Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.

Witajcie moi drodzy czytelnicy! Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba! Już nie długo pojawi się kolejny, więc bądźcie przygotowani na dalsze dreszczyki emocji!

01.11.2019 



- Jak to wam się schował?! - wrzeszczał ściekły do czerwoności Kuro. Trzech strażników coraz bardziej pociło się ze stresu. Nie łatwo było im wydusić, że pozwolili uciec dla Kuso z pokoju. Szczerze, żaden się tego nie spodziewał, iż pójdzie mu to tak łatwo. Teraz za swoją nieuwagę musieli zapłacić wrzaskami, a potem... Nikt nie wiedział, co będzie potem.

- Znajdzie się, nie jest ze szkła żeby mógł w każde tło się dopasować. - mruknęła lekko poirytowana zachowaniem narzeczonego Tamashi. Mężczyzna przewrócił oczami, nie przyznając jej racji. Fakt - nie był ze szkła, ale to nie zmieniało tego, że jeszcze go nie znaleźli. Jego wróg szwenda się nie wiadomo gdzie po zamku.

- Miejmy nadzieję, że nie uciekł na zewnątrz... Kamery go nie zarejestrowały, ale... - zamyślił się nad resztą słów. Pokręcił głową, po czym ręką kazał im wyjść. Kiwnęli szybko głowami i popędzili do drzwi żeby bardziej nie irytować władcy. - Idź z nimi.

Dziewczyna pokręciła głową z niezadowoleniem. Miała ochotę, po ciężkiej walce, czmychnąć do wanny z ciepłą wodą, dodać do niej olejek nawilżający i siedzieć w tej ciszy co najmniej z godzinę, relaksując się. Miała dość na dzisiejszy dzień przygód, tych mniej i bardziej przyjemnych. Wojna dopiero się zaczęła a ona już miała dość całego tego harmideru oraz niewiadomych. Dalej nie dowiedziała się, po co tutaj siedzi ten Kuso. Najpierw zakładała, że będzie zakładnikiem, jednak później granato włosy zdradził, że on jest przeznaczony do wyższych celów, lecz do jakich - już nie zdradził. Ma być to niespodzianka dla całego kraju, a następnie wszechświata.

- Dobrze. - odparła krótko. Powolnym krokiem wyszła z sali tronowej. Czuła jak pod wpływem ruchu jej długie różowe włosy falują. Uwielbiała to uczucie, miała wrażenie, że umie latać.

Odlatuje od tych wszystkich problemów daleko stąd. Dociera do małej chatki w lesie, gdzie czeka na nią kochający mąż i mała gromadka dzieci, które latają po całym domu psocąc. 

~~~

- Wyglądasz na takiego chuderlaka... Mamusia słabo Cię karmiła... - mruknęła kobieta przy kości. Reszta kuchareczek uśmiechnęło się skromnie w jego stronę jakby był ze złota. Jak na swój wiek ważył w sam raz, tak to ujmowała zawsze Runo, no nie licząc sytuacji złości gdy wydzierała się na niego, że w swoim życiu nigdy nie spotkała takiego żarłoka oraz grubasa. Szczerze, w zamku nie było nic szczególnego do jedzenia, co też człowieka zachęcało do konsumpcji. Chociaż to co Dan dostawał nie wyglądało tak źle - porównując do dań stojących za paniami.

- Moja mama zawsze musiała robić dużo jedzenia. Jestem łakomczuchem. - uśmiechnął się, a kucharki delikatnie się zaśmiały jak młode nastolatki. Dwadzieścia kobiet przybliżyło się do chłopaka. Niska szatynka przewróciła oczami. Zaskoczyła z krańca blatu kuchennego.

- Fajnie wszystko, szklanka gładka. - zaczęła Mitsushi, która została wypchnięta na sam koniec tłumu. Widząc, że kobietki mają na nią wywalone kontynuowała. - Ale Daniel ma ważne zajęcia do wykonania. Lepiej zajmijcie się dalszą pracą, zanim jeszcze jest czas.

- A ty przynosiłaś pudła, Mitsi? - odgryzła się najstarsza ze zgromadzonych, nie spuszczając wzroku z Kuso. - Przecież trzeba wykonać swoją pracę na czas.

- O to się nie martwcie! Możesz iść i zobaczyć na własne oczy, że zadanie wykonane w stu procentach! - dziewczyna artystycznie poprawiła fartuch dumnie. Czuła chwilową wyższość nad " koleżankami" z pracy, które często odnosiły się do niej z wrogością. Jako najmniej pracująca z całego zamku była uważana za niski podmiot. Szaro włosa cmoknęła niezadowolona z biegu zdarzeń. Wróciła wzrok do chłopaka, któremu coraz bardziej przeszkadzały dziewczyny wokół obecne.

- Wpadnij do nas jeszcze, przystojniaku...

- Może kiedyś! - wrzasnął chłopak na koniec, uciekając z centrum uwagi a to nie było łatwe zadanie przebrnąć przez tabun zauroczonych dziewczyn.

Kiedy tylnym wyjściem wyszedł na zewnątrz budynku, letnie powietrze automatycznie dostało się do jego płuc. Tęsknił za tym uczuciem. Wkurzał go już gęsty tlen, będący w zamku.

Przejściem dostali się do boku wielkiego tarasu. Drewniana struktura z wielkimi otworami, żeby mieć dostęp do flory planety Iris - niskie drzewka usadzone w rzędzie a po między nimi kilka małych rabatek z kwiatami różnych barwy. Drzewa idealnie do niech się dopasowywały - liście nie były typowe co Ziemskie, rośliny mieniły się kolorami tęczy. Sufit zrobiony był z prześwitującego włókna. Z belek podtrzymujących strukturę dachu, wisiały kolorowe chustki. Na przeciw go znajdowały się w równych odstępach od siebie trzy ogromne żyrandole, które dzięki mieniącemu się materiałowi, mieniły się niesamowicie. 

- One nie są przypadkiem za nisko...? - mruknął, przyglądając się im uważniej. Fakt były dość nisko podłogi, ale na tyle wysoko żeby pod nimi przejść. 

- Tak sobie zażyczył król Kuro. - odparła dziewczyna. Po jej minie można było wywnioskować, że wcale jej to się nie podoba. - Wrócę się na chwilę do kuchni po wodę, tobie też przynieść? Albo może kawy, herbaty? 

- Może być kawa. - odwrócił się do niej, posyłając szeroki uśmiech. Mitsushi zniknęła zza drzwiami.

Kuso odetchnął z ulgą. Szatynka wydawała się w porządku w stosunku do jego osoby, ale musiał sam wrócić do domu. Teraz była to jedyna okazja aby zmyć się niezauważonemu. ruszył przed siebie, kierując się do największych drzwi. 

- Tutaj jesteś mały szatanie wentylacyjni! - zszokowany odwrócił się przodem do różowo włosej, która mierzyła do niego złowrogo ręką, pokazując swoje niezadowolenie. 

Dan ruszył do biegu zanim tego nie poczyniła Tamashi. Modlił się w duchu, żeby jak najszybciej dostać się do drzwi. Teraz nie było odwrotu ani miejsca na kryjówkę - pełen spontan. Los jednak pokerową inaczej - trzech strażników wyleciało na taras przez wcześniej wspomniane drzwi. Brązowo włosy przeklną wściekle, szukając sobie ratunku. Dłużej nie zastanawiając się nad planem jaki zaświtał mu w głowie - chwycił się za ostatni żyrandol. Lekko zdezorientowani wojownicy ruszyli na niego. Kuso w nerwach jak akrobata, rozpoczął bujanie się do przodu i do tyłu.

- No łapcie go! - usłyszał z tyłu wrzask dziewczyny.

Łańcuch podtrzymujący konstrukcję pęk - a Daniel razem z nich na strażników. 

- O ja pierdole! - krzyknął gdy tylko upadł na ziemię. Poturlał się kawałek od odłamków szkła oraz leżący mężczyzn. Syknął, gdy ból przeszył jego ciało - ostre kawałki wbiły mu się w nogę poniżej kolana. Krew spłynęła z nogi po drewnianej podłodze, aby trafić na szczerby między deskami. Opadł całkowicie z sił, lecz dalej próbował biec, a nawet iść do drzwi, które były tylko na wyciągnięcie ręki. Upadł ciężko na ziemię. 

To koniec. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro