Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

 Szłam powoli w ciemnym korytarzu labiryntu. Zakręciłam mimowolnie raz w prawo, raz w lewo. Kierowałam się intuicją, opanowanym strachem i chęcią wyjścia z tego przerażającego miejsca. Kierowałam... chyba źle to ujęłam. Szłam tam, gdzie szłam, czyli nie miałam pojęcia gdzie i mówię po prostu to, co czuję no. Rozglądałam się w około i zauważyłam kamienne ściany z wielkimi, rozłożystymi bluszczami. Po jakimś czasie skręciłam, ale tym razem usłyszałam jeszcze jakieś kroki, ale na pewno nie należały do człowieka. Nie chciałam, ale się odwróciłam i zobaczyłam stado Bóldożerców. W środku siebie zamarłam ze strachu, ale na zewnątrz byłam opanowana. Coś nakazało mi iść dalej, a one mnie pilnowały. Doszło do tego, że mój ostatni krok był tuż przed urwiskiem. Znowu spojrzałam na stworzenia, jeden coś do mnie zacharczał. Nic nie rozumiałam, ale moje ciało chyba wręcz przeciwnie! Pokiwałam głową i odeszłam trochę od przepaści. Wzięłam rozpęd i skoczyłam w otchłań...

Otworzyłam oczy i wzięłam głęboki, histeryczny wdech, siadając na ziemi w moim śpiworze. Byłam cała w zimnym pocie, przestraszona. To znowu mi się śniło. Nie, nie, nie! A było tak dobrze! Myślałam, że te koszmary w końcu ustały... Od początku mojej przygody tutaj (dwóch miesięcy) mi się to śni. Na szczęście nie codziennie, bo bym chyba zwariowała! Pięć dni wytrzymałam bez niego, pięć! To był rekord. Na szczęście świtało, bo nie musiałam iść dalej spać. Nie chciałam do tego wracać. Wypełzłam ze śpiworka i założyłam buty, brązowe oficerki. Następnie, powoli zeszłam na dół i ostrożnie, by nie podeptać śpiących chłopaków, wyszłam na dwór. Poszłam do kuchni zacząć robić śniadanie dla tych moich głodomorów. Wczoraj ustaliłam z Patelniakiem, że zrobimy jajecznicę. No trochę roboty będzie, ale niech już mają no. Pokażemy swą łaskawość. Po jakiś piętnastu minutach doszedł do mnie przyjaciel i dalej robiliśmy posiłek razem.

- Malia, która godzina? - zapytał, rozbijając jajka.

- Nie masz własnego zegarka?

-Nie, nie mam – prychnął z ironią.

- Jeszcze nie dostałeś nowego? - zaśmiałam się, bo ostatni wpadł mu do zupy. - Dobra, jest 6:53.

- To ty rób żarło dla Biegaczy, a ja się zajmę resztą. Inaczej znów będą marudzić.

- Tak jest, szefunciu! - zasalutowałam mu z "poważną" miną i zajęłam się prowiantem dla chłopaków. Akurat jak skończyłam ostatnią kanapkę, weszli oni. Mężni zwiadowcy, a na ich czele nasz „najlepszy" narcyz Minho. Podchodzili najpierw do szefuncia po śniadanie. Jedli gadając, jak zwykle, głośno. Jak któryś skończył żreć, podchodził do mnie po prowiant i szedł przeszukiwać labirynt. Jako ostatni zgłosił się nie kto inna jak...

- Minho, narcyzie - uśmiechnęłam się "szczerze" do przyjaciela.

- Malia, robaczku - oddał uśmiech - Co tam dobrego? - zapytał, opierając się o ledwo stojącą ladę.

- Jak zawsze to, co uwielbiasz – odpowiedziałam, wywracając oczami.

- No to idealnie! Dzisiaj wracam wcześniej.

- Czemu?! - zdziwiłam, zawsze wracał jako jeden z późniejszych. Zawsze się perfidnie ze mnie śmiał, że trzyma mnie w napięciu.

- Nie cieszysz się, że najfajniejszy chłopak strefy przybiegnie do ciebie wcześnie? - podniósł brew i uśmiechnął się nonszalancko.

- Znasz mnie, więc wiesz, że się cieszę, ale to dziwne – walnęłam go w ramię.

- Nie, jeśli umiesz się posługiwać kalendarzem - spojrzałam na niego pytająco, na co się zaśmiał - Njubi przyjeżdża!

- Aaa, no to trzeba tak od razu! No to będę u budoli – pokiwałam głową dumna ze swojego pomysłu.

- Ktoś tu chce się wymigać od oprowadzania... Alby! - zaczął wołać jeszcze pewnie śpiącego chłopaka, a ja zatkałam mu usta rękami.

- Zamknij się! A ty przypadkiem nie idziesz do labiryntu?! - warknęłam zdenerwowana.

- Idę. Pa, robaczku! - poczochrał mnie po włosach i zanim zdążyłam go pobić, wybiegł z budynku.

- Kretyn... - mruknęłam do siebie.

- SŁYSZAŁEM!

Zaśmiałam się i poszłam pomóc Gally'emu przy reperowaniu zagrody. Praca mijała, użerałam się z wyżej wymienionym chłopakiem i chowałam się przed naszym przywódcą Albym. Naprawdę nie chciało mi się oprowadzać świeżego. To nudne i jeszcze gardło sobie zedrę. Same minusy!

Około południa usłyszeliśmy charakterystyczne odgłosy, odgłosy pudła. Wszyscy biegiem puścili się w jego stronę, a ja spokojnie kontynuowałam swoją robotę. Założę się, że tam będzie chłopak, więc nic ciekawego tam nie zobaczę. Kolejny bachor do pilnowania... Po chwili usłyszałam śmiechy, a to było trochę dziwne. Wyjrzałam w stronę tłumu i zobaczyłam jak Gally i Newt ciągną Njubi do ciapy. Młody już podpadł, oj musiało być ciekawie. Alby miał straszną minę... Lepiej mu teraz nie wchodzić w drogę, jeszcze kogoś poturbuje i nic dobrego z tego nie będzie. Spojrzałam w stronę wrót Zachodnich, z których wychodził Minho. Mimowolnie się uśmiechnęłam na jego widok. Ostatnio miałam dziwne przeczucia, co do labiryntu, więc za każdym razem, gdy go widzę, kamień spada mi z serca.

- Co się tak szczerzysz? - zapytał biegacz, podchodząc do mnie.

- Po prostu się cieszę – wzruszyłam ramionami.

- Z jakiego powodu? - zaśmiał się.

- Że wychodzisz z tych krętych korytarzy cały.

- Uau, chyba się przepracowałaś, bo jesteś miła – mruknął, ciągle chichocząc. Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem. - Ale cieszę się, że się o mnie martwisz - powiedział i pocałował mnie w czoło.

- Od tego są przyjaciele. Widziałeś Njubi?

- Tak i miałem niezły ubaw. Widziałaś jak pobiegł?

- A pobiegł? - zapytałam zaskoczona.

- Na początku jak złoto, ale zarył mordą w ziemię.

-No to nieźle. O, Alby po niego idzie – wskazałam dłutem w stronę ciapy.

- No to ja ciebie zostawiam... - mruknął i zaczął się odwracać.

- Nie! Ratuj mnie przed tą robotą, proszę! - jęknęłam błagalnie, łapiąc go za jego silne ramię.

- Nie, ale będę trzymać za ciebie kciuki - puścił mi oczko i pobiegł do Patelniaka.

- Dzięki... - mruknęłam i wróciłam do poprzedniej czynności.

- MALIA!!! - zawołał głos, którego nie chciałam dzisiaj w ogóle słyszeć. Udałam, że nie słyszę.

- MALIA, WIEM, ŻE SŁYSZYSZ! - ponownie nie odpowiedziałam - DO MNIE, ALE JUŻ!!! - Nie miałam nic innego do zrobienia, jak do niego pobiec.

- Alby przyjacielu, wołałeś? - spytałam niewinnym tonem.

- Nie udawaj, tylko oprowadzaj – powiedział hardo.

- Miałam nadzieję, że tego nie powiesz...

- Njubi, to jest Malia. Jedyna dziewczyna tutaj i nie waż się jej tknąć, bo zatłuczemy. Ona też to zrobi i będzie ciebie oprowadzać – wytłumaczył całkiem wysokiemu, ciemnowłosemu chłopakowi. Wydawał się być w moim wieku, może nie będzie taki zły?

- Okey – wzruszył ramionami.

- Ogay, chciałeś chyba powiedzieć – mruknęłam ze śmiechem i podniosłam brew. - Spoko, przyzwyczaisz się-uśmiechnęłam się do chłopaka i zaczęłam go oprowadzać. Niestety w tym był mały problem. Njubi ciągle się o coś pytał i zanim zdążyłam na jakiekolwiek odpowiedzieć, to ten pytał o co innego. Co za człek, no po prostu nie wytrzymam.

- A, kto był tu...

- Njubi! - ryknęłam. - Zróbmy umowę. Ty będziesz cicho na czas oprowadzania, a ja ci wszystko opowiem i pewnie znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania, ogay?

- Ta – mruknął zgaszony. Teraz w spokoju pokazałam mu budynki, opowiedziałam o nich, co się tam robi, no i oczywiście powiedziałam o profesjach. Po jakiejś godzince skończyłam.

- No to tyle, jakieś pytania? - spytałam, choć dobrze znałam odpowiedź...

- A ty jaką masz profesje?

- Ja mam wszystkie. Robię wszystkiego po trochu.

- A, co tam jest? - wskazał na wrota labiryntu.

- Nie powinnam ci tego mówić, bo mi zakazano, więc ode mnie się tego nie dowiesz. Jedyne, co teraz musisz wiedzieć to, to że nie wolno ci tam wchodzić.

- A oni? - zapytał o biegaczy, którzy właśnie stamtąd przyszli.

- To Zwiadowcy. Oni jedyni mogą tam wchodzić. Co tam robią, dowiesz się w swoim czasie. A teraz idź się porozglądaj albo rób, co tam chcesz. Ja idę, pa!

-Cześć! - pomachaliśmy sobie i oddaliłam się od nowego. W sumie to nie miałam nic do roboty, ale z nudów postanowiłam się przejść. Nogi poniosły mnie dosyć blisko murów. Nie lubiłam przy nich przebywać, bo były przy wrotach, a ja nie zbliżałam się do nich. W ogóle, ale teraz coś mnie tam ciągnęło. Szłam wzdłuż nich, aż zatrzymałam się przy wrotach. Stałam około dziesięć metrów przed nimi. Patrzyłam w głąb labiryntu nieprzytomnie, ale w środku rozmyślałam, co tam jest. Lekki wiatr powiewał moje krótkie włosy, ale nie zwracałam na to uwagi. Wszystko było tam betonowe lub porośnięte bluszczem. Byłam jak zahipnotyzowana. Nawet się nie zorientowałam, że podchodzę do wyjścia ze Strefy. Nic nie było dla mnie ważne oprócz labiryntu, tej tajemnicy, która nas tu trzyma. W tle, jakbym była pod wodą, słyszałam pretensje innych do Njubi. Czułam też, że ktoś do mnie podchodzi, ale nie rozumiałam, co mówi. Kiedy już miała przekroczyć wrota coś mną szarpnęło do tyłu i znalazłam się przed Minho, który mną potrząsał, ale wciąż byłam otępiała. W końcu nagle zapadła ciemność, a po niej mój sen, ale tym razem nie byłam już w środku korytarzy, a wyszłam ze Strefy. Za mną były płomienie, wystraszeni chłopcy i Bóldożercy. Dalej działo się dokładnie to samo, co we wcześniejszych snach...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro