Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.2

W nocy zeszłam na dół, przywołana pragnieniem i burczeniem w brzuchu, z nikłą nadzieją, że po spotkaniu chłopaków zostało coś do jedzenia. Zdawałam sobie sprawę z tego, że drużyna, którym gorąco kibicowali, wygrała, jednak nie zastając domu w płomieniach, zobaczyłam, że nie było aż tak źle i zawsze mogło być gorzej. A raczej, zawsze mogło być gorzej od tego, do czego się przyzwyczaiłam.

– Zamierasz mnie na randki, teraz wracasz do nas na noce?

Stanęłam tuż za Maxem, trzymając odkręconą butelkę wody i nieśpiesznie wypełniając nią usta. Siedział na kanapie, ledwo otwartymi oczami wpatrując się w telewizor, na którym wyświetlał się nieznany mi film. Skrzywiłam się, widząc latające wszędzie flaki, jednak komentarz o produkcji pozostawiłam dla siebie.

Dopiero po chwili dostrzegłam miskę wypełnioną w połowie moimi płatkami, a obok ich opakowanie. Czyli płatki też już mi zabrał.

– Trochę naginam zasady – wymamrotał nie odrywając wzroku od telewizora. Wyglądał, jakby usilnie walczył ze sobą, żeby nie zasnąć i powoli jego organizm zaczynał wygrywać.

Wywróciłam oczami przeczesując palcami jego włosy, na co odchylił głowę i cicho zamruczał, wyrażając tym samym pełną aprobatę do tego, co robiłam. Powstrzymałam się od parsknięcia i zajęłam miejsce obok niego siadając tak, aby znajdować się między nim, a resztą rzeczy, które leżały na kanapie.

– Zacznijmy od tego, że ty się do nich nie stosujesz.

– Od razu nie stosuję – burknął. – Naginam je, Słoneczko. To balansowanie niczym na krawędzi prawa, tylko tutaj zamiast wyroku sądowego, pewnie zostałbym z odciętymi klejnotami, które oprawiłabyś sobie w ramkę, ku czci niezależnych księżniczek.

Teraz to naprawdę nie potrafiłam się powstrzymać i z moich ust wydobyło się głośne parsknięcie. Przytrzymałam małe ciasteczka w dłoni i dopiero, gdy byłam pewna, że nie zamierzałam się zaśmiać, zjadłam je. Zerknął na mnie, a zaspanym wzrokiem dostrzegając, co robiłam, sięgnął ponad mną i porwał całe opakowanie.

– No chyba sobie żartujesz. To moje! – zaprotestowałam, dając mi kilka sekund na cofnięcie swojego haniebnego czynu.

Ze sceptycyzmem uniósł brew i wsypał sobie do ust garść płatków, głośno je przy tym przegryzając.

– Raczej chciałaś powiedzieć, że to było twoje.

Patrzyłam na niego z coraz większym mordem w oczach, gdy on nieśpiesznie wypełniał miskę jednym z moich przysmaków. Błąkający się po jego ustach uśmiech sugerował, iż brunet zamierzał zaraz powiedzieć coś związanego z naszą popołudniową rozmową. Nim jednak to zrobił, ułożył miskę na naszych udach tak, a żeby każdy miał do niej swobodny dostęp.

– Radziłbym ci wrócić do łóżka. Jak wspominałem, je też zamierzam ci zabrać. Kto wie, czy nie odbędzie się to już dzisiejszej nocy.

Wyglądał, jakby szczerze i bardzo długo rozmyślał nad tym. Wpatrywał się uważnie w telewizor, dopiero po chwili uraczając mnie krótkim spojrzeniem, pełnym powagi i powściągliwości, która ledwo była wstanie ukryć jego rozbawienie. Może starał się tego nie pokazywać, ale radość biła z całego jego ciała, a ja wyczuwałam każde jej drganie.

– Kto wie, może moje łóżko jednak woli mnie?

Ja osobiście wolałabym nas oboje w nim.

Szczerze spoważniał, gdy przyglądając się mojej twarzy, zauważył brak soczewek. Musnął opuszkami palców mój policzek, na co westchnęłam bezgłośnie.

– Dlaczego nadal je nosisz? Nie rozumiem, po co ci one, skoro nie masz już przed czym się ukrywać.

Jego dotyk nie pozwalał mi się skupić. Przełknęłam ślinę, chwilę odczekując z odpowiedzeniem.

– Nora Resee nie jest jakimś moim pseudonimem, czy czymś, Max. Naprawdę się tak nazywam, tak mam w dokumentach, jest to tuż obok fałszywej daty urodzenia i wielu innych rzeczy, które niewiele mają wspólnego z prawdą, ale ja je za nią uważam. Niebieskie oczy to tylko jeden z tych elementów, coś... Coś co odcina mnie od niego, wiesz? Po tym wszystkim nie potrafiłam patrzeć w lustro, gdy spoglądały na mnie takie same oczy jak jego... Czułam się potworem i nienawidziłam każdej cechy, która mnie z nim łączyła.

Wyraźnie się spiął, wyglądał, jakby chciał zadać mi pytanie, lecz musiałam mu powiedzieć jeszcze jedną, istotną rzecz, dlatego odłożyłam na stół miskę i objęłam jego dłoń, delikatnie masując jej wnętrze, skupiając całą swoją uwagę na tym, jaka w dotyku była jego skóra, jak ciepła była i jak bezpieczna się czułam, za sprawą dotyku.

– W naszym kraju można zostać skazanym tylko raz za morderstwo tej samej osoby – wyszeptałam. – Rozumiesz, gdyby skończyła się jego kara...

– Czekaj – przerwał mi nagle, marszcząc brwi i przymykając na sekundę oczy, jakby starał się wszystko sobie poukładać w głowie. W milczeniu czekałam domyślając się, jak nowe wiadomości musiałby sprawiać, że czuł się niekomfortowo. – Przecież wiedziałbym, gdyby coś takiego się wydarzyło... Gdyby miał proces, całe miasto o tym by huczało, wiedziałbym, dlaczego cię nie ma.

– Zapominasz czyimi dziećmi byliśmy – stwierdziłam z goryczą, czując jednocześnie ból i pragnienie, by ta rozmowa zakończyła się jak najszybciej. – Ja byłam za młoda, ale on? Już od czasów nastoletnich nawiązywał znajomości, by mieć pewne plecy. Dostał przymusowy odwyk, tak naprawdę nie wiem, czy chociażby było tam coś związanego z moją osobą... Mimo wszystko, takie wyjście było najlepsze...

Zerwał się gwałtownie z miejsca, głośno klnąc, nie wytrzymując tego, co mu mówiłam. Rozbawienie gdzieś zanikło, gdy stawał się zdenerwowany, wyglądał, jakby był wściekły. I był, ale w jego oczach dostrzegałam coś, co mówiło mi, że tą wściekłość kierował na siebie samego. Drżałam, czując, jakbym spadała na dno głębokiej studni. Jednak bycie razem wymagało szczerości, a ja nie chciałam, żeby były między nami niedomówienia i kłamstwa. Mimo że sprawiało to ból, było konieczne.

– Wiele odwagi kosztowało mnie, żeby tutaj wrócić, lecz... Lecz jeśli on kiedyś również tutaj zjawiłby się... Gdyby mnie dopadł, zrobiłby to na zupełnie obcej osobie... Naomi nie byłaby z tym w ogóle związana, a on nie byłby bezpieczny...

– Przepraszam, przepraszam, Słoneczko.

Nie zauważyłam momentu, w którym ponownie przysiadł obok mnie. Dopiero gdy znalazłam się w jego silnych ramionach, a on głaskał moje plecy, zaczynałam powracać do rzeczywistości. Wizje smaku krwi w ustach, niewyobrażalnego bólu, smrodu alkoholu i zaciskających się dłoni powoli rozmywały się, znowu opuszczając mnie na jakiś czas.

Max również się uspokajał. Zaczynał wolniej oddychać, jego ciało relaksowało się, a serce wyrównywało oddech. Tak, jakbyśmy byli własnymi środkami uspokajającymi. Przytulał mnie coraz mocniej, jakby chciał ukryć przed całym światem. Jakby próbował być bohaterem, którego tamtego dnia zabrakło, jakby nie chciał dopuścić, żeby znowu przydarzyła mi się krzywda.

– Już nigdy cię nie dotknie – przyrzekł. – Nigdy.

Nie miał pojęcia, jak bardzo chciałam wierzyć w jego słowa. Otoczyć je bezgraniczną wiarą i trzymać się ich kurczowo, jak wszystkich poprzednich obietnic, których sobie złożyliśmy. Zrobiłam to, ponieważ zaczynaliśmy od nowa, ponieważ od nowa mogłam wierzyć w jego przysięgi, odrzucając niepokój związanymi z poprzednimi. Odrzucając wszystko, co było złe w naszej przeszłości, ale również to, co było dobre, ponieważ tylko odrzucając przeszłość mogliśmy spróbować. Innej drogi nie było, każda inna oznaczała klęskę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro