Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.3

Nie przeszłam nawet połowy drogi, gdy usłyszałam szybko nadjeżdżający samochód, a później okropny pisk, gdy pojazd zatrzymał się gwałtownie tuż za mną. Ścisnęło mnie w żołądku, gdy strach zaczął pełzać po mym ciele. Szykowałam się do ucieczki, gdy odwracając się z nieukrywanym zaskoczeniem widząc, że z samochodu wysiadał wściekły Max.

Zatrzymałam się i obróciłam do niego przodem, trzasnął drzwiami i zaczął zbliżać się do mnie. Niepewnie upuszczając wzrok zobaczyłam, że ściskał coś w dłoni. Biały papier przeciskał się między jego palcami, a ja odruchowo sięgnęłam do tylnej kieszeni, z niepokojem spostrzegając, iż kartek tam nie było, co oznaczało tylko jedno. Max właśnie je trzymał, a widząc jego reakcję, również widział.

– Co to, kurwa, jest?!

Zatrzymał się tuż przede unosząc kartki do góry. Pochylał się nieznacznie w moim kierunku przeszywając wzrokiem na wylot.

– Max...

– Dlaczego jesteś na nich naga?! – przerwał, jakby nie miał tyle cierpliwości, by zaczekać na wyjaśnienie. – Z tym chciałaś do mnie przyjść?

Zaprzeczyłam nie zapominając, jak potraktował mnie kilka minut wcześniej. Co on sobie myślał, że mógł mnie wyrzucać ze swojego życia, ale wtrącać się w moje, gdy przyszła mu na to ochota?

Zbliżyłam się do niego i próbowałam wyrwać mu kartki, lecz on z zaciętą miną, uniósł rękę wysoko nad głowę, przez co uniemożliwił mi wykonanie tego, czego chciałam. Podskoczyłam sfrustrowana, lecz nie miałam szans z dużo wyższym ode mnie Maxem.

– Oddaj mi to – rozkazałam wściekle.

– Nie, dopóki się nie dowiem, kto to zrobił.

Zaciskał szczękę i mrużył oczy nie zamierzając ustąpić. Sapnęłam zirytowana i odsunęłam włosy z twarzy. Odwróciłam wzrok od mężczyzny i wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni czując, że mogło się to źle skończyć.

Założyłam ręce na piersi i oblizałam usta, zazgrzytałam zębami.

– Po co ci ta wiedza? – Spojrzałam na niego bez zrozumienia. – Przecież mnie nie znasz, prawda? Jestem dla ciebie obca, czyż nie? Oddaj mi te kartki, skoro nic dla ciebie nie znaczę!

Nie chciałam, żeby się w to mieszał. Widziałam już, do czego zdolny był Max, nie zamierzałam pozwolić, aby narobił sobie kłopotów. Nie dość, że on miałby problemy, to Lisa ucierpiałaby. Już mogłam się domyślić, jak znowu robiłaby za worek treningowy Jude'a.

Schował kartki do kieszeni dżinsów. Syknęłam wywracając oczami, przez co nie zarejestrowałam momentu, w którym zbliżył się chwytając mnie jedną ręką za ramię, a drugą unosząc mój podbródek. Zmusił mnie do patrzenia sobie w oczy, które teraz płonęły czystym ogniem wściekłości. Wstrzymałam oddech kuląc się nieznacznie, co zauważył.

– Thomson?

Przełknęłam ślinę uciekając wzrokiem.

– Puść mnie – wychrypiałam jednocześnie tego pragnąc i wręcz nie chcąc, by kiedykolwiek się odsunął. Jego ciepłe dłonie uspokajały mnie, lecz również napawały niepokojem, ponieważ w brązowych tęczówkach znajdowało się szaleństwo.

Prychnął głośno wyczytując z mojej twarzy prawdę. Odsunął się klnąc przy tym siarczyście i kopnął w oponę swojego samochodu, przez co wzdrygnęłam się i zrobiłam krok w tył.

– To nie twoja sprawa, Max.

Posłałam mu błagalne spojrzenie pokładając w prośbie ostatnie nadzieje.

– Nie moja?! – wydawał się rozwścieczony tym faktem.

Miałam ochotę się zaśmiać. Czy nie było to odrobinę komiczne? Naprawdę, jednego dnia udawał, że mnie nie znał, by drugiego twierdzić, iż jakieś rysunki są jego sprawą?

Tyle, że to nie były zwykłe rysunki, a Max nie wiadomo jakby się starał, nie dałby rady na dłuższą metę udawać, że się nie znaliśmy.

Uniosłam pewnie podbródek, gotowa przytaknąć, byle tylko odpuścił, lecz gdy rozchyliłam usta, żaden dźwięk nie wydobył się spomiędzy nich.

– Proszę cię – zaczęłam cicho. – Oddaj mi to, walenie go po mordzie nic nie da, a tylko pogorszy sytuację.

Zmrużył oczy wbijając we mnie intensywne spojrzenie. Pokręciłam głową dostrzegając niebezpieczny błysk w ciemnych tęczówkach, który uświadamiał, że Max był zdolny zrobić wszystko. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł po mych plecach, gdy starałam się wymyślić coś szybko. Coś, co mogłoby powstrzymać bruneta przed zrobieniem strasznej rzeczy.

Otworzyłam szerzej oczy, gdy pomysł wpłynął mi do głowy. Modliłam się, by kłamstwo przeszło gładko przez moje usta. Obracałam w umyślę słowami przygotowując się na wypowiedzenie ich głośno.

– Ja...

– Nie próbuj nawet mówić, że tego chciałaś! – przerwał mi gwałtownie. – Nie waż się wypowiedzieć tych słów.

Patrząc na mnie twardo odwrócił się i ruszył do samochodu, ignorując moje protesty. Pociągnęłam się za włosy, gdy panika zaczęła wpełzać do mojej głowy. Podbiegłam do niego i chwyciłam za nadgarstek pociągając bruneta, żeby się zatrzymał.

– Nie pozwalam ci, rozumiesz? Nie pozwalam ci do niego jechać, Max!

Protekcjonalnym wzrokiem przejechał od mojej dłoni aż do oczu.

– Jak mnie powstrzymasz?

– Przestań – powiedziałam pewnie. – Przestań, do cholery, stawać w moje obronie, gdy jednocześnie mnie odrzucasz. Nie potrzebuję twojej, pieprzonej, litości! Poradzę sobie sama z Judem.

Wyglądał na zaskoczonego, lecz już chwilę później sceptycznie uniósł lewą brew do góry, pokazując tym swój stosunek do tego, że mogłabym sama sobie poradzić.

– A jeśli szukasz tylko pretekstu, by móc bez wyrzutów obić komuś mordę, to nie wykorzystuj do tego mojej osoby – dodałam.

– Myślisz, że robię to z tak błahego powodu?!

Zbliżył się, nasze ciała stykały się, kiedy to mój nadgarstek został uwięziony w jego dłoni. Sapnęłam wyczuwając jego perfumy, ciepło jego ciała.

– Jaki byłby inny, skoro mnie nienawidzisz?

Spojrzeniem kazał mi przestać mówić o tym w taki sposób, lecz ja nie wiedziałam, czy zamierzałam zamilczeć.

– Sama do tego doprowadziłaś – warknął przez zaciśnięte zęby, jego pierś unosiła się gwałtownie, gdy oddychał szybko.

– Wracając do ciebie?! – spytałam z oburzeniem, które ukrywało wszystkie te emocje, których nie chciałam ukazać.

– Do mnie? – parsknął, po czym powtórzył kpiąco. – Do mnie? Gdybyś wróciła do mnie, nie oszukiwałabyś mnie!

– Tak! Właśnie tak! Może gdybyś chociaż raz zastanowił się dłużej, zrozumiałbyś, że miałam powód! – wykrzyczałam mu prosto w twarz, gdy emocje brały górę. – Może gdybyś pozwolił mi wyjaśnić, zrozumiałbyś, że nic ci nie powiedziałam, żebyś pokochał mnie taką, jaką teraz jestem! Nie patrzył na to, kim byłam kiedyś, byś zakochał się we mnie znowu!

Był widocznie zszokowany tym, co właśnie mu mówiłam. Otwierał usta, żeby coś powiedzieć, nie pozwoliłam mu na to postanawiając, że to jedyny raz, gdy mogłam mu powiedzieć to, co chciałam.

– Ja do ciebie nie miałam pretensji, że mnie nie obroniłeś. Tyle razy obiecałeś mi, że nigdy nie pozwolisz, by zrobił mi krzywdę! On mnie zabił, Max, do cholery! Zabił mnie, moje serce na kilka sekund przestało bić! – Łzy płynęły po mych policzkach, kiedy przypominałam sobie wszystkie te miesiące po tym przerażającym wydarzeniu. Zdjęcia, na których widać było moje zmasakrowane ciało, skóra zdarta do mięsa, krew znajdująca się na całym ciele... – Zapomniałam, jak się nazywam. Zapomniałam wszystkiego na kilka miesięcy i w sumie był to najlepszy okres, pomimo okropnego bólu, był to najlepszy okres, ponieważ gdy przypomniałam sobie wszystko... Chciałam tylko jednego. Chciałam umrzeć, ponieważ nie dawałam sobie rady ze wspomnieniami, które odtwarzały się w moim umyśle przez cały czas. W dzień i w nocy. Psychiatrzy twierdzili, że skoro sobie przypomniałam, to mój mózg był na to gotowy! Jak ktokolwiek może być gotowy na takie wspomnienia?! Mimo tego, że nadal nie potrafię z tym żyć i wolałabym naprawdę umrzeć, wróciłam. Wróciłam, bo jedyne co było dobrego we mnie, to byłeś ty. Nie wróciłam jako Naomi, ponieważ ona nie żyje... Ale wróciłam, obiecałam, że nigdy nie pozwolę, by odebrał ci mnie, czy skłamałam?

Z trudem utrzymywałam się na nogach, kiedy nie mogąc znieść jego wzroku, zamknęłam oczy i zacisnęłam dłonie w pięści. Włosy przykleiły się do mokrej twarzy, nie miałam siły ich odsunąć. Jeżeli teraz miał mnie zostawić, nie zamierzałam już więcej walczyć.

Jęknęłam, kiedy usłyszałam trzask drzwi. Przyłożyłam dłoń do ust czekając, aż usłyszę zapalony silnik i samochód odjedzie. Poczułam posmak krwi, gdy przygryzłam język.

Błagałam, żeby już odjechał, by nie kazał mi dłużej tego znosić. Poruszyłam się nerwowo nadal nie słysząc dźwięku i kiedy załkałam, poczułam otulające mnie ciasno ramiona. Niepewnie uniosłam dłonie i wtuliłam się w jego ciało nie mogąc oddychać. Bałam się otworzyć oczy myśląc, że mogły to być jedynie urojenia.

Lecz on naprawdę został, czułam jego bijące serce, to jak przy każdym oddechu poruszała się klatka piersiowa, a ciepłe powietrze uderzało w moje czoło, gdy przyłożył do nie usta. Wszczepiałam się w jego ciało, przerażona myślą, że mógłby się odsunąć.

– Dlaczego nie potrafię cię znienawidzić? – spytał całując moje ciało. – Byłoby to zdecydowanie lepsze dla mnie.

Wiedziałam o tym doskonale. Zrozumiałam również, że było to pożegnanie. Ból przeszył moje serce, kiedy to pojęłam, wbiłam paznokcie w jego szyję bojąc się tej świadomości. Jednocześnie postanowiłam wyjechać, dać mu wolność i odejść z jego życia. Puściłam go i chciałam się odsunąć, lecz nie pozwolił mi na to. Warknął do mojego ucha, ukazując tym swoje niezadowolenie.

– Nie odsuwaj się – rozkazał. – Nie odsuwaj się, nie wtedy, gdy chcę ci powiedzieć, że cię kocham. Kocham cię, Noro.

Spojrzał mi w oczy, zobaczyłam, że po policzkach spłynęły mu łzy. Przyłożyłam dłoń do jego twarzy, by je zetrzeć. Czy mogło być coś lepszego niż świadomość, że pokochał mnie? Zaakceptował i dał szansę.

Wspięłam się na palcach, by musnąć ustami jego wargi. Bez zastanowienia odwzajemnił pocałunek. Pocałunek pozbawiony kłamstw i niedomówień, pocałunek, który pozwalał wierzyć, że jeszcze czekała nas szczęśliwa przyszłość.

~~~~

To tak na Dzień Kobiet :)

Za ten rozdział to oczekuję bardzo dużej ilości komentarzy, a co! 

Więc Wszystkiego Najlepszego kobietki, świętujmy nasze święto :D

Ściskam mocno <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro