VI
Mijały dni, a chłopcy wciąż nie przychodzili. Jednak nie było kompletnie nudno. Wkurzanie Teresy stało się moim ulubionym zajęciem. W sumie to jedynym... Ale i tak kocham to! Niestety, z chyba czterdziestki dziewczyn tylko ja jej się stawiałam, a reszta była jak takie pieski na wszelakie rozkazy. No prawie cała reszta. Sonja i Harriet się nie dawały za bardzo, ale specjalnie też nie dążyły do dowództwa, a szkoda, nadawały się. Znaczy ja tego nie pragnęłam, ale wyobrażam sobie na tym miejscu kogoś innego, prawie wszystkich prócz "przyjaciółki" Thomasa. No cóż, tyle się działo w realiźmie, ale została jeszcze fikcja. Śniło mi się każdej nocy coś dziwnego. Po prostu stojące metalowe pudła, w okół panowała straszna burza z śmiercionośnymi gromami. Kiedy już miałam ujrzeć, co się znajduje w środku, to... burze z zewnątrz mnie budziły. Jak ponownie zasypiałam to miała kolejny sen. Byli w nim moim przyjaciele i uciekali przed burzą. Widziałam śmierć Winstona i innych. Na końcu tej pokazywało mi się porażenie Minho i w tym momencie budziłam się zlana zimnym potem. Na szczęście nie krzyczałam, bo nasza "pani", by ze mnie drwiła. Może piątego dnia naszej egzystencji w tym purewskim domku stało się coś ciekawego! Teresa się stresowała. Ponieważ miała za zadanie... zadanie. Nie wiem, o co chodziło, ale domyślam, że zobaczymy sobie chłopców. Czekałyśmy do wieczora. Następnie Tereska wyszła na chwile, a później znowu weszła do pierwszego pokoju od wejścia. My siedziałyśmy i miałyśmy nie podsłuchiwać. Dziewczęta spełniły polecenia, ale jako "Buntowniczka" (tak mam napisane na karku) nie posłuchałam się. Po tym wszystkim nie wiedziałam już o co tej dziewczynie chodzi! Podsluchałam jej durną rozmowę z Thomasem i no myślałam, że padnę. Raz go lubi, drugi go nienawidzi, trzeci go całuje! Co za kretynizm to wszystko. Spojrzałam za widok za oknem i ujrzałam, że niedaleko jest moja ekipa! Uśmiechnęłam się szeroko i pomyślałam, że chciałabym ich zobaczyć z bliska... I chyba to się uda! Nie mam zamiaru siedzieć tu i słyszeć biadolenia tej idiotki. Po kryjomu wzięłam plecak i zeszłam na niższe piętro. Teresa stała przy stole i gapiła się na świeczkę z zamyśleniem. Postanowiłam to wykorzystać. Otworzyłam cicho okno i przez nie wyskoczyłam. Stanęłam na suchym podłożu i zaczęłam biec. Obejrzałam się za siebie po jakiś 100 metrach i zobaczyłam przepiękną minę wściekłej Teresy stojącej w futrynie drzwi. Pokazałam jej ładnego paluszka i pognałam najszybciej jak tylko mogłam. Byłam może ze sto metrów od chłopaków i zauważył mnie ktoś. Zbliżyłam się już wolniej i rozpoznałam Patelniaka!
- Patelniak, przyjacielu! - pomachałam mu bardzo szczęśliwa.
- Malia? - przyjrzał mi się. - Malia! - ryknął radośnie.
Podbiegliśmy do siebie i przytuliliśmy mocno. Z powodu tego, że był wyższy, to mnie podniósł i okręcił. Przyglądała nam się reszta i po chwili z nimi też zaczęłam się witać. Widać było, że dawno nie mieli powodu do uśmiechu. Jak zobaczyłam Newta, to nawet popłakałam się ze szczęścia. Wskoczyłam mu na szyję tak, że prawie się przewróciliśmy.
- Martwiłam się... Tak strasznie się martwiłam, że szczurowaty wam coś zrobi- szeptałam mu do ucha, łkając.
- Ja, Patelniak, Tommy, Winston i Minho odchodziliśmy od zmysłów, bo zabrali nam cię, nic nie chcieli powiedzieć... - odszepnął.
- Gdzie Minho?
- Pobiegł za rozhisteryzowanym Tommy'm - wyjaśnił tak, jakby mówił o pogodzie.
- Chodźcie, trzeba biec za nimi. Po za tym... zbiera się na burzę.
- Ogay - odparli Newt i Patelniak jednocześnie.
Biegliśmy za przyjaciółmi z jakieś pięć minut zanim w ogóle zaczęliśmy ich doganiać. Po dziesięciu dotarliśmy, w końcu. Byłam pamięta. Newt wziął Tommy'iego na stronę, a Minho zaczął sprawdzać stan prześcieradeł (były ważne, bo chroniły przed słońcem) i innych rzeczy, jak np. jedzenie. Miasto, które niedawno oglądałam z daleka, teraz znajdowało się o wiele bliżej. Były to trochę ruiny, ale widziałam światła. Patrzyłam tak w tamtą stronę, aż nie usłyszałam tego głosu, którego mnie tak brakowało.
- Kim jesteś? Co robisz z moimi przyjaciółmi? - odwróciłam się i uśmiechnęłam szeroko.
- Dołączam do nich - mruknęła z przekąsem, Azjatę zamurowało.
- Ma-malia? Co...? - zająknął się, a w jego oczach stanęły łzy, które nie miały nigdy spłynąć.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - spojrzałam na niego zaniepokojona. On tylko się spojrzał i już chciałam zrobić minę pełną żalu, ale... Przytulił mnie mocno do swojej piersi.
- Nie śmiałem marzyć o takim szczęściu - zaśmiał się i wtulił w moje włosy. Szczęśliwa oddałam uścisk strasznie mocno. - A właśnie! - wyszczerzył się, gdy mnie odsunął. - Musisz poznać nowych! Ej nowi, chodźcie! - krzyknął do dwóch wysokich chłopaków. Podeszli - To jest Aris - wskazał na chudego blondyna - a to Morgan- wskazał na dobrze umięśnionego bruneta. Podałam rękę najpierw Arisowi, a następnie Morganowi. W trakcie drugiego uścisku poczułam dziwne dreszcze, jakbym czegoś zapomniała... Po minie chłopaka wywnioskowałam, że miał tak to samo.
- Malia - uśmiechnęłam się jeszcze, a następnie zwróciłam się do ciemnowłosego. - Mogłabym zobaczyć twój tatuaż?
- Yyy, no dobra- zmieszał się lekko, ale odwrócił się. Odwinęłam kawałek jego koszulki i przeczytałam... "Buntownik". - A mogę zobaczyć twój?
- Tak -odwróciłam się i przeczytał mój przydomek na głos.
- "Buntowniczka". Tak jak ja - zaśmiał się.
- Ja mam przywódcę - prychnął Minho wyraźnie urażony tym, że nie zwróciłam na niego uwagi.
- Pff, a to dobre - prychnęłam śmiechem.
- A wątpisz?! - oburzył się.
- A skąd! - podniosłam ręce w geście obrony.
- I tak wiem, że według ciebie jestem najlepszy - uśmiechnął się zawadiacko.
- I frytki do tego - prychnęłam i spojrzałam na horyzont. - Co robimy?
- Zorganizujemy nocleg. Taki był plan, ale pan Thomas musiał popruć jak najdalej.
- Idźmy dalej - powiedziałam razem z Morganem.
- Jesteśmy padnięci - odezwał się Patelniak.
- Ale to niebezpieczne - powiedziałam.
- Zbliża się burza - oznajmił buntownik.
- Nie i koniec - zakończył twardo Minho i poszedł spać.
Postanowiłam ich pilnować i w razie co, obudzić. Na ten sam pomysł wpadł brunet. Po jakiejś półgodzinie usłyszałam grzmoty. Obejrzałam się i były stanowczo za blisko! Złapałam z Morganem kontakt wzrokowy i "powiedzieliśmy" sobie wzajemnie, by wszystkich obudzić. Robiliśmy to z prędkością światła, ale i tak za wolno. Po chwili wszyscy już biegli i unikali spotkania z gromem. Nie było to takie proste. Biegłam obok, już lekko poturbowanego Winstona i nagle... grom walnął centralnie na niego, tworząc krater.
- Winston! - krzyknęłam załamana. Chciałam do niego podbiec, ale...
- Już mu nie pomożesz- powiedział Morgan i pociągnął mnie w stronę miasta. Słyszałam jak błyskawice trafiają innych, ale jak chciałam się obejrzeć, to chłopak odwracał mi głowę. W oczach stanęły mi łzy, było to straszne... Biegliśmy może z dziesięć minut i do miasta zostało nam naprawdę niewiele. Przed nami biegł Minho, Thomas i Newt. Myślałam, ze już z takim składem jaki był aktualnie dobiegniemy, ale... Pomiędzy Azjatą, a Thomasem... Walnął grom. Tego drugiego tylko ogłuszyło, ale pierwszego... Nie walnęło, ale stał w polu rażenia.
-Minho! - krzyknęłam i podbiegłam do niego, a następnie przyklęknęłam. Miał strasznie poniszczone ubrania, poparzoną skórę i lekko sfajczone włoski. Syczał i jęczał z bólu. Chłopaki go wzięli na ręce i biegliśmy do najbliższego budynku, jaki tylko był. Jeszcze zaczęło ostro lać. Po paru minutach ostatni chłopak jaki wszedł, zamknął drzwi chyba od sklepu i byliśmy bezpieczni. Obolali położyliśmy się i powoli układaliśmy do snu. Oparłam się o ścianę przy Minho i lekko wzięłam jego głowę na swoje kolana. Starał się nie wydawać dźwięków, ale czasem syknął z bólu. Patrzyłam na niego troskliwym wzrokiem i lekko głaskałam po włosach. To go w jakiś sposób uspokajało. Kiedy już nie kontaktował, to sama też zapadłam w głęboki sen...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro