14.2
– Nie musisz tego robić – przypomniała, kiedy wprowadzałam ją do swojego pokoju.
Opadła bez siły na krzesło stojące tuż przy biurku. Przejechała dłonią po włosach, a jej twarz wykrzywił grymas bólu. Miałam zamiar zaproponować jej coś przeciwbólowego, lecz w porę przypomniałam sobie, jak silne środki zażyła już tego dnia. Zagryzła wargę, a z niezagojonej jeszcze rany zaczęła się sączyć krew. Zaklęła cicho i sięgnęła po leżące między laptopem, a kaktusem chusteczki i wyrwała jedną przykładając ją później do ust.
– Daj spokój – westchnęłam. – Bo zaraz pomyślę, że zamieniłyśmy się rolami, Liso.
Naśladując jej ton, gdy zawsze podkreślała moje imię w chwilach, kiedy zadawałam jej oczywiste pytanie, próbowałam rozluźnić chociaż w małym stopniu atmosferę. Jednak ja nie byłam Ethanem, próbowałam śmiać się z wielu rzeczy, ale to on sprawiał, że ludzie się śmiali.
Usiadłam po turecku przy szafie i zaczęłam ją przeszukiwać mając nadzieję, że odnajdę komplet pościeli, który kupiłam jakiś czas temu. Jednak od tego zakupu zdążyłam zrobić pięćdziesiąt razy pranie i domyślałam się, że mogło mi chwilę zająć odnalezienie właściwej rzeczy.
– Możesz iść się teraz wykąpać – zaproponowałam nadal szukając między półkami. – Ja w tym czasie przygotuję ci łóżko.
– Mogę spać na dole – zaoponowała szybko, jakby przerażała ją myśl pozostania na górze.
Wywróciłam oczami, a odwracając głowę w jej stronę, rzuciłam niechętne spojrzenie. W końcu uradowana odnalazłam poszukiwaną pościel w kolorze lazuru. Kupiłam ją z myślą o lilowych ścianach w pokoju, lecz ani razu jej nie wykorzystałam. Cóż, zawsze musiał być pierwszy raz.
– Radziłabym ci wcześniej się położyć – zasugerowałam dostrzegając, że nie ruszyła się z miejsca. Tak bardzo nie przypominała dziewczyny, którą poznałam, że było to aż straszne. Patrząc na nią, nie widziałam tej uśmiechniętej, rudowłosej młodej kobiety, która urzekała każdego szerokim uśmiechem. Widziałam odbicie siebie sprzed lat, nastolatkę o zamyślonym wyrazie twarzy, z opadniętymi barkami, skuloną i pragnącą, żeby nikt nie zwrócił na nią uwagi, by nikt nie dowiedział się skrywanej prawdy. – Ethan zawiezie nas z samego rana na policję, mogę się założyć, że chciałby zdążyć na drugi blok zajęć.
Skinęła głową i podniosła się z miejsca, lecz już sekundę później zatrzymała się. Rozglądając uważnie, jakby czegoś szukała, wyglądała na bardzo zawstydzoną. Wyciągnęłam w jej kierunku dłoń, w której trzymałam poskładaną w kostkę, świeżą piżamę. Zapewne będzie na nią przymała, ale miałam nadzieję, że wystarczała. Posłała mi cień uśmiechu, a rzucając krótkie spojrzenie kocimi oczami, wysunęła się z pokoju bezszelestnie.
Westchnęłam i zaczęłam mocować się z pudełkiem. Gdzie była cała męska część obecnych tutaj ludzi, gdy musiałam otwierać te cholerstwo? Zaklęłam, gdy drżące dłonie nie były wstanie unieść tak lekkiego ciężaru i pudełko wylądowało na podłodze. Przyłożyłam dłoń do czoła i przymknęłam na moment oczy, kiedy policzyłam do dziesięciu, podniosłam pościel i jednocześnie spojrzałam w lustro.
Nie wyglądałam najgorzej. Znaczy, widziałam się w dużo gorszych wersjach, lecz jeżeli patrzylibyśmy na opinię ludzi, wyglądałam jak ostatnie gówno. Włosy potargane, rozproszone we wszystkie strony, rozmazany makijaż i czarne plamy pod oczami, wyschnięte usta i poszarzała cera. Niebieskie oczy spoglądały na mnie z lustra, czułam, że były moją zbroją, czymś dzięki czemu nie rozpadałam się w tym momencie.
Odwróciłam się i w końcu zabrałam za przygotowanie łóżka, gdy kilkanaście minut temu Lisa wróciła, było ono już gotowe dla niej. Pokręciła głową na moją propozycję jedzenia, nie wpatrywałam się w jej zasinienia na ciele, nie chcąc zawstydzać jej jeszcze bardziej.
– Gdybyś mnie potrzebowała, będę spała na dole – obiecałam. – Za ścianą będzie spał Ethan, więc nie zdziw się, gdy w nocy obudzi cię dźwięk nadchodzącego Armagedonu. To tylko on będzie chrapał.
Uśmiechnęła się, jakby szczerze rozbawiła ją moja wypowiedź. Zaczekałam, aż wsunęła się pod pościel i przytuliła do poduszki, po czym pozostawiłam ją samą, nie chcąc naruszać jej, już i tak zdewastowanej, przestrzeni osobistej.
Po szybkim prysznicu zeszłam na dół. Przyłożyłam dłoń do swojego brzucha czując głód, ostatnim posiłkiem, jaki zjadłam, był lunch, który zresztą zwróciłam w łazience rudowłosej. Od tamtego momentu miałam jedynie wodę w ustach i nie mogłam się doczekać, żeby coś zjeść.
Czułam ból we wszystkich możliwych mięśniach, a w głowie nieprzyjemne ciążenie. Marzyłam o położeniu się i zaśnięciu. Chociaż moje ciało było gotowe zasnąć od razu po położeniu się, domyślałam się, iż natłok myśli skutecznie uniemożliwi mi przejście do krainy snu.
Ethan zniknął w swoim pokoju, wcześniej posłał mi pytające spojrzenie zerkając przy tym na Lisę, a później na Maxa. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi, na co on uśmiechnął się pocieszająco, jak zwykle przyjmując moje decyzje bez sprzeciwu, wierząc, że to co robiłam, było słuszne.
Patrząc na Ethana dopiero wtedy odkryłam, jaka może być przyjaźń i że ktoś może akceptować w pełni moje wybory, nie oceniając, a służąc dobrą radą. Wierzyłam, że między Maxem a Ethanem kiedyś znowu będzie jak dawniej. Przypuszczałam również, że gdy blondyn się zakocha, dziewczyna ta będzie miała z nim jak w niebie. O ile zdoła zaakceptować jego niespotykany gust smakowy, zdolność do odnajdywania komicznych sytuacji w najtragiczniejszych i nieodłączonych kumpli, którzy potrafiliby rozbić telewizor i nadal się z tego śmiać.
Zaśmiałam się cicho i objęłam ramionami. Kiedy zeszłam po schodach, zatrzymałam się i oparłam bokiem o ścianę, w ciszy przyglądając się Maxowi. Siedział pochylony na kanapie, a dostrzegając odbijające się światło na jego twarzy, spostrzegłam, że robił coś na telefonie. Nie mogłam uwierzyć, że siedział tam. Był kilka kroków ode mnie. Udało mu się przezwyciężyć samego siebie i dać mi drugą szansę, której nie chciałam zmarnować.
Nie powiedziałam mu wszystkiego, ledwo skrawek tego, dlaczego zniknęłam, dlaczego kłamałam. Możliwe, że to przez wycieczenie, ale może też przez to, że jeszcze nie byłam gotowa, by wyznać mu wszystkiego. Nie mieliśmy teraz czasu na to.
– Długo tam będziesz stała?
Przygryzając wargę odbiłam się od ściany i nieśpiesznie przeszłam do niego. Usiadłam na kanapie pozostawiając sporo miejsca między nami, gdy brunet to zauważył, uniósł brew, lecz pozostawił to bez komentarza.
– Nie pójdziesz do niego, prawda?
Podniósł się gwałtownie i zaczął krążyć po salonie. Przeczesując palcami włosy przymknął oczy, jakby starał się nie wybuchnąć. Straciłam nadzieję, że jego poddanie się pod domem było całkowite, widocznie chciał tylko mnie uspokoić, po czym zająć się wszystkim na własną rękę. Nie podobało mi się to.
Zacisnął szczękę, a rozbawienie, które widoczne było w jego oczach, zostało zastąpione złością.
– Max... – westchnęłam również wstając, zakręciło mi się w głowie, lecz zlekceważyłam to.
– Nie jestem Lisą – warknął przez zaciśnięte zęby. – Nie dam się nabrać na tekst, że pójdziesz na policję. Zbyt dobrze cię znam, będziesz to odwlekać w czasie, a później stwierdzisz, że nie możesz zrobić jej tego.
Wskazał palcem na schody, gdzie na górze spała dziewczyna. Wyglądał, jakby uważał, iż to wszystko było jej wina. Otworzyłam szerzej oczy i sapnęłam.
– Dlaczego tak uważasz? Dlaczego nie możesz uwierzyć, że jestem w stanie to zrobić?
Pominęłam fakt, że musiał podsłuchiwać, by dowiedzieć się tych rzeczy. Czułam, że mógłby to być powód do kłótni, co znaczylibyśmy, gdybyśmy już pierwszego dnia zaczęli się kłócić?
Parsknął cicho, a później uniósł brew dając mi niewerbalną odpowiedź. Uważał, że sama wątpiłam w swoje słowa i może miał rację. Jednak naprawdę chciałam, żeby ta sytuacja z Judem się zakończyła, żeby dał mi już spokój i zaprzestał tej chorej obsesji. Lecz część mnie szukała w nim dobrych cech, tego co widziała Lisa i co nie pozwalało jej się mu postawić. Liczyłam, że nie był to jedynie strach, ona go kochała. Kochała nawet wtedy, gdy był potworem.
– Max... Spróbuj ją zrozumieć.
Spróbowałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy, co skutecznie mi uniemożliwiał.
– Przestań. Przestań robić to, co zawsze!
– Nie chcę go usprawiedliwiać – zaprzeczyłam szybko. – Ale już ci mówiłam, nie mogę pozwolić, żebyś się w to mieszał! Czy pomyślałeś, jak policja zareaguje, gdy będą wiedzieć, że pobiłeś go dwa razy? Nie będzie tego ukrywał. Naprawdę chcesz dla mnie zniszczyć swoją przyszłość?
– Już raz to zrobiłem.
Wciągnęłam powietrze ze świstem. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale odebrało mi mowę. Wpatrywałam się w niego nie wiedząc, czy chciał mi tym wypomnieć, że to ja byłam winna zniszczenia jego przyszłości, czy tylko spróbować postawić na swoim.
– Nie pozwolę, żeby jakiś kutas cię malował! – Sfrustrowany wyrzucił dłonie w powietrze. – Żeby zbliżał się do ciebie chociażby na kilka metrów.
– Jasne – parsknęłam zakładając dłonie na piersi. – Idealne wyjście! Jeśli go pobijesz, on da mi spokój, czy ty słyszysz, jak to absurdalnie brzmi?
Oddychałam ciężej czekając na jego kontrargument. Spiął się przyszpilając mnie spojrzeniem, które rozkazywało poddanie się. Ciemne tęczówki przez cały czas wpatrywały się w moją osobę, lecz postanowiłam być nieugięta.
Podeszłam do niego chcąc spokojniej to załatwić, nie chciałam, żeby Ethan lub Lisa obudzili się przez nas.
– Proszę, Max – zaczęłam ciszej. – Rano wstanę i zawiozę Lisę na policję. Nie złożę zeznań, ale ona to zrobi. Błagam cię, nie pogarszaj sytuacji, znowu się w to mieszając. Ostatnio nie wyszło to nikomu na dobre, tym razem będzie podobnie.
Westchnął, ułożył dłonie na moich biodrach i przyciągnął do siebie. Opadłam na jego pierś wciągając przy tym znajomy zapach jego perfum. Przytuliłam się do niego czując, jak zaczynał odpuszczać. Zamknęłam oczy, powoli odczuwając ulgę. Gdybym nie zdołała go przekonać, wątpiłam, czy byłabym wstanie zasnąć tej nocy. Martwiłabym się o niego i tylko wyczekiwała złych wieści.
– Potrzebuję czasu – zmienił temat muskając ustami czubek mojej głowy. Teraz to ja wetchnęłam rozumiejąc, o czym mówił.
– Jeśli żałujesz tamtych słów...
Zaczęłam nerwowo skubać rąbek jego koszulki. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy wyczuwając, jak w gardle tworzyła mi się gula, przez którą z trudem oddychałam, nie wspominając o swobodnym mówieniu. Zamrugałam powiekami bojąc się, że mogły pojawić się w oczach łzy.
Ugryzł mnie w płatek ucha, jakby za karę. Jęknęłam, po czym parsknęłam z tego sposobu uciszania.
– Muszę to wszystko sobie poukładać, Słoneczko – wyjaśnił. – Przez trzy lata byłem pewien, że mnie zostawiłaś. Nadal nie wiem, co dokładnie się stało.
Skinęłam głową dając mu znak, że rozumiałam.
– Może zacznijmy od nowa? – zaproponowałam nieśmiało.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, przyciągając bliżej do siebie. Zmrużył oczy ukazując tym swoje niezadowolenie.
– Myślisz, że będę wstanie trzymać swoje ręce od ciebie tylko dlatego, że chcesz bawić się w jakieś zaczynanie od nowa? – zapytał groźnym tonem, lecz z pod maski wkurzonego wyłaniało się rozbawienie.
– A dlaczego nie? – zaśmiałam się. – Wiesz... Przedstawilibyśmy się sobie, zaczęli poznawać, dowiadywać coraz więcej rzeczy o tej drugiej osobie, ja udawałabym niedostępną, ty dżentelmena, który...
Przerwał mi przyciskając swoje usta do moich. Jęknęłam, próbowałam się odsunąć, ale przeniósł swoje dłonie na moją głowę uniemożliwiając mi odejście. Po chwili skapitulowałam wzdychając ciężko, odwzajemniłam pocałunek wsuwając palce w miękkie i gęste włosy bruneta.
– Twój pomysł był beznadziejny, Słoneczko. Masz jakiś inny, czy wszystkie równie beznadziejne?
Oddychał szybciej, kiedy odsuwając swoje pyszne usta, przyłożył czoło do mojego. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam, co do mnie mówił, jednak jego łobuzerski uśmiech sprawiał, że nie potrafiłam się skupić na słowach, które wypowiedział.
– Naprawdę sądzę, że to dobry pomysł – wyszeptałam, przez co posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. – Bez przeszłości, bez tego co nas wykańczało. Dajmy sobie czas, by cieszyć się nawet najmniejszymi gestami. Wszystko toczyło się powoli, żebyśmy mogli żyć bez wyrzutów.
Ponownie złączył nasze usta odbierając mi oddech.
– To tak, żebyś przez ten czas, kiedy będziemy zaczynać od nowa, nie mogła przestać myśleć o moich ustach i tym, co mogą ci zrobić – wychrypiał muskając moją szyję, a później delikatnie ją gryząc.
Dreszcz przebiegł po mym ciele, gdy przysunęłam się do Maxa, przylegając do niego szczelnie. Gwałtownie odsunął się, a widząc moje rozczarowanie i zszokowanie, zaśmiał się perfidnie.
– No przecież dżentelmeni nie całują kobiet na pierwszej randce.
– Max! – jęknęłam protestująco i założyłam dłonie na piersi. Przesunął wzrok na tą część ciała i oblizał spierzchnięte usta, co ponownie odebrało mi oddech. Jeżeli dalej tak będzie, to w końcu padnę trupem z niedotlenienia.
– Dobranoc, Słoneczko – zaśmiał się puszczając mi oczko. – Nie przystałoby dżentelmenowi pozostanie na noc w domu niewiasty.
Musnął ustami moje czoło, a gdy chciałam go chwycić, odskoczył gwałtownie i pogroził mi palcem. Z trudem powstrzymywał śmiech, kiedy kierował się do drzwi. Nim wyszedł, posłał mi długie spojrzenie, a emocje na jego twarzy zaczęły ulatniać, aż w końcu pozostała na niej jedynie maska, oddzielająca go od reszty świata.
– Uważaj na siebie – pożegnał się, a chwilę później już go nie było.
Stałam w miejscu próbując pojąć umysłem to, co właśnie się wydarzyło. Widocznie byłam zbyt zmęczona, tak intensywnym dniem, żeby móc to wszystko zrozumieć. Uniosłam dłoń przejeżdżając palcami po ustach nadal czując na nich smak Maxa. Westchnęłam cicho, gdy ciepło rozlewało się po moim sercu, skrupulatnie wypełniając każdą szczelnie, każde pęknięcie, które pojawiło się w ostatnim czasie.
– Dobra – mruknęłam. – Faceci facetami, ale jedzenie najważniejsze.
Potrząsnęłam głową i rozanielona przeszłam do kuchni, na małe polowanie. Skończyłam ze szklanką nektaru bananowego i dużą miską ulubionych płatków. Usiadłam na krześle i zagłębiając się we własnych myślach, wrzucałam do ust malutkie ciasteczka, co jakiś czas popijając je żółtym napojem. Zamieniałam się w Ethana, skoro jedzenie stawiałam na najwyższym miejscu piramidy wartości, jednak zajadając się stwierdziłam, że nie było w tym niczego złego. Mój żołądek był tego samego zdania.
~~~~~
I jak? Podoba się?
Ściskam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro