Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.4

Wpatrując się w telefon nie zauważyłam, iż Ethan przystał, przez co wpadłam na niego. Potrząsnęłam głową robiąc dwa kroki do tyłu i unosząc wzrok spojrzałam na niego niezrozumiale. Zmarszczyłam brwi, gdy momentalnie serce zaczęło szybciej stukać w mojej piersi. Zacisnęłam palce na urządzeniu bojąc się, że w przypływie szoku mogłabym go upuścić.

Blondyn ze szczerym zaniepokojeniem rozłożył białą kartkę i od razu odwrócił wzrok, jakby nie chciał patrzeć na to, co się znajdowało na papierze. Przez moment pomyślałam, że to Lisa upuściła jeden rysunek, kiedy uciekała w nocy, jednak już chwilę później wiedziałam, że wcześniej schowałaby dokładnie prace, by żadnej nie zgubić.

– Eth? – spytałam odczuwając obawy względem tego, co trzymał w dłoni i tego, jak to znalazło się pod naszymi drzwiami.

Nie odezwał się, więc podeszłam do niego, a wtedy spojrzał na mnie. W jego oczach dostrzegalne było coś, co prawie nigdy się tam nie pojawiało. Złość rozchodziła się po stalowych tęczówkach, a jej błyskawice nadawały groźnego wyrazu oczom. Szarpnęłam kartkę i spojrzałam na nią, a spożyte śniadanie podeszło mi do gardła.

Ciemny pusty pokój, przez okno wpadała strużka światła eksponując kaloryfer, z którego płatami odchodziła farba. Był stary, zniszczony, patrząc na niego miałam wrażenie, że zamiast ciepła, bił od niego przeraźliwy chłód. On jednak nie był najważniejszy, odziana tylko w potarganą koszulkę postać, była przypięta kajdankami do grzejnika. Z jej nadgarstka sączyła się krew i spływała po przedramieniu, skapywała na podłogę, gdzie znajdowała się już kałuża. Poobijane, wychudzone ciało miało na sobie więcej ran, z każdej spływała krew. Dziewczyna znajdowała się w pozycji półsiedzącej, skulona, jakby próbowała ochronić się przed kolejnym ciosem, kogoś kto nie został uwieczniony na rysunku.

Jej czarne, długie i splątane włosy opadały kaskadami na plecy i zakrywały część twarzy. Gdy się przyglądałam, widziałam kołtuny, pozlepiane krwią. Miała zamknięte oczy, po jej policzkach spływała ciecz, krew lub łzy, usta były rozchylone, jakby brała ostatni wdech.

Przerażenie ogarniało mnie, gdy wpatrywałam się w dzieło Jude'a. Przyprawiało ono o dreszcze i mdłości. Od jego rysunków nie można było przejść obojętnie, lecz tym przeszedł samego siebie. Nie chciałam odczuwać podziwu względem tego potwora, nie kiedy postacią byłam ja.

Czułam, jak kręciło mi się w głowie, kiedy doskonale zrozumiałam groźbę, jaką mi przesłał. Próbowałam oddychać, lecz coś było nie tak z moimi płucami, nie chciały przyjmować tlenu. Zablokowały się odmawiając mi posłuszeństwa. Ściskałam w dłoniach kartkę bojąc się rozejrzeć, bojąc się, że on gdzieś stał w pobliżu i obserwował każdy mój ruch. To było złe, on był chory psychicznie, nikt nie miał prawa wchodzić tak w intymność drugiego człowieka i grozić mu tym.

Czułam, jakby wypruł mi wnętrzności i rozłożył je na środku stołu, by każdy spokojnie mógł się im przyjrzeć. Wyrywał moją psychikę i przelewał ją na papier. Sprawiał, że demony mojej przeszłości ujawniały się na śnieżnobiałym papierze i wrzeszczały na mnie. Wszystko, czego nienawidziłam w sobie, uwidaczniał, wszystko czego się bałam, dodawał. Nie dodając do tego niczego pozytywnego, żadnej iskierki nadziei. Jakby mówił, że w świecie nie było dobra i czekało mnie jedynie cierpienie.

To wszystko za sprawą jednej pracy. Jak mogłam walczyć z człowiekiem, który jedną kartką potrafił przebijać się przez mój obronny mór i dotykać w miejscach, które sprawiały, że przestawałam czuć się bezpiecznie, iż ta odrobina bezpieczeństwa, którą odczuwałam, ulatniała się. Czarne myśli niczym smoła oklejały moje ciało, a ich macki rozdzierały mój umysł na malutkie kawałeczki.

– Wracam do domu – szepnęłam ze łzami w oczach, a odwracając się na pięcie biegiem wróciłam do domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Możliwe, że byłam tchórzem, powinnam pojawić się w szkole i pokazać, że nie ruszyło mnie to, jednak nie mogłam. Musiałam się schować, nim ktokolwiek zauważyłby, jaką nienawiść względem siebie odczuwałam, jak bardzo bałam się swoich myśli. Jak bardzo bałam się swojej przeszłości.

Przez cały dzień ukrywałam się w zamkniętym pokoju. Siedziałam na łóżku obracając w dłoniach kartkę, przez co dłonie miałam całe umazane grafitem, lecz nie przejmowałam się tym, co jakiś czas wycierając ręce o spodnie, na których były ciemne plamy.

Nie chciałam aż tak emocjonalnie na to zareagować. Nie potrafiłabym wytłumaczyć innej osobie, dlaczego tak bardzo mną to wstrząsnęło. Jednak obudziło wszystkie lęki i teraz musiałam w odosobnieniu spróbować znowu je uśpić. Tak, bym mogła normalnie funkcjonować, a przynajmniej na takim poziomie, żeby nie bać się własnego cienia.

Ethan na jakiś czas się poddał. Nie odpowiadałam na jego pytania, tonąc we własnych myślach, nie chciałam, żeby mi przeszkadzał. Doceniałam jego starania, ale potrzebowałam chwili samotności. Życie tak bardzo mnie do niej przyzwyczaiło, że mając obok siebie przyjaciela, zamykałam się w sobie jeszcze bardziej. Przyniósł mi odgrzany obiad, jeden z tych przyniesionych przez Emily, w ciszy wszedł do pokoju i zostawił talerz na biurku wzdychając tylko ciężko.

Po całym dniu spędzonym w zamknięciu, opuściłam pokój i przeszłam do Ethana. Leżąc na łóżku wpatrywał się w sufit, obok niego leżał podręcznik od angielskiego, otwarty na jednym z wierszy, który właśnie przerabialiśmy. Odsunęłam książkę, a nie zauważając sprzeciwów ze strony blondyna, usadowiłam się obok niego na łóżku.

– Kiedyś grałam na skrzypcach – wyznałam po kilku minutach milczenia. – Uwielbiałam, jak dzięki pociągnięciom wprawiałam cząsteczki powietrza w ruch i rozchodził się dzięki nim dźwięk. Grałam po kilka godzin dziennie, aż mama i... – Głos mi się załamał. – Mieli tego dość... Jednak widziałam dumę w jej oczach, kiedy z dnia na dzień byłam lepsza. To nic, że palce czasem mi krwawiły, odciski pojawiały się na opuszkach. Duma w jej oczach wynagradzała mi wszystko.

Ethan położył się na boku, przodem do mnie i w skupieniu wsłuchiwał się w moje słowa. Pociągnęłam nosem, kuląc się bardziej na łóżku, sapnęłam cicho myśląc, co chciałabym jeszcze mu powiedzieć.

– Przestałaś grać po jej śmierci? – zapytał cicho, na co skinęłam głową.

Przymknęłam powieki czując, jak po policzkach spływały mi łzy. Powstrzymałam się od wydawania jakichkolwiek dźwięków. Ból rozsadzał moją klatkę piersiową, gdy myślałam o kobiecie, która kiedyś była całym moim światem, a teraz z trudem przychodziło mi przypominanie sobie jej twarzy.

– To ja ją zabiłam – wychrypiałam przeraźliwie. – To przeze mnie zginęła. Sama sprowadziłam na siebie to nieszczęście. Nigdy jej nie przytulę, nigdy nie usłyszę dźwięku jej głosy, który był najpiękniejszą kołysanką, nigdy nie poczuję zapachu jej perfum, nigdy nie będę mogła powiedzieć jej, jak bardzo mi jest źle. Nie ma jej, nie ma już jej od tylu lat, a ja nadal nie potrafię... Nie ma jej przeze mnie....

Objął mnie ramionami próbując uspokoić, gdy wpadałam w histerię, nie mogąc przestać płakać. Drżałam, pociągając cały czas nosem, łzy moczyły materiał mojej i jego koszulki, kiedy ból rozchodził się po ciele i atakował każdą komórkę. Nie miałam rodziny, nie miałam żadnej rodziny.

– Spokojnie, Małpko – szepnął mocno mnie przytulając.

– Chciałabym chociaż przez jeden dzień znowu z nią być, ale tak nigdy nie będzie, ponieważ nie istnieje niebo, w którym się spotkamy. Nigdzie nie czeka na mnie, żeby po śmierci znowu się spotkać. Istnieje tylko piekło, tutaj, na ziemi, gdzie nikt nie jest bezpieczny. Piekło, które przeżywa każdy człowiek. Nie ma nieba... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro