Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II

 Obudziłam się w swoim pokoju. Nikogo nie było, ale jak spojrzałam przez okno, to ujrzałam, że jest noc, a z dołu słyszałam gwar Streferów. Jak usiadłam dotarło do mnie, co się stało. To było co najmniej... dziwne i przerażające. Wstałam i udałam się coś zjeść, ponieważ byłam strasznie głodna. W końcu nie zjadłam ani obiadu, ani kolacji. Jak wyszłam na korytarz stanęłam jak wryta. Świerzuch podglądał Bena! O nie, zabiję Gally'ego. Na pewno to on go podpuścił. Njubi, jak Ben ryknął przeraźliwie od razu spikolił na dół do reszty. Wściekła zeszłam z nim i zmierzyłam wszystkich wzrokiem, który w końcu stanął na Gallym. Patrzył na zdyszanego chłopaka, siedzącego na podłodze, kpiącym wzrokiem.

- Sam się o to prosiłeś, Njubi - powiedział i parsknął śmiechem.

- O, nie to ty się o to prosiłeś! - ryknęłam głośno na budola.

- Malia, obudziłaś się – stwierdził „zdziwiony".

- Tak i jak zawsze coś odwalasz! Prosiłam tyle razy, ale ty nic!

- Ale...

- Nic z sobą nie robisz! Choć ja nawet błagałam, byś się ogarnął, to i tak moje słowa wyrzucasz jak klump! Tyle razy powtarzałam: "Nie strasz nikogo Benem", ale oczywiście robisz to regularnie. Jeszcze raz to zrobisz, a zrzucę cię z Urwiska! Hej, Njubi - chłopak spojrzał na mnie z lekka przestraszony. - Wszystko w porządku? - spytałam już spokojnym tonem.

-T-tak.

- To po jakiego grzyba tam wchodziłeś, co?! - podniosłam głos, ale nie tak jak na Gally'ego.

- Nikt nie chciał mi powiedzieć, to Gally powiedział, żebym sam się przekonał – wzruszył ramionami.

- To więcej nie słuchaj się tego krótasa, ogay?

- Ogay.

- Chuck – zwróciłam się do młodszego kolegi.

- Tak?

- Zajmij się nowym. Ja muszę ochłonąć - powiedziałam i wyszłam na dwór. Naprawdę mam dość Gally'ego. Z pomysłami na uprzykrzenie mu życia usiadłam pod drzewem na jeziorem i się powoli uspokajałam. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się najpiękniejszym dźwiękiem tutaj, ciszą. Trwałam w niej przez jakieś pięć minut i oczywiście ktoś zawsze musi mi przeszkadzać. Mianowicie pewien Azjata krzyknął na całą strefę: „Obudziła się?!". Jeszcze najgłośniej jak tylko umiał wybiegł z Bazy i zaczął mnie szukać. Zabawnie było patrzeć, jak lata z kąta w kąt. W końcu się zlitowałam i krzyknęłam, zdradzając swoje położenie. Dosłownie w ciągu dwóch sekund się przy mnie znalazł i mnie mocno do siebie przytulił.

- Minho... Dusisz mnie... Zaraz zabraknie mi tlenu... - wystękałam.

- Przepraszam – mruknął zawstydzony, puszczając mnie. - Martwiłem się.

- Czemu? - zdziwiłam się, naprawdę nigdy taki nie był.

- Yyy... No bo... to wyglądało przerażająco - zaśmiał się nerwowo. Kłamał. Zawsze, jak się śmieje nerwowo, to kłamie.

- A prawdziwy powód?

- Już powiedziałem-mruknął bez przekonania.

- Ogay... Co się działo?

- W sumie nic ciekawego, ale się nie budziłaś, więc się martwiliśmy, że to coś poważniejszego.

- Dobra było, minęło, koniec tematu.

- Taa... - mruknął, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

- Nie możliwe!

- Co takiego?

- Ty myślisz! - zaśmiałam się.

- Staram się, jak mogę - też się zaśmiał. No i resztę wieczoru spędziłam z moim przyjacielem gawędząc sobie wesoło. Później odprowadził mnie do pokoju i poszłam spać. Następnego dnia wstałam jak zwykle wcześnie. Zrobiłam z Patelniakiem śniadanie dla chłopaków i prowiant dla zwiadowców. Kiedy Minho wybiegał ze strefy, znowu miałam to przeczucie. Było to straszne uczucie, martwiłam się. Resztę dnia pomagałam Jeffowi z Benem. Byłam wyczerpana. Nie jadłam nic oprócz śniadania. Aktualnie siedziałam sobie i patrzyłam, co wprawia nowy. Podobno ma na imię Thomas.

- Hej, Malia! - podbiegł do mnie Azjata.

- Minho – mruknęłam zapatrzona w dal.

- Co jest? - zapytał zmartwiony.

- Zjadłam tylko śniadanie, więc chyba jestem głodna.

-Co?! - przerzucił mnie przez ramię i zaczął się kierować w stronę stołówki. Nie miałam sił go walić, czy krzyczeć po pomoc, więc po prostu mu marudziłam prosto do ucha. No, ale Minho to dziwny człek i nic se z tego nie robił. Na miejscu posadził mnie przy stole i po paru minutach przyniósł dużą porcję jajecznicy. Wzięłam kęsa i w tej chwili się zorientowałam, jaka byłam głodna. Azjata tylko się patrzył i rzucił czasem jakiś komentarz. Później umyłam po sobie talerz i z przyjacielem poszłam się przejść. Gawędziliśmy sobie, śmialiśmy się, dokuczaliśmy. Patrzyliśmy też jak Thomas zaprzyjaźnia się z Chuckiem. Miło, że siebie mają teraz. Młody w sumie za przyjaciela mógł uważać tylko mnie, bo reszta raczej nie zwracała na niego uwagi. Lubiłam go, więc nie rozumiałam innych. No oprócz Gally'ego, bo on regularnie był ofiarą dowcipów trzynastolatka. Niby przypadkiem, ale byłam z niego dumna. Powracając, kiedy usiadłam sobie z Minho pod drzewem, nie dane nam było długo odpocząć. Usłyszeliśmy charakterystyczne skrzypnięcia pudła. Spojrzeliśmy na siebie wielce zdziwionymi wzrokami i pędem puściliśmy się w stronę "windy". Jako, że byliśmy blisko, byliśmy pierwsi. Otworzyliśmy metalowe drzwi i odsunęliśmy kraty. W trakcie, wokół nas zebrali się wszyscy streferzy. Spojrzeliśmy na zawartość i stanęliśmy jak wryci. Wskoczyłam do pudła i próbowałam obudzić... jakąś dziewczynę! Chłopaki zaczęli licytować się oto, kto ją zajmuje, a ja zauważyłam w jej ręce jakąś kartkę. Wzięłam i rozwinęłam ją. Chciałam przeczytać na głos, ale nie dało się przekrzyczeć tej zgrai kretynów.

- Zamknąć się! - ryknęłam i od razu było cicho. - "Ona jest ostatnia. Więcej nie będzie." - przeczytałam.

- Co ty, do purwy, wygadujesz?! - zapytał się, jak zwykle kulturalnie, Alby.

- Cytuję z kartki. To od Stwórców.

- Gally, wyjmij ją i połóż na tamtym głazie. Musimy zobaczyć, czemu się nie budzi – wydał rozkaz nasz przywódca. No i budol tak zrobił. Dziewczyna była blada i ledwo co oddychała. Z Jeffem sprawdzaliśmy jej stan, a Alby przestrzegał innych, że jak ktoś ją choćby tknie, to go zrzuci z urwiska, itd. To samo było, gdy ja tu przybyłam. Nagle czarnowłosa się obudziła i zmierzyła wszystkich wzrokiem, który spoczął na Thomasie. Uśmiechnęła się, wypowiadając właśnie to imię i zemdlała. Jeff ją przeniósł do kliniki, a reszta się "rzuciła" na Njubi. Miałam wrażenie, że skądś znam tę dziewczynę... Tak samo jak Thomasa. Dziwna jestem i tyle. W sumie, co raz dziwniejsze się tu dzieją rzeczy. Spojrzałam na Minho i postanowiłam się go zapytać, czy coś się dzieje w labiryncie.

- Minho!

- Co tam, robaczku?

- Działo się coś ostatnio w labiryncie? Coś odbiegającego od normy? - spojrzałam na niego przenikliwie.

- Skąd! - zaśmiał się nerwowo. Znowu mnie okłamuje.

- Skoro tak mówisz - mruknęłam i odeszłam trochę zła na przyjaciela. Nienawidziłam, jak mnie okłamywał, a to się zdarzało coraz częściej. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie odwróciłam się. Mam nadzieję, że się domyślił, o co mi chodzi i nie będzie już więcej togo robił. Czułam, że ukrywa przede mną jakiś bardzo istotny fakt...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro