Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.

Ohayo ludziska! 

Jak wam mija czas kwarantanny? Na spokojnie czy warujecie z nudów? Macie jakieś sposoby na nudę? Jeżeli chcecie pochwalcie się nimi w komentarzach! 

Nie ma to jak zabranie prądu w szczycie weny! Ale nic na to nie dało się zrobić... Dlatego rozdział jest tak późno. Mam nadzieję, że i tak wam się spodoba! ( Przy okazji przepraszam za wszelkie błędy, bo sprawdzałam go na szybkoo! ). 

Do następnego! 

10.04.2020 rok

Różany ogród w ciemnościach wydawał się strasznie duży, chociaż wielu przybyszy przybywających do bazy Wojowników uważało, że był przeogromny. Teraz po mimo małych lampek powbijanych w ziemię koło brukowych alejek można byłoby się w nim zagubić na kilka minut. 

- Wybacz, że nie porozmawialiśmy od razu, ale...

- Wiem Drago. Obowiązki... - mruknął, nawet nie odwracając się do przyjaciela. Ugryzł się w język aby nie palnąć ostrej głupoty na samym stracie. - Nie można ich teraz przekładać. 

Dla Dragonoida znalezienie Daniela zajęło sporo czasu. Nawet zaczął się bać, że coś mu mogło się stać. Przecież nie dawno wrócił, a jego ponowne zniknięcie na pewno mocno złamałoby drużynę. Dopiero gdy ujrzał siedzącego na schodkach altany zakapturzonego chłopaka odetchnął z ulgą. Podleciał trochę bliżej. 

- Nie powinieneś siedzieć na schodach o tej porze. Jeszcze się przeziębisz.

- Drago, jest lato, ciepło. Błagam. - nie słysząc żadnej odpowiedzi a czując palący wzrok na plecach, westchnął głośno. - Okej, okej... 

Powoli wstał na równe nogi. Lekko zestresowany odwrócił się do partnera. Dan stwierdził od razu, że Drago nie zmienił się ani trochę przez te dwa lata. Był dla niego dalej starym kumplem, który nie dawno wrócił z dwu dniowej delegacji a nie dwóch lat pobytu na rodzinne plancie. Czuł prześwitujący wzrok na sobie, ale ku jego zaskoczeniu bakugan Pyrusa nie odezwał się ani słowem w jego kierunku tylko kiwnął głową i ruszył w drogę do drzwi. Bakugan zatrzymał się gdy nie usłyszał stukotu butów za sobą. Odwrócił się z powrotem do brązowo włosego.

- Dan? Wszystko okej? 

Było dobrze czy źle? Męczył się przez kilka dni nad całą sytuacją - o ich przyszłości i zamiarach. Teraz stał jak osłupiały nie wiedząc co ma w ogóle powiedzieć. 

- Daniel? 

Został porwany, żeby dłużej tam został, pewnie byłby torturowany a w najgorszym przypadku już zabity. Myślał o nim cały czas. Tęsknił, płakał cicho nawet, że był już dwudziestoletnim mężczyzną. Obwiniał siebie za stan rzeczy. Zły zacisnął dłonie w pięści.

- Daniel, powiedz coś do cholery!

- Co ja mam Ci powiedzieć?! Jest zajebiście, polują na mnie i partner, które traktuje jak brata udaje, że mnie nie ma! Jesteś na mnie zły czy jak?! 

- Ja mam być zły?! - zapytał zdziwiony. - Wcale nie udaje, że Cię nie ma!

- Jesteś zły, że musiałeś przylecieć do mnie tak?! 

- Niby ja?! Nie zachowuj się jak gówniarz Danielu! Źle się czujesz czy jak?! - podleciał od niego bliżej. - Nigdy nie byłem na ciebie zły! Nie rozumiem co masz na myśli! 

- JESTEŚ NA MNIE ZŁY ŻE NAMIESZAŁEM CI W ŻYCIU?! NO POWIEDŹ TO! 

Bakugan na chwilę baraniał.

- Co? Nie! Nic się przecież nie stało! Sam chciałeś żebym wracał do domu! Dlaczego teraz uważasz, że jestem zły? 

- Musiałeś wybierać, a ja Ci w tym nie pomagałem! - odparł zły na siebie. Pokręcił głową, sam nie wiedział czy postępuje dobrze czy jednak się myli, ale gdy poczuł małe łapki na prawej dłoni szybko ją zabrał. - Muszę coś przemyśleć. Sam na sam. 

Drago mruknął po nosem ciche " Ok" i powoli odleciał do wyjścia. Kiedy był już przy nich odwrócił się do chłopaka, który dalej stał w niezmienionej pozycji. Pokręcił głową, odganiając złe myśli na bok. Był po prostu zmęczony nic więcej się nie dzieje.

Zniknął za szklanymi drzwiami. 

Dan usiadł ciężko na drewnianym krześle koło stolika.

Z-J-E-B-A-Ł i miał tego ogromną świadomość. Zamiast pogadać na spokojnie - rzucił się jak dzika małpa na wybiegu. Zbyt dużo się działo wokół niego, a i tak ze wszystkim szarżował. 

- Jestem Boginią, będę okrywać Cię troską jak każdego innego śmiertelnika...

Odwrócił się za siebie. Głos skądś kojarzył, nawet dobrze, ale sylwetkę właściciela dokładnie już nie. Kiedyś się spotkali. Był pewnie, ale gdzie dokładnie? Oparł prawą dłoń o czoło. Umysł ze zmęczenia po prostu płatał mu figle. To wszystko. 

- Skoro nie śpisz, możemy porozmawiać Danielu Kuso? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro