnięte, zapłakane oczy. Wyglądała, jakby przez ostatnie kilka godzin tylko płakała.
– Lisa? – Mimo starań, nie pozbyłam się zaskoczenia z głosu.
Szturchnęłam Ethana, żeby się przesunął, by mogła swobodnie wejść do środka. Uczynił to z ociąganiem, gdy rudowłosa zrobiła krok do tyłu. Modliłam się w duchu, żeby Maxowi teraz nie wpadł do głowy pomysł, aby tutaj przyjechać, ponieważ doskonale wiedziałam, że mogło się to źle skończyć. Max nigdy nie uderzyłby kobiety, ale wściekłość, to zbyt delikatnie określenie na to, co mógłby poczuć, widząc ją Lisę w tym domu.
– Rudzielec nas odwiedził, a już byłem pewien, że to nigdy nie nastąpi – odezwał się Ethan, niby żartobliwym tonem, jednak nie potrafił ukryć napięcia w głosie. – Miło cię znowu widzieć.
Zerknął na mnie, chcąc się upewnić, że mógł zostawić nas same, po czym przeszedł do kuchni, by móc wszystko słyszeć, ale jednocześnie dać nam odrobinę prywatności, za co byłam mu niezwykle wdzięczna.
– Musisz mi pomóc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro