31. ( MARATON 3/4 )
* Shun,Marucho and Dan * ---> mój ulubiony amv, wpiszecie to to wyskakuje pierwsze ( autor: хх ДжеДэль хх )
Dzisiaj taki krótszy rozdział, ale bardzo ważny! Mam nadzieję, że się spodoba.
Myślicie, że Dan się przeliczył?
Do jutra!
Narada wszystkich planet trwała w najlepsze. Kuso westchnął ciężko, czując że powoli traci chęci na dalsze rozmowy. Spojrzał się na towarzyszy, widząc na ich twarzach zmęczenie był pewien, że to trwa stanowczo za długo. Może o plan mieli prawie idealny, lecz zawsze ktoś musiał znaleźć jakiś problem - to komplikowało wszystko.
Siedzieli na Vestalii w sali obrad już z dobre dwie godziny. Mieli wrócić po jednej a zapowiada się dłuższa przesiadówa.
Fakt, że siedzieli koło wielkiego prostokątnego stołu na miękkich fioletowo-bordowych fotelach, ale i no wydawały się powoli niewygodne. Jeszcze ten ciemno szary kolor ścian robił gęściejszą atmosferę.
- Jestem tego samego zdania aby Młodzi Wojownicy zostali jednak trochę z tyłu. - przyznał rację Renowi jeden z generałów Gundaliańskich flot. - Dan Kuso nie będzie tak rzucał się w oczy.
- Ale oni są dość silny atakiem i obroną. - wciął się jeden z dowódców flory Vestalii. Widząc, że nikt nie zwraca zbytnio uwagi na jego spostrzeżenia. Walną ręką o drewniany stół z dość dużą siłą. Wszyscy ucichli, przyglądając mu się. Starzy mężczyzna kontynuował dalej. - Bez nich na przodzie od razu padnie pierwsza oraz druga fala! To będzie totalny absurd!
- Jeżeli Dan z Drago będą na przodzie natychmiastowo zwrócą na siebie uwagę. - wtrącił Spectra, który siedział pomiędzy Maruchem oraz Gusem. - Nie oto nam chodzi. Chcemy pojmać Kuro a nie wystawiać ich na pole rażenia. Przecież mówiliśmy o tym, że na pewno chcą znów pojmać Kuso. Takim działaniem tylko to ułatwimy.
- Ale wciąż to goni absurd!
- Wszystko zostało już dawno uzgodnione-
- Wiemy. - odparł twardo. Surowym wzrokiem spojrzał się na każdego Młodego Wojownika zaczynając od Gusa kończąc na Danie. Przytrzymał na nim wzrok. - Wierzę, że wasz dowódca jednak przyzna mi rację co do tej kwestii. Nie chcemy więcej ofiar.
Wszyscy w sali wlepili wzrok w Kuso oraz siedzącemu mu na ramieniu Drago.
Dragonoid ukradkiem spojrzał się na partnera, czekając co powie. Sam nie był do końca pewien co ma już mówić na obronę. Z jednej atak z ukrycia był bardzo dobrą rzeczą. Byłby spokojny o Dana oraz o całą resztę. Nie martwił by się tak, że znów kogoś straci. Z drugiej strony nikt nie chciał więcej ofiar, a na pewno trzeba będzie czekać aby chwycili haczyk na sto procent przez to czas będzie mijał a zarazem poleje się krwi.
Daniel spojrzał się na partnera i przez chwilę uchwycili kontakt wzrokowy.
Znali się tyle lat.
Przeżyli tyle bitew, wojen. Klęski oraz zwycięstwa.
Teraz ich więź znów był mocna.
- Oczywiście, że z tym się zgadzam. - przyznał po krótce. Shun z Marucho delikatnie wychylili się aby widzieć jego twarz. Zaczęli nawet się zastanawiać czy nie włączyć się do dyskusji. - Ale myślę, że nasza jawna obecność tylko go ucieszy.
- Czyli? - założył ręce na piersi.
- Jeżeli zobaczą, że nas nie ma. Może nie będą tak mocno się starać. Nasz atak z zaskoczenia lepiej zadziała niż to, co pan proponuje. - dokończył bakugan, wskakując na stół. Zaraz reszta ferajny też dołączyła do niego.
Mężczyzna podrapał się po głowie.
- Uważam, że i tak to słaby pomysł. Niestety nic nie zdziałam. - rozłożył bezradnie ręce. Znów spojrzał się na Kuso z gniewem. - Abyś się nie przeliczył, Danielu Kuso.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro