12.4
Pokój odzwierciedlał dziewczynę. Jej szaloną naturę oraz niewinność i delikatność, która każdego dnia zostawała zabijana przez Jude'a. Zabijał w niej coś, co nigdy nie zmartwychwstanie, za to pozostawiał w jej psychice ślad, który nigdy jej nie miał opuścić.
Tak samo jak na dole, tutaj wszystkie ściany po za jedną były pomalowane na szaro. Największa z nich, odznaczała się czarną farbą, a wypełniona była dziesiątkami zdjęć zrobionymi przez Lisę.
Ogromne łóżko stało na podeście we wnęce, dając poczucie intymności. Zapewne lubiła tam przebywać. Na podłodze rozłożony był krwistoczerwony dywan, tego samego koloru meble wręcz krzyczały do mnie. Regał, na którym ułożone były płyty winylowe, adapter, kilka książek i całkiem niezła kolekcja filmów na DVD i gier na x - boxa, znajdował się naprzeciwko ściany ze zdjęciami. Nie zabrakło miejsca dla aparatów, poprzez poloraidy, panoramiczne i inne starsze modele, do nowoczesnych lustrzanek i różnych obiektywów oraz innych dodatków, których nawet nie potrafiłam nazwać.
Przybliżyłam się do ściany ze zdjęciami. Pośród fotografii dostrzegłam jedną z meczu, dopiero teraz uświadamiając sobie skąd Jude miał bazę do zrobienia mojego portretu. Poczułam ukłucie, lecz nie byłam zła na dziewczynę. Wykrzywiłam usta w smutnym uśmiechu dostrzegając kilka zdjęć, na których znajdowałam się wraz z Ethanem.
Jedna od razu zdobyła moje serce. Siedzieliśmy na dziedzińcu z samego rana, przysypiałam opierając głowę na ramieniu blondyna, na kolanach trzymając podręcznik od fizyki. Chłopak za to trzymał duży kubek kawy, którą podarował mi, gdy się przebudziłam. Ciepło rozlało się po moim sercu na myśl o tym, że Lisa uważała mnie za tyle ważną, by to zdjęcie umieścić na ścianie.
Miała nawet pamiątkę po jedynym treningu chiliderek, na jaki się wybrałam, niechętnie machając pomponami. Byłam niewyobrażalnie skrzywiona na tym zdjęciu i uznałam, że Lisa patrząc na nie chyba poprawiała sobie humor.
Dwa zdjęcia całej naszej paczki zrobione przy jednym z posiedzeń u nas w domu. Reszta zdjęć była starsza lub upamiętniała mecze Jude'a. Nie chciałam nawet myśleć, co czuła, gdy budząc się musiała patrzeć na jego uśmiechniętą twarz ze zdjęcia.
– Nie możesz już dalej tego ukrywać, Liso. – Usiadłam obok nich i niepewnie dotknęłam ramienia dziewczyny.
Wzdrygnęła się i spojrzała na mnie z czystym przerażeniem. Pokręciła głową odrzucając moje słowa, jakby nie pozwalała, żeby taka myśl chociażby przeszła przez jej głowę.
– Nie mogę. – Ledwo ją usłyszałam, schowała twarz w dłoniach.
Uniosłam wzrok, Mike gładził delikatnie plecy dziewczyny, na jego twarzy panował wyraz bezsilności, strachu. Wyglądał, jakby chciał stąd uciec, jednak gdy na mnie spojrzał, wiedziałam, że nie pozwoliłby swoim lękom przejąć kontroli.
– Nie mogę mu tego zrobić – wychrypiała ze łzami w oczach. – Nie mogę tego zrobić rodzicom. Oni już i tak uważają mnie na swoją porażkę. Może nawet cieszą się, że tak się dzieje. Ich idealny syn pokazuje, gdzie jest miejsce nieudacznikowi.
Gorycz w jej głosie i brak nadziei był przeraźliwy. Sapnęłam chcąc coś powiedzieć, czując ból na myśl, jak bardzo cierpiała. Jak jej bliscy wyniszczali ją, wmawiając, że do niczego się nie nadawała, że była nikim.
Czułam się dziwnie i nieswojo, gdy byłam po drugiej stronie. Kiedy to nie ja przeżywałam koszmar, tylko przyglądałam się mu z boku. Chociaż sama żyłam w piekle, teraz odczuwałam bezsilność. Nie wiedziałam, co skłoniłoby dziewczynę do tego, żeby przestała milczeć. Nie chciałam, żeby musiała przeżyć to co ja, by w końcu nie bać się mówić i nie ochraniać swojego kata.
– To nieprawda – zaprzeczyłam. – Liso, błagam cię. Naprawdę błagam cię, nie chcę patrzeć na to, jak cierpisz! Jesteś mądrą, wspaniałą dziewczyną, nie pozwól, by ktokolwiek to w tobie zabił.
Przeniosła na mnie wzrok i ponownie pokręciła głową z rezygnacją. Odsunęła się od Mike, a przesuwając po łóżku sięgnęła do szafki nocnej, z której wyciągnęła opakowanie silnych leków przeciwbólowych. Nie zwracając na nas uwagi wysypała na dłoń trzy tabletki i wrzuciła je sobie do ust, popijając stojącą obok wodą.
Kiedy wracała na poprzednie miejsce, jej sweter i koszulka podciągnęły się. Wciągnęłam z sykiem powietrze widząc jej pobite ciało. Mike doskoczył do niej w jednej chwili i mimo jej protestów podciągnął wyżej jej koszulkę, a zawartość mojego żołądka podeszła mi do gardła.
Coś do niej powiedział, jednak nie słyszałam tego czując się, jakbym znajdowała się za taflą wody. Nie mogłam dłużej wytrzymać, zerwałam się z miejsca przyciskając dłoń do ust i ruszyłam biegiem do drzwi. Przez ból, jaki poczułam, pochyliłam się. Zachwiałam się, kiedy nie potrafiłam oddychać. Z trudem doszłam do łazienki, nie byłam nawet pewna, czy zamknęłam drzwi, nim pochyliłam się nad muszlą i zwróciłam cały swój lunch.
Z zaciśniętymi powiekami próbowała oddychać, gdy naciskając spłuczkę, oparłam policzek o chłodną porcelanę. Ze strachem sunęłam dłońmi po swoich brzuchu i żebrach czekając na moment, aż poczuję ból nie do zniesienia. Upewniałam się, że żadne dłonie nie oplatały mojej szyi. Próbowałam odgonić od siebie obraz pobitej Lisy, próbowałam odrzucić wspomnienia, które właśnie przejmowały mój umysł.
Po kilkunastu minutach, gdy całe moje ciało zdążyło zdrętwieć, spróbowałam się podnieść, lecz próba zakończyła się fiaskiem. Boleśnie opadłam z powrotem na kafelki, tłucząc przy tym kolana. Syknęłam z bólu i wstrzymałam oddech, gdy nudności powróciły. Wyprostowałam nogi próbując je rozmasować, powoli podniosłam się z miejsca i od razu przytrzymałam umywalki czekając aż krążenie w nogach miało wrócić.
Sięgnęłam do włącznika i nad lustrem rozbłysło światło. Skrzywiłam się i zmrużyłam oczy oślepiona, po czym spoglądnęłam na własne odbicie. Westchnęłam ciężko czując, że sytuacja z Lisą zaczynała rozdrapywać moje rany. Nawet wtedy nie zamierzałam jej zostawić.
Sięgnęłam po pastę do zębów i nabierając jej na palec, przebyłam zęby chcąc pozbyć się ohydnego posmaku. Opłukałam twarz chłodną wodą, zapewne przy tym rozmazując się. Uniosłam dłoń i dotknęłam blizny.
Na półce leżały poskładane, czyste ręczniki. Wzięłam jeden z nich i wytarłam twarz, a później wrzuciłam go do kosza na brudy. Postałam jeszcze chwilę przy umywalce, po czym biorąc głęboki oddech, wyszłam z łazienki.
Miałam mętlik w głowie. Chwytając za klamkę zastanawiałam się, co dziewczyna odpowiedziała Mike'owi. Co on o tym wszystkim myślał, a przede wszystkim co zamierzał zrobić. Czy chciał uciec, powiedzieć, że go to nie dotyczyło i nie pisał się na takie rzeczy?
Weszłam do pokoju, dopiero po kilku krokach orientując się, że było coś nie tak. W pomieszczeniu było ciemno, rolety w oknach były rozsunięte, blokowały dostęp do światła. Zatrzymałam się gwałtownie, tracąc oddech świadoma tego, że weszłam do niewłaściwego pomieszczenia. Zapaliłam światło, a moim oczom dokładnie ukazał się pokój Jude'a. Nie miałam wątpliwości co do tego, że właśnie on był jego właścicielem.
Układ sypialni był taki sam, rozróżniał te pokoje jedynie wystrój. W miejscu, gdzie Lisa miała zdjęcia, on miał rysunki. Brutalne rysunki, od których włos się jeżył.
Chciałam jak najszybciej wyjść, jednak nim to zrobiłam, coś przykuło moją uwagę. Z szybko bijącym sercem i drżącymi rękami, podeszłam do zawalonego rzeczami biurka. Spoglądając za siebie i nasłuchując upewniłam się, że nikt się nie zbliżał. Odsunęłam podręcznik od niemieckiego i zrobiłam krok w tył, w ostatnim momencie powstrzymując się od krzyku.
Po mym ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a żołądek skurczył się, gdy sięgnęłam po rysunek, na którym się znajdowałam. Myślałam, że był tylko jeden, lecz biorąc kartkę zauważyłam następną i następną.
Było ich kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt. Ledwo utrzymywałam się na nogach z przerażenia. Na wszystkich. Na tych wszystkich rysunkach byłam ja, a każdy z nich był obrzydliwszy, bardziej naruszał moją intymność. Czułam się, jakby zdarł ze mnie ciuchy i zgwałcił.
Nie mogłam dłużej tam stać, nie mogłam dłużej przebywać tam, ponieważ zabierano mi dostęp do tlenu. Dusiłam się, wpadałam w panikę. On był chory. On był pieprzonym psychopatą, który molestował mnie rysunkiem. Każda kreska ołówkiem dotykała mnie.
Zrobiłam kilka kroków do tyłu nie chcąc nawet myśleć, co rodziło się w jego umyśle, nie chcąc wiedzieć, w jakich sytuacjach mnie sobie wyobrażał. Chciała krzyknąć, lecz głos zamarł mi w gardle.
Niewiele myśląc wybiegłam z pomieszczenia, nie poinformowałam ich o tym, że wychodziłam. Nie dałabym rady, ledwo zbiegłam po schodach uciekając z tego domu, chcąc znaleźć się jak najdalej od niego.
Dopiero po kilkunastu minutach błądzenia po mieście zorientowałam się, że zaciskałam palce na kartkach. Oddech, który zdążył już się wyrównać, nieznacznie przyspieszył, gdy widziałam, jak grafit odbił się na skórze. Zatrzymałam się składając te kilka kartek i wsuwając je sobie do tylnej kieszeni. Rozejrzałam się nie mając pojęcia, gdzie byłam. Nie mając przy sobie telefonu, wszystkie rzeczy pozostały w samochodzie Mike'a, czułam się niekomfortowo, chociaż już kiedyś się przekonałam, że nawet mając go przy sobie, nie można być pewnym czegokolwiek.
Szłam przed siebie, zatopiona we własnych myślach i obawach nie zwracałam uwagi na to, gdzie prowadziły mnie nogi. I to był mój błąd.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy po długim marszu znalazłam się w tamtej okolicy. Dreszcze zapanowały nad moim ciałem, a zimny pot zaczął spływać po ciele. Poczułam przeraźliwy chłód, kiedy zatrzymałam się tuż obok przystanku i ze strachem rozejrzałam się. Nie przeszłam na drugą stronę, ponownie odebrało mi oddech, kiedy uderzyła we mnie świadomość, jak blisko znajdowałam się miejsca, gdzie zostałam zamordowana.
Jednak nie byłam gotowa, by się z nim zmierzyć. Wątpiłam, czy kiedykolwiek mogłam być. Dlatego odwróciłam się napięcie czując ciążące na moich barkach przerażenie i ruszyłam powoli. Nie wytrzymałam długo. Dosłownie kilka kroków, aż rzuciłam się do ucieczki i zaczęłam biec.
Biegłam szybko, nagle odczuwając niewyobrażalnie wielką potrzebę dobiegnięcia do jednego miejsca. Do miejsca, do którego nie dobiegłam, gdy ponad tysiąc dni temu osoba, która powinna dbać o moje bezpieczeństwo, zabiła mnie.
~~~~~
Kolejny rozdział :)
Kochajcie mnie, bo oto Max się pojawił.
Muszę w końcu robić większą ilość rozdziałów w przerwie, gdy go nie ma. Dwa to stanowczo za mało, ale co zrobić, co zrobić...
Piszcie, co sądzicie, co chciałybyście zrobić Jude, gdybyście go spotkały itp.
Ściskam ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro