11.2
Opierałam się o szybę w samochodzie Lisy, gdy wyjątkowo nieśpiesznie wjeżdżałyśmy na moje osiedle. Co jakiś czas przymykałam oczy czując ich zmęczenie. Chociaż resztę nocy przespałam w miarę spokojnie, rano czułam się, jakby w ogóle nie zmrużyła oka.
W radiu leciał kawałek Arctic Monkeys, jednak Lisa ograniczała się do wystukiwania rytmu o kierownicę, tylko czasami mrucząc któryś z wersów. Ja nawet na to nie miałam humoru, a tym bardziej siły.
Otuliłam się ramionami i powstrzymałam od ziewnięcia. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i skupiłam swój wzrok na torbie z aparatem, nieodłącznym elemencie rudowłosej. Mogłam na palcach jednej ręki wyliczyć w jakich sytuacjach dziewczyna nie zabierała za sobą sprzętu. Skrupulatnie dokumentowała rzeczywistość, uwieczniając ją na fotografiach i wsadzając w nie cząstkę duszy wszystkiego, co było sfotografowane.
– Jesteś pewna, że nie chcesz z nami jechać? – ponowiła pytanie, które zadała mi tego dnia już z milion razy.
Spoglądała w tylne lusterko i poprawiała włosy. Uśmiechnęłam się nieznacznie na ten widok i pokręciłam głową.
– Wiesz, że ono nie powinno być skierowane na ciebie tylko na tylną szybę? – upewniłam się.
Posłała mi niechętne spojrzenie, na które wywróciłam oczami.
– I tak jest, Noro, a że czasami zerknę... – nie dokończyła znacząco unosząc brwi. – To jak?
Nie dawała za wygraną próbując przekonać mnie do wyjścia na imprezę, miałam opory przypominając sobie swój stan po piątkowym wypadzie i to, co zdarzyło się wtedy. Również na uwadze miałam fakt, iż następnego dnia był poniedziałek. Nie zamierzałam tak zaczynać tygodnia, a jedyne o czym marzyłam, to o pójściu spać i nie byciu nawiedzoną przez koszmary w tym czasie.
– Nie spałam dzisiaj dobrze – wyznałam w końcu. – Chciałabym się zdrzemnąć i pouczyć fizyki.
Podjechałyśmy pod mój dom i dziewczyna zgasiła silnik pozostawiając włączone radio, z którego właśnie zaczynała lecieć Arabella. Lisa opadła na oparcie i zsunęła się na fotelu wzdychając ciężko i kręcąc z niezadowoleniem głową.
Swoimi znaczącymi westchnieniami próbowała przekonać mnie do zmiany decyzji, co jakiś czas rzucała mi smutne spojrzenie postanawiając, że spróbuje podejść mnie milczeniem. Rozpięłam pas i oparłam głowę o zagłówek wykorzystując to, że Lisa nie kazałaby mi wysiąść. W milczeniu wsłuchiwałam się w piosenkę wybijając palcami rytm o udo.
Miałam sięgać po klamkę, gdy dłoń zawisła mi w powietrzu, a ja wciągnęłam powietrze ze świstem rozdarta między tym, aby zostać w samochodzie lub wysiąść z niego i podbiec do bruneta. Serce momentalnie zabiło mi mocniej, kiedy ledwo powstrzymując się od płaczu przypomniałam sobie ubiegły dzień.
Zaniepokoiłam się znajdującą się na jego ramieniu torbą. Przejechał dłonią po włosach, gdy wpatrując się w swój telefon zatrzymał się na moment. Poruszyłam się nerwowo na siedzeniu mało nie łapiąc sobie palców. Uniósł wzrok i obrzucił samochód przenikliwym spojrzeniem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, gdy zobaczył nas. Przyłożył komórkę do ucha i ignorując nas, odwrócił się i ruszył przed siebie.
Wypuściłam wstrzymywane powietrze z ust czując pustkę w miejscu, gdzie powinno się znajdować moje serce.
– Co on u was robił o tej porze? – nie kryła zdziwienia.
Nie wiedziała, dlaczego się pokłóciliśmy. Nie wiedziała, kim byłam w przeszłości, a mimo to umiała mnie zrozumieć. Dodawało mi to otuchy i miałam nadzieję, że kiedyś zauważy, iż ja również rozumiałam ją doskonale.
– Nie wiem – wyznałam szczerze nawet nie łudząc się, że przyszedł, by pozwolić mi się wytłumaczyć. – Ethan jest w domu, zapewne po coś do niego.
Moje kłamstwa pewnie naruszyły i tak cienką nić ich porozumienia. Nie tylko okłamywałam Maxa, lecz mówiłam o wszystkim blondynowi, który zapewne był uważany za współwinnego, chociaż to właśnie on namawiał mnie cały czas do wyjawienia prawdy. Wiedział, jak to się skończy i nie pomylił Posię.
– Idę – zdecydowałam otwierając drzwi. – Miłej zabawy, pozdrów Mike'a.
– Zastanów się jeszcze – poprosiła, nim wysiadłam. – Ethan pewnie nie będzie miał nic przeciwko.
Uśmiechnęła się szeroko, niechętnie odwzajemniłam ten gest bojąc się, że za pewne wyszedł z tego grymas. Skinęłam głową i zatrzasnęłam za sobą drzwi, nie czekałam, aż odjedzie, od razu ruszyłam do domu, chcąc ukryć się przed całym światem.
Udało mi się zdrzemnąć na dwie godziny, a gdy zeszłam na dół, na stole przed Ethanem znajdował się talerz wypełniony krakersami z masłem orzechowym. Uśmiechnęłam się opadając obok niego na kanapę i zabierając mu talerzyk, doskonale wiedząc, że czekał na mnie.
W telewizji leciał jakiś talk show, jednak blondyn musiał wyciszyć głos, co całkowicie aprobowałam. Podobała mi się ta cisza, podczas której żadne z nas nie czuło dyskomfortu. Poczułam ciężar na ramieniu, gdy objął mnie i przyciągnął do siebie. Oparłam się plecami o jego klatkę piersiową i wyprostowałam nogi na kanapie.
– Dzwoniła do mnie Lisa – oznajmił znacząco.
– Chyba nie chcesz znowu mieć zmiażdżonych stóp? – spytałam uśmiechając się.
– W sumie to bardzo ciekawe, nie sądzisz?
Zmarszczyłam brwi i przesunęłam na moment głowę, by móc na niego spojrzeć.
– Zależy, co masz na myśli pod słowem ciekawy – odparłam gryząc krakersa. – To, że do ciebie dzwoniła, czy to że nie ustępuje?
– To, że Mike z Lisą znają się od kilku lat, a dopiero dzisiaj sami z siebie gdzieś razem wychodzą – wyjaśnił. – Mogę się założyć, że w piątek coś między nimi się działo.
– Ethan – zganiłam go. – To nie nasza sprawa! Poza tym, nie chcę wyobrażać sobie swoich znajomych w łóżku.
– To niekoniecznie musiało być łóżko – szepnął konspiracyjnie, przez co nie powstrzymałam się od śmiechu. – Ale podoba mi się twój tok myślenia.
Próbowałam zachować powagę, lecz przychodziło mi to z trudem. Starałam się wyglądać na oburzoną, jednak zostałam uraczona tylko wątpiącym spojrzeniem. Wydymałam wargi, wciskając do ust chłopaka krakersa, by zamilkł.
– Wracając do telefonu Lisy – odchrząknął nadal uśmiechając się łobuzersko. Cieszyłam się, że opierając się o jego klatkę piersiową nie musiałam widzieć tego banana na jego twarzy. – Również myślę, że to dobry pomysł.
Jęknęłam głośno, osuwając się niżej po ciele chłopaka i o mało nie rozsypując ciastek z talerza. Szybko je chwyciłam bojąc się, iż mogły mnie opuścić. A przecież one były takie pyszne!
– Błagam cię, Eth – zaczęłam poważnie. – Chociaż ty wykaż się odrobiną rozsądku i dobrze nad tym się zastanów. Popadanie w wir imprez i alkoholu nie jest dobrym rozwiązaniem na takie sprawy, a tym bardziej w moim przypadku.
– Może i masz racje – przyznał niechętnie, spoglądając na niego zauważyłam, jak masował sobie kark. – Jednak nie chodzi mi o to, żebyś poszła tam się upijać, tylko o to, byś nie zamykała się na ludzi ze względu na sytuacje z Maxem.
Ciepło w jego oczach sprawiało, że było mi odrobinę łatwiej. Ethan od początku troszczył się o mnie i martwił, jakbym była jego siostrą. W sumie mogliśmy to tak nazywać, zastępowałam mu siostrę, a on pokazywał mi, jak powinna wyglądać naprawdę relacja między rodzeństwem.
Wypuściłam powietrze przez lekko rozchylone usta, po czym sięgnęłam po kolejnego krakersa, chociaż po większej ilości można było ich mieć dość, ja nie potrafiłam odmówić sobie tej przekąski.
– On mnie nienawidzi – wyszeptałam czując, jak dolna warga mi zadrżała. Odsunęłam od siebie talerz bojąc się, że go stłuczę. – Eth, on mnie nienawidzi i sama do tego doprowadziłam. Dlaczego cię nie posłuchałam? Dlaczego nie wyznałam mu prawdy? Dlaczego bałam się, że mi nie wybaczy i nie zrozumie tego?!
Blondyn przysunął mnie do siebie bliżej i przyłożył swój podbródek do czubka mojej głowy. Obejmował moje ciało ciasno i próbował dodać otuchy samą swoją obecnością. Drżałam powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem, nie chciałam być aż tak słaba. Chociaż w piersi czułam ból, zaciskałam mocno zęby, nie chcąc pokazać, jak bardzo to wszystko mnie raniło.
– Spokojnie, Małpko – szeptał głaskając moje ramię. – Spokojnie.
– Nie wiem... Nie potrafię... – Nie mogłam odnaleźć odpowiednich słów. – Nie wiem, co robić, Eth.
– Daj mu czas – poradził. – Pozwól mu wszystko sobie przemyśleć, będzie okay, jasne, Małpko?
Wzięłam głęboki oddech i z trudem przełykając ślinę skinęłam głową. Otarłam skórę pod oczami czując na palcach starte łzy. Zamknęłam oczy kuląc się i pozwalając by spokojny oddech Ethana oraz ciepło, jakie dawało jego ciało stopniowo uspokajało mnie.
– Myślisz, że pozwoli mi wytłumaczyć? – spytałam z nadzieją, lecz cisza, jaka odpowiedziała mi, wszystko wyjaśniła. Skinęłam głową zagryzając usta. – Jasne, że nie.
– To Max – przypomniał. – Po nim niczego nie można się spodziewać.
– Tak – przyznałam. – Kiedyś potrafiłam przejrzeć go na wylot a teraz... Teraz już nic nie jest takie samo.
Siedzieliśmy w ciszy, oboje pogrążeni we własnych myślach. Z minuty na minutę mój oddech się wyrównywał, ciało przestawało drżeć, a łzy spływać po policzkach. Odzyskiwałam spokój, jednak ból pozostawał nie chcąc mnie opuścić, zagnieździł się w piersi podpisując pakt z pamięcią, która co chwilę przypominała mi poprzedni dzień.
– To co? – odezwał się nagle, jednocześnie gwałtownie podrywając się z miejsca. Na moje zdezorientowane spojrzenie odpowiedział szerokim uśmiechem i uniesieniem rąk. – Dajesz, Małpko, chcę znowu zobaczyć, jak wywijasz na parkiecie.
Zachęcająco wyciągnął dłoń w moją stronę, nie przestawał się przy tym uśmiechać, mimo mojego niechętnego nastawienia. Wywrócił oczami unosząc znacząco brwi, a nie otrzymując żadnej reakcji w końcu sam złapał mnie za nadgarstek.
– Ethan, ale ja nie jestem przekonana, czy to aby na pewno dobry pomysł – próbowałam protestować, gdy on kierował się w stronę schodów.
– Przesadzasz – powiedział przeciągle. – Zobaczysz, będziesz mi dziękować na kolanach.
– Czy ty właśnie próbujesz mi coś przekazać swoją dwuznaczną wypowiedzią? – zaniepokoiłam się biegnąc za nim po schodach.
– A skąd! – odkrzyknął zbyt entuzjastycznie. – Na kolana i do pana, blondyneczko.
– Że niby ty jesteś moim panem? – odparłam sceptycznie zatrzymując się tuż za chłopakiem.
– A myślałaś, że niby jak jest?
Odwrócił się do mnie przodem i skrzyżował ramiona na piersi. Zmrużył oczy spoglądając na mnie poważnie, chociaż pod przykrywką powagi zauważalne było rozbawienie i zadowolenie.
– No nie wiem. – Pokręciłam głową układając dłonie na biodrach. – Że to ty powinieneś padać do moich stóp?
Uniósł brew zaintrygowany moją odpowiedzią. Pochylił się nieznacznie w moją stronę.
– Czyżbyś lubiła dominować, Małpko? – spytał zachowując stoicki spokój. Wzruszyłam ramionami robiąc przy tym niewinną minę.
Parsknął odsuwając się, po czym wybuchnął głośnym śmiechem i ruszył w stronę swojego pokoju. Otworzył drzwi i zatrzymał się przy nich, odwracając na moment. Wskazał na mnie palcem ponownie się śmiejąc, gdy zauważył, jak wydęłam usta.
– Dobre sobie – zaśmiał się, po czym spoważniał. – Małpko, jeszcze taka się nie urodziła, która zmusiłaby mnie do pokłonów.
Tym razem to ja uniosłam brwi uśmiechając się nieznacznie.
– Żebyś się nie zdziwił, przyjacielu – stwierdziłam. – Żebyś się nie zdziwił.
Ignorując jego donośny śmiech, skierowałam się do sypialni, a będąc już w niej zatrzasnęłam drzwi. Dopiero schodząc z uważnego wzroku blondyna wybuchłam śmiechem, który zapewne usłyszał. Nie mogąc się opanować usiadłam na podłodze, wcześniej zabierając jaśka, który tłumił mój chichot, skuliłam się i pozwoliłam sobie na śmiech.
~~~~~
Jedna z czytelniczek pytała o Q&A, raczej wątpię, żeby któraś z Was miała do mnie jakieś pytania, ale jeśli je macie, to oprócz opinii o rozdziale, możecie je zadawać pod tą notką. Postaram się na nie odpowiedzieć :)
Tylko nie zabijajcie za brak Maxa xD
Ściskam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro